sobota, 24 września 2016

16

(Mery)
- Czemu nie dasz rady?- Zapytała spokojnie Polcia. Moje oczy zaszły łzami.
- Bo... Bo to jest... To jest sukienka po mamie... Dostałam ją od Arka, 15 września, przed jego wyjazdem do Włoch...- powiedziałam a po moich policzkach popłynęły łzy...
- Dasz radę... Jesteś silna...
- Nie dam rady!- Krzyknęłam i schowałam twarz w dłoniach.- Od dwóch miesięcy nie mogę zasnąć, bo albo śni mi się pogrzeb mamy, taty, Młodego albo Arka, albo ten cały gwałt, albo śmierć Dominisia...- zalałam się kolejnymi łzami.
- Potrafisz, rozumiesz? Potrafisz, słyszysz? Potrafisz- powiedziała przytulając mnie.
Chwilę jeszcze posiedziałyśmy i kiedy się ogarnęłam zaprowadziła mnie do gabinetu Tomka. Po drodze oczywiście zdążyłyśmy się pokłócić, że nie chce mi powiedzieć po co ja mam tam iść, ale mniejsza z tym... Wiecie kogo tam zobaczyłam? Nico! Myślałam, że mnie pognie!
Stał tam jak... No właśnie jak... Myślałam że się poraz kolejny dzisiaj popłaczę, ale moje łzy chyba już się skończyły... Stał tam jak zaczarowany w tej białej koszuli i tych wyjściowych, ciemnych jeansach... Boziu jaki on przystojny... CO?! Opanuj się! Kobieto, potrzebujesz snu, bo nie myślisz trzeźwo...
Stał jak wryty, no a ja sama się zatrzymałam w pół kroku... Bo jego widok jednocześnie bolał i dawał mi ukojenie... A ja tak cholernie teraz potrzebowała spokoju i ukojenia jaki dawał mi jego obraz...
Nim się zorientowałam zostałam sama z przyjmującym. Bolało to, że jest takim świetnym facetem, a ja nie umiem się przełamać... Tylko czemu on się tak przy mnie upiera... Przecież może mieć każdą na skinienie, ładniejsze, mądrzejsze, szczuplejsze i przede wszystkim normalniejsze... Z normalną psychiką, z normalną przeszłością... Nie rozumiałam go... Tyle przed nim ukrywam a on nic...
- Ładnie wyglądasz- wydusił po dłuższej chwili.
Spojrzałam na niego i miałam wrażenie, że robię się czerwona...
- Dziękuję- powiedziałam cicho i zapanowała taka niezręczna cisza.
- Nawet nie wiesz jak mi Cię brakowało- wyszeptał brunet po francusku ze spuszczoną głową.
- Uwierz, że wiem- odpowiedziałam w tym samym języku. Przyjmujący spojrzał na mnie z niedowierzaniem.- Wiesz co to są bariery językowe? Kiedy umiesz jakiś język, wiesz jak się wymawia wyrazy, jak się czyta, jak się pisze, jak się rozmawia... Ale nie umiesz bo masz blokadę w głowię? Ja tak miałam z francuskim. Mówiłam, że go nie umiem, bo bałam się odezwać w tym języku, a od pewnego czasu, to już nie ma dla mnie znaczenia- oznajmiłam spokojnie w jego ojczystym języku, a on nadal wyglądał jakby kosmitę zobaczył.
Jego oczy przypominały 5 złotych. Musiałam się powstrzymywać ze śmiechu. Wyglądał tak zabawnie, a zarazem tak uroczo... Uśmiechnęłam się i spuściłam głowę.
- Wiedziałem, że umiesz francuski- wydusił z siebie po chwili.
- Niby skąd?
- Jak śpiewała u Mariusza. Nikt kto się nie uczył tego języka nie zaśpiewał by tak perfekcyjnie po francusku- odpowiedział mi spokojnie.- Poza tym, mało kto zna te piosenki Kednji'ego, które ty śpiewałaś... Tutaj naprawdę trzeba się zagłębić w jego muzykę...
- Wiem, ale go bardzo lubię... Ma fajne piosenki, przyjemne do śpiewania, łatwo wpadające  w ucho...- powiedziałam spokojnie.
Rozejrzeliśmy się po gabinecie. Był tam zastawiony stół i obiad podany na talerzach... Zaśmiałam się w głębi ducha, bo wiedziałam, że Polcia i ta banda zwana siatkarzami ma z tym wiele, a nawet wszystko wspólnego...
- Wiesz co oni kombinują?- Zapytałam i wskazałam na stół z obiadem.
- Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia- odpowiedział z lekkim śmiechem.
Podeszliśmy do stołu. Nico znalazł jakąś karteczkę. Oderwał ją i przeczytał po czym podał mi. Spojrzałam i mimowolnie się uśmiechnęłam...
Oto obiadek dla was.
Mam nadzieję, że się spodoba.
Tylko spokojnie mi tam, bo na ciocie
to jestem za młoda xD
Bawcie się dobrze ;***
Ta... Polcia... Moja kochana Polcia... Zatłukę jak spotkam....
(Nico)
Boże... Czemu mi ją zesłałeś skoro nie mogę z nią być? Poprawka, mogę ale ona nie jest gotowa...
Każda część mojego ciała krzyczała, że mam do niej podejść, przytulić ją i pocałować, a ja się bałem, że zrażę ją tym od siebie... Bałem się, że zrozumie to inaczej i nie będzie chciała mnie znać... Wiem też, że jest mądra i może zrozumieć to zupełnie inaczej, tak jak ja, czyli, że to robię ze względu na uczucie, bo chcę jej pokazać, że jest dla mnie bardzo ważna... Chciałbym jej to powiedzieć, ale nie wiem czemu, nie umiem, zawsze te słowa zostają mi w gardle, a poza tym, nie chcę na nią naciskać, bo wiem, że to mi w niczym nie pomoże...
- Ładnie wyglądasz- wykrztusiłem z siebie po chwili... Chociaż słowo ładnie niczego nie oddawało, wyglądała zjawiskowo, jak jakaś bogini... Była wspaniała, tylko jak już wspominałem, te oczy... Nie takie piękne jak zawsze...
- Dziękuję- odpowiedziała spokojnie i zobaczyłem na jej twarzy lekki rumieniec. Jak on jej pasował... Był taki śliczny...
- Nawet nie wiesz jak mi tego brakowało- powiedziałem cicho do siebie po francusku pewny w 100%, że tego nie zrozumie.
- Uwierz, że wiem- odpowiedziała w tym samym języku i mnie wcięło.
Potem zaczął się jej wywód o barierze jaką miała przy francuskim... W sumie, mało mnie to obchodziła, najważniejsze jest to, że tu była, cała i "zdrowa", bo jak gadałem z Polą to mówiła, że jej wyniki skaczą jak nie wiem co...
- To chyba nam nie dają spokoju- powiedziałem jak podałem jej karteczkę ze stołu.
- Chyba nie...- odpowiedziała zrezygnowana Mery.
Gestem ręki pokazałem, że ma się rozgościć. Odsunąłem jej krzesło a ona na nim usiadła. Szczerze? Nie pamiętam co jedliśmy... Pamiętam naszą rozmowę, taką jak sprzed ponad dwóch miesięcy... Taką o wszystkim i o niczym, całkowicie na luzie... Potrzebowałem takiej rozmowy jak powietrza, jak znaku, że wszystko nadal jest ok... I tak było... Do tego chyba nie tylko u mnie...
(Mariusz)
Kiedy zostały nasze "francuskie gołąbeczki" same, to zabrałem Polcie na spacer do parku. Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy sobie tego nie uprzykrzali, czyli w grę wchodzi podkładanie nóg, wskakiwanie na barana (tak Pola to robiła, czyli chowała się za mną, a potem wskakiwała na mnie i tak za to ją kocham), czy ja przerzucałem ją przez bark, leżenie na trawie. Kiedy dotarliśmy do placu zabaw, usiedliśmy na ławce i obserwowaliśmy dzieci bawiące się i ich rodziców. Wziąłem Polcie na kolana i ją do siebie przytuliłem.
-Pola, o czym myślisz?
-O tym, czy Maryś mnie za tą akcje zabije, ale taka śmierć szybką czy od noża z masłem...
-Co?!- zacząłem się śmiać.
-No tak, powiedziała kiedyś, że jeśli odwinę jej jakąś akcję to zabije mnie nożem od masła, niby wtedy śmierć jest wolniejsza i bolesna.
-Skąd to wie?
-A tego to już nie wiem...
- Jak coś to moje mieszkanie czeka na Ciebie...
-Wo kurde... Są lepsze propozycję?- zaśmiała się.
-Tak, u mnie... - powiedział jakiś mi nie znany męski głos, ale za to Pola napięła się jak struna.
(Pola)
Rozmawiałam se spokojnie z Mario, a tu nagle ten głos. Myślałam, że go więcej nie spotkam. A tu proszę jaka niespodzianka. Napięłam się cała, kiedy to usłyszałam, chyba Mariusz to zauważył, bo złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
-No co już mnie nie pamiętasz? To ja Paweł, twój chłopak...
Nie wytrzymałam. Wstałam i zrobiłam to co chciałam zrobić już od dawna, czyli strzeliłam mu w pysk.
-Jeśli dobrze wiem, to nie jesteśmy parą już od kilku lat, jeśli nadal nie dotarło do tej twojej głupiej łepetyny to już twój problem...
-Hoho... Jaka odważna, zmieniłaś się kochanie...- zaczął się zbliżając na niebezpieczną odległość.
-Ile razy mam powtarzać, że masz mi dać spokój?! Za mało Ci?
-Ciebie zawsze... - po czym objął mnie i złapał za tyłek.
Kiedyś bym to przepuściła, ale teraz na pewno nie. Chwyciłam za jego ręce i je mu wykręciłam, w taki sposób, że miał ją z tyłu między łopatkami.
-Słuchaj, powtórzę to ostatni raz. Masz mnie zostawić spokoju!
-Bo?
-Bo wtedy będziesz miał ze mną do czynienia...- wtrącił się Mariusz.
-A Ty kto? Prawnik...- zaśmiał.
-Nie jej chłopak. Więc sorry chłopie twoja liga się skończyła dawno temu, więc albo zrozumiesz to po dobroci...
-Albo...- wtrącił się ten debil.
-Albo dziewczyna Ci urwie jaja- dokończyłam, a po minie Mariusza widziałam, że próbuję się nie śmiać.
-Ty?! Proszę Cię...-zaśmiał się.- Ty nawet muchy nie umiesz powalić...
-Chce zaznaczyć, że teraz jesteś tak jakby trzymany przez mnie...
-Ale tylko trzymany, chce zaznaczyć kochanie, że ja stoję...
-Czyli chcesz leżeć? No to proszę...
Podcięłam mu nogę i w tym czasie go puściłam. Poleciał na ziemię, a ja chwyciłam jego nogę lewą (pamiętam, że zawsze miał z nią problemy, bo naderwał kiedyś mięśnie) i prawą rękę i trzymałam.
-Ała, ała... Puść mnie...
-Przed chwilą mówiłeś, że nie potrafię skrzywdzić muchy... Fakt nie umiem, ale Ty nie jesteś muchą... Ty nawet nie jesteś żadnym zwierzęciem, ani człowiekiem, więc mówię Ci po raz ostatni zostaw mnie, bo inaczej będziemy już gadać i to na serio inaczej... Tylko mnie ciekawi czy szkoda mi obijać twój krzywy ryj, bo może być tak, że nawet pójdę do pudła, więc nie warto przez Ciebie się marnować, nic nie jest warte... Więc masz 10 sekund na zejście mi z oczu bo inaczej nie pójdziesz o własnych siłach... - zeszłam z niego i zaczęłam liczyć.- 1... 2... 3...
Po czym go nie było, a Mariusz się na mnie patrzył.
-Kto to był?
-Pewien idiota, który mnie tak ładnie załatwił, że prawie zepsułam życie...
-Yhm...
-Ale mam szczęście, że spotkałam Ciebie i mnie wyciągnąłeś z tego bagna... Dziękuję.
Po czym rzuciłam się na niego i mocno przytuliłam.
-Ja Tobie też dziękuję, że pokazałaś mi, że też mogę być szczęśliwy... - wyszeptał mi do ucha, a mi poleciała łza.
Spojrzałam w te jego oczy, a ten otarł moją łzę i opierając czoło o moje.
-A Ty?-zapytał.
-Ale co ja?- zapytałam, bo nie wiedziałam o co chodzi.
-Czy jesteś szczęśliwa?
-No wiesz... Zależy pod jakim względem... Bo jest parę rzeczy, które chciałabym zrobić, zmienić, wymienić... Np. w Tobie - pokazałam mu język i się zaśmiałam, a on mi wtórował.
-Wiesz jak Ciebie kocham?
-Nie...
-Wiesz co...
-Wiem, że mnie kochasz.
-Ej... - po czym złączył nasze usta.
-No co?
- To, że Cię kocham...
(Mariusz)
To co pokazała mi Pola w parku, byłem pod wrażeniem. Nie wiedziałem, że moja dziewczyna jest taka niebezpieczna. Nie no żartuję... Ale poważnie to mnie zaskoczyła. He... Jestem z niej taki dumny. Ale wracając to po tej całej sprawie, stwierdziliśmy, że lepiej będzie jak wrócimy do mojego mieszkania. Zrobiliśmy sobie obiad, a potem siedzieliśmy wtuleni w siebie i oglądaliśmy Trudne Sprawy. Coś mi nie dawało spokoju jakbyśmy o czymś zapomnieli. Pola też była zamyślona i to bardzo.
-Pola...
-Mam wrażenie, że o czymś zapomnieliśmy...
-Czyli nie tylko mi się to zdaje...
Siedzieliśmy przez chwile i krzyknęliśmy razem:
-Cholera jasna, nasze francuskie gołąbeczki!

