środa, 31 sierpnia 2016

12

(Pola)
Wybrałyśmy sukienki, co zajęło nam z dobre 2h. Pierwszy raz tak długo wybierałyśmy sobie sukienki, po czym przeszłyśmy na buty, no u mnie to sandałki na płaskim, ale Maryś to założyła szpilki i to jeszcze jakie. Ho ho... No nie pogardzisz. Dochodziła 18.30, więc Mery poszła się kąpać, a ja wyprasowałam nam te sukienki, a potem ja wskoczyłam pod prysznic. Po czym w dużych koszulkach udałyśmy się do sypialni Maryśki. Pomogła zakręciła mi włosy na lokówce, potem upięła mi tylko delikatnie górę, a resztę rozpuściła.


Po czym ja zajęłam się jej włosami i wyszło mi coś takiego .


Zrobiłyśmy sobie delikatne makijaże, a potem poszłam do swojego pokoju, gdzie ubrałam piękną długą suknie.


Po czym ubrałam sandałka i poszłam do Maryś, która wyglądała ślicznie. Na serio. Równo o 20.00 zjawili się nasi panowie, którzy byli w garniakach. Nono... Przyznam, że zaszaleli.  A zwłaszcza Mariusz.


Wzięłyśmy swoje torebki i no ja kule, ale to raczej wyglądało tak, że Marechal mi je zabrał, a Mariusz wziął mnie na ręce. Posadził mnie na fotelu pasażera, a kule wrzucił do tyłu. Maryś poszła z Nico, a ja pojechałam ze środkowym. Zatrzymaliśmy się pod jego blokiem. Spojrzałam na niego.
-Chciałem, żebyś czuła się swobodnie. Żebyś nie musiała się męczyć, więc dlatego przyjechaliśmy do mojego domu.
-Ja nic nie mówię.
-No i prawidłowo.
Wysiadł i pomógł mi stanąć, ale też na chwilę, bo podał mi kule i wziął mnie na ręce. Na klatce spotkaliśmy jakąś wścibską sąsiadkę, ale nie taką babunie, tylko jakąś paniusie, co więcej jest tapety niż naturalności i była napalona na Mariusza. A ja mu tyłek tyko uratuję.
-A Pan co? Nawet się nie pochwalił, że ma Pan dziewczynę...
-A może żona przyjechała w odwiedziny?
-Przepraszam moja- spojrzałam na niego, że jeśli nie poprze to zabiję.- Żona jest zmęczona.- po czym się uśmiechnęłam, czyli dobrze zaczaił.
-No oczywiście, nie przeszkadzam.
Oczywiście ona nas obserwowała, więc żeby jej dopiec, zaczęłam go całować po szyi i policzku, a ręką jeździć po szyi i plecach. Ale się gotowała. Otworzył drzwi z ledwością, po czym wyszeptałam do jego ucha:
-Kopnij drzwi nogą i zacznij mnie całować.
Więc tak zrobił. Po czym poprosiłam by mnie postawił i poszłam do drzwi i zajrzałam przez judasz. I co?! Miałam rację zaczęła walić pięścią w ścianę i tupać nogami. No dobra to było chamskie, ale kurde jak ona wygląda, nie to, że ja jestem jakaś lepsza czy coś, ale czysty plastik i jak była ubrana? Cycki i dupa na wierzchu, jak taka pierwsza lepsza...
Po czym poczułam jak ktoś kładzie moje ręce na biodrach i oddycha nade mną.
-Dziękuję. Miałem z nią problem, mam nadzieję, że teraz się odczepi.
-Jak coś to dzwoń.
-Oczywiście. Dobra chodź do salonu.
A tam co? Jakie romatiko było. Stół na środku, delikatnie oświetlony, pełno świeczek, a w koło stolika rozsypane płatki róż. Normalnie aż się wzruszyłam. Nawet na początku nie poczułam jak tracę grunt. Dopiero jak mnie posadził na krzesło to się zorientowałam. Dałam mu buziaka w policzek.
-Zaraz usiądę, tylko przyniosę nam kolację...
-Jasne...
Po czym przyszedł z talerzami.
-Kurczak z ryżem w sosie winnym podany raz dla pięknej pani.
Postawił i pocałował w policzek. Nalał nam wina i zjedliśmy posiłek rozmawiając. Trochę się pośmialiśmy.
(Mariusz)
Pojechałem od razu do Galerii i kierunek był Apart. A kogo tam spotkałem? No Marechala razem z Kevinem. Jak ich zobaczyłem to od razu się ucieszyłem. Podszedłem do niego i zagadaliśmy. Okazało się, że wybiera też coś dla Mary. Wybraliśmy dla naszych pań po naszyjniku. Mnie coś skusiło, nie zwykły naszyjnik w serduszko, tak jak Nico, tylko no był w kształcie serca tylko, że też z piłką.


Nie wiem czemu, ale coś mi kazało tak postąpić. Wróciłem do domu. Janusz pomógł mi przyozdobić salon, a potem zrobiliśmy posiłek. Przygotowaliśmy również deser. Poszedłem się szykować, ubrałem się w garnitur. Potem pojechałem po Pole. Zrobiliśmy małą akcje, za co byłem jej w dziewczyny i to serio, bo to babsko nie chciało się od mnie odkleić. Po czym zasiedliśmy do posiłku. Tak mnie pochłonęła rozmowa z nią, że zapomniałem po co w ogóle ją tutaj ściągałem. Zacząłem się denerwować, ale jak to mówią, kto nie ryzykuję ten nie pije szampana, ale no tak bo mój się chłodzi w lodówce, więc jest w tym trochę prawdy. Wstałem i ukląkłem przed nią, a ona na mnie spojrzała, ale wiedziałem, że jeśli tego teraz nie zrobię, to pudełko wypali mi dziurę w spodniach, więc spojrzałem w jej oczy, a ręką wyciągnąłem pudełeczko.
-Ty chyba mi się nie oświadczasz?
-Nie, nie... Spokojnie, jeszcze za wcześnie, ale chciałbym Ciebie zapytać, wiem, że może to zabrzmieć jak u małolatów, ale mniejsza z tym.... Zostaniesz moją dziewczyną?
-Mariusz... Ja... Tak, zostanę...
Zaśmiałem się i cały stres zszedł ze mnie. Zawiesiłem wisiorek na szyi dziewczyny po czym wpiłem się w jej usta. Wstaliśmy i wziąłem na ręce. Położyłem ją na kanapie, a sam udałem się po deser. No wiecie lody z kawałkami galaretki i polewą toffi. Po czym wróciłem do niej i się nimi zajadaliśmy. Włączyłem film i tak jakoś mijał nam czas. Kiedy się skończył, skapłem się, że dochodzi 23.00.
-Pola słuchaj zostaniesz dzisiaj na noc u mnie.
Po czym spojrzałem w dół, a dziewczyna już spała. Wziąłem ją na ręce i położyłem do siebie na łóżko. Ściągnąłem z niej sandałka i rozpiąłem jej sukienkę. Najpierw założyłem jej moją koszulkę meczową, która sięgała jej do połowy uda i potem ściągnąłem z niej sukienkę. Położyłem ją na komodzie i potem włożyłem Pole pod kołdrę i napisałem do Mary, że jej przyjaciółka śpi dzisiaj u mnie. Po czym wskoczyłem pod prysznic i położyłem się obok niej. Wtuliłem się w jej drobne ciałko i myślałem o niej na co tylko się uśmiechnąłem. Pocałowałem ją w ramię i zasnąłem.
(Mery)
Kiedy wracaliśmy Nico zaprosił mnie wieczorem na kolację. Powiedział, że wpadnie o 20:00 i mam się bardzo ładnie ubrać.
- To co, do opery mnie zabierasz?- Zapytałam lekko skrzywiona, bo nie lubię tego typu rozrywki.
- Nie, broń Boże- powiedział patrząc na mnie lekko przerażony, ale z uśmiechem.
- Spokojnie, sama nie lubię opery- powiedziałam ze śmiechem widząc jego minę.
- To dobrze- powiedział z uśmiechem.
Resztę drogi pod mój blok spędziliśmy w ciszy. Kiedy dochodziliśmy pod drzwi bloku, Nico powiedział, że zaraz mają trening i musi się zbierać. Pożegnałam się z nim buziakiem w policzek i weszłam na klatkę schodową. Po drodze spotkałam Mańka. Rzuciliśmy sobie przelotne "Cześć" i poszłam do siebie.
Jak się okazało, Mario umówił się z Polcią też na 20:00. Ciekawe co kombinują...
Poszłyśmy najpierw do mojej szafy, a potem do szafy Polci. Wybrałyśmy kilka sukienek. Oczywiście, miałam dylemat i to wielki... Zabudowany przód czy plecy...
W końcu postawiłam na taką sukienkę

Piękna, tylko ma jeden problem, mianowicie plecy...


Więc ten, dla większości niby nic, to tylko odsłonięte plecy, ale nie dla mnie... Czemu? Temu:

Tak, tatuaż na całe plecy. Spojrzałam na Pole. Miałam całkowicie spięte włosy, więc było go widać, a sukienka idealnie go eksponowała...
- Kiedyś i tak się dowie. Prędzej czy później tak czy siak go zobaczy...
- Wolałabym później- powiedziałam cicho.- Może wezmę na to cienki czarny sweter...
- Ale i tak potem go zdejmiesz!
- Wiem, wiem- odpowiedziałam Polci.
Jeszcze chwilę pogadałyśmy i ubrałyśmy nasze sukienki, moja przyjaciółka ubrała sandałki na płaskiej podeszwie, a ja postawiłam na czarne szpilki

Boskie, wiem...
Więc czekałyśmy na naszych panów. Kiedy tylko weszli, szczęki nam opadły. Mario w graniaku, 100% zachwytu, a Nico? 200%...


No po prostu padłam... Nasi panowie przywitali się z nami. Pola chciała wziąć kule, ale Mario wziął ją na ręce, a Nico zabrał jej kule, po czym zeszliśmy na dół, do samochodu środkowego. Mariusz posadził moją przyjaciółkę z przodu, jej kule wylądowały na tylnich siedzeniach, pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę.
Panowała między nami cisza, która jako tako, nie przeszkadzała...
- Ładnie wyglądasz- powiedział nagle Francuz patrząc mi w oczy.
- I vice versa- odpowiedziałam zatapiając się w tych błękitno-szarych oczach...- Mogę wiedzieć gdzie mnie porywasz?
(Nico)
Oczywiście trening to była tylko przykrywka. Kiedy dziewczyna zniknęła na klatce schodowej momentalnie wyciągnąłem telefon i wykręciłem znany mi numer. Odebrał po czwartym sygnale.
- No co jest stary?  Znowu coś spieprzyłeś?
- Nie, ale potrzebuję twojej pomocy żeby nie spieprzyć... Błagam powiedz, że jesteś na miejscu...
- No akurat się wybierałem do galerii, a co?
- A poczekasz tam na mnie?
- Czyżby coś grubszego?
- Miejmy nadzieję, że w końcu coś mi wyjdzie w życiu oprócz siatkówki.
- Nie przesadzaj...
- Nie przesadzam... Dobra, ja za 15 minut jestem.
- Czekam przy głównym.
- Ok, do zobaczenia.
- Trzymaj się i nie panikuj-odpowiedział ze śmiechem, a ja tylko prychnąłem i się rozłączyłem.
Wsiadłem do samochodu i skierowałem się do galerii, gdzie czekał już na mnie Kevin. Oczywiście jak to miał w swoim zwyczaju, czapka z daszkiem.
- Siema, to opowiadaj, jak na spowiedzi.
- Grzeszyłem, kradłem i kłamałem ojcze- zaśmiałem się, a środkowy mi zawtórował kręcąc głową.- A na poważnie, umówiłem się z nią- odpowiedziałem Kevinowi i opowiedziałem mu wszystko.
- No to moje gratulacje, ale trzeba by było coś jej kupić.
- Proponujesz coś konkretnego?
- Tu jest APART, może coś znajdziemy, jakiś naszyjnik, albo bransoletkę, co ty na to powiesz?- Zapytał środkowy, a ja tylko pokiwałem ochoczo głową.
Kiedy tylko tam weszliśmy pożałowałem tego... Nie wiedziałem co zrobić, co wybrać... Teraz wiem, czemu dziewczyny tak bardzo lubią biżuterię, a faceci nie. Nie miałem pojęcia co wybrać. Na całe szczęście Kevin mi w miarę pomógł, chociaż sam był rozdarty i nie wiedział co zrobić...
- Przydałaby się teraz Cursty... Wiedziałaby co doradzić- powiedział sam do siebie blondyn.
Miał rację, Cursty miała świetne poczucie stylu jak mało kto...
- No proszę, kogo widzą moje piękne oczęta?
- Siema Mario, a ty co?- Zapytałem naszego środkowego.
- No coś dla Poli szukam... A ty pewnie dla Mery?
- Dokładnie... I nie mam pojęcia co wybrać...
- Nie tylko ty...
- Nico! Chyba coś znalazłem- zawołał mnie Kevin, więc przeprosiłem Mariusza i poszedłem do blondyna.- Co powiesz na to?- Zapytał  pokazując naszyjnik, który odrazu przypadł mi do gustu.
- Bierzemy- powiedziałem bez namysłu, bo wiem, że potem zacząłbym kombinować i bym przekombinował, a Kevin o tym wiedział.
Wróciliśmy do domu, na całe szczęście pomógł mi ogarnąć się, ubrać w garnitur i dał kilka "wskazówek", po czym poszedł, uprzednio życząc mi powodzenia.
Stanąłem przed lustrem i wziąłem głęboki oddech. Raz kozie śmierć... Nie chciałem brać samochodu, więc poszedłem na piechotę, ale po drodze przybrał mnie Maniek. Więc w ciągu pięciu minut byliśmy pod blokiem dziewczyn. Jak tylko nam otworzyły no nie powiem, odstrzeliły się... Polcia w długiej, różowej sukience na ramiączkach, a Mery... Ach Mery... Czerwona sukienka nad kolano z zabudowanym przodem, czarne szpilki, czarny cienki sweterek, włosy całkowicie spięte, lekki makijaż i te oczka... Wspaniałe stalowe oczka... Takie piękne, naturalne, bijące radością...
No cóż, czas wracać na ziemię. Zabrałem kule od Poli, a Mario wziął na ręce właścicielkę tego że przedmiotu, który miałem w rękach. Oddałem je na dole Mariuszowi i zabrałem Mery.
Panowała między nami cisza, ale w sumie, nie przeszkadzała nam tak bardzo, przynajmniej mnie...
- Ładnie wyglądasz- powiedziałem zagłębiając się w jej oczach, bo chciałem być szczery, chociaż delikatnie to ująłem, wyglądała obłędnie...
- I vice versa- odpowiedziała również patrząc mi w oczy.- Mogę wiedzieć gdzie mnie porywasz?- Zapytała a ja się uśmiechnąłem.
- Tajemnica.
- Nico!
- No niespodzianka no. To przecież nic złego. Idziemy na piechtaka przecież.
- No ale no, proszę, powiedz...
- Nie, jak dojdziemy to zobaczysz- powiedziałem delikatnie, ale stanowczo.
Przez resztę drogi gadaliśmy o wszystkim i niczym, jak to mieliśmy w zwyczaju. Dosłownie, o wszystkim i niczym. Nie musieliśmy mieć wielu tematów do rozmów. Każda z nich i tak była perfekcyjna.
- Ty chyba sobie żartujesz- powiedziała kiedy stanęliśmy przed obiektem.
- Nie, nie żartuję- odpowiedziałem z uśmiechem.
- Nico, to jest najdroższa restauracja w mieście...- cicho jęknęła i popatrzyła na mnie z politowaniem.
- Wiem, nie pękaj, chodź- powiedziałem spokojnie i pociągnąłem ją za rękę.
Usiedliśmy w takim oddalonym od wszystkich stolików, w rogu, z dala od wszystkich, w dodatku odgrodzony parawanami. Więc, mimo miejsca publicznego, było cicho i w miarę prywatnie.
Szczerze nie pamiętam co zamówiliśmy, pamiętam niewiele z rozmowy, oprócz jej pięknych stalowych oczu... Mówiłem, że są piękne? To powtórzę to aż do znudzenia, bo są piękne...
Wracając, po kolacji poszliśmy do mnie. Kiedy tylko znaleźliśmy się w moim mieszkaniu, dziewczyna ściągnęła buty, a  potem sweter i moim oczom ukazały się jej gołe plecy, a na nich ogromny tatuaż. Ogromny łapacz snów. Zdziwiło mnie to, bo nie wygląda na taką, która się chętnie tatuuje.
Kiedy tylko się do mnie odwróciła zrobiła się cała czerwona, jak jej sukienka, wiedziała o co chodzi... Tylko się do niej uśmiechnąłem.
- Ładny jest- przyznałem zgodnie z prawdą.
- Dziękuję- powiedziała lekko speszona i oblała się poraz kolejny rumieńcem.
Delikatnie ją poprowadziłem w stronę kanapy, bo dziwnie się czułem dotykając jej nagich pleców.
Usiedliśmy na kanapie, a ja podałem jej kieliszek z winem. Poczułem jak pudełeczko z naszyjnikiem wypala dziurę w mojej kieszeni. Muszę, bo się uduszę tym. Muszę, bo... Bo tak mi podpowiada serce, a ono nigdy nie kłamie...
- Mery... Mam do ciebie sprawę...

