środa, 10 sierpnia 2016

06

(Mariusz)
-Więc opowiadaj, która Ci tak zawróciła w głowie?
-Kojarzysz te dziewczynę, z którą dzisiaj jechałem do szpitala?
-Ta na czarno?
-Tak...
-Nie gadaj, że zakochałeś się w zakonnicy... - aż oczy wyszły mu prawie na wierzch.
-Skąd o tym wiesz?
-Chłopaki coś mówili, ale dlaczego akurat ona?
-Bo ja wiem, ale ona nie jest jeszcze zakonnicą, ma wątpliwość...
-Co?
-No...
Opowiedziałem mu o wszystkim od tego co zaszło podczas wizycie w tym szpitalu u dzieciaków, aż do dzisiaj. Rozmawialiśmy o niej dosyć długo. Jednak złożyło nas spanie, ale stwierdziliśmy, że powinienem z nią się spotkać i porozmawiać szczerze.Położyliśmy się spać. Rano wstałem i zrobiłem nam śniadanie. Zjedliśmy, napiliśmy się kawy i Marcin pojechał do siebie, bo za jakieś 40 minut mamy trening. Poszedłem się ubrać i potem poszedłem się spakować na trening. Wsiadłem do samochodu i pojechałem na hale. Przywitałem się z kolegami i poszliśmy na siłkę. Potem udałem się do sklepu, by zrobić zakupy i do domciu. Chwyciłem telefon i wykręciłem numer do Poli. Usłyszałem jakiś mrawy głos.
-Tak?
-Hej, obudziłem Cię?
-Nie, nie... Nie dawno wstałam i teraz próbuję się wyczołgać z kołdry.
-Jak dopiero wstałaś? Nie za wygodnie Pani?
-Wiesz co, jakbym nie miała tego gipsu, to by było super... Ale co się stało?
-Mam propozycję, co Ty na to bym Cie zabrał na wycieczkę?
-A gdzie niby?
-A tego to już Ci nie zdradzę.
-Yhm... Rozumiem. No dobra, to tak za godzinkę? Wiesz była bym wcześniej, ale ta noga mi nie ułatwia.
-No jasne, jak będziesz może już gotowa to puść mi strzałkę, co?
-No dobra. To do zobaczenia.
-No pa.
Kiedy się rozłączyłem zacząłem pakować potrzebne rzeczy i czekałem na niej telefon.
(Pola)
No to spałam sobie spokojnie, bo dopiero zasnęłam tak ok. 4. Cały czas myślałam o nim. Może Marysia na rację, że nie powinnam tak ze wszystkiego rezygnować. Nie wiem. Ze snu wyrwał mnie telefon. To był Mariusz. Zaproponował spotkanie, może powinam spróbować zaczać wszytsko od nowa? Dobra nie ważne. Wstałam i ubrałam się. Poszłam do kuchni, by zrobić nam śniadanie, ale ono już na mnie czekało, a przy stole siedziała Maryśka.
-Cześć-powiedziałam nie za głośno.
Ona się obróciła i zachłysnęła się kawą. Wstała i ją wypluła do zlewu.
-Co Ci się stało?
-Ale co?
-No nie masz czarnych ciuchów?! Masz normalne krótkie spodenki i koszulkę... Wytłumaczysz mi to?
-Tak... Chce jeszcze raz spróbować, masz rację. Nie powinnam skreślać wszystkiego tak od razu. Powinnam wszystko jeszcze raz rozpocząć.
-W końcu zmądrzałaś. Chodź siadaj na śniadanie. A ja będę się zbierać, bo muszę gdzieś iść.
-Czyżby chodziło o takiego jednego przyjmującego?
-A może...
-Spoko, potem opowiesz mi jak było...
-A Ty nigdzie się nie wybierasz?
-A może i się wybieram...
-Z kimś, czy sama?
-A może z kimś, a może sama- walnęłam głupim uśmiechem.