*****************************************************************************************************************

Hejka wszystkim ;)
I jak w tym tygodniu? Ostatni weekend września...
Już prawie miesiąc szkoły i ponad miesiąc do PlusLigi XD
I jak w szkole? Jak wam się podoba?
Już jakieś sprawdziany, kartkówki, a może pytanka przy tablicy?
Więc, jak rozdział? Podoba się? Co o nim myślicie?
Piszcie i do zobaczenia za tydzień ;)
Całują (w policzek xD) Tośka&Zuśka ;****

piątek, 16 września 2016

15

*miesiąc miesiąc później
(Pola)
Co się zmieniło przez te dwa miesiące? Już Wam mówię, najważniejsze jest to, że NIE MAM JUŻ GIPSU!!! OH YEA BABY... A co z Marcyniakiem? A dobrze, przekaże mu, że się zainteresowaliście... Ale tak na serio to układa nam się świetnie, no jest po prostu bosko, ale że wiecie, jako para i nie, moi drodzy nie chodzi mi o sprawy łóżkowe... Ale o to, że jest takim romantykiem, że zabiera mnie na pizze i jemy ją razem, biegamy razem, ale wiecie w jaki sposób, kto pierwszy w łazience lub w kuchni, czy do pilota. I pewnie teraz myślicie, Boziu, ale oni są trzepnięci lub oni to mają szczęści... Po pierwsze my jesteśmy zdrowo kopnięci i tak mamy szczęście, że na siebie trafiliśmy. Ale najlepszego newsa zostawiam na koniec... Uwaga, Uwaga!!! Wszyscy cicho... Ale słuchacie mnie prawda? Jak coś tylko sprawdzam. Ale dobra, więc Uwaga! Uwaga!!!... ale serio mnie słuchacie? No dobra dobra już mówię... Więc Uwaga, Uwaga... Zmieniłam studia. Tak dokładnie wróciłam na studia fizjoterapeutyczne i co najważniejsze chcę od przyszłego sezonu znowu grać. Więc za zgodą trenerów i prezesa mogę ćwiczyć z chłopakami, ale dopiero jak przejdę wszystko i dostanę zgodę od lekarza, że mogę już ćwiczyć w pełnej formie, bo narazie to tylko ćwiczę indywidualnie, ale z chłopkami. A co u Mery i Nico? No wiecie... Po tym incydencie co miał miejsce, no to oni... Jak to powiedz po mojemu i tak byście zrozumieli... Chyba prosto z mostu, nie? No to te głąby nadal nie widzą, że siebie nawzajem ranią- to raz, dwa- żadne nie potrafi się odezwać jako pierwsze, że tak powiem nie mają jaj... Więc, że ja mam  i Mariusz (ale ten od urodzenia, więc łaski nie robi), stwierdziliśmy, że zrobimy coś by ich swatać, a że ja jestem mózgiem całej tej operacji to zacznę działać... Więc, że mam małe wtyki i te bandę mamutów, to stwierdziły, że nam pomogą. He.. No ale dobra. Więc jako mózg całej operacji, trzeba było coś zrobić. Więc może czas to zrobić, więc wstałam rano i się ubrałam,