******************************************************************************************************************

Siemka wszystkim!
I tak, to co dobre się skończyło...
Smutas ;(
Więc jak podsumowujecie te dwa miesiące?
Było dobrze, spoko, ok, mogłoby być lepiej czy do bani?
Bo u mnie nawet ok, myślę, że u Tośki też...
Więc, życzymy wam powodzenia w nowym roku szkolnym
i dużo sukcesów.
A teraz sprawa rozdziału ;D
Jak wam się podoba?
Co myślicie, jak to się dalej potoczy?
Piszcie w komentarzach ;)
Do zobaczenia w sobotę
Całują (w policzek XD) Tośka&Zuśka ;***

niedziela, 28 sierpnia 2016

11

   (Mery)
   - Mery, co się stało? Co cię przerosło?- Zapytał patrząc w moje oczy. Znowu popłynęły mi łzy.- Mery?- Zapytał ponownie.
   Nie chciałam, żeby ktoś oprócz Polci wiedział. Była jedyną osobą, która znała w 100% moje życie, no chyba że wlicza się w to płakanie i gadanie na cmentarzu do grobów rodziców i obu Arków... To wiedziało o tym pięć osób.
   Ciężko zaczerpnęłam powietrza.
   - Jeśli nie chcesz to...
   - Miałam 13 lat, kiedy zginął mój kuzyn, który wyciągnął mnie po śmierci rodziców z ogromnego dołka- przerwałam mu.- Po jego stracie, nie umiałam się pozbierać. Nie chciałam jeść, pić, spać, cały czas się uczyłam, na wszystkich się darłam... Wyciągnął mnie dopiero z tego Damian... Pomagał mi, a ja się w nim ślepo zakochałam, nie widząc jakim jest dupkiem... Robiłam wszystko co chciał, ale kiedy miałam 16 lat powiedziałam mu "Nie", kiedy chciał się ze mną przespać. Na całe szczęście niedługo potem pojechałam z Polą na tą wymianę do Włoch, gdzie poznałam chłopaków. Z Filippo i Lucą byłyśmy razem w klasie... To była taka święta czwórka szkoły, zawsze razem, łącznie z dywanikiem u dyrektorki... Ivana poznałyśmy, kiedy się okazało, że na cały okres wymiany będziemy nocowały u nich. Teo poznałam na treningu jak się założyłam z Polą, która mocniej zaserwuje. Gdyby Teo stał kilka centymetrów bardziej w prawo, przydałaby się karetka, a Dragana poznałyśmy niedługo potem też na treningu. Ale wracając, oczywiście pisał do mnie różne pogróżki, ale nic sobie z tego nie robiłam... Oczywiście Teo i Filippo wiedzieli teoretycznie o wszystkim, ale tylko Teo wiedział o wszystkim, wszystkim... Kiedy wróciłyśmy do Polski przez jakiś czas był spokój, ale potem... Ale potem on mnie znalazł i...- na samo wspomnienie moje policzki znowu były mokre od łez.
   - Mery...?- zaczął cicho przyjmujący, ale chyba zrozumiał.- Obiecuje ci, że znajdę tego gnoja i będzie umierał powoli i w męczarniach...- dokończył przez zaciśnięte zęby.
   - Nico, nie- powiedziałam spuszczając głowę, Francuz był wyraźnie zdziwiony moim zachowaniem.- To nie ma sensu... Wtedy ty pójdziesz do więzienia, a tego bym nie przeżyła. On mnie doprowadził do strasznego stanu, ale po twojej stracie już nikt mi nie pomoże.
   - Do jakiego stan cię doprowadził?- Zapytał przejęty chłopak, a ja nabrałam powietrza w płuca.
  - Przestałam jeść, pić, cały czas coś robiłam, nie spałam, bo nie umiałam, zaczęłam ćpać, pić, aż w końcu... W końcu miałam dość i połknęłam pełno tabletek nasennych...- przerwałam, bo poczułam kolejne łzy. Nie umiałam dalej mówić.- Jeśli nie będziesz chciał mnie znać, to spoko, nie mam Ci tego za złe- dokończyłam, wstałam i ruszyłam w nieznanym mi kierunku.
   Nie przeszłam jednak dużo, bo ktoś mnie odwrócił przodem do siebie i mocno przytulił. To był Nico...
   - Nie pleć bzdur... Nie wiem czemu miałbym nie chcieć cię znać. I nawet nie próbuj mi wmawiać, że temu, że ćpałaś... Ja sam byłem zawieszony na 6 miesięcy przez agencję antydopingową... Po za tym, co było to było, przeszłości nie zmienisz, ale przyszłość i teraźniejszość masz w swoich rękach- powiedział spokojnie i mnie przytulił.
   Czemu on to zrobił, czemu się do mnie nie zraził? Kto by się chciał zadawać z byłą ćpiunką i niedoszłym samobójcą? Czemu?
   - Co ty we mnie widzisz?- wyszeptałam cicho po polsku.

(Nico)
   Kiedy mówiła mi o tym, co się stało, nie mogłem w to uwierzyć. Nie miałem pojęcia, że było z nią aż tak źle. Nie miałem pojęcia o tym wszystkim, zresztą czego ja się spodziewałem... Nie gadaliśmy ze sobą tak bardzo szczerze o przeszłości. Wiedziałem tylko, że wychowywała się w bidulu, bo jej jedyna rodzina, jej chrzestny, był siatkarzem i nie miał dla niej dużo czasu, nie miał by jej przy kim zostawiać...
   Przysłuchiwałem jej się uważnie, jej życiu, jak zmarł jej kuzyn, jak ten cały Damian jej pomógł, ten wyjazd do Włoch kiedy poznała Lanze, Vettoriego i chodziła z nimi do klasy razem z Polą, bo poszły o rok wcześniej do szkoły, o tym jak poznała Piano i Zaytseva, a potem jak poznała Travice...
   - Kiedy wróciłyśmy do Polski przez jakiś czas był spokój, ale potem... Ale potem on mnie znalazł i...- nie dokończyła, a na jej policzkach pojawiły się kolejne łzy.
   - Mery...?- zapytałem zdezorientowany, ale zaraz... Ona nie mówi dalej, zaczęła płakać... Zabije, niech tylko wpadnie w moje ręce...- Obiecuje ci, że znajdę tego gnoja i będzie umierał powoli i w męczarniach...- powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Przysięgam, że jakby tu był, zabił bym, jak psa...
   - Nico, nie- powiedziała spuszczając głowę, co ona, w myślach czyta?!- To nie ma sensu... Wtedy ty pójdziesz do więzienia, a tego bym nie przeżyła. On mnie doprowadził do strasznego stanu, ale po twojej stracie już nikt mi nie pomoże- dokończyła spokojnie.
   Zaraz, czy ja się przesłyszałem? Czy ona powiedziała, że po mojej stracie już się nie pozbiera? To do jakiego stanu doprowadził ją ten cały Damian, skoro po jego odejściu się pozbierała, a po moim się nie pozbiera?
   - Do jakiego stan Cię doprowadził?- zapytałem, bo chciałem wiedzieć, jak bardzo przez niego cierpiała i jak mocno mam go obić.
   - Przestałam jeść, pić, cały czas coś robiłam, nie spałam, bo nie umiałam, zaczęłam ćpać, pić, aż w końcu... W końcu miałam dość i połknęłam pełno tabletek nasennych...- przerwała i przełknęła ślinę.
Byłem w szoku... Mery i próba samobójcza?! To do niej w ogóle nie pasuje. Przysięgam, jak znajdę to tak urządzę, że rodzona matka nie pozna...
   - Jeśli nie będziesz chciał mnie znać, to spoko, nie mam ci tego za złe- dokończyła, wstała i ruszyła przed siebie.
   Momentalnie poszedłem ze nią. Kiedy tylko ją dogoniłem, odwróciłem blondynkę twarzą do siebie i mocno przytuliłem.
- Nie pleć bzdur...- zacząłem cicho.- Nie wiem czemu miałbym nie chcieć cię znać. I nawet nie próbuj mi wmawiać, że temu, że ćpałaś... Ja sam byłem zawieszony na 6 miesięcy przez agencję antydopingową... Po za tym, co było to było, przeszłości nie zmienisz, ale przyszłość i teraźniejszość masz w swoich rękach- dokończyłem i przytuliłem ją mocniej.
   Nie chciałem jej stracić. Nie wiem jak po tym wszystkim normalnie funkcjonowała... Bidul, jeszcze rozumiem, ale jej były zafundował jej prawdziwe piekło, a ona mimo to, żyje jakby nic się nie stało. Czy powiedziała mi wszystko? Nie, bo nie wiem czemu ma tyle blizn na nadgarstkach, to znaczy wiem co robiła, ale czemu?
   - Co ty we mnie widzisz?- Wyszeptała po polsku, czym wyrwała mnie z zamyślenia.
   - To, że mimo przeszkód losu idziesz dalej i stawiasz im czoło- odpowiedziałem jej po angielsku, a ona spojrzała na mnie zdziwiona.- Co? To, że nie mówię po polsku, nie znaczy, że nie rozumiem jak ktoś do mnie mówi w tym języku- dokończyłem z uśmiechem.
   Na jej twarzy też zagościł uśmiech. Tak pięknie z nim wyglądała... Nie mogłem się powstrzymać. Lekko schyliłem się i pocałowałem ją. Ta chwila była piękna, ale usłyszałem jakieś wiwaty. Lekko się od siebie odsunęliśmy, a tam kto? Szampon i Winiar!
   - A Ci tu skąd?- zapytała Mery.
   - Nie wiem- odpowiedziałem szczerze.
   - Nie przeszkadzajcie sobie gołąbeczki- zawołał Szampon i ruszyli chichocząc w przeciwnym kierunku z przyjmującym.
   - Oni na pewno nie spadli z kołyski jak byli mali?- zapytała poważnie Mery i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
   - Bardzo możliwe- odpowiedziałem.
   Chwyciłem ją za rękę i skierowaliśmy się do jej mieszkania gdzie zostawiliśmy Polcie i Maria.

(Mariusz)
   Zostałem z Polą w domu. Patrzyliśmy na siebie nawzajem. Nie potrafiliśmy zacząć rozmowy. Chyba będę musiał zacząć, ale nie wiem jak, od czego.
   -Nad czym myślisz?- uprzedziła mnie blondynka.
   -A nad wszystkim. Pola?
   -Tak?
   -Czy coś Ciebie łączy z Fillipo?
   -Czy coś mnie łączy? Tak...
   Po czym wstałem i chciałem wyjść, ale złapała mnie za rękę.
   -Dasz mi skończyć?
   -Ale co chcesz skończyć? Powiedziałaś, że Was coś łączy, to do czego mam się tutaj starać.
   -Łączy nas długoletnia przyjaźń, nic więcej. Mariusz, zrozum... Zależy mi na Tobie, pierwszy raz od tamtego czasu, zależy mi na kimś.
   -Jakiego czasu? Pola, proszę powiedz mi co się dzieje, dlaczego taka jesteś?
   - To może lepiej usiądźmy, obiecaj, że mi nie będziesz przeszkadzać.
   -Dobrze... Tylko już mów.
   -Może od początku. Urodziłam się w Bełchatowie, kiedy miałam 6 lat rodzice wywieźli mnie do Łodzi i porzucili. Spotkałam tam Maryś. Razem się wychowałyśmy, w tym samym pokoju. Kiedyś trafiłyśmy na mecz siatkówki i tak nam się to spodobało, że same zaczęłyśmy grać. Na początku, wiesz 3 liga, 2 liga, a potem ktoś nas odkrył i wziął do klubu ale Młodej Ligi. Mary poznała chłopaka, ale to nie był człowiek, więc kiedy dostałyśmy propozycję wymiany, to z niej skorzystałyśmy. To właśnie na niej poznaliśmy chłopaków. Grałyśmy z nimi. I byłyśmy tam 3 lata. Po czym wróciłyśmy. Ja dostałam się na fizjo, i spędziłam na tym kierunku z jakieś 3 miesiące. Spotkałam chłopaka, kiedy biegałam. Potem on mnie zdradził i sie załamałam. Rzuciłam wszystko i rano na drugi dzień zmieniłam kierunek i poszłam na zakonnice. W tym roku miałam wstąpić do zakonu, ale teraz nie mogę tego zrobić.
   -Niby czemu?
   -Bo jest taki jeden ktoś, dla którego tracę głowę...
   -Niby kto?-spytałem trochę zły.
   -No siedzi tutaj ze mną.
   -Ja?-spytałem zdziwiony, kiedy do mnie to dotarło.
   -Tak, Ty... Nie potrafię teraz pójść dalej, nie potrafię. Będę musiała znowu zmienić kierunek.
   -Jezu... Pola, nawet nie wiesz jak się cieszę.
   Wstałem i podszedłem do niej. Mocno przytuliłem, a potem spojrzałem w jej oczy.
   -Nigdy nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek się zakocham...
   -Ja tym bardziej... A szczególnie teraz.
   Po czym złączyliśmy nasze usta i daliśmy się ponieść emocją. Wylewaliśmy wszystko, co do siebie czuliśmy. Oderwaliśmy się od siebie na chwile.
   -Pola spotkamy się wieczorem?
   -Jasne... A co wymyśliłeś?
   -Coś szczególnego, więc ubierz się dosyć ładnie. - po czym skradłem jej buziaka.- Uciekam, bo zaraz mam trening.
   Wstałem, ale jeszcze raz się nachyliłem i ją pocałowałem, po czym wyszedłem z mieszkania. Kiedy znalazłem się na zewnątrz, zadzwoniłem do Janusza.
   -No co jest stary?
   -Jest sprawa.
   -Gdzie mam przyjść i o której?
   -Jak Ty mnie znasz...
   -No wiesz... Bywa...
   -A gdzie jesteś?
   -Chłopie, a gdzie ja mogę być?
   -W swoim łóżku, prawa?
   -No brawo geniusz... Sam wpadłeś czy ktoś Ci pomógł...
   -Dobra to się ubieraj, bo będziesz mi potrzebny.
   -Do czego...
   -Wyjaśnię Ci jak przyjadę.
   -Mario, ale ja chcę żyć...
   -Dzięki przyjacielu...
   -Zawsze do usług.
   -Za 10 minut jestem.
   Więc pojechałem po przyjaciela i objaśniłem mu wszystko, po czym ruszyliśmy do galerii.