-Czyżby ten ktoś to był tutejszy środkowy?
-Może, a nie wiem...
-Jasne, jasne... Opowiesz mi potem.
-Zobaczymy...
-Dobra i tak opowiesz... Więc siadaj i jedź, a ja idę... Do zobaczenia później.
-Tylko mi tam spokojnie, bo ja ciocią jeszcze nie chce zostać...
-Nic nie obiecuję.
-Wariatka...
-Ale jedyna w swoim rodzaju.
-Oj wiem o tym...
-Pa...
-Pa.
Więc zjadłam pyszne kanapki,a potem poszłam się ubrać i zadzwoniłam do Marcyniaka. Ubrałam na sandałka i zaczęłam schodzić. Kiedy wychodziłam, akurat przyjechał. Pomógł mi wejść i zawiązał mi oczy opaską.
-Jak niespodzianka, to niespodzianka, więc nie wolno podglądać.
-Jeśli muszę.
-No musisz, musisz...
-Głupek...-powiedziałam cicho.
-Słyszałem.
-I miałeś.
Wyszczerzyłam się, a potem poczułam coś na moich ustach. Na początku się zdziwiłam co to jest, ale kiedy poczułam w dłoniach twarz Mariusza, to już się rozluźniłam. Oderwał się od mnie. Skradł mi buziaka i zapalił auto.
(Mery)
Kiedy się obudziłam Pola jeszcze spała. No w sumie nie wiem kiedy poszła spać... Więc wstałam, zrobiłam śniadanie i zaparzyłam życiodajny napój z kofeiną do, którego dodałam mleko i cukier... Teoretycznie byłam umówiona na kawę, ale nie chciałam spowodować wypadku drogowego. Dałam na stół talerz z kanapkami dla Polci, bo ja byłam w stanie wdusić jedynie w siebie tylko jedną. Zawsze denerwowałam się przed takimi spotkaniami, a po tym co się stało wczoraj, to już w ogóle. Myślałam, że zwymiotuje. Czułam jak mi się skręca wszystko od środka.
Siedziałam i patrzyłam na Bełchatów, aż tu nagle usłyszałam ciche "Cześć". Odwróciłam się i myślałam, że zachłysnę się kawą! Polcia była ubrana w krótkie, jasne spodenki i białą koszulkę na ramiączkach!!! Cały napój zawarty w moich ust wypluła do zlewu, żeby się nie udusić.
Po krótkiej wymianie zdań dowiedziałam się, że da jeszcze jedną szansę i zawalczy o studia i zrezygnowała z zakonu. Mówiłam, że tak będzie. W głębi duszy dziękowałam Bogu, że zesłał na nią opamiętanie. Chwile pogadałyśmy i poszłam do samochodu.
Droga mi się nie miłosiernie dłużyła... Bałam się. Najzwyczajniej w świecie się bałam. Nie chciałam do siebie dopuszczać myśli, że coś do kogoś czuję, a zwłaszcza do jakiegoś chłopaka... Miałam ogrom czasu, więc pojechałam jeszcze na cmentarz.
Przeszłam przez alejkę i napotkałam to czego szukałam. Grób rodziców, a obok niego grób mojego brata... Wszystko powróciło jak bumerang.
Strzepałam jakieś liście, które były na nagrobku i usiadłam na marmurowej ławeczce przy grobie. Przeczytałam w myślach co tam było było napisane.
Sandra Michalina Gołaś-Błaszczyk ur.4.03.1960 zm. 11.07.1997 r.
Adrian Rafał Błaszczyk ur.11.08.1958 zm. 11.07.1997 r.
"Pan jest pasterzem moim, niczego mi nie braknie [...] Choćbym  nawet szedł ciemną doliną, zła się nie ulęknę boś ty ze mną..."
Po policzku spłynęły mi łzy... Przeczytałam drugi nagrobek.
Arkadiusz Bartosz Błaszczyk ur.24.10.1983 zm. 18.07.1997 r.