poszłam zrobić śniadanie i je zjadłam, a potem przyszła Maryś (niczego jeszcze nie świadoma) i jadła kanapki (a raczej ja je w nią wmuszałam, bo oczywiście, nie jest głodna, a potem znowu nam zasłabnie...). Ja w tym czasie poszłam do jej pokoju, tak by nie zobaczyła i wybrałam sukienkę (co prawda ona była już przezemnie upatrzona, ale trzeba było ją wziąć). Spakowałam ją do torebki i wzięłam do tego szpilki. Poszłam do łazienki, by się ogarnąć, czyli mianowicie umyć zęby, ale przy okazji wzięłam też parę kosmetyków, by mogła się umalować. Wróciłam do kuchni, a ta siedziała i piła kawkę.
-Marycha, no co se pijesz te kawkę, już się ruszaj, bo na trening się spóźnimy...
-Jeśli dobrze wiem, to Ty ćwiczysz, a ja siedzę...
-Nie... Grasz dzisiaj z chłopakami, bo Janusz się przeziębił.
-Skąd to niby wiesz?
-Bo dzwonił do mnie wczoraj mój jełop i mówił, że zawlókł go siłą do lekarza?
-No dobra, ale czemu Ty nie zagrasz?
-Maryś, przerabiałyśmy to już... Gdybym mogła, to wiesz, żeby już grała...
-No dobra, masz rację... Idę się spakować.
-Zuch dziewczynka.
Po czym poszła. Posprzątałam po śniadaniu i zaczęłam ogarniać z grubsza mieszkanie. Po 1h wychodziłyśmy już z domu. Usiadłam za kółkiem rzucając torbę na tył fotela. Podjechałyśmy pod hale Energia, po czym udałyśmy się do środka. Poszłyśmy do naszej szatni, gdzie za nim doszłam, zawołał mnie Tomek (on jest wtajemniczony i miał mi pomóc).
-Pola!!!- Zawołał a ja się obróciłam.
-Tak?!
-Chodź, miałaś przyjść na sprawdzenie kostki!!!- Tak darliśmy się przez pół korytarza, bo jemu się nie chciało przyjść, ani mi.
-Aaa... Zapomniałam, już idę!!!- Spojrzałam na Maryś, która przyjęła, że muszę iść. Więc poszłam do Tomka, gdzie ten zamknął drzwi i jak się obróciłam to zobaczyłam wszystkie Skrzaty oprócz Nica.
-A co Wy tu?
-A nic... Czekamy na rozkazy- odpowiedział mi Szampon.
-Więc tak, idziecie na normalny trening, tylko Ty Marcin zostajesz tutaj, bo powiedziałam, że jesteś chory i Mery będzie z Wami grała. W tym czasie ja zabiorę Wasze ciuchy do innej szatni byście się przebrali, a dla Marechala zostawicie swoją, a moją i Maryś, tam też zostawię. Powiem jej, że dzisiaj idę na siłkę z Tomkiem, a tak na serio będziemy urządzać z chłopakami dla nich obiad. Dokładnie to już przygotowany, ale to już nawias. Tutaj mam potrzebne rzeczy, które są dosyć ciężkie.
-Daj, kocha... Pola, pomogę Ci...- no ładnie, jeśli to zaczaili to się dowiedzą, że jesteśmy razem, a nie chcę by wiedzieli o nas. Znaczy kiedyś im powiemy, ale nie teraz jeszcze. Puki co kryjemy się nawet dobrze.
-Daję se radę. Dobra, więc potem Kłos, Wrona, Winiar, Wlazły i Lisinac lecicie po pistolety z wodą, które będą leżeć przy drzwiach i zaczniecie się polewać, jakieś wiadra jeszcze Wam podrzucę...
-A ja? Mogę też?- zapytał Piechu, a ja próbowałam nie wybuchnąć śmiechem.
-Tak, dla Ciebie też się znajdzie.
-Jej... Dzięki!
-Spoko.... Ale wracając. Macie porządnie zlać Nico i Maryś, ale Wy też macie być mokrzy, ale nie tak mocno, bo będziecie mieć tylko 15 minut na ewakuacje z tego miejsca. Kiedy dam Wam sygnał, lecicie po nie...
-Ale jaki sygnał?
-No wejdę do Was, będę udawać, że gadam z Falascą...
-No ok... A jak się ulotnisz?
-Normalnie... Wejdę, a kiedy wyjdę to polecicie za mną i weźmiecie ten sprzęt.
-No dobra... I co dalej?
-No nic... Wy się ulotnicie, czyli pójdziecie do szatni, do której Wam powiem, jak wybiegniecie, a Nico i Maryś zamkniemy w pomieszczeniach. A potem się ich przekieruję do gabinetu Tomka.
-Pola...
-Tak?
-Jesteś genialna...
-Sie wie...
-Dobra Panowie uciekamy...
-Operacja swatać francuskie gołąbeczki, uważam za otwartą.- powiedział Winiar i wszyscy spojrzeli na niego.- No co? Trzeba jakąś nazwę im wymyśleć, nie?
-Yyy... Dobra to chłopaki do boju...
-Kto pięknie swat ich?!-krzyknął Szampon.
-SKRA i Pola!!!-odkrzyknęli, a ja na nich patrzę jak na upośledzonych umysłowo.
-Dobra idźcie już.
(Mariusz)
Kiedy ogłosiliśmy nasz okrzyk, Pola spojrzała na nas, jakbyśmy mieli coś z głowami, ale za to ją kocham. Podszedłem do niej, jak chłopaki zaczęli wychodzić. Przytuliłem się do niej.
-I jak tam Misia?- Nadal nie lubi tego przezwiska, a ja nadal kocham ją tym denerwować.
-Przypominam, że nie jestem Winiarem...- powiedziała przez zęby.
-Oj no wiesz jak kocham się z Tobą droczyć?
-He... Ale ja jestem dla Ciebie bardzo miła, dobra...- zaczęła wyliczać, a ja się  zaśmiałem.
-Tak i to bardzo...
Po czym wpiłem się w jej usta, bo nie ukrywam, że się jeszcze ze mną nie przywitała. No ale takim sposobem wpadliśmy...
-I Wy się nie chwalicie?
-Mariusz...
-Oj mogliście uważać, że nic nie widzieliście, bo teraz podpadłem...
-No wiecie co... Nam nie powiedzieć to szczyt...
-Nie... Bo do Sudetów nam daleko...
-No wiecie o co chodzi...
-Ale nie chcieliśmy nic jeszcze mówić... Zrozumcie nas...
-Oj no jasne... -powiedział Kłosik i się rzucił na nas.- Pola, jak będzie przeginał to mu przywal... Masz nasze błogosławieństwo...
-Jesteście trzepnięci, ale za to Was uwielbiam... A teraz sio na trening... Bo się skapną...
-No już idziemy szefowo...
-Więc buzi buzi dzieciaki i już Was nie ma...
-No dobra...
Pocałowałem ją i poleciałem z chłopakami do szatni. Gdzie czekał na nas już Marechal. Wymyśliliśmy na poczekaniu, że byliśmy u trenera spytać się jaki jest na dzisiaj plan. Chyba nam uwierzył. Wzięliśmy swoje butelki i ruszyliśmy na parkiet. Trening przemijał normalnie, ale kiedy pojawiła się Pola to spojrzeliśmy na siebie i wiedziałem, że muszę zacząć.
-Kochanie, proszę no... Odezwij się...
Jej mina? Mrugnąłem do niej, więc zaczaiła o co chodzi. Posłała mi serdecznego palca (wiecie to jest ten sam ruch jak środkowym, tylko, że ona mam w naturze pokazywać serdeczny) po czym wyszła, a ja pobiegłem do niej, a za mną brygada.
-No Mariusz no... Wracaj nam tu zaraz...
Po czym wzięliśmy nasz bronie i zaczęliśmy wszystkich lać wodą. Najbardziej to chodziło, żeby ich zlać ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy i siebie samych nie polali. Ale była akcja. Po czym udaliśmy się do szatni, do której mieliśmy się udać, a Marechal niczego nie świadomy został wepchnięty do szatni i zamknięty.
(Mery)
Trumna, dzwony, tłum ludzi... Po prawej mam Agę, a po lewej... Pustkę... Siedzimy w kościele, ale nikt nie chce wierzyć w to co się stało... Spoglądam na wszystkich. Dużo znajomych ludzi, wielu siatkarzy i ja... Samotna dziewczynka, siedząca obok młodej wdowy, która tak samo jak ja, nie ma już nikogo... 
Cmentarz i ludzie nad grobem. Wszyscy słuchają księdza. Nie umiem się opanować i tak jak Aga cały czas płaczę. Ciągle ją przytulam i mimo że moje serce samo pękło nieodwracalnie i nie ma dla kogo żyć podtrzymuję ją na duchu i staram się jej pokazać, że jestem tu, przy niej... 
Krzysiek kładzie na trumnę niebieską koszulkę z numerem 16... Trumna zostaje zesłana do grobu... Podchodzą do nas Łukasz, Piotrek, Krzysiek, Mariusz, Michał, Wojtek, Paweł i inni, których nie za bardzo kojarzę z imion... Mój świat poraz kolejny się załamuje... Znowu tracę najważniejszą osobę w swoim życiu, tylko, że tym razem, nie mam już nikogo. Po śmierci rodziców miałam jeszcze jego... Mogłam zawsze zadzwonić do niego... Teraz, sama się przyłapywałam na nieświadomym wykręcaniu jego numeru. Nie raz tego nie przerywałam, bo przynajmniej słyszałam jego radosny głos, który mówił, że nie ma go teraz i mam zostawić wiadomość... 
Może kwiatów i pełno zniczy. Rozłożone szaliki AZS-u Częstochowy i jak na boisku "Arek Gołaś, Arek"... Pierwszy raz od tak dawna, od roku kiedy zginął Młody płakałam jak szalona... Bolało jak cholera... Spojrzałam na Agę... Starałam ją się pocieszać, ale wiedziałam jakie to trudne... Ona nie chciała tłumaczeń, nie chciała pocieszenia, chciała jego... Do tego się obwiniała o wszystko, będzie miała sprawę w sądzie, jakby nie wystarczyła jej świadomość, że już nigdy nie zobaczy ukochanego...
Może i mam 13 lat, ale wiem co przeżywa... Łzy leciały mi strumieniami... Zaczął padać deszcz. Nie wyciągnęłam parasola, bo nie chciałam... Nie chciała żyć, bo nie miałam dla kogo... Czułam jak kolejne krople deszczu moczą moje włosy... Stałam tam do samego końca, aż do momentu jak wszyscy zaczęli wychodzić...
Poczułam silne ramie, które mnie otoczyło i przytuliło mnie do siebie...
- Maryś, będzie dobrze- powiedział mężczyzna przytulając mnie mocniej.
- Co będzie dobrze Łukasz? Nic nie będzie dobrze... Ja już nie chce żyć... Czemu zabiera mi wszystkich, których kocham? Ponoć jest miłosierny, ale tego nie umiem zrozumieć... Czym oni mu zawinili? Oddałabym wszystko, żeby tu teraz był... Tak bardzo chciałabym być teraz na jego miejscu...