(Pola)
   Opowiedziałam wszystko Mariuszowi.
   -Niby czemu?
   -Bo jest taki jeden ktoś, dla którego tracę głowę...
   -Niby kto?-powiedział trochę zły.
   -No siedzi tutaj ze mną.
   -Ja?-spytał zdziwiony, kiedy to wszystko do niego dotarło.
   -Tak, Ty... Nie potrafię teraz pójść dalej, nie potrafię. Będę musiała znowu zmienić kierunek.
   -Jezu... Pola, nawet nie wiesz jak się cieszę.
   Wstał i podszedł do mnie, mocno przytulił, a ja w szoku taka. Po czym spojrzał w moje oczy, a ja znowu wpadłam w hipnozę.
   -Nigdy nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek się zakocham...
   -Ja tym bardziej... A szczególnie teraz.
   Po czym złączyliśmy nasze usta i daliśmy się ponieść emocją. Chyba nawet za mocno, bo zaczęło mi się kręcić w głowie.
   -Pola spotkamy się wieczorem?
   -Jasne... A co wymyśliłeś?- zaczęłam się zastanawiać, o co chodzi.
   -Coś szczególnego, więc ubierz się dosyć ładnie. - po czym skradł mi buziaka.- Uciekam, bo zaraz mam trening.
  Wstał, ale jeszcze raz się nachylił i mnie pocałował, po czym wyszedł z mieszkania. A ja siedziałam i zastanawiałam co to było. Obudziło mnie dopiero charakterystyczne zamykanie drzwi przez Maryś. Wstałam i poszłam do kuchni. Potem dołączyła Maryś. Chyba coś się stało, bo była inna.
   -Maryś?
   -Powiedziałam mu o wszystkim i on zareagował normalnie.
   -No a jak miał zareagować inaczej? Bo ja nie rozumiem... Przecież mu na Tobie zależy. Oj Maryś, Maryś...
   -Ale to nie koniec. On jeszcze się dzisiaj ze mną umówił wieczorem...
   -Czekaj, co?
   -No... Dzisiaj wieczorem. A co tam u Ciebie, bo ten uśmiech coś mówi...
   -No wiesz, czy on zawsze coś musi mówić?
   -Pola, kogo jak kogo, ale mnie nie oszukasz, kiedy, gdzie i o której?
   -A skąd wiesz, że się ze mną umówił?-zapytałam ze zdziwieniem.
   -A jednak o to chodzi...
   -Co? Pod włos mnie brałaś?
   -Jak zawsze-pokazała mi język. - No dawaj...
   -No to dzisiaj wieczorem, nie powiedział mi gdzie, ani o której...
   Po czym dostałem sms od Mariusza:
  "Bądź gotowa o 20.00. Do zobaczenia sliczna ;*" 
   -Dobra wróć, na 20.00.
   -Huhu... no to nieźle.
   -A ty?
   -Na 20.00
   -No to się zgrali.
   -I to bardzo...Ale w co ja się ubiorę?
   -Ty mnie nawet nie denerwuj... Chce Ci przypomnieć, że to ja mam gips na nodze.
   -Oj dobra idziemy do szafy, moja czy Twoja?
   -Najpierw do Twojej, a potem zajrzymy do mojej.
   No i tak zrobiłyśmy. Najpierw poszłyśmy do szafy Mary, gdzie wybrałyśmy kilka sukienek, a potem do mojej.

*********************************************************************************
Witamy w 11! 
Jak już Zuśka mówiła to byłam na obozie 
i w piątek wieczorem wróciłam... 
Mam nadzieję, że się podoba wszystko...
 Jakby nie patrzeć zostało tylko 4 dni... 
I mamy też małą informację, przez to, 
że były wakacje i miałyśmy 
czas to mogłyśmy dodawać rozdziały 2 razy w tygodniu teraz, 
że zaraz rozpocznie się rok szkolny 
rozdziały będą się pojawiać raz w tygodniu... 
A mianowicie to w weekendy. 
Następny na pewno pojawi się w środę (czyli 12), 
13 pojawi się w sobotę 
a tu Uwaga!!!
14 pojawi się w następną sobotę... 
I będą dodawane co soboty, wiecie rok szkolny... 
A że Zuśka będzie mieć też szkołę muzyczną, 
a ja treningi to będzie nam łatwiej w weekendy dodawać.
Więc puki co to mówcie, jak tam wakacje? 
Chwalcie się jak je spędziliście i co porabiacie... 
Co sądzicie o tym? 
Co przygotowali nasi panowie? 
Przekonamy się tego w następnym...
Całują ( w policzek jak zawsze XD) Zuśka&Tośka 