"Jeśli na boisku czujesz się jak ptak, to poczuj, jak wspaniale jest latać, i fruń jak najwyżej po marzenia..."
Kolejne łzy. Wspomnienia po moim i jego ukochanym chrzestnym... Po ich śmierci tylko Arczi do mnie przyjeżdżał, ale ze względu na to, że był siatkarzem, zabierał mnie jedynie na kilka dni do siebie i swojej narzeczonej Agi... W sumie, teraz Aga to moja jedyna prawna rodzina, ale ja nie chciałam zostawiać Poli samej w bidulu...
Do dzisiaj pamiętam jak Arczi wygłaszał mowę na ich pogrzebie. Jak mówił ten cytat, który jest na grobie mojego brata. To był cytat środkowego, który powtarzał zawsze mnie i mojemu bratu... Do dzisiaj pamiętam jak mu mówiłam, że ma poczekać jeszcze jeden dzień z wyjazdem do Włoch. Przeczuwałam, że coś się stanie. I tak w wieku 13 lat straciłam całą rodzinę... Po śmierci rodziców został mi tylko on, a 16 września zostałam sama. Pamiętam jak rano przyszła policja do bidula. Kiedy zapytali o mnie dyrektorka nie chciała wierzyć, że coś zrobiłam, Kiedy jednak mi powiedzieli, że chodzi o Arka wiedziałam, że coś jest nie tak... Jak mi powiedzieli, że  on nie żyje, a Aga jest w śpiączce... Mój świat załam się już kompletnie... Nie chciałam z nikim gadać, nawet z Polą. Przez kilka tygodni nic nie chciałam jeść, ani pić... Wyciągnął mnie dopiero z tego Damian. A potem zostawił znowu samą...
Z zamyślenia wyrwał mnie telefon... Nie znałam tego numeru, jednak niepewnie odebrałam.
- Halo?
- Mery? Tu Nico. Gdzie jesteś?- Rozległ się po drugiej stronie telefonu głos przyjmującego. Spojrzałam na zegarek.
- Już jadę, 10 minut i jestem- powiedziałam pośpiesznie kiedy zobaczyłam, że jest 15 minut po czasie.
- Tylko bądź ostrożna, proszę- powiedział z przejęciem Francuz.
- Dobrze, obiecuje- odpowiedziałam, rozłączyłam się i pożegnałam z "rodziną".
Po drodze zobaczyłam jeszcze jeden mały grób. Po policzku spłynęły mi łzy. Otarłam je i wyszłam z cmentarza po czym pojechałam pod kawiarnię.
Nicolas chodził w kółko przed kawiarnią. Był ewidentnie zdenerwowany. Kiedy tylko mnie zobaczył podbiegł do mnie i przytulił z całej siły.
- Już się bałem, że coś się stało- wyszeptał mi do ucha kiedy mnie przytulał.
- Zasiedziałam się po prostu w jednym miejscu- odpowiedziałam po części zgodnie z prawdą.
- To co, idziemy?- Zapytał lekko odchylając się odemnie i patrząc mi w oczy.
W ramach odpowiedzi pokiwałam głową, a Francuz pociągnął mnie w przeciwnym kierunku do kawiarni.
- Nie mieliśmy iść na kawę?- Zapytałam zdezorientowana.
- To była tylko przykrywka, tak na prawdę porywam cię w inne miejsce- odpowiedział przyjmujący posyłając mi oczko.
Znowu jak wczoraj, siedziałam na miejscu pasażera w białym Maserati. Bałam się, bo nie wiem co o tym myśleć. Bałam się, nie wiem czemu... Może temu, że bałam się uczucia, może temu, że boje się poraz kolejny samotności...
- Zamknij oczy- powiedział Nico, a ja spojrzałam na niego wymownie i doskonale wiedział czemu.
- Nicola proszę cię...
- Wiem, że nie cierpisz niespodzianek, ale obiecuję, że nic się nie stanie.
