piątek, 7 lipca 2017

24

(Mariusz)
Z rozmyśleń wyrwał mnie Nico, który spytał się, czy jedziemy, bo zaraz trening. Ja tylko kiwnąłem głową i poszedłem za nami. Cały czas miałem w głowie słowa Poli. Musimy na ten temat pogadać. Podjechałem pod blok mając nadzieje, że będzie w mieszkaniu, ale się myliłem. Wziąłem swoją torbę i pojechałem na hale. Wszedłem jakoś nie chętnie, nie darłem się przez całą szatnie tylko gestem ręki się przywitałem i usiadłem na swoje miejsce i się przebrałem. Po czym z wodą w ręku ruszyłem na boisko. Kiedy rozpoczął się trening musiałem się wyłączyć, bo nawet nie wiadomo, kiedy się skończył. Ja jak z automatu zrobiłem to co zawsze po treningu, czyli kąpiel i potem się ubrałem. Z nadzieją pojechałem, że Pola już jest, ale nadal nic... Wszedłem do kuchni i zobaczyłem na lodówce karteczkę:
"Zrobiłam zakupy, 
kolację masz w lodówce, 
nic mi nie jest, 
ale dzisiaj chce być sama. 
Nie dzwoń, nie pisz... 
Pola 
PS. daj mi czas..."

Zjadłem to, co Pola przygotowała i usiadłem na kanapie. Włączyłem telewizor, żeby nie było aż tak cicho. Lecz nie interesowało mnie nic, co w nim leci. Spojrzałem na wyświetlacz, gdzie było ukazane połączenie od Janusza. Odebrałem, chociaż przyznaję, że się przez chwile zawiesiłem.
-Tak?
-No siemaneczko Mario, co Ty na to byśmy wyskoczyli na jakiegoś browarka? Jeśli Pola Ci pozwoli, oczywiście...
-Ależ Ty dowciapny Marcin, że aż nie wiem co powiedzieć...
-Haha... No wiadomo... Więc jak? Idziesz czy najpierw się pytasz?
-Nie, no przestań... Idę...
-A Pola nie będzie zła?
-A co Ty, żeś się uparł tak na nią...
-Z ciekawości...
-Nie będę jej pytał, bo i tak jej nie ma...
-Aha... i wszystko jasne... - zaczął się śmiać.
-Ty bo zaraz sam se pójdziesz na te piwo.
-Oj no... Maniek nie obrażaj się... To co... Tam, gdzie zawsze?
-Ok. Będę za 20 minut.
-Ok. Nareczka.
-No cześć.
Odłożyłem telefon. Przebrałem się i wyszedłem z mieszkania. Droga zajęła mi może 10 minut? Nawet nie wiem, bo nadal w myślach błądziłem, gdzie może być Pola. Wszedłem do baru. Tam już czekał na mnie mój przyjaciel. Podszedłem do niego i zamówiliśmy se piwko. Zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy, ale kiedy weszło na temat Poli odruchowo spojrzałem na telefon, gdzie na wygaszaczu była ona.
-Dobra Marcyniak, w bambuko możesz robić Winiara i Szampona, ale mnie nie oszukasz. Dobra, o co pokłóciłeś się z Polą?
-No co mam Ci powiedzieć... No Pola zaczęła coś mówić, potem ugryzła się w język i nie chciała powiedzieć... No co mam Ci więcej powiedzieć?
-A o co chodziło?
-O Marysie...
-Marcyniak Ty tępaku!!! Miałeś Kasie, prawdę?
-Nie wspominaj mi o niej...
-Dobra to inaczej, ale teraz pomyślisz, błagam... Jeśli obiecałeś mi, że nigdy ale to nigdy nie powiesz jej o jakieś tajemnicy, czy powiedziałbyś jej?
-No nie...
-No to pomyśl sobie, że może Pola coś obiecała Marysi i nie może powiedzieć, jeśli ona nie chce by ktoś wiedział. Ale jeśli dobrze wiem, to one są z bidula, tak?- kiwnąłem głową, że się to zgadza. - To teraz pomyśl, co one ze sobą przeszły i nie chcą wspominać, bo chyba to nie był jakiś dobry czas, więc?
-Janusz... Co ja bym zrobił bez Ciebie...
-Na pewno byś się zgubił i wiadomo, czemu ja sypie, a Ty środek...
-No dzięki...
-Spoko... No leć do niej...
Wstałem i zacząłem biec, ale się cofnąłem...
-Marcyniak, pomyśl... Gdzie ona mogła by być?
-No właśnie nie wiem...
-Może u siebie w domu?
-Ale ja nie mam kluczy...
-Jedź do Marysi i weź od niej klucze...
-Ale co...
-Powiedz, że Pola chciała wziąć jakieś buty czy kurtkę, wysil się... Mariusz... Nie załamuj mnie..
-Dzięki...
Pojechałem do Marysi, oczywiście nie obeszło się bez pytań po co i na co, ale w końcu mi dała. od razu pojechałem do ich domu. Prze kluczyłem zamek i wszedłem powoli do mieszkania. Zapaliłem światło i skierowałem się do jej pokoju, ale jej tam nie było, potem do sypialni Marysi, ale też jej tam nie było, a potem do salonu, ale w końcu znalazłem ją śpiącą na parapecie, a obok stała nutella i masło orzechowe. Ale co najlepsze obok tego były jeszcze tabletki przeciwbólowe i alkohol?
-Jezus Maria, Pola?!
-Czego się kurwa drzesz?!
-Czy Ty?
-No a kurwa nie?!
-Czy Ty?!
-Nie, kurwa... Taka głupia nie jestem, żeby mieszać tabsy z alkoholem... Nawet tego nie tknęłam, a tabsy dlatego, że mam swoje dni i mnie brzuch napierdala, ale jeśli dobrze wiem, miałeś mi dać spokój...
- Pola ale zrozum, że ja nie umiem bez Ciebie  żyć...
-To może się naucz...
-Czekaj, co?!
-Nadal głuchy?! Jeśli nie umiesz uszanować tego, że chce być sama to masz problem, al teraz wyjdź!!!
-Nidzie nie wyjdę!!! Musimy porozmawiać!
-A co teraz kurwa robimy?!
-Jeśli dobrze wiem to drzemy japę!!!
-Ale to Ty zacząłeś!!!
-I ja to zakończę!!!
W swoje dłonie wziąłem jej twarz i złożyłem na pocałunek ja jej słodkich jeszcze od nutelli ustach.  Może i trwał krótko, ale za to się uspokoiliśmy. Przytuliłem ją do siebie bardzo mocno, a ona zaczęła płakać... Gładziłem ją po plecach. PO czym wyszeptałem do jej ucha:
-Przepraszam, że tak naciskałem... Przepraszam, że teraz przez ze mnie płaczesz... Jeśli chcesz mogę stąd wyjść i dać Ci czas, tyle ile będziesz chciała... Tylko coś powiedź...
Czekałem aż się uspokoi. Kiedy zaczęła płytko oddychać, spojrzałem na nią a ona zasnęła. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do ją do pokoju. Delikatnie położyłem i przykryłem kołdrą. Pocałowałem w czółko i chciałem wyjść, lecz mnie zatrzymała.
-Mariusz, proszę... Zostań... Proszę...
Obróciłem się i zobaczyłem, że po jej policzkach znowu spływają łzy. Wróciłem do niej i położyłem się obok niej i mocno przytuliłem do siebie.
-Zostanę, jeśli tylko będziesz chciała...
-Chcę... Proszę nie zostawiaj mnie...
-Nie zostawię... Nigdy...
Po czym pocałowałem jej czoło i czekałem aż zaśnie. Długo to nie trwało, gdyż po chwili odpłynęła. Poszedłem ogarnąć kuchnie i wziąłem ze sobą tabletki i wodę. Rozebrałem się z ciuchów i położyłem się obok niej. Przytuliłem się do niej, a ona tylko cicho się spytała, czy mam tabletki, a ja kiedy brała ostatni razem a ona ze 2 godziny temu... Nie chętnie wstałem i podałem je i wodę. Wzięła dwie, a ja na nią spojrzałem...
-No co? Gdyby Ciebie tak bolało, to też byś tak brał...
-I nic z tym nie zrobisz?
-No nie...
-A takie bóle masz?
-Od kiedy mam okres... Czasami jest mocniejszy taki jak dzisiaj, albo boli i da się wytrzymać... I spokojnie to tylko taki jeden dzień lub dwa nie dłużej...
-To czemu dzisiaj Ciebie aż tak boli?
-Nie dzisiaj Mariusz...- przytuliła się do mnie.- Teraz mam słabsze przeciwbólowe, a tak to zawsze mam mocniejesz i w ogóle jakbym była na haju i zazwyczaj Ciebie nie ma, więc jest lepiej, że nie widzisz mnie w takim stanie... I uprzedzam... Nic nie da się z tym zrobić...
-Dobra... A teraz cicho, idziemy spać...
-Yhm...
Przytuliłem ją do siebie i chwile później spała w najlepsze, a ja wpatrywałem się w nią, przy okazji zastanawiałem się, dlaczego aż tak mocno kobiety muszą cierpieć... Ale no nic nie zrobisz... Wtuliłem się w nią i zasnąłem. Czułem jak wstaje parę razy i pytałem czy wszystko ok. A ona jak zawsze, że tak i że idzie do łazienki ale słyszałem jak się faszeruje tabletkami i pije wodę... Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem że jest już 6.00, a trening jest na 9.00... Poleżałem z nią jeszcze chwile i wstałem. Zrobiłem śniadanie i po czym je zjadłem, a Pola się męczyła. Poprosiłem by została w domu i leżała, jak skończy mi się trening, to po nią przyjadę i pojedziemy do mojego mieszkania, ale ta się uparła i powiedziała, że musi posprzątać mieszkanie, bo Maryś przyjedzie i w ogóle... Poprosiłem dziewczynę, by ta chociaż nie robiła nic, ale znając życie i tak zrobi po swojemu...