środa, 24 sierpnia 2016

10

(Pola)
No więc usiedliśmy wszyscy w salonie i tak wspominaliśmy jak się poznaliśmy na hali, bo pomyliłyśmy budynki i nie weszłyśmy do tego co miałyśmy. Na szczęście Luca pokazał nam gdzie mamy iść, ale dla pewności odprowadził nas pod właściwy gabinet. Po czym dyrektor szkoły odprowadził nas do hali, gdzie rozmawialiśmy z trenerem i powiedział, że możemy przychodzić do niego, bo też wtedy grałyśmy, no zanim ten, to ten... Więc po czym okazało się, że będziemy razem w klasie z Lanazą i Vetterim, a Zaytseva poznałyśmy przez to, że jego rodzice powiedzieli, że nas przyjmą na to wymianę. A Piano no to już na treningach. Kiedyś się wygłupialiśmy i założyłyśmy się która z nas mocniej potrafi zagrywać, no nawiasem ja wygrałam, wiecie atakująca... Ale wracając, to ten zagrywałyśmy i o mało nie zabiłyśmy właśnie środkowego... Jakby był parę cm bliżej prawej strony to nie wiem czy czasem karetka nie była by potrzebna. No i najlepsze jest to, że wszyscy razem chodziliśmy do tej szkoły. Najlepsze akcje i tak przeżywaliśmy w czwórkę (Filippo, Luca, Mary i ja). Potem poznałyśmy na spotkaniu Dragana.
-A pamiętacie akcje, jak Luca łaził pod ławkami?-Przypomniał sobie Filippo.
-Weź mi nic nie mów, do dzisiaj się zastanawiam, jak takiego mamuta nie da się nie zauważyć... -stwierdziła ze śmiechem Mery.
Może po krótce wyjaśnię o co chodziło... Więc byliśmy na lekcji chemii i założyliśmy się z nim, że nie da rady przejść pod ławkami, podejść do tablicy, napisać na niej "Kochamy Panią" i wrócić na miejsce. No to on, że dobra. No to zrobił to, a babka nawet się nie skapła, dopiero jak wrócił już na miejsce... Do dzisiaj się zastanawiamy, jak to się stało, że go nie zauważyła... No kurde to jest wieżowiec, a ona taka mała, 170 cm w szpilkach i kapeluszu... No i co? Musieliśmy mu za to kupić wszyscy czekoladę.
-Albo jak Luca przystroił Filippo i został barankiem?-Przypomniała Mery
-Nawet mnie nie denerwuj-odpowiedział sam zainteresowany.
Tu może też wyjaśnię... Była lekcja z angielskiego i nasz kochany Lanaza sobie zasnął. No to Luca ozdobił go bawełną na buzi i włosach i tak chodził z całe 2 lekcje, aż poszedł do łazienki i zaczął się drzeć. To chyba był jedyny raz, gdzie się do nas nie odzywał.
Więc wspominaliśmy nasze dawne czasy i do naszego mieszkania wpadły Skrzaty. Spojrzałyśmy na nich.
-A Wy co? Psy Was gonią czy jaka cholera?-Zapytałam.
-Nie... Stęskniliśmy się za naszymi paniami.
-Wypraszam sobie...-powiedziałam.
-Waszą własnością nie jesteśmy...-powiedziała Maryś. Na jej policzku został jeszcze mały ślad, po tym uderzeniu. Mam ochotę dorwać tego gnoja i się z nim rozprawić. A to, że jestem teraz kaleką to nic nie znaczy... Dorwę tego idiotę od idiotów to go rodzona matka nie pozna, a najlepsi lekarze go nie poskładają...
-Jezu Chryste, co Ci się stało?!- Zapytał Marechal i po chwili był już obok niej i dotykał tego miejsca.-Kto Ci to zrobił?! Dorwę i skrócę go o nogi i ręce...
Ja poczułam jak ktoś się do mnie przytula i wtedy poczułam silny ból na dole w klatce piersiowej, aż jęknęłam i zwróciłam uwagę wszystkich zgromadzonych.
-Hej, kochanie to tylko ja...
-Weź te ręce-powiedziałam, przez zaciśnięte zęby.
-Ale ja Ci nic nie...
-Zabieraj je...-krzyknęłam już, bo to na serio bolało.
-Pola, co jest?- Zapytał Ivan.
-Jak mnie chwycił to mnie zabolało.
-Co?! Pola, powiedz, że nic Ci nie zrobili...- Zmartwiła się rozgrywająca.
-Nie, jest w porządku, po prostu musiał mnie mocno chwycić...
-Czekaj, co się stało?-Zapytał zdezorientowany Marcyniak.
-Luca, proszę wyjaśnisz mu? A ja wezmę Pole do łazienki i to obejrzę-powiedział Filippo.
-Ale...
-Żadne ale... Już...
-Pola?-Zapytał Mariusz, widziałam, że mu się to nie podoba. Był zły.
-Zaraz wrócę, to jest mój przyjaciel, tylko przyjaciel ze szkolnych lat -wyszeptałam mu to do ucha i pocałowałam. Po czym poszłam do łazienki z Filippo.
-Dobra, pokaż to, bo ja wiem, że prawdy nie powiesz...
-Filip, to nic takiego, serio...
-Jasne, jasne... Pokazujesz po dobroci, czy mam użyć siły?
-Ale jesteś uparty.
Podniosłam koszulkę z ledwością, a tam co? Kuźwa siniak jak pięść.
-I to ma być jasna cholera nic?
-Przestań dramatyzować...
-Co przestań, Ty możesz mieć żebra złamane, albo coś gorszego...
-Oj przestań... Nic się ze mną nie dzieje... Po boli, po boli i przestanie...
-Jesteś uparta, ale dobra niech Ci będzie... Ale chociaż daj to nasmarować maścią i założymy bandaż, gdzie macie to?
-W szafce na dole, obok pudełka, jest apteczka.
Poszedł i ją wyciągnął, po czym nasmarował mi to i zabandażował.
-Pola, a Ty coś się zmieniłaś...
-Ale w jaki sensie?
-No ostatnio jak byliśmy, to Ty chciałaś iść na zakonnice i nikogo nie chciałaś słuchać, a teraz co? Kurde ostatni raz widziałem Ciebie w krótkich spodenkach to chyba jak byliśmy w liceum... I do tego jeszcze chyba na treningu lub jak robiliśmy noc kabaretową...
-Noce kabaretowe to ja miałam z Wami prawie cały czas...
-Ale nie bawiłaś się dobrze?
-Ja? Kurde, dziękowałam Bogu, że przeżyłam i że mnie złapali.
-Tak, to pff...
Udał obrażonego, no to wiedziałam, co muszę zrobić, by Pan "Obraza" się ogarnął. "Poszłam"do niego i się przytuliłam.
-Oj co ja z Tobą mam...
-No ciekawie, ale i tak wrócę do akcji...
-Jakiej akcji?
-No tylko Ty się zaraz dowiesz...
-Czekaj, czekaj... Jak to pierwszy? A twój men?
-To nie jest mój men...
-Jasne, jasne...
-No tak, nie jest...
-Dobra, jeszcze nie...
-A zarobiłeś kiedyś od kogoś z papucia?
-Tak... Od Ciebie dostawałem.
-To może chcesz bym to poprawiła?
-Pff... Jeszcze zobaczymy. Ale co to za wiadomość?
-No chce wrócić do siatkówki.
-Na prawdę?
-Tak... Na prawdę.
-Nawet  nie wiesz jak się cieszę-przytulił mnie.- W końcu zmądrzałaś.
-Ale najpierw to ja muszę wrócić do sprawność.
-A to szybko minie... Zobaczysz... A wiesz, że czekają na Ciebie?
-Mówisz?
-No serio, czekają na Ciebie, więc jakby te głąby nie chciały Ciebie przyjąć do dzwoń od razu do mnie i przyjeżdżaj, a dla twojego niedoszłego jeszcze gagatka też się miejsce znajdzie... Jak coś...
-Powiedział ktoś, że jesteś trzepnięty?
-Tak! Cały czas mi to powtarzasz, od niedawna moja mama, trener, dziewczyna, a nawet teraz mój tata...
-Haha... O ja...
-Wiem, to co wracamy?
-Tak, ale Filip...
-No co jest mała...
-Możesz to zostać między nami?
-Pewnie...
-Dzięki wielki człowieku...
Parsknęliśmy śmiechem i weszliśmy do salonu do tej ekipy.
-Właśnie, Ivan. Jak tam żona i mały?- Zapytałam jak tylko wyszliśmy z łazienki.
-A bardzo dobrze... Chyba też będzie siatkarzem, bo uwielbia się ze mną bawić i próbuje już coś odbijać- powiedział dumnie wypinając pierś.
-Boże zachowaj...-spojrzałam w górę, a oni się zaśmiali.
- Ale wiesz co Pola, cały czas mi jęczy za uchem kiedy przyjedzie ciocia Mery- skończył naśladując małego. Spojrzałam na Mery, na jej twarzy pojawił się rumieniec.
Czułam na sobie wzrok Maria, ale się tym nie przejęłam. Usiadłam obok Filipa na  kanapie, tak bym widziała Mariusza. A ten pożerał mnie wzrokiem. No to nie byłabym sobą. Nachyliłam się nad uchem Filippo i szepnęłam:
-Słuchaj, jest sprawa... Chce sprawdzić, czy ten gagatek coś do mnie czuję...
-Wiem o co chodzi... Ale jak coś bym robił nie tak to dźgnij mnie w żebra.
Mrugnęłam mu, to był nasz taki znak, gdzie dawaliśmy sobie sygnał. No to Filippo się rozkręcał, a Mario się gotował. Czyli nie jestem tylko jakąś tam dziewczyną dla niego.
(Mariusz)
Trening jak trening, chociaż nie... Byłem jakoś nie spokojny. Coś mi mówiło, że coś się stanie, ale stwierdziłem, że nie... Przecież nic się nie dzieje, ale tak jakoś błądziłem w myślach. Kiedy na szczęście skończyły się nasze katusze poszliśmy wszyscy do szatni i się ogarnęliśmy.
-Ej, idziemy do dziewczyn? Coś mnie nie pokoi...- zagadał mnie Nico.
-Czyli nie tylko ja miałem takie przeczucie?
Nic nie odpowiedział, tylko wsiedliśmy do jego auta i pojechaliśmy. Szybko wpadliśmy do tej klatki, a potem do ich mieszkania, a one co? Kurde siedzą z Włochami i se gadają o dupie Maryni...
-A Wy co? Psy Was gonią czy jaka cholera?-Na dzień dobry Pola.
-Nie... Stęskniliśmy się za naszymi paniami-powiedziałem.
-Wypraszam sobie...-zaczęła Pola.
-Waszą własnością nie jesteśmy...-dopowiedziała Maryś, a na policzku miała jakiś czerwony ślad, który powoli robił się fioletowy.
-Jezu Chryste, co Ci się stało?!-Zapytał Marechal i po chwili był już obok niej i delikatnie dotykał siniejącego miejsca.-Kto Ci to zrobił?! Dorwę i skrócę go o nogi i ręce...
Ja w tym czasie podeszłem do Poli i się przytuliłem do niej od tyłu, a ta się wystraszyła, chyba, dlatego jej oznajmiłem, że to ja, a ona zaczęła na mnie krzyczeć.
-Pola, co jest?- Zapytał Zaytsev.
-Jak mnie chwycił to mnie zabolało.
-Co?! Pola, powiedz, że nic Ci nie zrobili...-zaczęła Mary i chyba się nawet wystraszyła.
-Nie, jest w porządku, po prostu musiał mnie mocno chwycić...
-Czekaj, co się stało?-Zapytałem, bo serio nie wiedziałem.
-Luca, proszę wyjaśnisz mu? A ja wezmę Pole do łazienki i to obejrzę-powiedział Filippo.
-Ale...-powiedział Pola.
-Żadne ale... Już...-powiedział Filippo, a ta zaczęła iść w tym kierunku
-Pola?-Zapytałem zły, bo ja już zaraz eksploduję. No bo idzie z jakiś gościem, a ja nie wiem o co chodzi.
-Zaraz wrócę, to jest mój przyjaciel, tylko przyjaciel ze szkolnych lat -wyszeptała mi do ucha i pocałowała, po czym udała się z nim do łazienki.
Ja usiadłem i słuchałem tej opowieści. Ale kiedy usłyszałem co się stało, to chciałem dorwać tego gnoja. Marechal też się gotował, ale mocno przytulał ją do siebie, po czym nastała cisza...
Po czym przyszła Pola z tym przyjacielem i se usiadła obok niego. Coś wyszeptała, a on jej. Po czym jego ręka poleciała na jej ramie, to dalsze. Po tym jego druga dłoń zaczęła jeździć po tym, które jest bliżej. Nie powiem, że się we mnie nie zagotowało. Jakiś chłop ją dotykał. Chyba Marysia to zauważyła, bo po prosiła Pole do kuchni i wtedy zostaliśmy sami. Pogadaliśmy o siatkówce, a ja cały czas mierzyłem tego Lanaze... A on tylko głupio się uśmiechał. Po czym chłopak poprosił mnie na rozmowę. Wyszliśmy na balkon, gdzie zaczął rozmowę.
-Słuchaj, Pola i ja, nic nas nie łączy. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Serio. A jeśli czujesz coś do niej, to chłopie śpiesz się, bo wiem jak się śliną chłopaki na jej widok. Jak chcesz coś o niej wiedzieć to wal śmiało, bo znam ją dosyć dobrze, bo spędziła u nas liceum, a ja ją znam jak własną kieszeń.
-A skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz?
-No to patrz-pogrzebał coś w swoim telefonie, po czym mi go pokazał.- To jest moja narzeczona Anita, jesteśmy ze sobą 4 lata, w przyszłym roku chcemy się pobrać. Więc nie wiem dlaczego tak twierdzisz...
-No dobra, kocham ją, ale ja nie wiem czy ona mnie też...
-To wiedz, że tak... Rozmawiałem z nią teraz i też coś czuje do Ciebie...
-A co jej jest?
-Nie wiem... Może to tylko stłuczenie, albo siniak, bo nie chciała jechać do szpitala. Ale się nie martw. Niedługo jej przejdzie, ale pomagaj jej i przypominaj o maściach. Aha... Bądź przy niej teraz. Bardzo Cię proszę, bo teraz będzie dla niej trudny okres... Jak teraz to zniesiesz, to ona wtedy będzie wiedzieć, że ma w Tobie wsparcie i wszystko będzie dobrze... Ale jak ją skrzywdzisz to Ci jaja urwę i przyszyje do czoła, zrozumiano?
-Tak, przecież jej bym nie skrzywdził...
-Taki jeden tez tak mówił i co innego zrobił-powiedział pod nosem, ale chyba tak żebym nie usłyszał.- Dobra, chodź, bo jeszcze mnie zatłucze, że coś Ci zrobiłem albo nagadałem.
-Hehe... Jasne... I dzięki...
-Nie ma sprawy, jak coś to dzwoń, bo zależy mi na jej szczęściu... Dużo w życiu przeszła i nie chce by więcej przeżywała..
-Jasne...
Nie wiedziałem za bardzo o co chodzi, ale już nie pytałem. Jak będzie kiedyś taka możliwość to ją zapytam. Wróciłyśmy na miejsce, ja pociągnąłem później Pole na swoje kolana i się w nią wtuliłem ale teraz delikatnie, po czym dostałem w łeb, a ona usiadła na przeciwko mnie i zerkała na mnie co jakiś czas i się uśmiechała. Jezu... Jak ja kocham jej oczy... I ten jej uśmiech...
(Mery)
Wróciliśmy do domu. Oczywiście Teo odrazu poszedł do kuchni po lód i zabrał mnie do łazienki. Środkowy odrazu przyłożył mi woreczek do policzka w który uderzył mnie Damian.
- Gdzie się podziała ta wyszczekana dziewczyna, która potrafiła tak zmieszać z błotem, że człowiek pamiętał to do końca życia?- Zapytał Teo patrząc mi w oczy i nikle się uśmiechając.
Wiedziałam o co mu chodzi... Kiedyś potrafiłam zmieszać z błotem każdego kto mi nacisnął na odcisk, otwarcie mówiłam co myślałam, każdy o tym wiedział, jeśli coś mi nie pasowało to zawsze o tym mówiłam. Każdemu potrafiłam wygarnąć prosto w twarz, powiedzieć szczerze co mi nie pasuje... A teraz? Teo miał rację... Zmieniłam się, jestem zaprzeczeniem siebie z czasów LO kiedy ich poznałam...
- Nie wiem, chyba ta dziewczyna została we Włoszech- powiedziałam cicho.
- No to chyba będę cię musiał z powrotem zabrać do LO, żeby wróciła...- powiedział z uśmiechem.
Spuściłam lekko głowę, bo on miał rację, zresztą jak zawsze...
- Mała, co jest?- Zapytał odgarniając kosmyk włosów z moich oczu.- Mała?
- Czemu wszystko jest takie trudne? Czemu to nie może być tak jak w LO, czemu? Powiedz mi, czemu?- Powiedziałam i poczułam łzy na policzkach.
- Mery, jesteś dorosła, to z góry jest przesądzone, że im jesteś starszy tym wszystko jest trudniejsze...
- Ale tam wszystko było takie łatwe, takie proste... Nikt się o nic nie czepiał...
- Nawet o fajki za szkołą?- Zapytał brunet a ja w końcu się uśmiechnęłam. Wiedział jak mnie podejść.- No teraz ci niestety nie zaproponuję fajki, bo sama ją możesz kupić, a nawet całą ramę- powiedział z uśmiechem i puścił mi oczko.
To była taka nasza mała tajemnica... Jak chciałam z nim szczerze pogadać, albo coś mnie męczyło to do niego podchodziłam i pytałam się go na ucho czy ma fajki. Od razu wiedział o co chodzi. Co było najlepsze, zawsze jak miałam jakiś problem i do niego przychodziłam to zawsze rzucał wszystko żeby mi pomóc...
Moje oczy znowu zaszły mi łzami.
- Przepraszam...- wyszeptałam a on na mnie spojrzał zaskoczony.- Przepraszam, bo miałam cię już nie plątać w moje sprawy...
- Maryś, jest ok. Ciesze się, że znaleźliśmy się wtedy w tym parku... I nie masz mnie za co przepraszać, jasne?- Dokończył, a ja pokiwałam głową.
Teo był dal mnie jak brat, był jak Arek, jeden i drugi... Wspaniały, opiekuńczy, miły, ale jak trzeba było to postawił do pionu... Za to go uwielbiałam...
- Boli się jeszcze ten policzek?
- Tak troszkę- powiedziałam zgodnie z prawdą.
Środkowy nachylił się i pocałował miejsce w które zostałam uderzona. Zawsze tak robił... Stłukłam sobie kolano, zdarłam łokieć, coś mnie bolało... Zachowywał się jak Arczi...
- Lepiej?- Zapytał z uśmiechem.
- Lepiej- odpowiedziałam i poszliśmy do salonu.
Zaczęliśmy wspominać stare, dobre czasy jak się poznaliśmy, albo jakie numery wycinaliśmy. Jak Luca czołgał się pod ławką i napisał na tablicy "Kochamy Panią"... Boziu, do dzisiaj nie wiem jak babka  170 cm w szpilkach i kapeluszu nie zauważyła niemal 2 metrowego gościa! Albo jak Filippo na jednym z angielskich uciął sobie drzemkę i Luca dał mu pełno bawełny we włosy i na twarz i chodził tak dwie lekcje! Jak poszedł do łazienki... Jak się zważyło! Nie odzywał się do nas przez dłuższy czas... Był naprawdę wściekły...
Jak lądowaliśmy na dywaniku to zawsze w czwórkę... To była jakaś masakra... Wszyscy nauczyciele nas z tego znali... Przesadzali nas na każdej lekcji z nadzieją, że się uciszymy, ale gdzie tam... Darliśmy się przez połowę klasy jeden do drugiego... Jedyna nauczycielka, która nas  lubiła (a przynajmniej mnie) to była nauczycielka angielskiego. Zawsze se ze mną pogadała kiedy innym się nie chciało... Mi wymowa w innych językach nie jest obca, gorzej z pisownią i gramatyką... To jest masakra -.-
Oczywiście w burzyły nam "nasze" Skrzaty. Oczywiście nie obeszło się bez kilku złośliwości, ale co tam...
Jakby mogło być inaczej, kiedy Nico zobaczył mój policzek to odrazu nie wiadomo co się stało. Wysiliłam się na lekki uśmiech kiedy gładził mnie po miejscu w które dostałam. Po chwili usłyszeliśmy głośne syknięcie Poli. Okazało się, że coś jest nie tak z żebrami. Filippo powiedział, że na to zerknie. Jak w Mariuszowi się zagotowało... Na całe szczęście Polcia go uspokoiła.
Więc Luca zaczął swoją opowieść co się stało. Starałam się zachować kamienną twarz, co mi się jako tako udało. Czułam jak w Nico się gotuje. Z każdym słowem przytulał mnie mocniej. Kiedy atakujący skończył nastała cisza. Spojrzałam na Maria. Jego oczy były przepełnione żądzą mordu, tak jak oczy Francuza... Eh... Trzeba będzie ich powstrzymywać od rękoczynów...
Nastała cisza, którą przerwała Pola i Filip, którzy właśnie wyszli z łazienki. Oczywiście Polcia zapytała Ivana jak tam u niego, wiecie, jak żona i synek, no to blondyn się zaśmiał, że dobrze, że młody chyba będzie siatkarzem, na co Polcia się zaśmiała, że Bóg ma go uchować, na co się zaśmialiśmy.
- Ale wiesz co Pola, cały czas mi jęczy za uchem kiedy przyjedzie ciocia Mery- spojrzał na mnie udając małego. Już wiem po kim Sasha ma mimikę... Wypisz wymaluj tatuś.  Kiedy to powiedział lekko się zaczerwieniłam, bo rzeczywiście, długo go nie widziałam i musiałam bym polecieć do Moskwy żeby go zobaczyć...
Wracając, Pola usadowią się koło przyjmującego, wymienili między sobą dosłownie dwa zdania, po czym Filippo ją objął ramieniem, a on lekko go gładziła po bicku. Widziałam jak w Mariuszowi się gotuje.
- Pola, możemy pogadać?- Zapytałam mojej przyjaciółki i poszłyśmy do kuchni.
- No co jest?- Zapytała Polcia.
- Co jest? To ja powinnam zadać ci to pytanie. Co to za sceny z Fifim? Nie widziałaś jak Mariusz się gotował?
- Właśnie to chciałam osiągnąć...
- Jeśli Fifi od niego zarobi... Zaraz, że co proszę?!
- Chciałam sprawdzić, czy darzy mnie uczuciem...
- Wyszło ci. Aż się w nim gotowało...
- Widziałam... I nawet się trochę z tego cieszę. Chyba mu naprawdę na mnie zależy.
- No też tak myślę...
- A tak apropos, co się działo w łazience z Teo?
- Ale co?- Zapytałam zdezorientowana.
- No co, no co... Dość długo tam byliście...- powiedziała w końcu dwuznacznie poruszając brwiami.
- No co... Uświadomił mi jak bardzo się zmieniłam od czasów LO...
- No niby jesteś taka sama, ale spokojniejsza, mniej wyszczekana.
- I to mi właśnie uświadomił Teo... Potem jeszcze wspominaliśmy stare czasy, jak rozwiązywaliśmy razem problemy...
- Jak paliliście za szkołą- przerwała mi, a ja się uśmiechnęłam.
- Między innymi- odpowiedziałam i wybuchłyśmy śmiechem.- Dobra, wracajmy, bo się tam jeszcze mogą wyzabijać.
- No w sumie masz rację- przytaknęłam mi przyjaciółka i wróciłyśmy.
Wszyscy już tam siedzieli i gadali o wszystkim i niczym. Jak tylko przyszliśmy Mario pociągnął Polcie na kolanie i lekko ją przytulił. Oczywiście dziewczyna zdzieliła go po głowie i usiadła na przeciwko i cały czas się uśmiechała. Ja sama zajęłam miejsce między Teo a Nico.
Chwilę jeszcze pogadaliśmy w ósemkę, a potem nasi Azzurri pożegnali się z nami i wrócili do swojego hotelu. Oczywiście Teo mi obiecał, że jak tylko będzie miał czas to zabierze mnie do Florencji, tam gdzie się poznaliśmy na treningu, żeby wróciła ta stara Mery. Oczywiście został za to zdzielony po głowie, co było trudne, bo ja, dziewczyna 170 cm wzrostu, chciałam (i to zrobiłam) trzepnąć po tym łbie gościa który ma 208 cm... To musiało wyglądać komicznie, bo wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Kiedy nasi przyjaciele wyszli usiedliśmy w czwórkę w salonie. Zapadła cisza... Nie wiedzieliśmy od czego zacząć.
- Mery...- zaczął nie pewnie Nico.- Co zrobisz z tym fantem?
- Jakim fantem?- Zapytałam zdezorientowana.
- Pójdziesz z tym na policję?- Dołączył się Mariusz. Więc o to chodzi...
- Chłopaki, dajcie spokój- powiedziałam cicho.
- Ale oni mają jako tako rację, Maryś, ty to powinnaś zgłosić- poparła ich Pola.
Spojrzałam na nią wzrokiem typu "I ty Brutusie przeciwko mnie?"... Nie chciałam tego zgłaszać, bo nie mają na niego nic.
- A co mamy na niego? Równie dobrze, może powiedzieć, że się uderzyłam. Poza tym co mu zrobią? Dostanie max zawiasy, a jak go policja przesłucha, to może potem mnie znaleźć, tak jak to zrobił dzisiaj...
- Mery, to tak nie może być...- powiedział spokojnie Nico.
I wtedy coś pękło... Zabrzmiał jak Teo i Arek... Nie wytrzymałam... Wstałam i po prostu wyszłam. Wzięłam swoją torebkę i wyszłam do parku. Usiadłam na oparciu od ławki. Zaczęłam przeszukiwać torebkę i w końcu znalazłam to czego szukałam... Wyciągnęłam  to, znalazłam zapalniczkę i odpaliłam.
Zaciągnęłam się i pozwoliłam, żeby dym wypełnił moje płuca... Mimo że nie paliłam od czterech lat, przyniosło mi to ulgę i jako taki spokój. Nie wiem ile tak siedziałam, 5, 10, 50 minut... Nie wiem...
- Nie wiedziałem, że palisz- usłyszałam głos przyjmującego.
- Nie pale...
- A to co masz w ręce to co, pies?
- Nie...- odpowiedziałam markotnie.
- No więc?
- To jest pierwsza fajka od czterech lat...
- A czemu?
- Bo pierwszy raz od czterech lat coś mnie przerosło- wyznałam i po moich policzkach spłynęły łzy...
(Nico)
Przez cały trening miałem wrażenie, że coś się stało. Jak tylko weszliśmy do szatni to zaproponowałem Mariuszowi, żebyśmy pojechali do dziewczyn, jak się okazało też miał jakieś złe przeczucia. Więc jak tylko się przebraliśmy to pojechaliśmy do nich. Wbiegliśmy na ich klatkę i weszliśmy do mieszkania, a te co? Kuźwa z Włochami se siedzą i śmieją. Jak nas zobaczyły oczywiście były jakieś głupie komentarze czy goniły nas psy. No to się odszczekaliśmy.
Niby wszystko było ok, ale jak Mery się odwróciła to zobaczyłem jej policzek. Był czerwony i zaczynał sinieć. Momentalnie do niej podeszłem. Zapytałem co się stało delikatnie głaszcząc ten policzek. Chciałem dorwać tego gościa i tak go urządzić, że nawet rodzona matka by go nie poznała, a najlepsi chirurdzy by go nie poskładali...
Polci chyba też coś się stało, bo jak tylko Mario ją przytulił to się na niego wydarła. Potem poszła z tym całym Lanzą do łazienki, a Vettori nam wszystko powiedział.
Kiedy słuchałem jak wrzeszczał na Mery, jak ją spoliczkował... Gotowało się we mnie. Byłem gotowy znaleźć tego gnoja i powyrywać mu wszystkie kończyny, powoli spuścić z jego debilnego ciała krew, obedrzeć go ze skóry...
Człowieku otrząśnij się! Naoglądałeś się za dużo Dextera! A może by tak na żywca rozciąć mu brzuch, włożyć mu tam żywego kota i zaszyć, albo powoli do krwiobiegu wstrzykiwać wodę... Stop idioto! Ostatni raz oglądałeś ten serial...
Przytuliłem ją do siebie jeszcze mocniej. Nastała cisza... Mario pewnie był tak samo zszokowany i wściekły jak ja.
Po chwili przyszła Polcia z Filippo i rozkręciła rozmowę. Oczywiście po wnerwiała Maria, za co Mery wzięła ją na rozmowę, a potem Lanza poprosił Mariusza, a ja zostałem sam z Lucą, Matteo i Ivanem. Środkowy Azzurri podszedł i usiadł koło mnie.
- Zależy ci na niej?- Zapytał poważnie Piano, na co tylko cicho westchnąłem.
- Spoko, nikomu nie powiemy- oznajmił przyjmujący podbudowując mnie na duchu.
- Tak, zależy mi na niej- powiedziałem cicho.
- To jak coś będziesz chciał wiedzieć, albo nie wiedziałbyś co robić- zaczął Matteo i wręczył mi kartkę z trzema podpisanymi numerami,- wal śmiało, pomożemy, zawsze.
- To miło z waszej strony, ale czemu chcecie mi pomóc?
- Bo ta dziewczyna wywróciła nasz świat o 180 stopni- powiedział spokojnie Luca
- W jakim sensie?
- Przyszła, zrobiła z nas lepszych ludzi i została- odpowiedział Ivan, a ja spojrzałem na niego pytającym wzrokiem.
- Może kiedyś ci powie, tylko nie męcz jej, za dużo przeszła i jak będzie chciała to powie ci o wszystkim sama- odpowiedział na moje niezadane pytanie Matteo.
W sumie, znam ją krótko, więc nie wiem wszystkiego. Kiedy tylko Piano mi odpowiedział do pokoju wszedł Maniek z Filippo, a zaraz potem Mery i Pola.
Zaczęliśmy ze sobą gadać, aż Azzurri oświadczyli, że muszą już wracać do hotelu. Odprowadziliśmy ich do drzwi. Matteo coś powiedział po włosku do Mery za co dostał w łep od blondynki co wyglądało prześmiesznie, bo dziewczyna była dużo niższa od niego.
Kiedy Włosi wyszli usiedliśmy w salonie. Zapadła cisza... Przerwałem ją po chwili...
- Mery...- zacząłem niepewnie.- Co zrobisz z tym fantem?
- Jakim fantem?- Zapytała zdezorientowana.
- Pójdziesz z tym na policję?- Dołączył się Mariusz.
- Chłopaki, dajcie spokój- powiedziała cicho.
- Ale oni mają jako tako rację, Maryś, ty to powinnaś zgłosić- poparła nas Pola.
Spojrzała na nią wzrokiem typu "I ty Brutusie przeciwko mnie?"... Nie chciała tego zgłaszać, to było pewne.
- A co mamy na niego? Równie dobrze, może powiedzieć, że się uderzyłam. Poza tym co mu zrobią? Dostanie max zawiasy, a jak go policja przesłucha, to może potem mnie znaleźć, tak jak to zrobił dzisiaj...
- Mery, to tak nie może być...- powiedziałem spokojnie.
Coś się stało. Dziewczyna wstała, wzięła torebkę i wyszła. Zostaliśmy w szoku.
- Pójdę po nią, może...- powiedziała Pola ale ją zatrzymałem.
- Ja to zrobię, może przy okazji coś jeszcze z niej wyciągnę- przerwałem Polci i wyszedłem.
Nie było jej przed bolkiem więc skierowałem się do parku. Nigdzie jej nie było. Już miałem się poddać kiedy zobaczyłem znajomą postać, która siedziała na oparciu jednej z ławek. Przyjrzałem jej się bliżej... Tak, to była Mery... Ale zaraz zaraz... Od kiedy ona pali?!
Podszedłem i usiadłem obok niej na tym oparciu.
- Nie wiedziałem, że palisz- powiedziałem cicho.
- Nie pale...
- A to co masz w ręce to co, pies?
- Nie...- odpowiedziała markotnie, coś ją gryzło...
- No więc?
- To jest pierwsza fajka od czterech lat...
- A czemu?
- Bo pierwszy raz od czterech lat coś mnie przerosło- wyznała a po policzkach spłynęły jej łzy, odrazu je otarłem.
- Mery, co się stało? Co cię przerosło?- Zapytałem patrząc jej w oczy. Znowu popłynęły jej łzy.- Mery?