- Nico...
- Proszę, zaufaj mi- ciągnął z miną kota z Shreka.
- Ja ci kiedyś coś zrobię- powiedziałam i zamknęłam oczy.
Poczułam jak zakłada mi jedwabną wstążkę na oczy. Ciężko wypuściłam z siebie powietrze, kiedy wiązał mi ją z tyłu głowy.
- Merci- wyszeptał mi do ucha i pocałował w policzek.
Sądząc po cichym, lekkim śmiechu zauważył, że się zarumieniłam.
Nie wiem ile czasu minęło, bo nie miałam dostępu do telefonu ani zegarka. Myślałam, że wykituję... Kiedy samochód się zatrzymał, kierowca z niego wysiadł, żeby zaraz po tym otworzyć moje drzwi, odpiąć mi pas i wziąć na ręce.
- Nicolas, jestem ciężka, postaw mnie- wyszeptałam kiedy tylko poczułam bicie jego serca przy moim uchu
- Nie chce żebyś się przewróciła, bo jest trochę schodów do tego miejsca- odpowiedział mi przyjmujący.
- To tym bardziej. Ręce ci odpadną- kontynuowałam, ale Francuz nic sobie z tego nie robił.
- Nic mi nie będzie, nie dramatyzuj- powiedział łamaną polszczyzną i poraz kolejny obdarował mnie buziakiem w policzek.
Mogłam jedynie westchnąć nad jego upartością małego dziecka...
(Nicolas)
Tak jak mi powiedział Kevin, ogarnąłem się i następnego dnia czekałem na nią pod umówionym miejscem. Kiedy było pięć po wpół do zacząłem się niepokoić. Kiedy było 40 wysłałem do Mariusza sms'a, żeby wysłał mi jej numer. Kiedy było za piętnaście zadzwoniłem do niej. Bałem się, że coś się stało, albo po prostu zdecydowała, że po tym wczorajszym odpalę nie będzie chciała mnie widzieć... Ale jednak odebrała i przeprosiła, bo jak powiedziała już jedzie i do 10 minut będzie.
Więc jednak przyjedzie... Trochę się bałem. Chodziłem w kółko nerwowo bawiąc się telefonem. Kiedy ją zobaczyłem podeszłem do niej i ją mocno przytuliłem, bo byłem wdzięczny, za to, że przyszła.
Jak się wytłumaczyła, zasiedziała się gdzieś, ale nie chciała powiedzieć gdzie, więc nie drążyłem.
Pociągnąłem ją w stronę parkingu. Była zdziwiona, bo mieliśmy iść na kawę, ale powiedziałem jej, że to tylko pretekst, bo zabieram ją gdzie indziej.
Wsiedliśmy do mojego samochodu.
- Zamknij oczy- poprosiłem ją kiedy tylko zapięła pasy.
- Nicola proszę cię...- powiedziała ściszonym głosem
- Wiem, że nie cierpisz niespodzianek, ale obiecuję, że nic się nie stanie.
- Nico...
- Proszę, zaufaj mi- przerwałem jej robiąc minę Kota w Butach
- Ja ci kiedyś coś zrobię- odpowiedziała i zamknęła oczy.
Wyjąłem z kieszenie jedwabną wstążkę i założyłem ją na jej oczy. Lekko się pochyliłem, żeby ją zawiązać i przez przypadek otarłem się o jej ramie. Nie wiem jak to powiedzieć, ale po moim ciele przeszło coś w rodzaju prądu. Kiedy zawiązałem jej tą opaskę na oczach spojrzałem na nią z uśmiechem.
- Dziękuję- wyszeptałem jej do ucha po Francusku i pocałowałem ją w policzek.
Lekko się zaśmiałem kiedy zobaczyłem jak oblewa się rumieńcami. Coś było na rzeczy i to na pewno...