(Pola)
Wiedziałam, kto wszedł, po pierwsze, bardzo dobrze znałam jego chód i charakterystyczne zamykane drzwi, ale wiecie co go najbardziej zdradziło? Perfumy... Ten boski zapach, który uwielbiam... Dobra Pola siedź cicho to może nie przyjdzie do Ciebie, ale gdzie tam... Musiał mnie znaleźć... Po czym zaczął się drzeć... No to ładną wymianę zdań przerwał całując mnie... Jak mi tego brakowało... Po czym przytulił mnie, a ja co? No się rozryczałam, jak małe dziecko... A on wyszeptał mi do ucha słowa, które dały mi do myślenia...
-Przepraszam, że tak naciskałem... Przepraszam, że teraz przez ze mnie płaczesz... Jeśli chcesz mogę stąd wyjść i dać Ci czas, tyle ile będziesz chciała... Tylko coś powiedź...
Kiedy się uspokoiłam zamknęłam oczy, bo znowu poczułam ten cholerny ból... On musiał uznać, że zasnęłam. Wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Przykrył i chciał wyjść, ale ja nie chciałam, potrzebowałam go...
-Mariusz, proszę... Zostań... Proszę...
Obrócił się i chwile później leżał obok mnie i cicho mówił.
-Zostanę, jeśli tylko będziesz chciała...
-Chcę... Proszę nie zostawiaj mnie...
-Nie zostawię... Nigdy...
Leżeliśmy wtuleni w siebie, ale w końcu mi się chociaż na chwile przysnęło. Ale nie na długo, bo znowu poczułam ten straszny ból.
-Mariusz, mógłbyś przynieść mi tabletki i wodę?
-Jaki czas temu je brałaś?
-2h temu...
Musiałam skłamać, bo by mi ich nie dał... Chyba nie do końca uwierzył, ale mi je dał. Mierzył mnie, ale ja mu tylko powiedziałam, żeby sam brał, jakby go bolało. Po czym jak na grzeczną dziewczynkę przystało, odpowiadałam na pytania. Po czym znowu zasnęłam ale wstawałam i co chwile do łazienki, a potem dalej się faszerowałam tym. Kiedy dochodziła podajże 7.30 Mariusz wstał i poszedł do kuchni. Po czym ja też wstałam i znowu do łazienki. Poszłam do kuchni, a tam były przygotowane kanapki, żeby nie martwić go zjadłam na siłę jedną. Później chłopak uświadomił mnie o tym, że zabierze mnie po treningu do siebie, ale ja mu odmówiłam, że muszę posprzątać mieszkanie, co wynikło małymi wymianami zdań na ten temat, ale w końcu odpuścił i mnie po prosił, żebym chociaż na niego poczekała... No ale ja jak to ja nie miała w tego w planach. Kiedy wyszedł włączyłam muzykę na lapku i poszłam się ogarną i potem wzięłam się za sprzątanie. Oczywiście za nim Mariusz przyszedł, większość była już posprzątana, tylko została mi kuchnia i mój pokój. Więc kiedy zaczęłam sprzątać kuchnię przyszedł i po jego minie było widać, że mu się to nie podoba, ale no cóż... Życie... Podeszłam i dałam mu buziaczka i wróciłam do obowiązków, a jego wysłałam, żeby się umył. Kiedy się ogarnął, pomógł mi skończyć sprzątać kuchnię i ruszyliśmy do mojego pokoju. Mariusz ścierał kurze, a ja zaczęłam myć szyby, a kiedy skończyliśmy wzięliśmy się za moją szafę. Kiedy skoczyliśmy, rzuciliśmy się na moje łóżko. nie miałam sił i chwile później spałam. Obudziło nas dopiero małe krzyki w mieszkaniu...
Mariusz poszedł sprawdzić kto to, a ja leżałam dalej.
-Kurwa mać, Marcyniak, wiesz jak mnie wystraszyłeś?! Miałam już ochotę urwać łep Poli, że nie zamknęła drzwi!!!
-Maryś nie krzycz, Pola śpi...
Po czym wstałam i wyszłam.
-Nie prawda, nie śpię...
Dziewczyna mnie zmierzyła. Ale ja podeszłam i przybiłam piątkę z Nico i wróciłam do Mariusza, żeby się przytulić, ale Marysia zaczęła się pytać, co się mi stało.
-Mania, nic mi nie jest... Po prostu trochę źle się... Jestem niedysponowana, a Ty wiesz jak ja to znoszę...
-Aha... I wszystko jasne...
-Nom...
Po czym chciała wziąć swoją torbę, ale Nico ją uprzedził i znowu się zaczęło... To samo... Zostaw nie ruszaj, ja jestem tylko w ciąży i bla, bla, bla.... Nie mogła tego słuchać i poszłam się położyć... Po czym przyszedł do mnie Maniek. Położył się obok mnie i tak se leżeliśmy. Kiedy dochodziła 19.00 wstałam i poszłam zrobić kolację. Ale tam już urzędowała Marysia z Nico, którzy nadal rozmawiali na temat tego mieszkania i żeby się nie przemęczała. Więc jak się tam pojawiałam tak też zniknęłam. Poszłam do pokoju, ale najpierw zahaczyłam o łazienkę. Maniula spał w najlepsze, więc tylko się położyłam obok niego i wzięłam się za książkę. Potem przyszła Marysia i oznajmiła, że jest kolacja. Obudziłam środkowego i poszliśmy do nich.