*****************************************************************************************************************
Hejka wszystkim!
Jeszcze tylko osiem dni ;(
Ale staram się narazie o tym nie myśleć, mimo że 
na moim biurku są już książki do LO...
Trochę się boję, ale zobaczymy jak to będzie...
Tośka już ma okazję się zapoznać z koleżankami z 
SMS'a bo już jest z nimi na drugim obozie.
Ale wracając, jak wam się podoba?
Jak historię z LO w wykonaniu naszych dziewczyn i Azzurrich?
Jak im się ułoży? Czy nasi panowie okażą się wsparciem dla dziewczyn?
Piszcie w komentarzach, które są mile widziane ;)
Do zobaczenia w sobotę, albo niedzielę ;)
Całują (w policzek xd) Tośka&Zuśka ;***

niedziela, 21 sierpnia 2016

09

(Mery)
   Obudziłam się kiedy usłyszałam, że ktoś chodzi po mieszkaniu. Chciałam się podnieść, ale coś, a raczej ktoś mi to uniemożliwiał. Poddałam się przynajmniej na tą chwilę. Odświeżyłam wspomnienia z wczorajszego wieczoru. No tak, Nico... Uśmiechnęłam się sama do siebie. Coś co uniemożliwiało mi wstanie to był jego żelazny uścisk, czyli jedna ręka, która była pod moją głową, druga, która trzymała mnie w pasie i noga, która była zarzucona na moje. Zamknęłam oczy i ciężko nabrałam powietrza...
   Słyszałam jego miarowy oddech, czyli jeszcze spał. Fajnie. Nie chciałam go budzić, więc nie wstawałam. Chciałam sięgnąć po telefon, ale go... No tak, rzuciłam nim o kanapę, kiedy zobaczyłam kto dzwoni. Do oczu mi napłynęły łzy. Zaczęłam płakać. I wtedy co mnie zdziwiło poczułam jak Nico przytula się do moich pleców.
   - Co się stało?- Wymruczał lekko zaspany, ale przejęty w moją szyję...

(Nicolas)
   Nie umiałem zasnąć myśląc nad jej zachowaniem. Kto dzwonił i czemu aż tak się tym przejęła... Obudziło mnie ciche szlochanie. To była Mery. Przytuliłem się do jej pleców wzmacniając uścisk.
   - Co się stało?- Zapytałem cicho dziewczynę.
   - On mnie znalazł, Boże, on mnie znalazł, znowu...- szeptała przerażona.
   - Ale kto cię znalazł Mery?- Zapytałem po raz kolejny, a ona odwróciła się do mnie przodem. Dopiero teraz zauważyłem jak załzawione są jej oczy.
   - Mój były- wyszeptała i znowu zaczęła płakać.
   Przytuliłem ją do siebie. Bolało mnie to, że nie mogłem jej pomóc. Nie mogłem jej pilnować 24/7, bo mieliśmy treningi, mecze... A ona przecież też miała swoje życie. Studia, przyjaciele itp. Nie mogłem jej tego zabrać nawet jakbym chciał, nie mogę zabrać jej wolności...
   - Mery, nic się nie dzieje... Będzie dobrze...- mówiłem starając się ją uspokoić.
   - Ty go nie znasz! To nie jest mężczyzna, to jest tyran...- wyszeptała w mój tors.
   Bolało mnie to, że nie mogłem jej pomóc, a tak bardzo chciałem...
   Pomogłem jej wstać i poszliśmy do kuchni, gdzie czekała na nas już Pola z Mariem. Zdziwiliśmy się oboje na ich widok. Oni też byli w niemałym szoku. Oboje się do nas tak słodko uśmiechali. Spojrzeliśmy na siebie. Mery tylko wzruszyła ramionami. Podeszła do Polci i przytuliła się do niej. Jeśli dobrze widziałem coś jej powiedziała na ucho. Potem podeszła do Mańka i przybiła z nim piątkę. Przywitałem się z niedoszłą zakonnicą i naszym środkowym.
   Mery wzięła się za śniadanie. Mogliśmy tylko marzyć, żeby dostać się do kuchenki. Zaczęliśmy nakrywać do stołu. Jednak nie mogłem się powstrzymać i wszedłem do kuchni. Przytuliłem się do pleców dziewczyny, a ona cicho zamruczała. Pocałowałem ją delikatnie w szyje.
   - Nico, możesz mi się nie plątać pod nogami?
   - Ale ty nigdzie się nie ruszasz, więc nie mogę ci się plątać pod nogami- powiedziałem jej, a ona tylko cicho westchnęła.
   - Podasz mi ten talerz?- Zapytała i wskazała na talerz z naleśnikami.
   - Oczywiście- odpowiedziałem jej i podałem to o co prosiła.
   Nałożyła tam ostatni naleśnik z patelni i zaniosła je do salonu gdzie był stół. Poprosiła mnie, żebym wziął dżem, serek i Nutellę.
  Rozsiedliśmy się w salonie i zaczęliśmy jeść. Naleśniki były przepyszne, ale ich kucharz był cały czas zmartwiony... Niby wiedziałem, o co jej chodzi, ale nie miałem zielonego pojęcia jak jej pomóc i powtórzę to jeszcze raz, że cholernie mnie to bolało!
Kiedy zjedliśmy, pomogliśmy dziewczyną posprzątać, chwile jeszcze z nimi posiedzieliśmy i musieliśmy się zbierać, bo był trening...