- Nawet tak nie mów- przerwał mi rozgrywający.- Marysia, ty nie wiesz co mówisz...
- Wiem- odpowiedziałam cicho.- Po mnie nikt by nie płakał... Na co komuś ktoś taki jak ja? On przynajmniej był kimś ważnym, nie tylko w życiu wielu osób... Powiedz, że to jest zły sen, a jak się obudzę to zadzwoni do mnie, że już dojechał do Maceraty i nic mu nie jest... Łukasz, powiedz, że to jest sen, błagam- powiedziałam zalewając się jeszcze większym płaczem i dostając napadu chisteri.
Rozgrywający milczał. Wiedział, że nie może mi tego powiedzieć. Sama poczułam jego łzę na moim ramieniu... Wiedział, że nie może mi pomóc, bo nie ma jak... Wiedział, że jedyny sens mojego życia, to było poczucie, że mam jeszcze kogoś na tym świecie, a teraz kiedy Arczi odszedł, nie miałam już takiego poczucia...
- Marysia...
- Powiedz, że to sen- błagałam przez łzy rozgrywającego.- Powiedz, że on żyje, a to tylko paskudny, zły sen- załkałam w marynarkę Łukasza...
- Mery...- Zaczął a ja podniosłam na niego moje oczy. Zapuchnięte, wypłakane oczy, które miały w sobie tylko ból, smutek i żałość...- To tylko sen... Jeszcze go spotkasz- powiedział spokojnie i pocałował mnie w czubek głowy...
Czemu mi to znowu zrobiłeś? Nie wystarczy, że zabrałeś mi mamę, tatę, brata, wszystkich, to teraz jeszcze zabierasz Arka?! Czemu?! Co ja Ci zrobiłam?! I czemu nadal pozwalasz mi żyć, skoro nie mam dla kogo?! 
Łukasz przytulił mnie jeszcze mocniej, poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę, to był Krzysiek. Staliśmy tak w trójkę. Krzysiek, ja i Łukasz... Chłopaki starali się zachować kamienne twarze, ale słabo im to szło. Skoleji ja płakałam jak najęta... Nie chciałam nikogo... Chciałam, żeby mnie przytulił, pogłaskał po głowie i powiedział, że jest wszystko ok...
- Najbliższy tydzień zostajesz u nas- powiedział cicho libero.
- Nie mogę, Krzysiek, ja będę dla was tylko ciężarem, zresztą... Jak dla wszystkich...
- Nawet tak nie myśl- powiedział i przytulił mnie.
Znowu byłam słaba... Jak małe dziecko... Nie umiałam nic powiedzieć tylko płakałam... Po chwili poczułam jeszcze jedne ramiona i zrozumiałam, że jeszcze przytula mnie Łukasz...
- Boże nienawidzę cię...- wyszeptałam w koszule libero i zaczęłam łkać jak małe dziecko...
Siedziałam na łóżku, cała zapłakana...  To znowu wróciło... Spojrzałam na zegarek. 2:23... Wstałam z łóżka i sięgnęłam do najgłębszych zakątków mojej szafy... Wyciągnęłam z niej dużego, białego misia i koszulkę z numerem 16 i nazwiskiem GOŁAŚ. Ubrałam na siebie koszulkę i przytuliłam mocno misia...
"-Nie płacz Mała... Przecież wrócę na święta i zabiorę cię do siebie... zobaczysz...
- Nie jedź, zostań jeszcze jeden dzień, błagam... Mam złe przeczucia- łkałam w koszulkę środkowego.
- Hej, nic mi nie będzie, zobaczysz... A tu masz coś, żebyś pamiętała o mnie kiedy będzie ci źle- powiedział i dał mi ogromnego białego misia z jego koszulką meczową.- No już, uśmiechnij się. Zobaczysz, nim się obejrzysz znowu się spotkamy..."
Kolejne łzy... 15 września 2005r, kiedy wszystko jeszcze było ok... Spojrzałam na szafkę nocną. Na zdjęcie z nim, Agą, Młodym i rodzicami...
Obudziła mnie policja i powiedziała, że musi ze mną porozmawiać w cztery oczy. Dyrektorka nie chciała wierzyć, że zrobiłam coś karalnego. Miałam mętlik w głowie.
- Pani Maria Błaszyk?- Zapytał wyższy mężczyzna. Nie cierpiałam kiedy mówiono do mnie pełnym imieniem.
- Tak-odpowiedziałam niepewnie.- Coś się stało.
- Niestety, pani chrzestny, Arkadiusz Gołaś  zginął dzisiaj rano w wypadku samochodowym w Austrii. Przykro nam- powiedział ten drugi i tyle ile ich widziałam...
To nie może być prawda... Nie, tylko nie to...
Wzięłam telefon i zadzwoniłam do niego. Poczta. Drugi raz, to samo... Trzeci, czwarty, piąty, szósty... Nadal tylko poczta...
Usiadłam na schodach i zalałam się łzami. Po chwili poczułam jak ktoś mnie obejmuje ramieniem i przytula do siebie.
- Spokojnie Mała...- Powiedział znajomy głos...
- Krzysiek on żyje, prawda? Powiedz, że to tylko głupi żart, że to nie porozumienie- łkałam w czarną koszulkę libero.
Mężczyzna milczał...
Kolejne tragiczne wspomnienie... Przytuliłam najmocniej jak tylko mogłam misia i płakałam dalej jak małe dziecko... 16 września 2005 roku... Znienawidzone przezemnie dzień i to z dwóch powodów...
To była pierwsza taka noc i przez następny miesiąc (czyli do teraz) nic się nie zmieniło...
Poza tym? Nic ciekawego... No wyniki mi skaczą i są zmienne jak pogoda w Tatrach i Beskidach, jestem idiotką, znowu męczą mnie koszmary, które dały mi spokój rok po każdym z wydarzeń (śmierć rodziców, śmierć Arka, gwałt, śmierć Dominisia)... Mocno się to na mnie odbija... Wyglądam jak zombie i to dosłownie... Jestem bledsza niż zwykle, mam podkrążone oczy... Jak śpię cztery godziny to jest max... Mało jem, czasem Pola wdusza we mnie jedzenie. Czasem (czyli bardzo często) cały dzień ciągnę na jednym kubku kawy, który wypiję rano... Jeszcze praktycznie nie rozmawiam z Nico... Jestem uparta jak osioł i nie umiem do niego normalnie zagadać. Co dzień zastanawiam się czy nie założyć tego pięknego naszyjnika, który od niego dostałam... Ale nie umiem... Coś mnie cały czas blokuje i to nie jest coś z mojego serca, tylko z mojego rozumu... I co jest najgorsze, nie umiem złamać "tego czegoś" co mnie blokuje, nawet teraz...
Dobra, skup się... Przebrałam się i poszłam na hale. Nikogo nie było więc zaczęłam się rozgrzewać. Zaczęłam od biegania a potem rozgrzewałam ręce i palce. No mało to pomogło... Ręce nadal miałam jak z lodu. No cóż... Wyniki jak mówiłam, raz rewelacyjne, raz tragiczne, a do tego doszło teraz słabe krążenie... No lepiej być nie mogło... Coś wspaniałego...
Podeszłam do ściany i zaczęłam w nią odbijać. Najpierw odbicie palcami, plas o ścianę, potem znowu palcami, plas, ściana i tak cały czas... Przynajmniej się trochę rozładowałam, bo ostatnimi czasy miałam spore huśtawki nastrojów... No zdarza się i nic na to nie poradzę...
Po chwili przyszli "panowie" (czujecie ten sarkazm?) i zaczęli rozgrzewkę. A ja? A ja dalej odbijałam ze ścianą... Tylko zastanawiało mnie jedno...
- Mario!- Zwołałam na całą salę.
- Słucham cię- odezwał się Wlazły.
- Nie ty Szampon, ten drugi- odpowiedziałam spokojnie.
- No co się stało Mała?- Zapytał podchodząc do mnie. Wiedział jak nie cierpię tego przezwiska.
- Ile razy mam ci powtarzać, że wzrost to nie wszystko? Zresztą, nieważne, wiesz gdzie jest Polcia?
- Z Tomkiem na siłowni, a co?
- Nic, bo nigdzie jej nie widzę i temu się pytam- odpowiedziałam środkowemu i poszłam dalej się rozgrzewać.
Szczerze? Nie miałam ochoty na żaden trening... Chciała wrócić do domu, położyć się do łóżka i chociaż chwilę się zdrzemnąć... Jestem śpiąca i nawet kawa mi nie pomaga! Coś sobie kiedyś zrobię, obiecuję...
Oczywiście Pola uważa, że to przez moją głupotę... Nawet nie wie, jak często chcę założyć ten wisiorek, jak często chce mu powiedzieć, że tak, że chcę ale... Właśnie, zawsze jest to pierdolone ale... Nie umiem... Chciałabym, ale zawsze jak chce coś powiedzieć to słowa wiążą mi się w gardle... Teo miał rację... Gdybym była taka jak we Włoszech na tej wymianie to pewnie bym mu wszystko powiedziała i już dawno bylibyśmy razem, ale nie! Czemu musiałam się tak zmienić?! Zachowuję się teraz gorzej niż Pola z tym zakonem...
Wiem, jestem głupia, uparta itp, ale mnie nie zmienisz... Jestem jaka jestem, niestety, charakterek mam po mamci, czyli jestem uparta gorzej niż osioł...
Wracając, trening przebiegał normalnie do puki nie weszła Polcia. Maniek odrazu do niej podbiegł, o coś pytał, ale ta mu tylko pokazała serdecznego i wyszła, a on poszedł za nią. Dalszej części nie widziałam, bo zagadał mnie Nico Uriartę takimi pytaniami, typu gdzie uczyłam się rozgrywać, mój pierwszy klub, w miarę to rozumiałam, bo pewnie chciał się dowiedzieć, kto nauczył mnie tak rozgrywać, bo to jest nie za często spotykane ułożenie rąk, a jak już jest, to zazwyczaj są to piłki niesione...
Nagle poczułam na swojej rozgrzanej skórze lodowatą wodę. Myślałam, że zabiję. Byłam cała mokra! Wściekła poszłam się przebrać do szatni i przy okazji wziąć szybki prysznic.
Weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic i poszłam się przebrać, a tam co? Polcia z moją torbą. Podziękowałam jej i poszłam się przebrać i to był mój błąd... W torbie nie miała moich dresów tylko taką oto sukienkę:


A do tego jakże wspaniałe obuwie:


Następnym razem muszę lepiej chować szpilki przed Polą...
Weszłam z łazienki do szatni i zgromiłam Polcię spojrzeniem.
- Nigdzie tak nie wyjdę i są dwa powody. Pierwszy to taki, że zabiję się w tych butach...
- Bzdura, ty w szpilkach jesteś urodzona- przerwała mi Adamczyk.
- A druga, nie wyjdę w tej sukience... Nie dam rady...- powiedziałam spokojnie i poczułam pod powiekami łzy...
(Nico)
Pustka... To jedno słowo, które opisuje ostatni miesiąc. Cały czas zerkam na Mery, czy aby przypadkiem nie ma mojego łańcuszka, ale niestety nie... Boli mnie to, ale nie umiem się przełamać... Przecież, co mam jeszcze zrobić skoro ona nie jest gotowa... Sama pojawia się rzadko na treningach, a jak już jest to zagaduje ją cały czas Szampon i Winiar...
Wracając, dzisiejszy trening zaczął się inaczej... To znaczy tak samo, ale inaczej, bo chłopaków nie było na początku w szatni. Powiedzieli, że niby byli u trenera, ale jakoś nie chciało mi się wierzyć, więc tylko przytaknąłem głową, że rozumiem.
Kiedy weszliśmy na salę Mery już się rozgrzewała... Więc gra z nami... Czyli Marcin chory... No po prostu super...
Zaczęliśmy rozgrzewkę a potem ćwiczyliśmy obronę i atak. Wszystko było ok, puki nie przyszła Pola.
Coś się stało i Maniek wybiegł za nią. Spojrzałem na panią Błaszczyk. Gadała z Nico, sądząc po luźności rozmowy po hiszpańsku... Szkoda, że nic nie rozumiałem... Ale trudno...
Nagle wleciała reszta zespołu i ni stąd, ni zowąd zaczęli lać wszystkich wodą. Nie powiem, uśmiałem się, ale jak poszedłem się przebrać to do śmiechu mi już nie było. Zamknęli mnie w szatni, a na przebranie dostałem białą koszulę i wyjściowe jeansy... Oni coś knują...
No ale co, miałem w mokrych ciuchach chodzić? Umyłem się i przebrałem po czym przyszedł po mnie Marcyniak.
- Mariusz, możesz mi powiedzieć o co chodzi?
- O nic- odpowiedziała i zaprowadził mnie do gabinetu Tomka...
Coś mi tu nie grało... Usłyszałem stukot obcasów i głosy dwóch kobiet. Po chwili się zorientowałem, że to Mery i Polcia. Kłóciły się, co jest do nich nie podobne. Kiedy weszły do gabinetu oniemiałem... Mery zatrzymała się w pół kroku i lustrowała mnie od dołu do góry. Widziałem, że toczy ze sobą walkę.
Wyglądała pięknie... Biała sukienka z koronkowymi rękawkami odkrywającymi ramiona, jasne szpilki, blond kosmyki opadające na plecy. Tylko te oczy... Inne niż zwykle... Już nie pełne życia i radości tylko smutne i przygaszone...

******************************************************************************************************************

Hejka wszystkim. I jak na dzisiaj?
Rozdział pojawił się akurat tego dnia, bo jest w nim dużo o osobie,
która kibicom polskiej siatkówki kojarzy się właśnie z dzisiejszym dniem...
Aż trudno uwierzyć, że to już 11 lat jak nie ma go z nami... 
Sama mało co pamiętam bo miałam zaledwie nie całe pięć lat jak to się stało, 
ale moi rodzice a zwłaszcza mama owszem, pamiętają...
Trudno w to uwierzyć, że w tak młodym wieku odeszła tak utalentowana osoba...
No ale cóż, życie toczy się dalej a my nigdy nie zapomnimy...
Więc niech każdy pamięta 
"FRUŃ JAK NAJWYŻEJ PO MARZENIA"
i
"NIGDY NIE POZWÓL ABY KTOŚ ZNISZCZYŁ TWOJE MARZENIA"
Więc tą nutą wspomnień zostawiamy was z nowym rozdziałem
(mam nadzieję, że nie popadliście po nim w depresję czy jakieś załamanie).
Więc do zobaczenia w sobotę.
Całują Tośka&Zuśka