(Mery)
No nie powiem, zdziwiła mnie reakcja przyjmującego. W sumie sama nie wiem czemu. Miałam takie dziwne przeczucie, że jego reakcja będzie zupełnie inna, a tu proszę. Moje przeczucie po raz pierwszy mnie zawiodło. No ale cóż... Kiedy Nico wyszedł wpadła do mnie Polcia i wiecie, jak to ona wypytywała o jego reakcję. Kiedy wszystko jej powiedziałam wywaliła ją pielęgniarka, że niby potrzebowałam odpoczynku! Jeszcze czego, mam zostać sama, z moimi nieposkładanymi myślami?! No jeszcze czego! Ale nie, ona wie lepiej co dla mnie najlepsze... Jak ja nie cierpię polskiej służby zdrowia...
No ale co miałam zrobić... Siedziałam i myślałam nad tym wszystkim... Nie, nie spałam, tylko myślałam. Przez całą noc nie zmrużyłam oka bo bałam się co będzie... No dobra, może dramatyzuje, ale już straciłam jednego maluszka, nie chcę żeby to się powtórzyło... Wiem, Nico to nie Damian, ale świadomość tego co się stało nadal siedziała mi gdzieś z tyłu głowy... Wiecie, jak klątwa Pucharu Polski, że jeśli się go wygra, nie wygrywa się PlusLigi.
Ale wracając. Kiedy się otrząsnęłam? Kiedy lekarz poinformował mnie o swoim przybyciu. A kiedy? gdzieś tak około 9:15. Fajnie co nie? Więc, poinformował mnie, że zrobią mi jeszcze badania i w najbliższym czasie mnie wypuszczą, czyli jutro wieczorem. Ludzie, jeszcze jedna noc w tym okropnym sterylnie białym pomieszczeniu! Jak ja nienawidzę takich rzeczy... Nie cierpię wręcz.
- A nie mogę się wypisać na własne życzenie?
- Niestety nie. To są obowiązkowe badania, a biorąc pod uwagę pani anemię muszę przyznać, że bardzo nie rozsądnie byłoby się wypisywać nie tylko z uwagi na pani stan, ale również z uwagi na dobro dziecka.
- Ale ja się dobrze czuję.
- To, że pani się dobrze czuje, nie znaczy, że wszystko jest w początku.
- Dobrze- odpowiedziałam zrezygnowana i odwróciłam głowę w stronę okna.
Nie miałam nic ciekawszego niż przyglądanie się temu co dzieje się na zewnątrz. To jedyne co mogłam robić. Nie było mowy żebym nawet wyszła z łóżka dalej niż do łazienki. Traktują mnie jak obłożnie chorą, a taka nie jestem. Ludzie, ciąża to nie choroba. Najpierw tłumaczyłam to temu  Igle a teraz muszę jeszcze lekarzom i pielęgniarkom za każdym razem jak chcę wyjść z pokoju...
Więc kiedy w końcu mogłam wyjść ze szpitala to się ucieszyła, a kto na mnie czekał? No Nico, yeah.... Pojechaliśmy od razu do mnie, ale nadal rozmawialiśmy temat tego mieszkania razem. Ja rozumiem, że się martwi, że jego dziecko, no ale chłopie no... Kiedy przyjechaliśmy już na miejsce, poszłam do góry i przestraszyłam się, że Pola znowu nie zamknęła drzwi.
-Czekaj, ja pójdę pierwszy.... - powiedział Nico i szedł, aż wyłonił się środkowy.
-Kurwa mać, Marcyniak, wiesz jak mnie wystraszyłeś?!- powiedziałam, chyba dosyć głośno. -  Miałam już ochotę urwać łep Poli, że nie zamknęła drzwi!
-Maryś nie krzycz, Pola śpi...
Kiedy mówił blondynka była już za nim.
-Nie prawda, nie śpię...
Zmierzyłam Pole, bo chyba coś nie swoja, ale chyba nic z tego nie zrobiła, tylko podeszła i przybiła piątkę z Nico i wróciła do Mariusza, żeby się przytulić. Dobra, coś jest nie tak.
-Pola, co jest? Coś się stało? Wszystko w porządku? Może chora jesteś?
-Mania, nic mi nie jest... Po prostu trochę źle się... Jestem niedysponowana, a Ty wiesz jak ja to znoszę...
-Aha... I wszystko jasne...
-Nom...
Kiedy chciałam wziąć swoją torbę, bym mogła się rozpakować, przyjmujący uprzedził mnie mówiąc:
- Nie będziesz dźwigać! O nie na pewno nie...
-Bo co?
-No jesteś w ciąży!
-Ale to nie choroba! Ile razy mam wszystkim powtarzać!
-Ale nie możesz się przemęczać! Więc chce, byś się do mnie wprowadziła!
-Niby czemu?! - Pola miała nas najwyraźniej dosyć i wyszła.
-Ej... Uspokójcie się! Marysia nie może się denerwować!
-I Ty też! Ciekawe czemu tego nie robicie, jak nie jesteśmy w stanie błogosławionym, tylko leżycie a kanapach i tylko EJ MAŃKA PRZYNIEŚĆ MI PIWO!
-Ale ja tak jeszcze nie powiedziałem do Ciebie!
-Uderz w stół na nożyce się odezwą. - skomentował nas środkowy i se poszedł do Poli.
-To był przykład!
-Coś nie trafny...
-Jezu... Dobra skończ... - poszłam do kuchni.
-Nie! Musimy porozmawiać!
-A co robimy?
-Dobra nie o to mi chodziło!
-To o co?
-Byś się do mnie wprowadziła! Chce mieć Cię na oku!
-A co ja jakaś niepełno sprawna jestem, żebyś się mną zajmował?
-Nie, ale nosisz moje dziecko!
-i to jest tego powód tak?
-Nie tylko, Maryś, Ja Ciebie kocham i marzę z Tobą założyć rodzinę, czy Ty tego nie wiesz! Mieć dzieci...
-Jedno masz już w drodze.
-Dwoje, a może troje...
-Jak sam se urodzisz!
-I urodzę! razem z Tobą!
-Chcę to zobaczyć!
- I zobaczysz...
-Dobra, weź...
I wyszłam. Poszłam zawołać parę poloniową na kolacje. Było chyba widać, że jesteśmy nabuzowani, ale nikt nie ważył się odezwać.

*********************************************************************************

Cześć wszystkim!
Dawno nie pisałam do Was ;)
Sorki... Nie mam czasu na nic...
Nawet teraz...
Więc dodaje szybko 24 
i życzę miłego czytania :)
Mam nadzieję, że się podoba!
Piszcie co myślicie o tym wszystkim ;)
Do zobaczenia niebawem...
Aaa... Jak ktoś czyta bloga o Nico i Ali

To chce powiedzieć, 
że zaczęłam wrzucać znowu rozdziały 
i chce byście zwrócili uwagę na notatki jakie napisałam 
i proszę o odpowiedzi na nie...