Jechaliśmy za miasto w pewno miejsce, które poznałem dzięki Kevinowi. Podał mi jak tu dojechać. Miejsce gdzie można myśleć, rozmawiać, płakać, zastanawiać się... Jednym słowem, miejsce dobre na wszystko.
W czasie drogi co jakiś czas zerkałem na nią. Siedziała naburmuszona jak małe dziecko, a kiedy hamowałem trochę mocniej, bo światło się zmieniało, albo coś przede mnie wyjeżdżało chwytała mnie zdenerwowana za rękę.
- Mówiłem, że masz mi zaufać- powiedziałem udając lekko fochniętego. Dziewczyna tylko ciężko wypuściła z siebie powietrze i rozluźniła uścisk mojej dłoni...
Kiedy przyjechaliśmy na miejsce szybko wysiadłem z samochodu i w jednej chwili znalazłem się przy drzwiach pasażera. Otworzyłem je, odpiąłem jej pasy i wziąłem ją na ręce. Była jak dla mnie leciutka, ale jak to każda kobieta, uważała, że jest ciężka i, że ręce mi odpadną. No to trzeba było jej wytłumaczyć, że nic mi nie będzie.
Kiedy przekroczyłem ostatni stopień wszedłem na mostek nad jeziorkiem, koło którego było pełno płaczących wierzb.
Przeszedłem przez mostek i usiadłem pod jedną wierzbą gdzie było takie fajne miejsce między korzeniami. Posadziłem przed sobą Mery, tak żeby siedziała plecami do mnie, żeby mieć najlepszy widok na to miejsce.
- Gotowa?- Zapytałem blondynki.
W ramach odpowiedzi pokiwała głową, a ja zdjąłem jej wstążkę z oczu. Dziewczynę zamurowało, nie wiedziała co powiedzieć.
- Podoba ci się?- Zapytałem niepewnie.
- Czy mi się podoba? Jest cudowne- wyszeptała z niedowierzaniem.- Przecież to wygląda jak raj na ziemi- dokończyła i nie potrafiła nic więcej powiedzieć. Zachwyt odebrał jej mowę.
- Mogę zadać ci pytanie?- Zapytałem niepewnie, a ona odwróciła się i usiadła prostopadle do mnie.
- Jasne- odpowiedziała z uśmiechem
- Jak nie chcesz to nie musisz odpowiadać na to pytanie- zacząłem spokojnie.
- Nicola, o co chodzi?- Zapytała z przejęciem w głosie.
- Mówiłaś, że się zasiedziałaś jak tylko przyjechałaś. Gdzie byłaś?- Zapytałem, a on tylko spuściła głowę.- Jak nie chcesz to...
- Byłam na cmentarzu- przerwała mi nagle z wzrokiem utkwionym w jeziorku.- Byłam na grobie rodziców i mojego brata.
- Nie widziałem.
- Zginęli w wypadku, tak jak już ci mówiłam. Za każdym razem kiedy tam jestem, czuje ich obecność, a tego najbardziej potrzebowałam- dokończyła i na jej policzku zobaczyłem łzę, odrazu ją otarłem.-Kiedy miałam pięć lat, zginęli... A kiedy miałam 13 lat zginął mój kuzyn, który podtrzymywał mnie po stracie reszty rodziny. Kiedy on zginął, nie potrafiłam się pozbierać. Do ładu dopiero postawił mnie mój były, Damian. Byłam z nim długi okres czasu, a potem mnie zostawił w takim stanie w jakim mnie poznał. Pozbierałam się dopiero po tym, jak do reszty oddałam się siatkówce. Potem o tym całkowicie zapomniałam...
- Nie wiedziałem...
- Nikt nie wiedział oprócz Poli...- powiedziała cicho ocierając łzy.
- Jakim cudem po czymś takim jesteś tak często uśmiechnięta?