sobota, 10 września 2016

14

(Pola)
Zanim jeszcze wyszedł oczywiście skradł mi buziaka, no bo jakby nie inaczej... Poszedł i wrócił do mnie z telefonem i wykręcił numer. A ja nie była bym sobą, gdybym nie robiła coś, żeby go nie zdekoncentrować, czyli całowanie go po szyi, mówienie mu szeptem do uszka (może zostawię to dla nas co mówiłam). Tak jestem wredna, ale było warto. Po czym kiedy się rozłączył spojrzał na mnie i powiedział:
-Przez Ciebie nie wiem co zamówiłem...
-Jak to przez mnie? To nie moja wina, że nie potrafisz się koncentrować na rozmowie to ne moja wina...
-Zobaczymy, jak Ty będziesz rozmawiać...
-Phi... Z papuci Ci jebnę jak coś... Ja nie wiedzę problemu tutaj...
-Wredna jesteś...
-Nie wredna tylko prawdziwa, kochaniutki... czy wolisz, żebym udawała jakąś plastikową Barbie?
-Co masz na myśli?
-Tapeta na całym ryju, najmniej mówiąc, cycki na wierzchu i dupa... Nie zna się na niczym innym tylko jak wystawić pizdę na wierzch... Sorry ja taka nie jestem i nigdy nie będę... Więc jak coś to oddaje, jeśli szukałeś takiej dziewczyny...
Ściągnęłam naszyjnik i włożyłam w jego rękę. Wstałam z łóżka i czekałam na jego reakcję. Kiedy wychodziłam z sypialni zrobiło mi się tak jakoś przykro. Lecz po chwili poczułam ręce na swoim brzuchu i jego oddech na szyi.
-Pola, ale ja nie chce żadnej taniej Barbie... Chcę Ciebie, taką wyszczekaną, wiedzącą co chce w życiu robi...
-Ale ja prawie wstąpiłam do zakonu...
-Pogubiłaś się tylko w życiu... Hej... -obrócił mnie do siebie i spojrzał w moje oczy.- Każdemu się zdarza... Ale znalazłaś księcia swojego, który naprowadził Cię na tą prostą... Czasami trzeba zbłądzić z tropu by spotkać kogoś, żeby Ciebie naprowadził na tą właściwą ścieżkę, więc ja tutaj jestem w tym momencie szczęśliwy...
-Ale z Ciebie poeta..
-No się wie...
-Głupek...
-Ale Twój... Więc nigdy tego nie ściągaj...
I dopiero teraz zauważyłam, że na z tyłu zawieszki wygrawerowane są nasze imiona... Założył mi go z powrotem, a potem patrzyliśmy w swoje oczy. Po czym mnie pocałował, a ja mu się oddałam, ale nie do końca jakby ktoś coś myślała, tylko w całowaniu. Zaniósł mnie do sypialni z powrotem, a nasze miziane przerwał dzwonek do drzwi.
-Teraz? Serio?
-No idź...
-Idę, idę...
Skradł mi jeszcze buziaka i poszedł. Jak się okazało było to jedzenie. Ja w tym momencie włączyłam film, a dokładnie komedie. Zjedliśmy i kiedy się skończył film zadzwoniła Maryś, więc odebrałam, a ten jełop mi przeszkadzał...
(Mariusz)
Zamawiałem nam jedzenie, a ta mała wiedźma mi przeszkadzała. No kurde... Doprowadzała mnie do czerwoności... Kiedy udało mi się coś zamówić, bo serio nie wiem co, spojrzałem na dziewczynę.
-Przez Ciebie nie wiem co zamówiłem...
-Jak to przez mnie? To nie moja wina, że nie potrafisz się koncentrować na rozmowie to ne moja wina...
-Zobaczymy, jak Ty będziesz rozmawiać...
-Phi... Z papuci Ci jebnę jak coś... Ja nie wiedzę problemu tutaj...
-Wredna jesteś...
A potem co usłyszałem to mnie zatkało, a jak włożyła mi ten naszyjnik do ręki to mnie zszokowało. Kiedy wstała i była już w progu, to złapałem ją w pasie i przytuliłem się do jej pleców.
-Pola, ale ja nie chce żadnej taniej Barbie... Chcę Ciebie, taką wyszczekaną, wiedzącą co chce w życiu robi...
-Ale ja prawie wstąpiłam do zakonu...
-Pogubiłaś się tylko w życiu... Hej... -obróciłem ją w swoja stronę i spojrzałem w jej piękne niebieskie oczy.- Każdemu się zdarza... Ale znalazłaś księcia swojego, który naprowadził Cię na tą prostą... Czasami trzeba zbłądzić z tropu by spotkać kogoś, żeby Ciebie naprowadził na tą właściwą ścieżkę, więc ja tutaj jestem w tym momencie szczęśliwy...
-Ale z Ciebie poeta...
-No się wie...
-Głupek...
-Ale Twój... Więc nigdy tego nie ściągaj...
Założyłem jej go na szyję i spojrzałem w jej oczy. PO czym wbiłem się w jej usta. Wziąłem ją na ręce i poszedłem do sypialni. Nasze błogości przeszkodziło pukanie do drzwi. Okazało się być to jedzenie. Kiedy zapłaciłem, wróciłem do dziewczyny i zjedliśmy oglądając jakąś komedie. Po czym zadzwonił Polci telefon i stwierdziłem, że teraz ja się odegram na niej. A ona wybuchnęła.
-Marcyniak, idź mi stąd bo zaraz zarobisz i spadniesz znowu z tego łóżka...
No to ja jeszcze bardziej zacząłem ją rozłaszczać.
-Maryś, dasz mi chwilkę?
Po czym wzięłam poduszkę i zaczęła mnie nią naparzać i takim sposobem znalazłem się znowu na ziemi.
-Już jestem.
No to ja wstałem i posprzątałem. Poszedłem do kuchni i ogarnąłem trochę w kuchni. Poszedłem do łazienki i tam też zrobiłem ze sobą porządek. Wróciłem do sypialni, a ta dalej rozmawiała. Poszedłem do salonu i posprzątałem z grubsza. Wróciłem do niej i zerknąłem na swój telefon, a tam 16.58.
-Pola słuchaj, ja mam zaraz trening i są dwa warianty, pierwszy, ale nie podoba mi się za bardzo, że odwiozę Cię do domu i potem wpadnę do Ciebie, jeśli mnie do domu wpuścisz lub drugie, które bardziej mi się podoba- uśmiechnąłem się cwaniacko.- Pojedziemy do Ciebie, przebierzesz się i chyba Mery też się zgodzi byście pojechały z nami na trening i potem odwieziemy Was.
-Ale ja tutaj nie widzę różnicy...
-Jest bo przez 2-3h nie będę Ciebie widzieć, a  tak będę Ciebie wiedzieć cały czas...
-Oj biedny szczeniaczek...
-No Poluś... Tak ładnie proszę...
-Ładnie?
-Tak... - zrobiłem minę kota z Shreka i złączyłem ręce.- Proooszęęęęę....
-Pogadam z Maryś, jeśli ona pójdzie to ja też...
-Oki... To chodź zbieramy się...
-Marianuuuuś...
-Co?!- jak usłyszałem to przezwisko to myślałem że się zaraz zacznę turlać, ze śmiechu.
-No Marianuuuś... Maniek... Maniusiek...
-Co byś chciała kochanie?- śmiałem się cały czas, bo to jest Pola, tej nie ogarniesz.
-No bo wiesz... - spojrzała na swój strój.
-Jak chcesz tak iść to śmiało... Ja nic nie mówię.
-Jej...
Zaklaskała na nim i wstała. Dała mi buziaka w policzek i poszliśmy ubrać buty. Dałem jej kule i wyszliśmy z mieszkania. Kiedy zamknąłem drzwi, porwałem ją w ramiona. Posadziłem w samochodzie i za to dostałem buziaka w policzek. Po czym ruszyliśmy pod mieszkanie dziewczyn.
(Mery)
Kiedy się obudziłam byłam sama. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Znalazłam na stole karteczkę:
Jeśli to czytasz to znaczy, że nie śpisz.
Poszedłem do sklepu. Powinienem za niedługo wrócić.
Mieszkanie do twojej dyspozycji ;)
Do zobaczenia Nico :)
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Poszłam do łazienki się ogarnąć a potem do kuchni zrobić kawy. Oczywiście cały czas towarzyszyła mi Bianka. Ten piesek wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Ta mała, biała kuleczka cały czas krzątała mi się koło nóg.
Zaparzyłam kawy i usiadłam na krześle wpatrując się w panoramę miasta. Nie wiem ile tak siedziałam, ale zamyśliłam się tak, że nawet nie zauważyłam kiedy wrócił właściciel mieszkania. Oprzytomniałam dopiero kiedy Bianka zaczęła szczekać.
- Myślałem, że jeszcze śpisz- powiedział Francuz układając kilka produktów na półkach a kilka zostawiając na stole w celu przygotowaniu śniadania.
- Nie, obudziłam się jakiś czas temu. A co?
- Nie nic, myślałem, że zdążę zajść do sklepu i zrobić śniadanie zanim się obudzisz...
- No to teraz jesteś skazany na moją pomoc.
- Mi to tam nie przeszkadza- odpowiedział z uśmiechem.- Więc, co robimy na śniadanie?- Zapytał podnosząc jedną brew. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Nie wiem... A na co masz ochotę?
- Sam nie mam pojęcia...- przyznał patrząc w okno.
Podeszłam do lodówki i szafek. Już miałam pomysł.
- Nico, idź nakryć, a ja zrobię śniadanie- poprosiłam spokojnie do Francuza.
- Pomogę Ci- powiedział spokojnie.
- Nico nie, proszę, nie lubię jak ktoś mi się krząta pod nogami- wyznałam zgodnie z prawdą.
- Widziałem wczoraj- odpowiedział z lekkim uśmiechem.
Więc, po długich namowach poszedł nakryć a ja się wzięłam za śniadanie. Stwierdziłam, że zrobię coś na słodko. Wzięłam chałkę (którą dzięki ci Niebioso kupił ten bażant), połamałam ją, dodałam mleka z jajkiem, cukrem waniliowym i cynamonem (za którym nie przepadam, ale smak musi być) i zapiekłam. Kiedy było gotowe stół był już nakryty i wszystko było picuś glancuś.
Więc zjedliśmy i poszliśmy do mojego mieszkania, bo myślałam, że Pola już tam będzie, a tu nie... Nie ma małpy jednej. Stwierdziłam, że do niej zadzwonię.
Usiedliśmy na kanapie i wybrałam jej numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty, piąty...
- Halo?
- No nareszcie, ileż można do ciebie dzwonić?
- Nie przesadzaj. Co jest?
- Czemu cię w domu nie jeszcze, co?
- Bo widzisz... Marcyniak, idź mi stąd bo zaraz zarobisz i spadniesz znowu z tego łóżka!- Krzyknęła na środkowego i już wszystko jasne.
- Ale czemu jeszcze raz spadnie z łóżka i czemu wać państwo są jeszcze w łóżku?
- Bo widzisz, tak się zdarzyło.
- Pola, czy ja o czymś nie wiem?
- Maryś, dasz mi chwilkę?
- Jasne- odpowiedziałam i słyszałam jak naparza Mańka poduszką.
Spojrzałam na Nico, który zwijał się ze śmiechu na kanapie. No tak... Mówić nie umie, ale dużo rozumie. Nagle usłyszałam huk z drugiej strony telefonu.
- Już jestem- oprzytomniała mnie Polcia.
- Co tam się stało?
- Ten przeszczep spadł z kanapy.
- Aha...- odpowiedziałam i wybuchnęłam śmiechem.
Potem dałam na głośnik i Nico też się włączył do rozmowy. Gadaliśmy dość długo, aż nie przeszkodził nam Mario. Więc się rozłączyłam, a po chwili dostałam SMS'a, że jadą po nas. Oczywiście Nico wpadł w panikę, że nie ma torby, ale go uspokoiłam, że przecież mieszka nie daleko i możemy po nią podskoczyć, a potem wrócić i Mario nas podrzuci na trening. Więc tak zrobiliśmy...
Kiedy Mario przyjechał usiadłam z tyłu z Polą i zaczęłyśmy rozmawiać. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to mały naszyjnik na jej szyi.
- Czy wy...?- Nie dokończyłam, bo Polcia doskonale wiedziała o co mi chodzi.
- Tak- odpowiedziała uradowana.- A wy?- zapytała, a ja pokręciłam głową.- Czemu? Nie zapytał cię o to?
- Nie, zapytał o to, ale...
- Mery? Czemu ty...?
- Bo się boję- wyszeptałam przerywając jej.- I nie jestem gotowa. Poza tym, dowiedział się odemnie więcej niż powinien... Rozdrapałam swoje stare rany i znowu krwawię...
- I właśnie temu jest ci teraz najbardziej potrzebny...
(Nico)
Kiedy wróciliśmy z moją torbą treningową przyjechał Mariusz i zabrał nas na trening. Dziewczyny siedziały z tyłu i coś między sobą szeptały, a ja gadałem z naszym środkowym. Przynajmniej on miał szczęście... Między nimi wszystko jest ok... Niby Mery nie powiedziała nie, ale... Mimo wszystko... Jednak nie czuję się dobrze nadal będąc jej przyjacielem... Tak bardzo chciałbym jej pomóc, ale ona mnie w pewnym sensie do siebie nie dopuszcza, a ja nie wiem czemu i nie jestem w stanie nic zrobić...
Kiedy podjechaliśmy pod halę rozstaliśmy się z dziewczynami pod drzwiami wejściowymi, one weszły na trybuny a my poszliśmy do szatni. Oczywiście wszyscy byli ciekawi skąd ta przemiana Polci. No to Mario im wszystko opowiedział, że zrezygnowała bo uznała, że nie warto tracić życia z powodu jednego debila, a potem doszło do mnie i do Mery... Ech... No to będzie tłumaczenia...
- No a u ciebie Nico jak tam?- Zapytał z zaciekawieniem Szampon
- U mnie dobrze. A czemu pytasz?
- A tak, jak tam między tobą a Maryśką?- Więc o to chodzi... Masakra... I co teraz zrobić, co powiedzieć...
- No cóż...- zacząłem niepewnie.- Nie mówmy na ten temat, proszę was-powiedziałem cicho. W szatni zapanowała cisza...
Nikt nie potrzebował słów, wszyscy wiedzieli o co chodzi, za co byłem im wdzięczny. Przynajmniej nie musiałem się tłumaczyć... Chociaż tyle...
Więc Mery znowu grała z nami, bo tym razem nie było Nico Uriarte bo miał coś bardzo ważnego do załatwienia. I jak chciał los byłem w przeciwnej drużynie, co nam nie sprzyjało, bo nie umiałem się skupić i myślałam tylko o niej i tylko na nią patrzyłem. Co chwilę dostawałem od Wrony w potylicę, że niby mam się ogarnąć, ale nie umiałem... Za bardzo na mnie działała w jakiś bliżej nie określony dla mnie sposób... Kiedy była blisko nie umiałem się na niczym skoncentrować, bo cała moja uwaga przechodziła na jej osobę... Nie wiem co to dziecko miało w sobie, ale było to coś co na mnie bardzo, bardzo mocno działało...