Z góry dzięki ;*
całuski (w policzka xd) Zuśka&Tośka 

wtorek, 4 kwietnia 2017

23

(Mery)
Obudziłam się w szpitalu. Czułam jakby moja głowa ważyła tonę.
- Witamy panią w śród żywych. Jak się pani czuje?- Zapytał lekarz, który był na mojej sali i świecił mi w oczy latarką.
- Wie pan, bywało lepiej...- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Mam pani wyniki badań krwi...
- Już? Przecież dość długo trwa coś takiego- przerwałam mężczyźnie.
- To prawda, widzę, że pani chyba z KPP... Ale wracając, była pani przez ponad dwie godziny nie przytomna.
- Ile?
- Ponad dwie godziny, więc tak jak mówiłem mam pani wyniki- kontynuował a co usłyszałam potem zwaliło mnie z nóg, nie dosłownie bo leżałam, ale gdybym stała pewnie bym usiadła.
Po tym co mi powiedział tak po prostu wyszedł, a ja siedziałam nie wiedząc co zrobić...
- Przymknijcie się na chwilę. Marysia, moja kochana, co się stało?- zapytał materializując się koło mnie ni z tąd ni z owąt Igła.
- Wcale nie taka twoja, bo moja też...- odparł oburzony Ziomek.
- Ale to ja jestem jej rodziną.- dodała Aga.
Patrzyłam na nich zdezorientowana i nie wiedziałam co powiedzieć.
- Dajcie spokój. Mery, co się stało?- Zapytała Polcia siadając po drugiej stronie bo jedną już zajął duszpasterz Igła.
- Ja sama nie wiem...- odpowiedziałam nie wiedząc jak im  to wyjaśnić.
- Może to ci pomoże...- stwierdziła Aga i podała mi jakąś kopertę.
Otworzyłam ją i zaczęłam czytać w myślach.
Mała!
Jeśli to czytasz to znaczy, że masz 23 lata, więc nie będę owijał w bawełnę i hamował ze słownictwem ;)
Więc pewnie teraz mam pod czterdziestkę, jestem stary, gruby i brzydki, ale kij z tym ;P
A czemu? Bo mam obok siebie dwie najwspanialsze kobiety na świecie.
Ciebie i Agę.
Chcę, żebyś wiedziała, że kocham Cię nad życie i zrobię dla Ciebie wszystko.
Zaadoptowałbym Cię, ale ten pieprzony bidul mi na to nie pozwala, bo niby nie mam warunków...
Ale chcę, żeby to było jasne. Jesteś, byłaś i będziesz w moim życiu najważniejsza...
Nie chcę wyjeżdżać teraz do Włoch do Maceraty... To znaczy cieszę się, że tam jadę, ale nie chcę tam być bez Ciebie Mycha...
Bo co ja tam bez Ciebie zrobię? 
Kto mnie będzie tak denerwował?
Kto mnie będzie tak fajnie budzić zimną wodą?
No powiedz mi kto?
Wiem, że pewnie jesteś na mnie wściekła za to, że pojechałem...
Naprawdę przepraszam... Krzysiek z Ziomkiem obiecali mi, że będą mieć na Ciebie oko, więc jak coś przeskrobiesz to odrazu się o tym dowiem ;)
Sandra na pewno by chciała, żebyś była szczęśliwa, więc posłuchaj mnie uważnie Myszka, masz żyć na całego, bez ograniczeń, zakochać się, poznać tego jedynego, mieć gromadkę dzieciaków, robić to co kochasz, żebyś na koniec życia mogła powiedzieć "Żyłam na prawdę i nie żałuję ani jednej sekundy tego co mnie spotkało".
Mam nadzieję, że mieliśmy kaca giganta po twojej 18-stce razem z Igłą i Ziomkiem ;D
Myszka pamiętaj, żyj na całego i nigdy nie mów nie, jeśli serduszko podowiada Ci tak.
Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa i nie ma z tobą żadnych problemów.
Pamiętaj, zawsze będę Cię kochał.
Na zawsze Twój Arczi ;*
Po moich policzkach spływały gorzkie łzy... Mój Arczi... Chciał mieć kaca po mojej 18-stce, chciał mnie zabrać ze sobą, powiedział, że zawsze będzie mnie kochać, że mam słuchać mojego serduszka, że mam niczego nie żałować... I wtedy coś we mnie pękło i powiedziałam nieświadomie na głos:
- Jestem w trzecim tygodniu ciąży- wydukałam zanim zdążyłam ugryźć się w język.- I przez to pogłębiła mi się anemia- dokończyłam, żeby już nie było pytań o wszystko i o nic.
- Ale jak to?
- Wiesz co Krzysiek, komu jak komu, ale tobie naprawdę nie powinnam tłumaczyć skąd się biorą dzieci, bo chyba wiesz skoro masz aż dwójkę- odpowiedziałam rzeszowskiemu libero.
- Ale i tak jak to możliwe?! Przecież Ty jesteś z tym gościem od trzech tygodni...
- A co, Ty mi może powiesz, że taki grzeczniutki byłeś, że z Iwonką do ślubu nic nie było?
- Igła, ona ma rację, zresztą, proszę Cię, wiesz jak teraz jest i lepiej, że to z nim, a nie z kimś innym, bo jemu naprawdę na niej zależy.- poparł mnie Ziomek.
- I Ty Brutusie przeciwko mnie?- Zapytał oburzony Igła.
- Możecie się zamknąć? Bo kłótnie na pewno jej teraz nie pomogą- odezwała się w końcu Polcia.
- Ona ma rację.- poparła ją Aga.- Więc z łaski swojej zamknijcie się i zastanówmy się co zrobić z tym fantem.
- Jak to co, nic- odezwałam się w końcu, a Igła popatrzył na mnie jak bym powiedziała największą głupotę na świecie.- Nie patrz tak na mnie, bo to nie jest Damian.
- Mysza, a co jeśli...
- Igła nic... Jestem dorosła i na 100% tego nie zrobię! Już za dużo straciłam, tyle bliskich osób odeszło, tyle części mnie, nie pozwolę, żeby teraz kolejna odeszła!- Niemalże wykrzyczałam ze łzami w oczach.
- Przepraszam, po prostu się o Ciebie martwię.- wyszeptał przytulając mnie.- Obiecałem mu, że będę Cię pilnował, już raz zawiodłem i do dzisiaj mam z tego powodu wyrzuty sumienia, nie chcę, żeby teraz też tak było- skończył jeszcze ciszej niż wcześniej mówił.
- Jak myślisz, jak zareaguje?
- Nie wiem Ziomek. Ale bez względu na wszystko nie zmienię mojej decyzji.
- I tak powinno być.- poparła mnie jednocześnie Aga z Polcią.
Nie wiem, ile jeszcze siedzieli, ale atmosfera się trochę poluźniła. Igła z Ziomkiem zaczęli się tak wygłupiać, że aż brzuch mnie rozbolał ze śmiechu. Z resztą, oni tak zawsze...
Więc kiedy poszli, stałem przed najtrudniejszym zadaniem... Jak mam to powiedzieć Nico i jaka będzie jego reakcja...
Nie musiałam długo czekać, aż mnie odwiedzi. Kiedy tylko wszedł odrazu skierował się do mnie jakby się bał, że mu ucieknę i nic nie powiem. Chłopak usiadł na końcu łużka i spojrzał na mnie.
- Wszystko w pożątku Mycha?- Zapytał, a ja poczułam pod powiekami łzy co oczywiście nie umknęło uwadze Francuza.
- Po części tak...
- Po części?- Powtórzył zaniepokojony moją odpowiedzią.
- Nico, bo ja...- zaczęłam i nie wiedziałam jak to powiedzieć.
(Nico)
- Mycha, co jest?- Dopytywałem coraz bardziej zmartwiony i zaniepokojony jej zachowaniem.
- Nicolas- powiedziała dziewczyna, a ja byłem coraz bardziej zdenerwowany, bo nie pamiętam kiedy tak do mnie ostatnim razem mówiła.- Proszę Cię, bez względu na to co powiem...
- Nic się między nami nie zmieni, obiecuję.- przerwałem jej i chwyciłem ją za rękę.- Więc powiesz mi w końcu co się stało?- Zapytałem, a dziewczyna ciężko nabrała powietrza.
- Nico, jestem w ciąży- po tych czterech słowach najpierw usłyszałem głuchy pisk, a potem zalała mnie fala radości.- W trzecim tygodniu.- dokończyła spokojnie.
- Mery...- zacząłem, ale nie umiałem wydusić z siebie niczego innego niż tylko jej imienia.
Przytuliłem ją najmocniej jak tylko umiałem i pocałowałem. Blondynka spojrzała na mnie zdezorientowana z łzami w oczach.
- Nie, nie jestem zły... Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Świecie. I tak, może jestem troszkę przerażony, ale jestem pewien, że na 1000% sobie poradzimy. Myszka, tyle szczęścia, ile przydarzyło mi się z tobą przez te prawie pięć miesięcy... Ja nawet przez całe życie nie miałem tyle szczęści ile spotkało mnie z Tobą- powiedziałem z uśmiechem i pierwszy raz od tylu lat, poczułem pod powiekami łzy szczęścia.
Kiedy wyszedłem od dziewczyny mój mózg przestał kontaktować po angielsku i polsku, byłem w takim szoku, że jedyne co pamiętałem to francuski, a i tak miałem z tym jeszcze problemy...
Więc Polcia jeszcze raz poleciała do Mery, a ja siedziałem i po prostu nad tym myślałem. Boże, zostanę ojcem... Będę tatą... Moja Marysia jest w ciąży. Moja Marysia, moja Myszka, moje Kochanie... Nadal nie mogę w to uwierzyć...
Kiedy Pola wyszła podrzuciłem ją do domu i w sumie tam zostaliśmy w trójkę. Oczywiście ja nadal tylko miałem na języku francuski, przez co Mario się trochę wnerwiał, ale Polcia go zgasiła, po czym środkowy poszedł pod prysznic. Usiadłem z atakującą na kanapie.
- Nico, to wy teraz zrobicie?- zagaiła nagle Polcia.
- Szczerze? To nie mam zielonego pojęcia... Teraz najważniejsze, żeby nic nie stało się Mery i tej małej kruszynce.
- Tu masz rację- poparła mnie blondynka.- A potem?
- Naprawdę nie wiem Pola... Już samo to, że Mery jest w ciąży jest dla mnie szokiem, ale oczywiście tym pozytywnym... A co będzie dalej...? Zobaczymy... Wszystko zależy od niej, bo chcę żeby była szczęśliwa...
- Popieram Cię w tym- opowiedziała dziewczyna.- Za dużo już przeszła, żeby jeszcze teraz tracić to co ma...
- Właśnie...- spojrzałem na telefon, który zaczął wibrować.- Dasz mi chwilkę?
- Jasne, odbierz- dopowiedziała z uśmiechem dziewczyna.
Więc tak zrobiłem. Dzwonił Kevin, chwilę z nim pogadałem i wróciłem do kuchni. Zrobiłem z Polcią kolację, po czym ją zjedliśmy, posprzątaliśmy z Mariem, Polcia poszła się myć, a kiedy wróciła pożegnałem się z nią i ze środkowym i pojechałem do siebie.