(Mery)
Po śniadaniu doprowadziłyśmy się do ładu z Polą i poszłyśmy na miasto. W końcu nie dałaby mi żyć, gdybym jej nie powiedziała co się stało.
   Przemierzałyśmy park, kiedy rozmowa zeszła na wczorajszy dzień.
   - No to gdzie z nim byłaś i co robiłaś?- Zapytałam jako pierwsza.
   - No to... To był taki alla park, no i byliśmy tam na pikniku, a potem pojechaliśmy do niego, oglądaliśmy film, wypiliśmy trochę wina, drzemało nam się, a potem nam Skrzaty wbiły na chatę i graliśmy w butelkę, a potem przyszliście... A wy?
   - No to nawet nie wiem jak nazwać to miejsce- powiedziałam rozmarzona, bo nadal je miałam przed oczami.- To był taki mały stawik, wokół niego było pełno płaczących wierzb, a w najwęższym miejscu był mostek. No i gadaliśmy tam, potem ty mi napisałaś, pospacerowaliśmy trochę przyjechaliśmy do was, potem do domu i poszliśmy spać.
   - A co to było jak przyszłam?
   - A co było?- zapytałam zdezorientowana.
   - No ja wchodzę, was nie ma, no to wchodzę do twojego pokoju, a tam kuźwa śpią przytuleni jak małżeństwo! Ja ciocią jeszcze nie chcę zostać!- zaśmiała się, ale mi do śmiechu nie było.- Mery?
   - Bo...- Zaczęłam niepewnie, bo wiedziałam jak zareaguje na ten telefon.- Bo on wczoraj do mnie dzwonił...
   - Ale kto?
   - Damian...- odpowiedziałam i poczułam jak napływają mi łzy do oczu.
   - Odebrałaś?
   - Nie, wyciszyłam telefon i rzuciłam go na fotel- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
   - Wracamy?- zapytała Pola, a ja przytaknęłam ruchem głowy.
   Zawróciłyśmy w stronę naszego bloku i ruszyłyśmy tam spacerkiem. Rozmowa zeszła na luźne tematy typu siatka, noga, nauka itp. I wszystko by było ok, gdyby nie to jedno słowo, a konkretnie to moje imię.
   - Marysia!- Zawołał tak dobrze mi znany głos.
   Skamieniałam, żeby za chwilę przyśpieszyć kroku. Nie chciałam go widzieć, ten etap mojego życia zamknęłam już dawno i nie chciałam do niego wracać.
   - Czekaj no!- Zawołał znowu, a ja po raz kolejny przyspieszyłam krok.- Mówiłem coś! Miałaś na mnie czekać- powiedział łapiąc mnie za ramię i odwracając mnie przodem do siebie.
   - Możesz mi dać spokój?- zapytałam patrząc w jego nowe MAX'y.
   - Czemu nie odbierasz?
   - Bo nie mam ci nic do powiedziana.
   - Ale ja mam i to wiele.
   - Ale ja nie chce ciebie słuchać. Zamknęłam ten etap w życiu, nie chce do niego wracać- powiedziałam, a on wzmocnił uścisk na moim ramieniu tak, że syknęłam z bólu. Spojrzałam na bok, jakiś jego kolego trzymał Polę.
   - Nie obchodzi mnie, że nie chcesz mnie słuchać. Co to za fagas?
   - O kim ty mówisz?
   - Nie zgrywaj idiotki. Mówię o tym Francuziku. Co to za jeden?
  - Skoro wiesz, że to Francuz to nie wiem o co ci chodzi, poza tym, nie jesteśmy razem i już nie będziemy, więc nie wiem czemu to cię tak obchodzi.
   - Jesteś pewna, że nie będziemy razem?
   - Tak, jestem pewna. Nie kocham cię, jełopie przystański.
   - Milcz!- krzyknął i poczułam jak mój policzek zaczyna płonąć. Chwyciłam za niego i poczułam jak mocno jest ciepły.
   I wtedy stała się kolejna dziwna rzecz. Jego uścisk stawał się luźniejszy. Poczułam jak ktoś przyciąga mnie do siebie. Chciałam protestować ale zapach lawendy, mięty i drzewa cedrowego przywołuje moje najmilsze wspomnienia od czasu poznania Poli, czasy LO kiedy byłam na wymianie we Włoszech.
   Spojrzałam przed siebie, zobaczyłam jak dwóch mężczyzn przepędza Damiana i jego kolegę. Zaczęłam się uspakajać, a pomagała mi w tym osoba, która była przy mnie, bo gładziła mnie uspokajającą po plecach... Dopiero po chwili się odezwał.
   - Nic ci nie jest?
   - Nie- odpowiedziałam cicho i zadarłam wysoko głowę, żeby spojrzeć środkowemu w oczy.
   Dopiero teraz zaczęła się rozglądać. Pola była w ramionach wysokiego chłopaka o czarnych włosach, a Damiana przepędził równie wysoki blondyn i brunet. Uśmiechnęłyśmy się jednocześnie do wszystkich. To był naprawdę wspaniały widok. Ostatnim razem widziałyśmy ich podczas MŚ w naszym pięknym kraju.
   - Co wy tu robicie?- Zapytałam w sumie, każdego z nich.
   - No bo my byliśmy przejazdem i stwierdziliśmy, że odwiedzimy stare przyjaciółki i zobaczymy jak się mają- wytłumaczył Filippo za co został dzielony prze Pole po głowie.- Au, a to za co?
   - Za stare- odpowiedziała mu dziewczyna.
  - Poza tym, co to był za jeden?- zapytał brunet.
   - To był mój były, Luca- odpowiedziałam mu i poczułam jak łzy napływają mi do oczu, ale środkowy Azzurri nie pozwalał mi się czuć samej w tej chwili, bo momentalnie mnie przytulił.
   - Wyglądał na niebezpiecznego.
   - Bo taki jest, Ivan- odpowiedziała mu za mnie Pola.
   - To my was może odprowadzimy, co wy na co?- zapytał atakujący, a my zgodnie pokiwałyśmy głowami.
   - Dziękuję Teo- wyszeptałam po włosku do bruneta.
   - Nie masz za co... Pokaż ten policzek- powiedział środkowy.
   Jak na 102 kilo żywej masy obchodził się z nim bardzo delikatnie. Jak zawsze... Spojrzałam na nich jeszcze raz.  Stoją tak jak wtedy, kiedy byłyśmy w LO na tej wymianie. Cała czwórka. Lanza, Vettorii, Zaytsev i Piano... Ale brakowało mi tu...
   - A gdzie zgubiliście Dragana?- uprzedziła moje pytanie Pola.
   - Chory jest- opowiedział jej Teo.- Jak wrócimy to obłożymy go lodem i nie powinno być nic widać- powiedział już tylko do mnie środkowy, za co go jeszcze raz przytuliłam.
   I tak w szóstkę ruszyliśmy do naszego mieszkania...

(Mario)
   No więc po pięknej akcji Maryśki, to chyba każdy sikał, ale oczywiście nie dosłownie... Pogadaliśmy jeszcze i zaczęli się zbierać, za nim jeszcze wyszła Mary poprosiłem ją, aby nie budziła Poli, bo i tak zasnęła. A ja mam za dobre serduszko by ją budzić... na co się zgodziła. Pożgaliśmy się i poszli. Wskoczyłem pod szybki prysznic i ubrałem się w piżamę. Poszedłem jeszcze do salonu, żeby trochę ogarnąć, ale nie chcący upadła mi szklanka i się stukła. Po czym do salonu wparowała Pola, gdzie w jednej ręce trzymała nie dosyć, że kulę to jeszcze poduszkę.
   -Co się stało?
   -Nic, szklanka mi wypadła i się zbiła, zaraz to pozbieram. A po co Ci ta poduszka?
   -No wiesz myślałam, że ktoś się włamał...
   -Co?!- zacząłem sprzątać szkło i po czym je wyrzuciłem.
   -No...
   -Ale jak chciałaś się obronić nią przed kimś?
   -Nie wierzysz?
   -Nie, tylko się zastanawiam jak...
   -No dobra...- obróciła się, ale zarz krzyknęła.- PATRZ!!!- po czym rzuciła we mnie poduszką i zaczęła uciekać.
   -Oż Ty!
   Pobiegłem za nią i ją chwyciłem w biegu . Po czym położyłem ją na łóżku i zacząłem gilgotać.
   -Dobra, przestań, błagam Cię, przestań...
   -A jak przestane, co coś za to dostanę?
   -A co masz na myśli?
   -Buziaczka...
   -Ok.
   Usiadła i czekałem na swoją nagrodę. No i co... Dała mi buziaka, ale w policzek, małpa mała...
   -Ej...-powiedziałem oburzony...
   -Co? Dostałeś buziaka? Dostałeś, więc nie wiem o co chodzi...
   -Ale miał być w usta...
   -Ale sam powiedziałeś, że miał być buziak, ale nie powiedziałeś gdzie... No sorry.. Nie ma się tego, co się chce mieć...
   Wstała, ale ja ją pociągnąłem i wylądowała na moich kolanach.
   -Ja zawsze dostaję, to co chce.- oparłem czoło o jej.
   -Mówisz?
   -Mówię...
   -Ale nie w tym wypadku...- po czym wstała i stanęła w drzwiach.
   -Dasz mi jakąś koszulkę?
   -Nie ma się tego co się chce...
   -Jak nie, to nie... Wezmę se sama..
   Podeszła do moje szafy i wyciągnęła sobie moją koszulkę oraz jakieś spodenki i poszła do łazienki. Wstałem i poszedłem do salonu, żeby jeszcze trochę ogarnąć, ale po chwili wylatuje Pola i zaczyna krzyczeć w mało znaczącym języku.
   -Ej, Pola uspokój się, co się dzieje...
   -Tam jest, kuźwa, wilki pająk... Zabieraj go stamtąd...
   -Czekaj, co?!-wybuchnąłem śmiechem...
   -To nie jest śmieszne... Skoro tak, ja się nie kąpie. Pójdę się przebrać u Ciebie w pokoju i zamknę drzwi i Ciebie nie wpuszczę...
   -No już idę, idę...
   Wziąłem papcia i poszedłem do tego "wielkiego" stworzenia, którego się wystraszyła, a tam malutki pajączek...
   -Trzepnij, uduś, zagryź...
   -Co ja, pies?
   -No a nie...
   Zabiłem tego pająka i wyrzuciłem przez okno, a Pola się umyła. Po czym, kiedy wychodziła zderzyliśmy się na rogu.
   -To ten, Ty śpisz u mnie, a ja na kanapie...
   -Chyba okiciałeś...
   -Nie pozwolę Ci spać na kanapie...
   -Ale Ty tępy jesteś... Widać z jakiego gatunku pochodzisz... Mężczyzn niemyślących... Na prawdę jest mało myślących facetów... Chodziło mi, żebyś spał razem ze mną...
   -Aaaa... To trzeba było tak od razu...
   -Ej, Ty czasami nie wypadłeś kiedyś z kołyski?
   -Nie...
   -A miałeś bombę w kołysce?
   -Nie...
   -A spadła na Ciebie cegła?
   -Nie... A czemu się pytasz?
   -Szukam powodu, dlaczego taki eh... no jesteś...
   -Pff... Jeszcze zobaczymy...
   -Oj, no... To był taki żarcik... Mówiłam prawdę, ale też i jaja se robiłam...
   -Zaraz ja z Ciebie czasami nie zrobił...
   -Patrz jak się boję, aż normalnie dupa mi się trzęsie...
   -No i zaraz zacznie.
   Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Położyłem, a sam się walnąłem obok niej. Po czym położyłem się na jej brzuch.
   -A nie za wygodnie Panu?
   -Wiesz, dupy nie urywa, ale jest ok.
   -Jak Ci walnę, zejdź ze mnie, bo inaczej zwrócę na Ciebie wszystko.
   -Dobra już mnie nie ma.
   Po czym obróciła się plecami do mnie.
   -Ja nie umiem wymiotować...
   -Czekaj, co?! zrobiłaś to specjalnie!!!
   -Tak... Bo ja chciałam spać, a nie, żebyś mi taki słoń jak Ty leżał na moim ładnym brzuszku...
   -Ale przeginasz...
   -Mogę mieć prośbę.
   -Zależy jaką?
   -Możesz się uciszyć, tu porządni ludzi chcą spać...
   -Niby gdzie? Bo ja nie widzę...
   -Wiesz co, jesteś bezczelny...
   -A proszę.
   Po czym się nad nią nachyliłem i skradłem buziaka, a potem się do niej przytuliłem.
   -Dobranoc maleńka
   -Dobranoc Shreku.
   -Tak chcesz się bawić? No te se idę... Fiono.,..
   Chciałem wstać, ale tak dla żartów, a ona na serio się myśli, że się obraziłem.
   -Zostań, ja tylko żartowałam.
   -No przecież wiem...
   Po czym się położyłem. Zasnąłem wtulony w nią.
   Rano się obudziłem, a moja (dobra jeszcze nie moja, ale będzie moja) księżniczka jeszcze spała. Wpatrywałem się w nią, ale kiedy się obudziła, ja szybko położyłem głowę, żeby ją na brać.