******************************************************************************************************************

Hejka wszystkim!
I jak pierwszy tydzień nauki? Jak w szkole?
Podoba się? Nauczyciele już cisną, czy jeszcze dają luz?
Dobra, dzisiaj wrzucamy 14, a w piątek 15 z bardzo ważnego powodu
i bardzo ważnej daty...
Więc co o sądzicie o dzisiejszym rozdziale?
Jak wam się podoba?
Jak dalej się potoczą losy naszej czwóreczki?
Piszcie w komentarzach i trzymajcie się cieplutko ;)
Całują (w policzek oczywiście ;)) Tośka&Zuśka ;***

sobota, 3 września 2016

13

(Mery)
Oczywiście ten przeszczep zabrał mnie do najdroższej restauracji w całym Bełchatowie! To masakra jakaś. Teraz to już przesadził... Ja rozumiem, ale w tej restauracji nawet zwykła szklanka wody kosztuje 10 zł. Nie chciałam, żeby tyle wydawał, bo się zadeklarował, że będzie płacił i nie przyjmuje słowa sprzeciwu. No cóż, nie przemówisz do rozumu...
Po kolacji poszliśmy do jego domu. Było pięknie, ale oczywiście musiałam ściągnąć buty i w końcu sweter, odkrywając moje gołe plecy... To był problem... Zrobiłam się cała czerwona, ale on tylko się uśmiechnął.
- Ładny jest- przyznał Francuz patrząc mi w oczy.
- Dziękuję- powiedziałam lekko speszona i oblałam się poraz kolejny rumieńcem.
Chłopak delikatnie musnął moje plecy i poprowadził na kanapę, gdzie usiedliśmy  i zaczęliśmy popijać wino. Widziałam, że coś go trapi, że coś jest nie tak, chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział jak to powiedzieć...
- Mery... Mam do ciebie sprawę...- zaczął niepewnie chłopak.
- Tak?
- Bo, ja wiem, że to może zabrzmieć banalnie i głupio, ale nie wiem jak to ubrać w słowa...
- Nico, co ty chcesz powiedzieć?- Zapytałam lekko zdenerwowana.
- Wiesz jak mi na tobie zależy...- tylko nie to...- Dla tego chciałbym cię zapytać, takim prostym i banalnym pytaniem...-  spojrzałam na niego, a on uklęknął.- Zostaniesz moją dziewczyną?- Zapytał a moim oczom ukazał się piękny naszyjnik...