Kiedy tylko otworzyłem drzwi przywitała mnie Bianka. Uśmiechnąłem się do niej i weszliśmy do środka. Usiadłem na kanapie i nadal nie mogłem uwierzyć, że już za osiem miesięcy nie będziemy sami...
(Mariusz)
Nie wierzyłem własnym uszom... To było niesamowite... Cały czas miałem to w uszach... Ale jaja... No dobra nie aż takie ale jednak. Kiedy poszedł od nas Nico, położyłem się obok Poli i od razu odpłynąłem. A co było tego skutkiem? No nic... Po prostu spać... A rano zostałem brutalnie wywalony przez Pole.
-Mariusz, Ty leniu śmierdzący! Wstawaj, jedziemy do Maryś! Więc ruszaj swoje sexi-flexi literki i do kuchni na śniadanie, a potem do łazienki! Masz na to wszystko 25 minut, a jeśli przekroczysz to będą kółka karne, czyli biegniesz do szpitala za samochodem!
Po czym zostałem zwalony z łóżka, ona zniknęła w łazience. Więc musiałem wstać i poszedłem zrobić to o co prosić. Znaczy rozkazała, bo prośbą raczej to nie było... Ale cóż. Poszedłem i to zrobiłem, a Pola... Nie uwierzycie chodziła i śpiewała... Kurde, takiego happy baer jeszcze nie widziałem. Kiedy się ogarnąłem, zostało mi jeszcze 10 minut, więc chciałem se jeszcze posiedzieć, ale niestety moja ukochana raczej nie chciała. Jak to powiedziała; mam zwijać manatki i jedziemy do szpitala. Więc zamknęliśmy mieszkanie i poszliśmy w kierunku samochodu, a potem Pola poleciała jak na skrzydłach do Marysi. Poszedłem za nią i wszedłem nie pewnie. Dziewczyny gadały ze sobą jak na jęte, że nawet nie zauważyły jak wszedłem. Siedziałem i się zastanawiałem, kiedy mnie zauważą... Jednak na nic... Serio... A wiecie po czym? Po Polci , która jak stwierdziła:
- No i gdzie jest ta menda leniowata... No ile można iść...
- Kochanie, siedzę tu  jakiś dobrych 20 minut... Tylko jesteś tak bardzo zagadane, że nawet mnie nie zauważyłyście...
-Cześć Mario! Miło Cię widzieć...
-Cześć Maryś! Mi Ciebie też, kiedy Cię wypuszczają?
-Prawdopodobnie jutro wieczorem, a co?
-Tak pytam i co teraz będzie?
- No nic... Wrócę do domu, będę na siebie uważać, no i będzie trzeba zrobić pokoik dla dziecka...
-Ale, że jakiego domu...
-No do mojego, a którego?- znikąd pojawił się Nico.
-A kto tak powiedział?
-Ja... Nie chce byś sama z tym została, zrozum...
-Nico, ale ja...
-To może my pójdziemy po coś do jedzenia?- wystrzeliła Pola i pociągnęła mnie za sobą.
Poszliśmy do bufetu i żadne się z nas nie odzywało. Woleliśmy ciszę i wpatrywanie się w siebie lub coś co znajduję się przy nas. Nie wiedziałem jak mam się odezwać. Ale w końcu ma się jaja, więc trzeba...
-O czym myślisz?- powiedziała Pola, no serio kochanie... Zawsze musisz mi przeszkodzić?
-Ja?
-No św. Elżbieta, no raczej, że Ty...
-O Marysi...
-Mam być zazdrosna?- powiedziała lekko obrażona.
-Tak i to bardzo! Oczywiście, że nie... Kocham Ciebie i tylko Ciebie... Ale myślę o innym znaczeniu, co teraz będzie...
-Yhm...
-Pola, Ciebie też to męczy, przecież widzę...
-No dobra... to prawda... męczy mnie to... Zastanawiam się czy będzie tak samo jak...
-Jak?- spytałem, kiedy się zacięła i przez parę minut się nie odzywała. -Pola? O cho chodzi?
-Przepraszam Mariusz, ale nie mogę Ci powiedzieć.
Po czym wstała i chciała wyjść, ale ją zatrzymałem i stanąłem na przeciwko niej.
-Pola, dlaczego? Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko...
-Nie, tego nie mogę powiedzieć...
Próbowała się wydostać się z mojego uścisku, ale sorry jestem silniejszy...
-Pola, do jasnej cholery... O co chodzi?! Jeśli mnie kochasz to mi powiedz...- no ej... mamy mówić sobie wszystko, to chyba logiczne, że muszę postawić warunek.
-Mariusz, wiesz o tym bardzo dobrze, że Cie kocham - oho... zaraz się rozpłaczę, ale ja nie lubię kiedy płacze, ale muszę wiedzieć o co chodzi i co ją tak martwi...
-To mi to powiedz...- podeszłem jeszcze bliżej i spojrzałem w jej oczy.- Pola, ,proszę... O co chodzi?
Próbowałem wyczytać z jej oczu cokolwiek, ale znalazłam tylko bezradność, smutek i żal w oczach...
-Przepraszam nie mogę...
Spuściła wzrok i wybiegła z bufetu. A ja stałem przez chwile i zastanawiałem się o co chodzi. Dlaczego, przecież obiecywaliśmy sobie mówić prawdę, a on coś za mną zataja? No nie może tak być... Coś jest nie tak... Ale jeśli nie chce mówić to nie będę się prosić...
(Pola)
Wstałam wcześniej i poszłam się ogarnąć, bo bardzo chciałam jechać do Marysi. Zrobiłam śniadanie i zjadłam je, a potem przygotowałam kanapki dla Mariusza. Poszłam obudzić tego lenia. Poszłam i wzięłam kołdrę na ziemie i po czym delikatnie go zwaliłam z wyra i mówiąc co ma zrobić, ja w tym czasie uciekłam do łazienki i wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, ubrałam się i zrobiłam delikatny makijaż, poprawiłam włosy i zaczęłam nucić piosenkę, która chodzi od jakiegoś czasu po głowie. Kiedy zobaczyłam, że mój bażant jest gotowy, poinformowałam go, że jedziemy już. Kiedy znaleźliśmy się pod szpitalem poleciałam do Marysi. Zaczęłyśmy plotkować, tak się zagadałyśmy, że nawet nie zauważyłyśmy, że Mariusz już jest i se tak jakoś ładnie go skomentowałam:
- No i gdzie jest ta menda leniowata... No ile można iść...
- Kochanie, siedzę tu  jakiś dobrych 20 minut... Tylko jesteś tak bardzo zagadane, że nawet mnie nie zauważyłyście...
-Cześć Mario! Miło Cię widzieć...
-Cześć Maryś! Mi Ciebie też, kiedy Cię wypuszczają?
-Prawdopodobnie jutro wieczorem, a co?
-Tak pytam i co teraz będzie?
- No nic... Wrócę do domu, będę na siebie uważać, no i będzie trzeba zrobić pokoik dla dziecka...
-Ale, że jakiego domu...
-No do mojego, a którego?- znikąd pojawił się Nico.
-A kto tak powiedział?
-Ja... Nie chce byś sama z tym została, zrozum...
-Nico, ale ja...
-To może my pójdziemy po coś do jedzenia?- wypaliłam na poczekaniu, a Maryś mnie spojrzała, tylko pytanie, czy z wdzięczności czy miała ochotę mnie zabić. No ale trudno...
Szyliśmy powoli, bo do końca nie wiedzieliśmy gdzie iść, ale co tam... W końcu znaleźliśmy i usiedliśmy przy stoliku. Zaczęła myśleć co będzie z Marysią... Mam nadzieję,  że Nico  nie okaże się takim draniem... Wiem, że zrobię wszystko by było teraz inaczej... Zaczęłam się zastanawiać o czym on myśli...
-O czym myślisz?
-Ja?
-No św. Elżbieta, no raczej, że Ty...
-O Marysi...
-Mam być zazdrosna?- powiedziałam niby obrażona...
-Tak i to bardzo! Oczywiście, że nie... Kocham Ciebie i tylko Ciebie... Ale myślę o innym znaczeniu, co teraz będzie...
-Yhm...
-Pola, Ciebie też to męczy, przecież widzę...
-No dobra... to prawda... męczy mnie to... Zastanawiam się czy będzie tak samo jak...- ugryzłam się w język, gdyż on nie wiedział nic o Dominiku...
-Jak?- spytał, kiedy się nie odzywałam. -Pola? O co chodzi?
-Przepraszam Mariusz, ale nie mogę Ci powiedzieć.
Chciałam wyjść, żebym nie powiedziała, bo nie mogłam.. Nie chciałam. Zatrzymał mnie i stanął na przeciwko mnie.
-Pola, dlaczego? Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko...
-Nie, tego nie mogę powiedzieć...
Próbowałam się wydostać z jego uścisku, ale no nie jestem, aż taka silna...
-Pola, do jasnej cholery... O co chodzi?! Jeśli mnie kochasz to mi powiedz...- kuźwa, jak ja nie lubię takich warunków.. Mariusz no!!!
-Mariusz, wiesz o tym bardzo dobrze, że Cie kocham - czułam, że zaraz się rozryczę i wszystko mu wykrzyczę, ale nie mogłam...
-To mi to powiedz...- podszedł jeszcze bliżej i spojrzał w moje oczy.- Pola, proszę... O co chodzi?
Biłam się dosyć długo, czy mu powiedzieć, ale nie mogłam... Jeśli Maryś nie powie, to ja tym bardziej nie mogę...
-Przepraszam nie mogę...
Po czym wybiegłam z szpitala. Poszłam do parku i usiadłam na ławce, gdzie akurat była jakaś rodzinka. Kuźwa, czemu ja mam takie szczęście!!! No do cholery jasne... Siedziałam i patrzyłam jak rodzice zajmą się swoim synkiem. Źle się z tym czułam... Więc wstałam z tej ławki i poszłam do sklepu... Kupiłam potrzebne produkty i poszłam do Mańka mieszkania. Ogarnęłam trochę mieszkanie i zrobiłam mu kolacje. Napisałam mu kartkę, żeby czasami się nie martwił, bo chce być teraz sama. Poszłam do siebie. Kiedy byłam na klatce schodowej poczułam okropny ból na dole brzucha... O nie tylko nie teraz... Doczołgałam się do mieszkania i od razu do łazienki i co?
-Kurwa mać... Jebany okres...
Poszłam do pokoju wzięłam ciuchy i poszłam się umyć, po czym zrobiłam wszystko to co trzeba zrobić i błagałam w myślach, żeby Maryś miała coś przeciwbólowego... I znalazłam... Niby Ibum, ale on mi nie pomaga... Daje na chwile spokój, ale no co zrobić... Zrobiłam sobie herbatę po czym, kiedy ją opróżniłam, poszłam na swoje ulubione miejsce do rozmyśleń, czyli parapet... Zjadłam trochę Nutelli bo akurat miałam na nią ochotę i myślałam o nas... Zamknęłam oczy, żeby skupić się... Po czym usłyszałam, że ktoś wchodzi...