(Pola)
   Obudziłam się, bo czułam jak ktoś mnie obserwuję, więc się obróciłam. I co ten bażant robił se ze mnie jaja. Bo kiedy otworzyłam oczy, ten szybko się położył. Jak tak chce się bawić, no to ok. Przysunęłam się do jego ucha.
   -Kochanie...
   -Hm..
   -Wiem, że nie śpisz... Dlatego, chce Ci coś powiedzieć...-sięgnęłam po poduszkę.
   -A co takiego, kochanie?
   -A że...-wtedy zaczęłam naparzać go poduszką.- mnie się nie robi w banbuko...
   Ale długo to nie trwało, bo zaraz to on mnie walił i się tak wygłupialiśmy, do puki ja nie spadłam z łóżka, a on razem ze mą, bo go pociągnęłam i leżał teraz nad mną. Zaśmialiśmy się z tej sytuacji. skradł mi buziaka i pomógł wstać. Popychając się nawzajem doszliśmy i stanęliśmy przy lodówce.
   -Kurde... Pusta...
   -No wiesz, widzę... Mam pomysł, ubieraj się i jedziemy do nas. Maryś zrobi nam śniadanie, bo ona kocha gotować...
   -Ale Ty jesteś genialna...
   -No wiem... Bo ktoś musi być myślący...
   -Dlatego to ja..
   -He... Chciałbyś, dobra spadamy...
   Poszliśmy się ubrać, po  czym udaliśmy się do mojego mieszkania. Weszliśmy i jakoś cicho było, sprawdziłam czy kogoś w kuchni nie, no i nie było, po czym poszłam do swojego pokoju, łazienki i potem do pokoju Maryś a tam co? Leża razem jakby byli małżeństwem... Po prostu nie będę tego oceniać. Zrobiłam im zdjęcie, które znalazło się na snapie... Po czym udałam się do kuchni i z środkowym piliśmy kawę. Potem przyszło nasze małżeństwo. Oczywiście trzeba było zrobił ewakuacje z kuchni, bo nie wolno wchodzić, jeśli jest tam Mary i gotuje, bo inaczej ten no papa... Rozłożyliśmy, zjedliśmy i po czym chwile jeszcze posiedzieli chłopaki, ale musieli spadać, bo trening, jaki pech. Za to my spaniało myślne stwierdziłyśmy, że pójdziemy na spacer. Odświeżyłyśmy się, po czym poszłyśmy do parku.
   - No to gdzie z nim byłaś i co robiłaś?- Zapytała jako pierwsza.
   - No to... To był taki alla park, no i byliśmy tam na pikniku, a potem pojechaliśmy do niego, oglądaliśmy film, wypiliśmy trochę wina, zdrzemnęło nam się, a potem nam Skrzaty wbiły na chatę i graliśmy w butelkę, a potem przyszliście... A wy?
   - No to nawet nie wiem jak nazwać to miejsce- powiedziała rozmarzona, huhu...  coś było na rzeczy.- To był taki mały stawik, wokół niego było pełno płaczących wierzb, a w najwęższym miejscu był mostek. No i gadaliśmy tam, potem ty mi napisałaś, pospacerowaliśmy trochę przyjechaliśmy do was, potem do domu i poszliśmy spać.
   - A co to było jak przyszłam?
   - A co było?- zapytała zdezorientowana.
   - No ja wchodzę, was nie ma, no to wchodzę do twojego pokoju, a tam kuźwa śpią przytuleni jak małżeństwo! Ja ciocią jeszcze nie chcę zostać!- zaśmiałam się, ale coś było nie tak.- Mery?
   - Bo...- Zaczęła niepewnie.- Bo on wczoraj do mnie dzwonił...
   - Ale kto?-jeśli usłyszę imię tego frajera, to jak spotkam to zatłukę.
   - Damian...- odpowiedziała i zaczęła płakać.
   - Odebrałaś?-spytałam wściekła
   - Nie, wyciszyłam telefon i rzuciłam go na fotel- odpowiedziała.
   - Wracamy?- zapytałam, a ona przytaknęła ruchem głowy.
   Zawróciłyśmy w stronę naszego bloku i ruszyłyśmy tam spacerkiem. Rozmowa zeszła na luźne tematy. I wszystko by było ok, ale jak usłyszałam tego debila od siedmiu boleści, to miałam ochotę zajebać z tej kuli, że przy tym hemoroidy to pikuś... Kurwa, Pan Pikuś.
   -Marysia!- Zawołał ten idiota.
   Skamieniała, ale po tym, zaczęła iść szybciej, ja też przyspieszyłam.
   - Czekaj no!- zawołał znowu, a Mary prawie już biegła, a ja nie nadarzałam.
   Po czym poczułam jak ktoś mnie łapie, no to zdzieliłam mu z kuli, ale ten się uchylił i walnął mi brzuch, że się zgięłam w pół i chwycił mnie tak, że nie mogłam się ruszyć i nie słyszałam nawet o co chodzi, ale wiedziałam, że jak kuźwa dorwę to zabiję.
   -Puść mnie jełopie, a jak nie to jak Cię przypieprzę to pożałujesz, że kiedykolwiek mnie spotkałeś...
   -Przestań maleńka, zabawimy się trochę.
   Po czym poczułam jak dotyka mojego tyłka, no to gościu nie wiedział na co się piszę. Spojrzałam na Mary i ona na mnie. A po chwili zobaczyłam jak ten debil ją spoliczkował. Moja cierpliwość poszła do chuja Pana nie wiem gdzie. We mnie się zagotowało, chyba mocniej niż to jest w ogóle możliwe, to jak chwyciłam kule i mu przypieprzyłam, aż gościu się odsunął i zaczął uciekać, a kiedy chciałam już się obrócić do tego drugiego idiotę poczułam jak ktoś mnie przytula. Na początku się wystraszyłam, że to kolejny, ale po głosie wiedziałam, że jest to Filippo.
   -Spokojnie, Pola, to ja... Nic Ci już nie grozi.
   Po czym nie przytulił. Od razu lepiej mi się zrobiło. Podeszliśmy do Mary, a zaraz dołączyła reszta.
   - Co wy tu robicie?- zapytała Maryś.
   - No bo my byliśmy przejazdem i stwierdziliśmy, że odwiedzimy stare przyjaciółki i zobaczymy jak się mają- wytłumaczył Filippo za co dostał od mnie po głowie.- Au, a to za co?
   - Za stare- odpowiedziałam
   - Poza tym, co to był za jeden?- zapytał Vettori.
   - To był mój były, Luca- odpowiedziała mu i znowu oczy naszyły jej łzami, a nasz opiekuńczy środkowy od razu ją przytulił.
   - Wyglądał na niebezpiecznego.
   - Bo taki jest, Ivan- odpowiedziałam mu.
   - To my was może odprowadzimy, co wy na co?- Zapytał Luca, a my zgodnie pokiwałyśmy głowami.
   Staliśmy jeszcze tak chwile i coś mi nie pasowało w liczbie, powinno ich być 5, a jest 4... Dobra mamy Lanza, Vettori, Zaytseva, Piano i już wiem, kogo mi brakuje, ale menda...
   - A gdzie zgubiliście Dragana?- zapytałam.
   - Chory jest- opowiedział jej Teo.- Jak wrócimy to obłożymy go lodem i nie powinno być nic widać- powiedział już tylko do Mary i jeszcze raz ją przytulił.
   I tak w szóstkę ruszyliśmy do naszego mieszkania.

*********************************************************************************
hejka wszystkim, jak po IO? Zadowoleni? Bo ja tak średnio... 
Raz, nasi panowie odpadli z siatki, dwa, 
jestem nie zadowolona z dzisiejszego finału, 
to że USA wkopała Rosji jeszcze przeżyję, ale porażki Azzurrich już nie! 
Apropos Azzurrich, co myślicie o takiej małej wstawce z nimi? 
Może być? Ogólnie jak się podobało? 
Co będzie dalej z losami Polci i Mariusza,
 jak potoczy się znajomość Nico i Mery? 
Piszcie w komentarzach o co bardzo prosimy, 
bo mamy wtedy poczucie, że ktoś to czyta.
 Bardzo bym chciała podziękować pewnej osobie, 
czyli pannie Hi I'm Lexi, za to, że jest z nami aż do teraz 
i mam nadzieję, że będzie 
i zawsze zostawia po sobie ślad, 
który mas motywuje, mam nadzieję,
 że osoby, które to czytają również pójdą w jej ślady. 
Więc, piszcie co sądzicie
 i pamiętajcie, każdy komentarz to +10 do motywacji ;)
całują (oczywiście w policzek XD) Tośka&Zuśka