- Żyje tym co jest teraz... Śmierć bliskich osób uświadomiła mi jak kruche jest nasze życie. Kiedy umarł mój kuzyn przyjęłam zasadę "Żyj jakby każdy dzień mógł być twoim ostatni. Goń za marzeniami i nigdy nie odpuszczaj. Każdy dzień jest twoim najlepszym dniem"- dokończyła z nikłym uśmiechem.- A tobie jak się gra w SKRZE?- Zapytała dla zmiany tematu.
- Bardzo dobrze. Ciesze się, że dostałem propozycję gry z takimi zawodnikami jak Mariusz Wlazły, albo Michał Winiarski. Nigdy w życiu nie myślałem, że kopnie mnie taki zaszczyt, żeby grać z mistrzami świata...- wyznałem zgodnie z prawdą...
Potem? Zaczęły się rozmowy na luzie i śmiech. Kiedy zaczęliśmy się śmiać, przewróciłem się na plecy i przez przypadek pociągnąłem ją za sobą, tak że nasze twarze dzieliły milimetry, a blondynka, żeby na mnie nie wylądować podpierała się na rękach.
Patrzyłem w jej piękne oczęta, które lśniły niczym dwie gwiazdy. Wiedziałem, że mogę dostać za to po mordzie, ale to było silniejsze odemnie...

******************************************************************************************************************

Hej, cześć i czołem!
I jak po wczorajszym horrorze z Iranem?
Żyjecie? Bo ja omało zawału nie dostałam...
Serwujemy wam świeżutką szósteczkę.
Jak się podoba? Co myślicie? Piszcie w komentarzach ;)
Następny rozdział już nie długo :)
Całują (w policzek oczywiście xD) Tośka&Zuśka ;**

4 komentarze:

  1. Po wczorajszym meczu mam ochotę powiedzieć parę brzydkich słów do tych wszystkich irańskich "kibiców" z insta. Ale dla naszych brawa, nie mogą tak sobie pozwalać. A rozdzialik cudny, wiedziałam, że chodzi o Arka. Cieszę się, że dałyście go w opowiadaniu, jest dla mnie niesamowicie ważną osobą. Jak tylko przeczytałam, że Pola ubrała się normalnie to zaśmiałam się sama do siebie. Brawo ona! I brawo Mariusz, bo to również jego zasługa. A Nickuś jak na Francuza przystało pokazuje swoją duszę romantyka. Miejmy nadzieję, że na jutrzejszym meczu nasze serca nie wykorkują C: Za rozdzialik serdeczne Brawo Wy! Do następnego laski :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro to ci się podobało to poczekaj na następne, bo się dopiero akcja rozkręca ;) ach Arczi... Pierwsze założenie to miał być jej brat, a nie chrzestny ale wyszło jak wyszło ;D i jest chrzestny. Dalej będzie tylko lepiej (miejmy nadzieję xd). Jutro podejmujemy Argentynę! Wygrają, tak myślę i miejmy nadzieję, że kartki się nie posypią (no chyba, że dla przeciwnika) całujemy a ja nadal czekam na Olkę i Lisa, a teraz jeszcze na Ziomka ;*

      Usuń
  2. Fajny rozdział. Czekam na kolejne. ;)
    Mecz z Iranem faktycznie horror. Już myślałam że tego nie skończą na złość grali jak najdłużej żebyśmy spać nie poszli :P. Dzisiejszy z Argentyną za to wspaniały trochę nerwów na koniec ale grunt że wygraliśmy. Oby formy starczyło na przyszły tydzień. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podoba ;) następny rozdział albo w sobotę, albo w niedzielę :) ach nasi panowie... Jaz widziałam taki piękny cytat "Piłkarze w karnych, siatkarze w tie break'ach, Polscy kibice żyją na lekach" i stwierdzam, że to jest czysta prawda... Dzisiejszy mecz, niby trzy sety, ale palpitację mam jeszcze 200 xd jeszcze Rosja i Kuba, a potem po medal (oby, bo w to wierzę całym serduchem ;)) Więc jeszcze raz cieszymy się, że się podoba i do następnego, trzymaj się ;*

      Usuń