******************************************************************************************************************

Siemka wam wszystkim!
Przepraszamy za zwłokę, rozdział miał być w niedzielę,
ale wiecie, te emocje po meczu z Effectorem ;)
Więc mamy kolejny rozdział...
Trochę się rozjaśniło ale i znowu pojawiły się jakieś tajemnice...
Piszcie co sądzicie :)
Następny rozdział pojawi się pod koniec tygodnia, bo teraz to ja muszę się troszkę spiąć...
Jak do końca niedzieli go nie będzie macie oficjalne pozwolenie na 
potrzepanie moją osobą xD
Dobra kochani, miłego czytania i czekamy na komentarze ;)
Całują, Zuśka&Tośka ;***

niedziela, 12 lutego 2017

22

* trzy tygodnie później
(Mery)
Więc, wszystko jest piękne, różowe i w ogóle. Skrzaty wygrywają, Damian z Pawłem zostali skazani na trzy lata, a Damian jeszcze będzie miał procesy za gwałt i zabójstwo... Mam nadzieję, że posadzą go na dożywocie...
Między Polcią i Mariem znowu wszystko gra i wszystko jest ok. Między mną a Nico też jakoś się o dziwo układa. U Polci jest różowo, owszem, a my... No cóż... Często się kłócimy, ale niemalże zaraz po kłótni jest ok...
Ale muszę wam powiedzieć nowinę, więc uwaga. Słuchanie mnie? Nie no, to był taki żart, ale na pewno mnie słuchacie? Dobra, dość tych tajemnic, po wielu latach, a konkretniej po prawie czterech latach odnowiłam kontakty z tymi dwoma jełopami Igłą i Ziomkiem. W zasadzie nie wiem co się stało, że urwał nam się kontakt... Ale można powiedzieć, że jest dobrze, a nawet lepiej niż było...
Więc aktualnie siedziałam w swoim pokoju i kłóciłam się na Skypie z Teo kto ma do kogo przylecieć na sylwka. Oczywiście Pianuś wyciągał swoje argumenty, że Luca, Filippo, Dragan czy Ivan przyjeżdżają na sylwka do Włoch, ale ja miałam jeden podstawowy argument.
- Misiek organizuje sylwka- powiedziałam środkowemu na co ten zatarł ręce.
- Wiesz co, może jeszcze przedyskutuję to z chłopakami, bo jak Misiek robi imprezę to grzech nie skorzystać- odpowiedział ze śmiechem chłopka.
- No widzisz- odparłam i usłyszałam jak ktoś wchodzi do mojego pokoju, na sam jego widok na mojej twarzy zagościł jeszcze większy uśmiech.- Wiesz co, zgadamy się jeszcze potem bo mam gościa- dokończyłam patrząc na przyjmującego.
- Aha... Siemka Nico!- Zawołał chłopak po angielsku.
- Siema Teo- odpowiedział Francuz stając obok mnie.- Nie miej mi za złe ale porywam ci koleżankę.
- Jasne, a potem na chrzestnych będą pytać- powiedział udając oburzonego.
- Spoczko, tylko na trening, obiecuję, że wróci w stanie nieruszanym- odparł ze śmiechem brunet i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- No dobrze, tylko jej tam nie zabijecie...
- No ej, jestem na rozegraniu, nie przyjmuję ani nie bronię więc spokojnie.
- No niech ci będzie. Dobra, to trzymajcie się tam, a z tobą młoda damo jeszcze sobie pomówię.
- Tak jest ojcze- powiedziałam ze śmiechem.- Pozdrów tam wszystkich i trzymaj się.
- No ty też. Buziaczki pa.
- Pa- odpowiedziałam i się rozłączyłam.
Spojrzałam na Francuza który bacznie mi się przyglądał.
- No już mamusiu- powiedziałam zrezygnowana i ruszyłam swoje szlachetne cztery litery po torbę treningową.
Nico tylko się zaśmiał i bacznie mnie obserwował czy rzeczywiście biorę moją torbę. Kiedy tylko się spakowałam ruszyliśmy na halę. Co prawda byliśmy wcześniej, dużo wcześniej ale chciałam do porządku się rozgrzać, bo z tą rozgrzewką w towarzystwie tych ułomów to różnie bywa. Więc przebrałam się w mój strój, założyłam ochraniacze i z butami w ręce wyszłam na halę. Oczywiście ja, jak to ja usiadłam na podłodze i zaczęłam się "wczuwać" w miejsce. Kiedy chwilę posiedziałam zawiązałam buty i zaczęłam rozgrzewkę. Nie wiem ile się rozgrzewałam sama i kiedy Nico do mnie dołączył razem z Polcią. Cieszyłam się, że moja psiapsi znowu gra, bo wszyscy w końcu wiemy ile sprawia jej to radości. Ale wracając. Atakującą odrazu zauważyłam, ale byłam tak zamyślona, że dopiero kiedy przez przypadek wderzyłam w Francuza to oprzytomniałam.
- Sorki...
- Spokojnie Myszka, nic się nie stało.
- Na pewno?- Zapytałam, żeby się upewnić, bo wiem jaki jest Nico.
- Na 300%- odpowiedział i musnął moje usta, ale coś, a raczej ktoś musiał nam przeszkodzić.
- Ooooooooooooo... Jak słodko- powiedzieli równocześnie Misiek, Szampon, Kłosiu i Wronka.
Panie, daj mi do nich cierpliwość... Oboje tylko westchnęliśmy nad ich głupotą. Więc kiedy przyszła reszta była, dla mnie druga, dla nich pierwsza, rozgrzewka. Po podstawowych ćwiczeniach trener stwierdził, że zagramy sobie meczyk, a ponieważ nie chciał przemęczać Szampona i Uriarte to za tą dwójkę weszłyśmy z Polcią. Oczywiście grałyśmy po przeciwnych stronach siatki. Ja grałam z Wronką, Miśkiem, Facu, Marcelem, Piechem i Lisinacem a Polcia z Milczarem, Kłosiem, swoim kochanym Mańkiem, moim Nico, Marcinem i Cakim.
No nie powiem, nieźle był pomieszany pierwszy skład z drugim, ale jakoś udawało nam się grać bez najmniejszych przeszkód. Do czasu...
Kiedy mieliśmy przerwę miałam zamiar iść do Polci i z nią pogadać żeby pomogła mi przekonać Teo odnośnie tego sylwka, ale coś mi pokrzyżowało mój plan. A to coś to była ciemność przed oczami i to jest to, co pamiętam jako ostatnie...
(Nico)
Rozstaliśmy się z Mery przy wejściach do szatni. Stwierdziłem, że skoro mamy jeszcze trochę czasu to na spokojnie się przebiorę, więc tak zrobiłem... Na spokojnie przebrałem się w strój treningowy, założyłem ochraniacze i kiedy wiązałem buty akurat przyszła reszta zespołu.
- A ty co tak wcześnie Nico?
- A wiesz Misiek... Tak jakoś- odpowiedziałem przyjmującemu w ostatniej chwili gryząc się w język, że przyszedłem z Mery.- Wiecie co, ja już idę się rozgrzewać- dokończyłem i wyszedłem z szatni kierując się na halę.
Zobaczyłem, że rozgrywająca akurat się rozciąga więc pomyślałem, że może trochę pobiegam. Kiedy robiłem chyba dziesiąte kółko blondynka przyłączyła się do biegu. Trochę się zmartwiłem bo dosłownie nie kontaktowała, była tak jakby myślami gdzieś indziej, nie na hali, tylko w zupełnie innym miejscu. Coś nie było ok...
Dziewczyna "otrząsnęła się" dopiero kiedy przez przypadek wderzyła do mnie. Oczywiście, musiałem jej tłumaczyć, że na 300% się nic nie stało. Cała Maryś... Na potwierdzenie, że wszystko jest ok lekko ją pocałowałem ale musiały nam przeszkodzić te tłumoki jedne... No ludzie no, z kim ja żyję...
Ale wracając, po rozgrzewce podzieliliśmy się na dwa teamy, oczywiście znowu grałem przeciwko Mery. No ale nie powiem, dostałem od niej kilka czap. Dziewczyna bardzo lubi grać na granicy żółtej kartki. Wiecie, przedłużone spojrzenia w moim kierunku, które z zresztą sam odwzajemniałem. Kiedy była przerwa dziewczyna skierowała się do nas, ale nie udało jej się do nas przyjść bo w połowie drogi straciła przytomność.
Na całe szczęście na hali byli akurat Wojtek i Tomek, więc Wojtek się nią zajął, ale to nie oznaczało, że siedziałem spokojnie. Odrazu podbiegłem do blondynki. Była strasznie blada... Oczywiście nie obyło się bez wezwania pogotowia przez Tomka, na całe szczęście chociaż wcześnie przyjechało.