(Nico)
Zadałem to pytanie, ale zobaczyłem tą nietęgą minę blondynki. Tylko nie to... Błagam, nie chcę tego słyszeć...
Dziewczyna wzięła pudełeczko do rąk i zaczęła oglądać naszyjnik z każdej strony po czym zamknęła pudełeczko i zaczęła się nim bawić...
- Nicolas, usiądź proszę- powiedziała spokojnie klepiąc miejsce obok siebie.
- Najpierw mi odpowiedz- zaprotestowałem co prawda spokojnie, ale pewnie.
- Odpowiem ci, tylko usiądź- przystawała przy swoim.
Usiadłem obok niej tak jak prosiła. Chwila ciszy.
- Nico, gdzie się urodziłam?- Zamurowało mnie, nie miałem pojęcia.- Gdzie trafiłam do domu dziecka?- Znowu milczę.- Ile miałam lat, jak poznałam Damiana? Ile lat miałam, kiedy zostałam przez niego zgwałcona? Jaki jest mój ulubiony kolor? Ulubione danie? Ile miałam lat jak urodziłam? Ile lat miał mój synek kiedy zginął?- Ona miała syna? Teraz to były pytania, na które nawet odpowiedzi nie czekała.- Jak długo dochodziłam do normalnego stanu? Kto mi pomógł najbardziej? Jak długo lizałam się z ran i zaczęłam żyć normalnie? W ilu językach mówię? Jak długo jestem rozgrywającą? Czemu siatkówka? Ile w nią gram? Czy od początku byłam rozgrywającą? Czy uprawiałam inny sport?- Pytała a ja milczałem, bo nie wiedziałem co odpowiedzieć.
Nic o niej nie wiedziałem. Nic a nic...
- Dokładnie ty możesz zapytać o to co ja i też bym milczała- dokończyła cicho...
- Mery, to że nie jesteśmy przyjaciółmi z podwórka,ale to nie jest przeszkodą- powiedziałem spokojnie, mając nadzieję, że ją przekonam.
- Nico, tutaj nie chodzi o to, tylko ja...
- Nic do mnie nie czujesz- bardziej stwierdziłem niż zapytałem.- I nie chcesz ze mną być.
- Broń Boże. Nico, ja nie mówię, że nic do ciebie nie czuję, ale...
- Ale?- Zapytałem z lekkim rozżaleniem w głosie.
- Ale nie jestem jeszcze gotowa na kogoś nowego, nawet jeśli kocham tą osobę która chce ze mną być.
- To kiedy będziesz gotowa?
- Na pewno to zauważysz, jestem tego pewna- odpowiedziała z uśmiechem.- Dziękuję za wszystko, późno jest, będę się zbierać- powiedziała spokojnie i już chciała się zbierać, ale chwyciłem ją za rękę.
- Jako przyjaciel nie pozwalam ci się włóczyć po nocy.
- Nico...
- Nie ma Nico, zostajesz u mnie, koniec kropka.
- Ale ja ci nie pozwolę spać na kanapie...
- Spoko, będę spał w gościnnym a ty u mnie, przecież jutro i tak nie mamy treningu, więc nie ma problemu- przekonywałem ją i to skutecznie, bo w końcu pod moimi namowami uległa.
Pokazałem jej gdzie jest mój pokój i łazienka, dałem jej moją koszulkę, jakieś spodenki i odprowadziłem wzrokiem.
Poszedłem do gościnnego i zaścieliłem tam łóżko.
Może kiedyś ci powie, tylko nie męcz jej, za dużo przeszła i jak będzie chciała to powie ci to sama...
Cały czas chodziły mi po głowie słowa Piano. Pewnie mając na myśli to, że dużo przeszła chodziło właśnie o ten gwałt, a potem ten cały synek, jego śmierć... Rzeczywiście, ciężka przeszłość i to bardzo ciężka... Miała rację, nie wiedziałem o niej nic, a ona o mnie...
(Mery)
Stałam pod prysznicem i myślałam nad wszystkim. Najchętniej rzuciłabym mu się w ramiona i wykrzyczała, że zgadzam się, ale coś mnie blokowało... Pewnie teraz siedzi tam z mętlikiem w głowie jaki mu zaserwowałam... I po co wylatywałam z tym gwałtem, z Dominikiem, moim dzieckiem? Pewnie teraz zachodzi w głowę kiedy by się dowiedział. Pewnie nigdy, bo nie jestem w stanie o tym rozmawiać.
Nie umiałam, a może nie chciałam... Tylko Pola i Teo znali całą prawdę, Filippo trochę wiedział, a reszta żyła w błogiej nieświadomości i tak miało zostać... Zawaliłam tym razem na całej lini. Zaraz, tym razem? Ja zawsze wszystko zawalam... Jestem do niczego, nawet nie umiem zaufać. Przecież wiem, że on mi nic nie zrobi, ale nie umiem. Coś mnie blokuje, ale nie wiem co...
Znowu mam w sobie ten wstręt do samej siebie i uczucie, że wszystko co się stało to moja wina... Boże, przecież gdybym wtedy się tak nie uparła na ten spacer do hali z małym to on by żył, miałby teraz cztery latka...
Poczułam słone, ciepłe łzy na policzkach...
Boże ile bym dała, żeby to on przeżył, a nie ja. Czemu, powiedz czemu?! W czym zawiniło małe bezbronne czteromiesięczne dziecko?! No w czym?! Co ono takiego zrobiło, czemu on, czemu Dominik, czemu mój kochany Dominiś...
Opadłam na płytki w kabinie i zaczęłam płakać. Nienawidziłam siebie za to co zrobiłam. Mówili, że to nie moja wina, że to nie ja tu zawiniłam, ale ja wiedziałam swoje... To przezemnie...
Nie wiem ile tam siedziałam, nie miałam pojęcia... Wyszłam, ubrałam się w to, co mi pożyczył Nico i poszłam do swojej sypialni, a w zasadzie to jego... Położyłam się na łóżku, ale nie umiałam zasnąć... Sama rozdrapałam sobie rany, z których tak długo się lizałam... I znowu krwawię, bo doprowadziłam się do takiego stanu, że jak zamykam oczy to widzę jego maleńką roześmianą buźkę, te niebieskie oczka, tryskające radością...
Szybko się zerwałam z łóżka i poszłam do salonu. Usiadłam na parapecie wpatrując się w śpiące miasto. Ocknęłam się kiedy poczułam jak coś liże mi nogę... Spojrzałam w dół i moim oczom ukazała się biała, włochata kuleczka. Kiedy psiak zorientował się, że na niego patrze radośnie pomerdał ogonkiem i zaczął się wdrapywać do mnie.
Wzięłam go na ręce i położyłam sobie na kolanach. Ta mała kuleczka się do mnie przytuliła i tak siedziałam i głaskałam ją po grzbiecie.
- A ja się zastanawiałem czemu nie wracałaś...- usłyszałam nagle głos Francuza.
Piesek zeskoczył z moich kolan i zaczął się krzątać koło nóg przyjmującego.
- Masz fajnego psa- powiedziałam siląc się na uśmiech.
- Fakt, Bianka jest świetną przyjaciółką- odpowiedzi i podszedł do mnie.- Ale też potrafi wyczuć czy człowieka coś trapi- dokończył i położył rękę na moim ramieniu.- Co jest Mery?
- Nic, po prostu...- zaczęłam i poczułam gorzkie łzy pod powiekami.
- Po prostu?
- Po prostu sama sobie rozdrapałam stare rany, tymi pytaniami, które ci zadawałam... To wszystko...- dokończyłam czując łzy na policzkach.
- Hej, Mery, będzie dobrze- powiedział spokojnie Nico przytulając mnie.
Coś we mnie pękło. Przez trzy lata było ok, a teraz znowu przestaje sobie radzić...
Poczułam jak tracę grunt pod nogami. Spojrzałam na chłopaka. Nie miałam sił protestować. Nie umiałam...  Poczułam jak mnie kładzie na łóżko. Już chciałam coś powiedzieć, ale położył się obok mnie, a ja się w niego wtuliłam. Nie wiem czy czytał mi w myślach czy nie, ale tego właśnie potrzebowałam...
(Mariusz)
Kiedy się obudziłem, obok mnie miejsce było puste. Mam nadzieję, że mi się to czasami nie przyśniło to chyba się zatłukę. Wstałem i zauważyłem jej sukienkę na komodzie. Hu... Czyli mi się to nie śniło. Zaraz, Zaraz... Skoro mi się to nie przyśniło to Pola jest moją dziewczyną!!! O tak baby... Zacząłem skakać po tym tapczanie, że aż spadłem, a do sypialni wleciała mi Pola. Kiedy zacząłem wstawać, ta zaczęła się śmiać, a kiedy się obróciłem, ta leżała na ziemi i nie mogła się powstrzymać. Do czołgałem się do niej i zawisnąłem nad nią.
-Kochanie, nie ładnie tak się śmiać ze SWOJEGO CHŁOPAKA!!! CHŁOPAKA!!! MISIEK...
- Ja Cię zaraz wymisiuje... Co ja jak Winiar wyglądam?
-No wiesz... Winiar to Winiar, ale Ty jesteś ładniejszą wersją...
Po czym wbiłem się w jej usta. Całowaliśmy się tak dosyć długo. Ale poczułem jakąś spaleniznę.
-Kurwa, moja zapiekanka!!!
A ja zacząłem się śmiać...
-Jeszcze chatę mi spalisz i gdzie będę mieszkać...
-Głupku leć ją wyłącz i otwórz okna... Bo ja Ciebie oglądać codziennie rano nie chce... chce mieć chociaż przyjemne poranki, bo popołudnie raczej takie miłe nie będą już...
-Jeszcze zobaczymy jak będziesz do mnie przychodzić...
Skradłem je jeszcze jednego buziaka i poszedłem ratować swoje mieszkanie. Wyłączyłem piekarnik i otworzyłem okna w kuchni i w salonie. Otworzyłem piekarnik i wyjąłem tą zapiekankę. Spojrzałem na zegarek i dopiero teraz się skapnąłem, że dochodzi 14.00... No żem se pospał. Dobrze, że dzisiaj mam tylko wieczorem trening, czyli mogę spędzić do tego czasu z moją dziewczyną... Ale to pięknie brzmi... hm... MOJĄ DZIEWCZYNĄ!!! Mario ogarnij się... Ale co poradzę, że ona tak na mnie działa. Po czym doskakała do mnie Pola i nadal była w mojej koszulce. Nie ukrywam, że sexi-flexi w niej wyglądała. Że hoo... No co poradzę... podeszłem do niej i złapałem ją w pasie. Spojrzałem w jej oczy.
-Co się lampisz? Pozwoliłam?
-Ty potrafisz ze psuć klimat...
-A na co liczyłeś, bo nie wiem?
-Na miłe po południe z moją dziewczyną...
(Pola)
Obudziłam się w łóżku z jakimś bydlakiem obok, po czym się obróciłam i dojrzałam środkowego. Udało mi się wyplątać z jego uścisku, chociaż nie ukrywam, że było trudno. Ale najśmieszniejsze było to, że on ma twardy sen taki jak ja. Wyszłam i poszłam do kuchni. Dochodziła 12.00, więc zrobiłam sobie kanapkę i poszłam do łazienki. Dopiero teraz się skapnęłam, że mam koszulkę środkowego na sobie... Super... Poszłam do kuchni i zajrzałam do lodówki i tak stałam. I chyba mam ochotę na zapiekankę. Tylko, żeby on miał coś jeszcze do tego potrzebne rzeczy. Ale mądra ja znalazłam jakieś jego bokserki czarne na suszarce, więc se je założyłam. Znalazłam jakąś czystą szczoteczkę i umyłam zęby. Ubrałam sandałki. Wzięłam portfel oraz telefon i poszłam do sklepu. Kupiłam potrzebne produkty i wróciłam do mieszkania. Wzięłam się za przygotowania obiadu. Kiedy już skończyłam i sobie usiadłam, to się nie nacieszyłam bo usłyszałam huk. Poleciałam do sypialni, a tam co? Mariusz leży na ziemi. Zaczęłam się tak głośno śmiać, że wylądowałam na ziemi i tarzałam się na niej. Moje śmianie przerwał środkowy, który zawisnął nad mną.
 -Kochanie, nie ładnie tak się śmiać ze SWOJEGO CHŁOPAKA!!! CHŁOPAKA!!! MISIEK...
- Ja Cię zaraz wymisiuje... Co ja jak Winiar wyglądam?- Jak ja uwielbiam się z nim droczyć.
-No wiesz... Winiar to Winiar, ale Ty jesteś ładniejszą wersją...
Po czym wbił się w moja usta. Całował mnie tak genialnie, że nie potrafiłam się oprzeć. Nawet zapomniałam, że w piekarniku jest zapiekanka. Dopiero oprzytomniałam, gdy poczułam spaleniznę.
-Kurwa, moja zapiekanka!!!
Na co środkowy zaczął się śmiać...
-Jeszcze chatę mi spalisz i gdzie będę mieszkać...
-Głupku leć ją wyłącz i otwórz okna... Bo ja Ciebie oglądać codziennie rano nie chce... chce mieć chociaż przyjemne poranki, bo popołudnie raczej takie miłe nie będą już...
-Jeszcze zobaczymy jak będziesz do mnie przychodzić...
Skradł mi jeszcze jednego buziaka i powędrował do kuchni. Ja jeszcze chwile poleżałam i zaczęłam wstawać. Doczłapałam się do kuchni i zostałam zgarniano w ramiona środkowego, który się na mnie lampił.
-Co się lampisz? Pozwoliłam?
-Ty potrafisz zepsuć klimat...
-A na co liczyłeś, bo nie wiem?
-Na miłe po południe z moją dziewczyną...
-No to się chyba przeliczyłeś...
-Tak myślisz? No to patrz...
Wziął mnie na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Położył mnie delikatnie na łóżku i chyba się skapnął, że mam jego bokserki.
-Pola? Dlaczego masz moją bieliznę na sobie?
-No bo jak chcesz wiedzieć musiałam pójść do sklepu, kupiłam produkty na zapiekankę, ale niestety przez Ciebie została ona spalona!!!
-Ale jak to przez mnie?
-No a kto zaczął mnie całować? Chyba nie poduszka...
-No dobra, to co proponujesz na obiad?
-Hmm... Nie wiem... Może coś zamówię?
-A lubisz sushi?
-Czy lubię? Człowieku ja je kocham!!!
-No to idę zamówić, ale Ty tutaj leżysz i czekasz na mnie, dobrze?
-Nic nie obiecuję... Więc się spiesz...
-Ale Ty mnie kochasz denerwować, prawda?
-Ja?! Gdzie bym śmiała Ciebie złościć.. No wiesz co...
-Yhm...
-No dobra, kocham...
-Oj Polcia, co ja z Tobą mam...
-Hm... Na pewno słodko, przyjemnie, piękne widoki...
-Oj Misia... Dobra idę zamawiać...

******************************************************************************************************************

Hejka wszystkim ;)
I jak po pierwszym dniu szkoły?
Dajecie radę? Bo my narazie tak ;)
Ale wracając do rozdziału, pechowa 13?
No dla niektórych tak...
Jak wam się podoba? Może być? Jak sądzicie?
Komentujcie i widzimy się w sobotę ;)
Całują (w policzek XD) Tośka&Zuśka ;***