środa, 17 sierpnia 2016

08

(Mario)
Ona oparła się o mnie i tak leżeliśmy, nawet chyba zasnęliśmy bo usłyszałem tylko huk drzwi i krzyk:
-Stary, robimy męski wypad?!
Normalnie stanęliśmy na baczność. Obróciłem się, a tam go zobaczyłem? No kto jest taki inteligenty? No jak nie wiecie to już Wam podpowiem... Janusza, Wrone, Kłosa, Conte, Uriarte, Piechu... Dobra cała drużyna oprócz Marechala... No to jak ich Pola zobaczyła to się zaczerwieniła, a oni stali jak wryci i patrzyli.
-Chyba w czymś przeszkodziliśmy...-zaczął Wrona.
-Uuuu... A co ta za ślicznotka?-Zaczął Kłos.
-Debilu to ta zakonnica...-powiedział Piechu.- Bez obrazy, jak coś... Wiesz miałaś być zakonnica i taki przydomek dostałaś.
-Nie spoko, nic nie szkodzi... To może ten... Ja się będę zbierać...
-No co Ty, zostań... Może w końcu nasza dziewica laterańska przedstawi nam swoją dupcie...-powiedział Winiar.
-Winiar, ale po co chcesz poznawać moją dupę? No wiesz, ona bardzo dobrze zna się z tym,  no tym... A to jest Pola, koleżanka...
-No tak, od koleżanki się zaczyna...- wyszeptał któryś z nich, ale nie wiem który, bo nie widziałem.
-No to ten, siadajcie...
Więc tak poszedłem wraz z Polą do kuchni i pomogła mi zrobić szybko sałatkę oraz jakieś kanapki. Po chwili przychodzimy, a oni se wpieprzają pizze... Nie no super. Położyliśmy to wszystko, a ja skoczyłem po szklanki i no tak se siedzieliśmy. Po chwili patrzę, a Piechu wyciąga flaszkę.
-Hoho... A tatulek wie?-spytał Wronka.
-A czy on musi wszystko wiedzieć? Bo ja mu się nie spowiadam, ani na odwrót, więc nie widzę problemy...
-Młody, czy ja mówiłem, że jesteś super?-spytał Szampon.
-Kiedyś się darłeś na boisku, ale pewnie to emocję, więc tak...
-Ale teraz Ci to mówię, ale będziesz jeszcze fajny, jak skoczysz po jeszcze jakieś... Uwaga drużyna robimy składkę.
No więc skoro kapitan zarządził, tak się stało. A libero poszedł po alkohol z Lisinacem. Więc kiedy zjedliśmy to co przygotowaliśmy poszedłem odłożyć to wszystko, a kiedy chciałem wychodzić wpadłem na Polę i złapałem ją w pasie, żeby nie upadła i nasze wzroki się spojrzały. Nasze twarze były bardzo blisko siebie. Musieliśmy zapomnieć na chwile, że nie jesteśmy sami. Oprzytomniał nas libero.
-Już jesteśmy...
Po czym był jęk siatkarzy.
-Nooo... Młody i spieprzyłeś taki moment...-poskarżył się Winiar.
-Jaki moment? Znowu wszystko mnie ominęło!!-powiedział z przytupem.
-Wiecie, co... Ja tylko ją łapałem.
-Jasne, winny się tłumaczy...-rzekł z rechotem Szampon.
-My wiemy swoje-dołączył Kłos, a reszta wybuchnęła śmiechem.
-Głupki...-powiedział sobie pod nosem, a Pola się zaśmiała.
-Eee... Słyszeliśmy to.
-Ooo... czyli słuch jeszcze nie padł, to dobrze jak na Wasz wiek... -powiedziała Pola, na co wybuchnęliśmy śmiechem.
-Oj Młoda... Zaskakujesz mnie... Niby taka spokojna, cicha, a taka wredna... A po kim to takie?
-Sam chciałbym wiedzieć...
-To nie Wasz interes, po kim...
Spojrzeliśmy wszyscy na nią, a ona tylko wzięła kule z ziemi i chciała wyjść. Złapałem ją w pasie i ją przełożyłem przez ramię, a kule wziąłem w drugą rękę. Wyszliśmy na balkon i posadziłem ją na hamaku po jednej stronie, a ja sam usiadłem po drugiej stronie.
(Pola)
Jak spytali się o moich rodziców to się we mnie zagotowało. Normalnie, aż bym coś rozwaliła. Wzięłam kule i chciałam wyjść. Gdybym nie miała tego gipsu, to już bym dawno stąd uciekła. Kiedy byłam w korytarzu, to dogoniła mnie ta menda. Przerzuciła mnie siebie przez bark i poszliśmy na balkon. Posadził mnie na hamaku, a sam usiadł po drugiej stronie.
-Dobra, co się stało? Dlaczego tak wybuchnęłaś?
-A co Was to interesuję... To moja sprawa.
-No teraz to już nie za bardzo...Mi możesz powiedzieć wszystko.
-Nie teraz.... Nie dzisiaj... Nie chce do tego wracać. Zrozum to zamknięty temat... Proszę...-poczułam jak po moich policzkach płyną łzy.
-Dobrze, jak będziesz gotowa- potem tonęłam w jego objęciach.- To co wracamy...
-Jasne...
Wróciliśmy do nich.
-Chłopaki, przepraszam, za ten wybuch... Nie chce o tym rozmawiać... I mam prośbę, nie schodźmy na temat rodziny...
-Jasne, nie ma problemy...-mrugnął mi Wlazły.
-Ej ludzie...
-Dzięki Wroniasty, że zauważyłeś, że jesteśmy ludźmi...-powiedział Kłos.
-Nie ma sprawy-na co wybuchnęliśmy śmiechem.- Ale wracając do tematu, zgrajmy w butelkę.
-Ty jak coś powiesz... Powiedz, sam myślałeś nad tym, czy ktoś Ci podpowiedział...- zaśmiał się Chuderlaczek.
-Dzięki za wiarę przyjacielu... Zaskoczę Cię, ale sam...
-No to nie wiedziałem, że potrafisz myśleć, nie no jestem z Ciebie dumny, jak Szampon z Arka, gdy robił postępy...
-Eee... Mnie w to nie mieszaj...-wtrącił się Wlazły.
-Dobra, koniec gramy...
Usiadłam pomiędzy Mariuszami. Pierwszy zakręcił Wrona i od razu na mnie wypadło.
-A właśnie, gdzie jest Nico?
-Tutaj jestem- podniósł rękę Uriarte.
-Taaa... To super... Ale chodzi mi o Marechala...
-Pewnie jest z tą swoją dupeczką, za którą tak wariuje...
-Co?! I my nic nie wiemy... No o Was to też przypadek, ale, że ten stry łoś nam nie powiedział... Dobra, to jako Twoje wyzwanie...
-Ale ja nie powiedziałam, że chce wyzwanie...
-Kochaniutka, my gramy tylko na zadania, ale jak już nam  się nie chce to wtedy są pytania... Więc wyzwanie brzmi... Dzwonisz do swojej psiapsi i mówisz, żeby tu przyjechała z Marechalem...
-No dobra...
Wzięłam telefon i wykręciłam numer do Maryś.
-Ale za głośnik weź...- musiałam to zrobić, bo co...
Po jakimś czasie odebrała.
-Do Ciebie się dodzwonić, to szybciej bym się dodzwoniła do prezydenta... Ale wracając, jesteś z Marechalem?
-No tak, a co?
-To wpadajcie do nas... Zrobiłam kolację i ten zjecie z nami...
-Ale ja mogę też zrobić...
-Ale ja Ciebie tak ładnie proszę, bo będę musiała robić zadanie karne...
-Co?! Czekaj, że co?
-Nie będę Ci teraz tego tłumaczyć... Przyjedzcie do Mariusza...
-Jasne...Za 15 minut będziemy...
-Ok, czekamy...
Więc do tego momentu za nim przyszli Kłos zatańczył nową wersje Kaczuch, którą musiałam ich nauczyć, Szampon pił przez słomkę wodę gazowaną, ale nie ustami jak myślicie... nie.. Nosem i nie trzymał jej rękoma... Nie... Tylko nogami. A kiedy przyszli, to akurat Szampon wykręcił na Piecha, który miał biec w samych gaciach po parku przez 30 minut i ma krzyczeć: "CHCE MI SIĘ BABY!!!" jak to usłyszałam to zaczęłam się zwijać z śmiechu. Goniły go psy, jakieś hotki... Nie no dom wariatów. Potem wróciliśmy i wypadło na Winiara, który miał zaśpiewać, swój popisowy numer. Winiar musiał zaśpiewać... No zgadnijcie co... No tak brawo "Somebody That I Used To Know" tutaj jest mała zawartość tego... A potem Wrona miał wykrzyczeć przez okno: "Jestem dziewicą laterańską i wezmę każdą 50-tkę, gorącom". Potem Lisinac miał zjeść makaron pałeczkami, ale też za pomocą nóg. Po czym wykręcił na Mariusza, zatarł ręce i powiedział prawie pełną polszczyzną.
-Pocałuj Polcie... - po czym się zaśmiał.
-Chyba Bóg Ciebie opuścił. Nie ma mowy...
-No to wolicie karne?
-A jakie by było?
-Pocałujesz ją z języczkiem, a my zrobimy zdjęcie, po czym znajdzie się na fb, insta i Snapie...
-Głupek...
-No dawajcie...
-Gorzko, gorzko- zaczął Winiar.
No to co... Musiał to zrobić... Pocałował mnie i zatrzymaliśmy się w sobie. Zapomnieliśmy, że nie jesteśmy sami... Po czym usłyszeliśmy wiwaty... Położyłam głowę na ramię Mariusza i tak se leżałam. Pamiętam, że Conte miał zatańczyć Macarenę na tapczanie z szklanką przywiązaną na głowie i potem mi się odpłynęło.
(Nicolas)
Zbieraliśmy się do jej mieszkania kiedy zadzwonił jej telefon. Szybka rozmowa i schowała telefon po czym cicho westchnęła.
- Mamy zaproszenie do Maria.
- Marcyniaka?
- Tak, nie wiem co tam robią, ale Pola mnie błagała, żebyśmy tam przyjechali, bo inaczej dostanie karnego...
- Czyżby butelka?
- Chyba tak...-odpowiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy.
Tylko pokręciłem głową ze śmiechem, bo ich głupota nie zna granic, a zwłaszcza butelka. Nie ma to jak prawda i wyzwanie tylko na wyzwania... Takie rzeczy tylko u nas...
Wróciliśmy do samochodu. Otworzyłem jej drzwi, za co Mery podziękowała mi buziakiem w policzek. Uśmiechnąłem się do niej i zamknąłem drzwi po czym usiadłem na fotelu kierowcy i odpaliłem samochód i podjechaliśmy pod dom Maria.
Kiedy tylko zapukaliśmy otworzył nam Marcin i wpuścił do środka. Tak jak myślałem, butelka. Akurat Piechu dostawał zadanie. Jak usłyszeliśmy, że ma przez 30 minut latać po parku w samych gaciach i drzeć się, że baby mu się chce... Mery aż spadła z tapczanu na którym usiadła dostając napadu śmiechu.
No nie powiem, było zabawnie. Goniły go psy, jakieś hotki... No po prostu jakieś wariatkowo. Potem Winiar śpiewał swój przebój, Lisu jadł pałeczkami makaron, ale nie używał rąk tylko nóg. Potem Mario musiał pocałować Polcie, a następnie Facu miał zatańczyć Macarenę na kanapie z przywiązaną szklanką na głowie.
Argentyńczyk zakręcił butelką i wypadło na Mery.  Przyjmujący uśmiechnął się szatańsko i zatarł ręce.
- Zaśpiewaj nam coś, ale nie po polsku i nie po angielsku.
- Ale ja nie znam piosenek w innych językach...
- No to karny. Pocałuj Nico.
- Już śpiewam- powiedziała pośpiesznie dziewczyna.
Kiedy z jej ust zaczęły wychodzić pierwsze słowa i dźwięki piosenki, odrazu ją poznałem. Była to piosenka Kendji'ego Girac'a Les Mêmes Valeurs, po czym płynnie przeszła do piosenki No Me Mirès Màs, a następnie do Mi amor. Pierwszy raz słyszałem żeby ktoś tak pięknie śpiewał po francusku i tak wyraźnie... Ale nie, one nie umie francuskiego...
Kiedy skończyła rozległy się wielkie brawa. Dziewczyna była zdezorientowana i nie wiedziała co powiedzieć. Tylko się uśmiechnęła i zakręciła butelką. Wypadło na Uriarte. Dziewczyna uśmiechnęła się szatańsko.
- Zadzwoń do Dagmary...
- Czemu do Dagi?!- Przerwał Misiek, ale ta go zbyła machnięciem ręki.
-... i spytaj się jej, czy możesz pożyczyć nakolanniki od Miśka, bo Facu umył twoimi podłogę i je wywalił- dokończyła i wszyscy walnęli śmiechem.
Biedy Nico wykręcił numer do Dagi i dał na głośnik. Po czterech sygnałach odebrała.
- Daga? Z tej strony Nicolas Uriarte, jest taka mała sprawa.
- Michał się nachlał i nie umie ustań na nogach?- Zapytała poważnie żona przyjmującego, a myśmy się starali nie wybuchnąć śmiechem.
- Trochę więcej wiary we mnie kochanie- zawołał Winiar, a Daga prychnęła.
- To co się stało Nico?
- Czy mógłbym pożyczyć nakolanniki od Miśka i uprzedzam twoje pytanie, powiedział, że jeśli ty się zgodzisz to on też.
- A co się stało?
- Bo Facu umył nimi podłogę, a potem je wywalił...
- Nico, Facu nigdy nie sprząta... Co brałeś? Bo to Ci na pewno nie służy, zmień dilera.
- Ale ja nic nie brałem.
- A matka wie, że ćpiesz?- Zapytała żona Miśka i wszyscy wybuchli śmiechem, po czym Nico jeszcze jej powiedział, że Misiek jej wszystko wytłumaczy jak wróci i się rozłączył.
Wszyscy jeszcze zwijaliśmy się ze śmiechu. W między czasie Mariusz zaniósł Polę do siebie, bo chyba zasnęła. Więc kiedy wrócił to Nico zakręcił i padło na mnie.
- Mój kochany imienniku! Jak się masz?- Zawołał rozgrywający, a ja już wiedziałem o co mu chodzi.
- Nie zrobię tego.
- Musisz.
- A co musi?- Wtrącił Szampon.
- Musi pocałować Mery- odpowiedział dumny z siebie Uriarte.
- Ale najpierw musi nam powiedzieć skąd wytrzasnął taką dupeczkę i czemu nam się nie pochwalił- uzupełnił wypowiedź rozgrywającego Wrona.
- Wiesz co, ja myślałam, że te cztery litery ma każdy człowiek Andrzej, nie wiedziała, że znasz takich, którzy ich nie mają- wypaliła blondynka i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- I tak oto zgasiłaś Andrzeja- powiedział Szampon i poklepał ją po ramieniu.- Możesz być z siebie dumna. Nikt jeszcze tego nie zrobił.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz- powiedziała z uśmiechem.
- Ale ostatni- dopowiedział wściekły środkowy, który był aż czerwony ze złości.
- Wracając, ona jest za fajna. Masz z nią zatańczyć, ale tak niegrzecznie, a jeśli tego nie zrobisz to nagrywamy jak się całujecie i wrzucamy na Fejsa, Instagrama albo na coś innego.
- No dobra- powiedziałem bez entuzjazmu i chwyciłem dziewczynę za rękę.
Oczywiście włączyli nam Animals od Maroon 5. No myślałem, że mnie pognie... To nie jest piosenka odpowiednia na teraz, to znaczy, jest na teraz, ale nie z ich towarzystwem...
Wziąłem głęboki oddech i zaczęliśmy tańczyć. Oczywiście po pierwszej zwrotce dostaliśmy ochrzan, że tańczymy za "grzecznie", więc to się zmieniło i każdemu ruchowi towarzyszyło ocieranie się o partnera. Nie, nie tańczyło mi się z tym źle, wręcz przeciwnie, ale w moim wypadku mogło to się źle skończyć...
Obróciłem Mery ostatni raz, wpadła na mnie i wtedy muzyka skończyła grać. Na chwile zapomnieliśmy o bożym świecie. Usłyszałem gdzieś w tle jak chłopaki wołają "Gorzko, gorzko". Więc to o co prosili, to zrobiliśmy.
Kiedy usiedliśmy na swoje miejsce zakręciłem butelką i wypadło na Marcela. Spojrzałem na Maria, a on tylko pokiwał głową.
- Marcel, zjedz banan i popij go Spritem- powiedziałem obojętnie.
Atakujący zrobił to co miał zrobić i wyglądał jakby miał wściekliznę. Oczywiście wszyscy ciśli z niego bekę. Potem było kilka kolejek i znowu wypadło na Mery. Tym razem butelką kręcił Andrzej.
- Krzyknij przez okno, że, kochasz mnie, jesteś dziewicą i lubisz placki- powiedział z szatańskim uśmiechem środkowy.
- No ok- opowiedziała blondynka.
Podeszła do okna i otworzyła go na oścież. Zobaczyłem, że Szampon i Piechu nagrywają. Dziewczyna wychyliła przez okno i zawołała na cały głos.
- ANDRZEJ WRONA Z PGE SKRY BEŁCHATÓW TO DZIEWICA ORLEAŃSKA I LUBI PLACKI!!!- Wrzasnęła na cały głos, a my zaczęliśmy się zwijać ze śmiechu na podłodze.
A ona jak gdyby nigdy nic zamknęła okno i usiadła na swoim miejscu i zakręciła butelką.
- Hola, hola... Nie takie było zadanie, karny będzie.
- Jak nie, było o dziewicy, plackach i Andrzeju Wronie? Było.
- Ale nie tak jak powinno być- powiedział środkowy, na co Mery pocałowała swój środkowy palec i mu go pokazała po czym zakręciła jeszcze raz butelką.
(Mery)
Po tym zadaniu, które dostał Nicola, stwierdziłam, że się zemszczę na Andrzeju za ten tekst o dupeczce... Ja na pewno się nie pozwolę tak traktować, więc kiedy usłyszałam moje zadnie, wiedziałam, że zrobię coś innego. Więc otworzyłam okno i wydarłam się na cały głos "ANDRZEJ WRONA Z PGE SKRY BEŁCHATÓW TO DZIEWICA ORLEAŃSKA I LUBI PLACKI!!!" wywołując napad śmiechu u pozostałych chłopaków. Oczywiście Szampon i Piechu to nagrywali, więc miałam zamiar namówić ich żeby wrzucili to do sieci. Oczywiście Wrona się ze mną kłócił, że nie wykonałam zadania, ale zakończyłam rozmowę pozdrawiając go środkowym palcem.
Zakręciłam jeszcze raz butelką i wypadło na Marcina. Widziałam to błagalne spojrzenie. Nie będę aż taka wredna...
- Zjedz łyżkę cynamonu bez popijania- powiedziałam spokojnie, a rozgrywający przełknął głośno ślinę.
Oczywiście wszyscy się z niego śmiali, ale nie aż tak strasznie jak ze mnie kiedy krzyczałam przez okno.
Posiedzieliśmy jeszcze chwile, a potem zaczęli się wszyscy zbierać.
- Mery, pozwolisz, że Pola będzie tu nocowała? Już i tak zasnęła, a nie mam serca jej budzić- powiedział lekko zawstydzony Mariusz.
- Spoko, nie ma problemu, tylko ja nie chce jeszcze ciocią zostać- powiedziałam ze śmiechem, a środkowy mi zawtórował.
- Spoko, obiecuje, że wróci nietknięta- zapewnił mnie środkowy i poklepał po ramieniu.
- Dziękuję... To odwieziesz ją do domu, tak?
- Jasne.
- Jeszcze raz dzięki i do zobaczenia- pożegnałam się z środkowym i weszłam do samochodu przyjmującego.
- No to prowadź wodzu- powiedział z uśmiechem Nico, kiedy usiadłam na fotelu pasażera.
Pokazałam mu drogę pod nasz blok. Kiedy już tam byliśmy zaprowadziłam go do naszego mieszkania. Nie było ogromne. Dwie sypialnie z łazienkami, kuchnia połączona z salonem i jeszcze jedna łazienka. Nic wielkiego...
Zdjęłam buty, odłożyłam torebkę i gestem ręki pokazałam Francuzowi, żeby się rozgościł.
- Napijesz się czegoś? Kawa, herbata, sok, wino?- Zapytałam wychylając głowę zza szafki do salonu.
- Wiesz, ja jakoś muszę do domu wrócić- zaśmiał się chłopak.
- Obiecałeś, że zostaniesz- powiedziałam wyciągając kieliszki.
- A no fakt- powiedział cicho.- To poproszę wino.
- Słodkie może być?
- Jasne, w sumie innego nie pijam.
- Tak jak ja- odpowiedziałam z uśmiechem i położyłam na stole kieliszki.
Nico zabrał mi wino i je otworzył po czym nalał do połowy każdego kieliszka. Włączyłam telewizje i zostawiłam na Iluzji którą uwielbiałam... Spojrzałam na przyjmującego, a ten tylko pokiwał głową, że mogę zostawić.
I tak po prostu siedzieliśmy i oglądaliśmy. Przy okazji obrobiliśmy całą butelkę wina. Pola mnie zatłucze, to jest pewne... Wczoraj wino, dzisiaj wino... Będzie mi robiła wyrzuty, że w alkoholizm popadnę... Ale kij z tym. Wczoraj piłam z bezsilności i ona o tym wiedziała, dzisiaj, bo mam gościa... A jutro kac gigant... Eh... Kij z tym.
Położyłam głowę na ramieniu przyjmującego.
- Wino się skończyło- powiedziałam wpatrując się w telewizor.
- Oj tam, oj tam- stwierdził przyjmujący.
Nagle rozdzwonił się mój telefon. Chciałam odebrać, ale przyjmujący go chwycił i spojrzał na wyświetlacz, po czym mi go oddał. Zobaczyłam na nim tak dobrze znany mi numer... Wyciszyłam telefon i rzuciłam go w kąt.
Opadłam na kanapę i zaczęłam płakać. Nicola odrazu mnie przytulił. Wybuchłam jeszcze większym płaczem.
- Kto to był?- Zapytał cicho Francuz.
W odpowiedzi wybuchnęłam jeszcze większym płaczem niż przedtem. Nie wiem ile płakałam... W pewnym momencie poczułam jak chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
- Nico postaw mnie, proszę- wyszeptałam ledwo słyszalnie.
- Czemu?- Zapytał ze zdziwieniem w głosie.
- Bo umiem chodzić-powiedziałam spokojnie.
O dziwo mnie postawił, ale już w moim pokoju. Wzięłam swoje rzeczy i przeprosiłam go i powiedziałam, że muszę trochę ochłonąć, a on że spoko, że rozumie. Cieszyłam się z tego powodu. Nie pytał co się stało, po prostu był...
Kiedy się umyłam, przebrałam się w piżamę i weszłam do sypialni. Stał tam i patrzył przez okno na panoramę miasta. Kiedy mnie tylko usłyszał odwrócił się i dopiero teraz zauważyłam, że trzyma w ręce jakąś ramkę.
- To piękne zdjęcie, kto na nim jest?- Zapytał pokazując mi je.
Wzięłam je do rąk, tylko cicho westchnęłam i podeszłam do niego.
- Ta kobieta, to moja mama, a to mój tata- powiedziałam wskazując na małżeństwo w środku.- Ten chłopczyk to mój brat, Arek. Ta kobieta, to dziewczyna mojego kuzyna, Aga, a ten mężczyzna to mój kuzyn i chrzestny mojego brata i mój, Arek.
- A ta dziewczynka na jego rękach to ty- dokończył za mnie.
Pokiwałam głową. Miałam pięć lat kiedy zrobili nam to zdjęcie. Zrobili je dwa tygodnie przed tym wypadkiem.
- Pójdę się położyć do salonu- powiedział spokojnie przyjmujący.
- Nico, bo ja...- zaczęłam się jąkać.- Zostań, proszę...- dokończyłam cicho, a on się tylko uśmiechnął.
- Oczywiście, jeśli chcesz, to nie ma problemu- odpowiedział spokojnie.
Położyłam się na łóżku i po chwili poczułam jak łóżko się ugina pod ciężarem przyjmującego. Poczułam jak oplata mnie ramieniem. Poczułam się bezpieczna jak nigdy... A teraz tego potrzebowałam, poczucia bezpieczeństwa, poczucia, że nie jestem sama, że ktoś jest zemną... Bez tego bym nie zasnęła... I tak oto odpłynęłam w jednym momencie...

******************************************************************************************************************

Hejka wszystkim!
I jak po meczu z Kubą?
Cisza przed dzisiejszą burzą... Masakra...
Wierzę w to, że uda im się wygrać z USA, bo w końcu...
To nasi, są najlepsi, co nie?
Człowiek wymodli jeden spokojny mecz, a tu ćwierćfinał ze Stanami...
Ale co do tego co dzisiaj, myślimy, że się spodoba...
Mamy taką nadzieję, że jest dobrze, przynajmniej teraz
i kogoś to interesuje...
Bierzcie puki świeże ;)
Całują (w policzek jak zwykle xD) Tośka&Zuśka ;***