Kiedy tylko ją zabrali jeszcze w strojach treningowych pojechaliśmy razem z Mariem i Polcią do szpitala.
- Ale jak to nie może nam pani nic powiedzieć?!- Żołądkowaliśmy się w recepcji z rejestratorką kiedy usłyszeliśmy, że nie może nam udzielić żadnych informacji.
- Przykro nam, nie są państwo rodziną pani Błaszczyk, więc bardzo mi przykro, ale nie mogę udzielać informacji osobą spoza rodziny- tłumaczyła nam spokojnie pani w rejestracji.
- Ale ona jest sierotą, nie ma nikogo, ani rodziców, ani rodzeństwa, żadnej cioci, wujka, dziadków czy kuzynów, rozumie pani? Nic, zero, nul, jest całkowicie sama!
- Ja rozumiem pani zdenerwowanie ale naprawdę, musi to być ktoś z rodziny.
- Była żona jej chrzestnego, albo świadek z wesela chrzestnego może być?- Zapytała z nadzieją w głosie atakująca.
- Jeśli pani Błaszyk ma taką a nie inną sytuację to może być- odpowiedziała zrezygnowana rejestratorka.
- Dziękuję- odpowiedziała Polcia i zadzwoniła do kogoś.
Siedziałem jak na szpilkach... Nie miałem pojęcia co się dzieje, ani nie mogłem się dowiedzieć co się stało, bo jestem spoza rodziny. No co za non sens!!!
- Stary, będzie dobrze- powiedział Mariusz klepiąc mnie po ramieniu.
- Co będzie dobrze? Przecież my nawet nie wiemy co się z nią dzieje...- odparłem chowając twarz w dłoniach.
Przecież wszystko było ok, nic nie wskazywało na to, żeby coś się miało stać... Albo wcale wszystko nie było tak ok, a ja byłem kretynem i tego nie widziałem... Jak coś jej się stanie to nie daruję sobie tego.
- Może pani nie owijać w bawełnę tylko powiedzieć co się z nią dzieję?!- Usłyszałem znajomy głos po około godzinie czekania.- Nie, ale jestem przyjacielem jej świętej pamięci chrzestnego.
- Krzysiek... Ja jestem byłą żoną jej zmarłego chrzestnego, czy to pani wystarczy?- Nasłuchiwaliśmy z Mańkiem odpowiedzi ale jej nie usłyszeliśmy.- Dobrze, 316, możemy tam pójść?- Znowu cisza.- Rozumiem, a gdzie możemy go spotkać?... Czyli powinien tam być. Dziękujemy i przepraszam za kolegę- skończyła kobieta i usłyszeliśmy kroki w naszym kierunku.
No i kogo zobaczyliśmy? Krzyśka Ignaczaka, Łukasza Żygadło i jakąś kobietę, którą już gdzieś widziałem, ale nie wiem gdzie.
- Siema Igła, cześć Ziomek- przywitał się z nimi Mario.- Pani pozwoli, że się przedstawię, Mariusz Marcyniak, środkowy PGE SKRY, a to Nicolas Marechal, nasz przyjmujący.
- Miło mi was poznać, Agnieszka Gołaś- kiedy usłyszałem to nazwisko wszystko stało się jasne... Przecież to jest żona od jej kuzyna, czyli jej mogą powiedzieć wszystko, bo w sensie prawnym są rodziną.
- Nicolas Marechal- przedstawiłem się kiedy przyszła moja kolej. Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem ale nic nie powiedziała.
Więc kiedy wszyscy byli już ze wszystkimi po imieniu ruszyliśmy w poszukiwaniu wyznaczonego pokoju. Kiedy tam dotarliśmy akurat wychodził z niego lekarz. Agnieszka odrazu do niego podbiegła.
- Przepraszam, ja jestem kuzynką Marysi, co z nią?- Zapytała odrazu lekarza.
- Witam panią. Ogólny stan pacjentki jest stabilni, odzyskała przytomność, mamy również wyniki badań- kiedy usłyszałem, że już jest przytomna omal nie pokładałem się z radości.
- To wie pan czemu straciła przytomność?
- Owszem, ale to chyba sama pani wyjaśni. Jak pani chce, to może pani do niej wejść.
- A mogę zabrać jeszcze trzy osoby?- Zapytała brunetka a lekarz tylko spuścił głowę.- Proszę, to są osoby bardzo ważne dla niej, osoby które były z nią zawsze w najtrudniejszych momentach, jestem pewna, że ich wsparcie psychiczne bardzo jej pomoże w wyjaśnieniu tego, czemu straciła przytomność.
- No dobrze, niech pani będzie- odpowiedział zrezygnowany lekarz widząc, że nie zmieni decyzji pani Gołaś.
- Dziękuję- odparła z uśmiechem.- Igła, Ziomek, Polcia, chodźcie- powiedziała do trójki i zniknęli za drzwiami.
Czekanie na  moment kiedy wyjdą było katorgą... W mojej głowie snuły się najczarniejsze myśli... Po prostu bałem się o nią, i to bardzo... Po około dwóch godzinach wyszli z sali, cała czwórka.
- I co z nią?- Zapytałem zrywając się na równe nogi.
- Sama ci powie co się stało- odparła Polcia z uśmiechem.
Bez namysłu ruszyłem do jej sali. Dziewczyna leżała pod oknem bawiąc się naszyjnikiem, który dostał odemnie. Odrazu do niej podszedłem i usiadłem na brzegu łóżka.
- Wszystko w porządku Mycha?- Zapytałem widząc jej załzawione oczy.
- Po części tak...
- Po części?- Powtórzyłem zaniepokojony jej odpowiedzią.
- Nico, bo ja...
(Pola)
Siema kochani! Tęskniliście za mną? Co za głupie pytanie, no raczej że tak... Może wszystko po kolej, wiec tak... Wszystko sobie z Mariuszem wyjaśniliśmy i jest cacy majonez, oczywiście kłócimy się jak to w starych małżeństwach bywa  (nie, nie braliśmy ślubu, tak jakoś mi się powiedziało), ale szybko się godzimy, bo nie ma sensu i czasu na jakieś strojenie fochów i wielkie obrażanie księżniczki, księcia czy majestatu... sorry... to nie z nami...
Wiec tak leżę sobie beztrosko na łóżku i śpię, kiedy do pokoju wbija mi Mario... Zabiera mi kołdrę, co moja reakcja była jednoznaczna...
-Maniek, Ty pało jedna... Oddawaj mi tą kołdrę. Dzisiaj śpię i nawet nie próbuj mi przeszkodzić- ale na nic moje słowa, gdyż on se wyszedł z nią z pokoju i poszedł dalej.
No myślałam, że go uduszę... Poszłam za nim dopiero, gdy ubrałam na siebie jego bluzę i swoje babcine skarpetki... Wchodzę do salonu, gdzie leżała zabrana przez mojego pacana rzecz, po która sięgnęłam i chciałam iść ale on mi to uniemożliwił... a jaki sposobem? No a takim ze przerzucił mnie przez bark tak po prostu... I chyba dobrze ze byliśmy przed kanapa bo się zaplątał i jak by tu grzecznie powiedzieć... hm... Wywalił orla ale oczywiście razem ze mną... Zaczęliśmy się z tego śmiać. Po czym wstał, przykrył mnie i poszedł do kuchni, by po chwili wrócić z talerzem naleśników oraz z kakałkiem i Nutellą i dżemem wiśniowym i jeszcze z serkiem... nie no ja go uwielbiam...
- Czy ja mówiłam, że jesteś najlepszym boyem i ze Cie kocham?
-Teraz Boy tak? A przedtem jak to było? Pało jedna?
-Wiesz ze ten komentarz był nie potrzebny, prawda?
-Teraz już tak... Ja Ciebie też...
-Ale co Ty mnie też?
- No... Kocham a co?
-Aaa... Ja Ciebie też...- Po czym chciał mnie pocałować ale ja mu wepchłam do buzi naleśnika, na co zrobił zdziwioną minę, a ja mu wysłałam buziaka i wzięłam się za jedzenie...
Kiedy już je zjedliśmy, Maniek kazał mi się zwijać bo idziemy se pograć... Wiec ja jak z procy poleciałam do pokoju by się spakować, ubrać i szybko do łazienki i do kuchni.
- A Ty czego jeszcze nie gotowy? Już się ruszaj a nie... Dawaj, dawaj... Szybciej to już się moja babcia 90-cio letnia szybciej rusza niż Ty... - Po czym poszłam ubrać kurtkę i buty a on po chwili dołączył do mnie i pojechaliśmy na hale, gdzie spotkaliśmy chłopaków...
Poszłam się przebrać i zobaczyłam ze jest Maryś, wiec szybko się przebrałam i poszłam na hale. Dołączyłam do rozgrzewki. Potem zostaliśmy podzieleni, na moje nieszczęście grałam przeciwko Maryś. No ej no... hyhym... To nie fair... Wiec grałyśmy sobie i była przerwa i poszłam se usiąść, napiłam się wody i czekałam aż wejdziemy z powrotem na boisko ale raczej już nie, gdyż Maryś się rozjechała... No super no... Wystraszyłam się i pobiegłam do niej i próbowałam ja obudzić ale na nic... Wojtek próbował ją ocudzić, a Tomek wezwał karetkę, która przyjechała szybko i od razu pojechaliśmy za nimi. Oczywiście Mariusz prowadził, kiedy dolecieliśmy do recepcji by spytać się o Maryś wystąpiło pytanie
-Czy państwo z rodziny?
I zaczęły się schody... Nie mogła pojąć ze ona i ja nie ma rodziny... Że wychowywałyśmy się w bidulu. W końcu się wkurzyłam i spytałam:
- Była żona jej chrzestnego, albo świadek z wesela chrzestnego może być?
- Jeśli pani Błaszyk ma taką, a nie inną sytuację to może być- odpowiedziała zrezygnowana rejestratorka.
- Dziękuję.
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Krzyśka, on jest ostatnią nadzieją, bo jak nie to ja już nie wiem nic... Odebrał dopiero za 3 razem, kiedyś to ja go uduszę za ten telefon.
-Przepraszam, ale ja...
-Igła, ja Ci zaraz dam nie odbierać od mnie telefonu. Guzik mnie to obchodzi masz 30 minut by znaleźć się w szpitalu na Czaplinieckiej, tego wojewódzkiego im. Jana Pawła II, bo mamy problem...
-Co się dzieje?
-Maryś jest w szpitalu i te ćwoki nie rozumieją, że straciła swoich rodziców i nie chcą nam udzielić informacji o niej... Igła ja tu zaraz wykituje...
-Pola ale ja nie jestem członkiem rodziny...
-Możesz bo byłeś świadkiem na ślubie Arka...
-Ok... dobra już jadę....
-Igła?
-Tak Polu?
-Czy Ty przywieziesz Age?
-Skąd wiedziałaś?
-Przeczucie... Masz 1h nie dłużej...
Oczywiście potem napisałam by jechał ostrożnie, bo nie chce by mu coś się stało...
Za nim przyjechał próbowałam się coś dowiedzieć ale na nic moje próby... Gdyby nie Mariusz chyba bym rozniosła ten szpital. Wyszłam ochłonąć a tu podjeżdża Igła z Ziomkiem i Aga... Podleciałam do nich i mocno przytuliłam.
- Dziękuję, że przyjechaliście... Jeszcze chwila a bym rozniosła to wszystko...
-Wiesz te korki, a tak bylibyśmy szybciej...- powiedział Ziomek.
Kiedy chciałam coś powiedzieć, czyli ze są głupi i maja szczęście, że ich nie złapała policja, zobaczyłam ze nie ma Krzyśka... Spojrzałam jednoznacznie na Age, która razem ze mną zaczęła biec od razu w kierunku wejścia. Jak się wcale nie myliłam był tam Igła, który zaczął się kłócić z ta babką... Ziomek odciągnął go, gdyż Aga nie miała jak go uspokoić. Jej przekazali na szczęście informacje gdzie jest i kto się nią zajmuje oraz gdzie go aktualnie znajdziemy... Po czym szybka akcja przedstawienia się kto i co i z językiem na wierzchu polecieliśmy do lekarza, który ja prowadził. Wypytaliśmy o wszystko i potem mogłam wejść do niej razem z Aga, Igła i Ziomkiem. A on to co nam przekazała to potem nie mogłam uwierzyć... Pytałam ja chyba z 100 razy czy to prawda, a odpowiedz była taka sama... Igła oczywiście zrobił się jakiś przewrażliwiony ale Ziomek stanął w obronie Marysi i przez dłuższy czas nikt się nie odzywał. Aga z nią rozmawiała i wszystko wypytywała, a potem wszystko wróciło do normy i zaczęli się śmiać i żartować. Ja chyba pierwsza raz od dawana nie wiedziałam co powiedzieć... Wyszłam z tam tąd zamurowana. Nico od razu mnie dopadł i chciał wiedzieć co z nią jest, nic mu nie powiedziałam gdyż Maryś sama musi mu powiedzieć... Wiec poszedł niepewnie a ja co, no nic wtuliłam się w Mario
(Mariusz)
Kiedy Pola wyszła wiedziałem, że jest coś nie tak... ale kiedy się we mnie wtuliła to już się wystraszyłem. Zacząłem ja pocieszać.
-Hej Misia, wszystko będzie dobrze...
-Mariusz zamknij się i mnie po prostu przytul... Bo gadasz bez sensu...- odpowiedziało a mnie wcięło.
Czekałem tak długo aż mi powie co się dzieje, ale się chyba nie doczekam, kiedy Nico wyszedł to Pola wleciała do niej jeszcze... Nico był taki sam jak Pola kiedy wyszła za pierwszym razem, tylko, że do niej docierały moje słowa a do niego ani trochę... Zaczął mówić coś po swojemu... A ja nic nie rozumiałem... I trzeba było się uczyć jak kazali a nie teraz stoisz jak kolek i nie wiesz o co chodzi... Dałem sobie spokój, potem wyszedł Igła z Ziomkiem... A Ci to dopiero jak na haju... Boże... O co chodzi... Dopiero z kim mogłem chociaż trochę porozmawiać to była Agnieszka ale dowiedziałam się tyle co z tąd do Portugalii... A tak serio to nic, tylko rada BĄDŹ CIERPLIWY... No kurde... Całe życie jestem... Po jakieś 1h wyszła Pola, a dokładnie to została wyrzucona przez pielęgniarkę, gdyż skończył się czas odwiedzin... Nico powoli wstał i ruszył do samochodu, Pola tylko cicho wyszeptała czy idziemy i czy mógłbym ja podwieść do mieszkania. No oczywiście, że to zrobiłem. Kiedy byliśmy już poszliśmy wszyscy razem na górę. Nico dalej śnił na jawie, Pola zaczęła nucić pod nosem... WTF?! Nie wiem co mam robić... A najgorsze jest to ze Pola mówi po francusku... Zapomniałem powiedzieć Pola interesuje się językami (tymi do mówienia jak coś) i zna już niemiecki, grecki, koreański, no francuski i angielski ale to jak mówiła były najgorsze których mogła uczyć ale trudno i zna też olaboga rosyjski... Życie nie wybiera, teraz uczy się hiszpańskiego i portugalskiego... Nie wiem po co ale dobra... No i ja tak siedzę w kuchni, a Pola nagle zaczyna śpiewać sobie... Ja na nią patrze i takie o co chodzi, a ona, że powie mi wkrótce albo Maryś mi powie... No to ok... Ale spojrzałem na nią a ona z tekstem:
- Tak ze mnie tego nie wyciągniesz, wiec możesz śnic, a Nico zapomniał języka wiec jedynie to francuski, wiec życzę powodzenia...- No i takim sposobem moja własna dziewczyna mnie zgasiła.
Poszedłem do łazienki żeby się umyć i kiedy wychodziłem podsłuchałem kawałek rozmowy i to co usłyszałem ścięło mnie z nóg... Wpadłem do tej kuchni i takie
-To prawda?!
-Ale co?- spytała Pola.
-To, że Mery jest...
-Tak...- przewała mi Pola. - Jeśli komuś powiesz to gwarantuje ze urwę Ci jaja i przywieszę do czoła...
-Obiecuje nikomu nie powiedzieć...
-Mam nadzieje...- odpowiedziałem, po czym pomogłem przy kolacji, oczywiście ją zjeść i posprzątałem razem z Nico, bo Pola poszła się kąpać...

******************************************************************************************************************

Cześć wszystkim!
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś z nami jest...
 Przepraszamy za obsuwkę, ale wiecie, szkoła nie daje żyć...
Nie chcemy się zbytnio tłumaczyć, bo chyba każda osoba z LO nas zrozumieją, a jak się do tego jeszcze doda to, że Tośka chodzi do SMS'a, a ja jeszcze do muzycznej, to tego czasu jest naprawdę nie wiele... 
Ale dobrze, nie wiemy kiedy pojawi się następny rozdział... 
Trzeba po prostu śledzić bloga.
Nie wiemy czy to będzie jeszcze w tym miesiącu czy w marcu, kwietniu, czy kiedy...
Naprawdę nie mamy zielonego pojęcia...
JEŚLI KTOŚ TU JESZCZE JEST PROSIMY PO PRZECZYTANIU O KOMENTARZ CZY MAMY PISAĆ DALEJ!
Więc miejmy nadzieję, że do zobaczenia w następnym rozdziale.
Buziaki Tośka&Zuśka ;*