niedziela, 6 maja 2018

25

* Pola
Więc kiedy przyszliśmy na tą kolacje to było widać cień mordu ze strony Mary za ten pomysł. A ja mówiłam, że z tego będą dzieci. Marechal, co chwile spoglądał to na Maryś, to na mnie. Sorry gościu, ja jej dziecka nie zrobiłam, więc teraz sam się martw. Ale mogę coś dla Ciebie zrobić i się ulotnić. Po zjedzeniu kolacji, która jak zawsze jest genialna (no bo Marysi), wzięłam swojego mamuta i poszłam z nim na spacer. Oczywiście poinformowałam o tym współlokatorkę i wyszliśmy. Spacerowaliśmy obok parku, potem jednak Mario skręcił i wylądowaliśmy przy rzece. Mariusz zaczął nie pewnie:
- Myślisz, że co się stanie?
- Nie wiem, Mariusz... To jest Maryś. Ona nigdy nie wie, czego chce. Czasami jest tak, że się zgodzi, a czasami nie.
- Pola, nie owijaj  tylko odpowiedź tak, czy nie...
- Nie, bo to wjedzie na jej dumę. Mary mało komu przyznaje rację. W głębi duszy wie, że robi źle, ale też nie potrafi się do tego przyznać. Widziałeś jak to wyszło między nią a Marechalem. Teraz też tak będzie.
- A jeśli się zgodzi to co?
- Przyjdę na wasz trening przebrana w ten wasz strój osy...
- Na mecz...
- Zakład?
- Tak...
- Dobra... Jeśli się zgodzi przyjdę na wasz mecz przebrana za pszczołę i będę paradować w nim, pasi?
- Pasi...
- Ale jeśli ja wygram to... - zamyśliłam się. - Będziesz musiał zgolić nogi.
- Dobra... - zatrzymałam się i podał mi rękę - Zakład?
- Zakład.
Uścisnęłam jego dłoń. Po czym szłam dalej, ale on mnie dogonił. Obrócił się w moją stronę i spojrzałam w jego oczy. On też zrobił.
- Pola, co jest?
- Co? Nic.. Zamyśliłam się.
- Hej... Co Cię gnębi?
- Nic... - uśmiechnęłam się.
- Polaa... - spojrzał na mnie tym wzrokiem swoim, który mnie łamie (ale nie tym razem), a ręce położył na biodra.
- Noo cooo? Człowieku, nie możesz mi uwierzyć?
- W tym wypadku powinienem?
- Jeśli tak mówię, to znaczy, że tak...
- Niech Ci będzie...
- No dzięki łaskawco...
Ominęłam go, poprawka, próbowałam, bo po chwili znalazłam się w jego rękach. Po czym wymusił na mnie, bym na niego wskoczyła. Oplotłam go nogami w pasie i spojrzałam w jego oczy. Kocham w nie patrzeć w takiej odległości. Drażnił mnie nosem o mój nos. Położyłam czoło na jego i przymknęłam oczy. Po chwili poczułam jego wargi na moich. Uwielbiam, gdy on mnie całuje. Po mimo iż taki mamut, potrafi być czuły i delikatny. Robi wszystko tak powoli, nie śpieszy się. Usłyszałam coś, więc zesztywniałam i się oderwałam od niego.

*Mariusz
Kiedy chciała mnie obejść, złapałem ją szybko w niedźwiedzia, a potem wymusiłem, by na mnie wskoczyła. Ona mnie oplotła nogami i patrzyła prosto w moje oczy. Bosko jest być z nią na tej samej wysokości i móc patrzeć w jej oczy. Mieć ją tak blisko. Kiedy oparła się czołem o moje, odnalazłem jej usta. Naszą błogość przerwała Pola. Spojrzałem na nią, a ona zeskoczyła z moich objęć i poszła w stronę rzeki. Poszedłem za nią, a ta mnie oczywiście zaczęła uciszać. Stanąłem, ale oczywiście po nie całych trzech minutach już mnie woła. Zdecyduj się, czy mam iść za Tobą, czy nie... Chociaż tak wiadomo, że pójdę nawet na koniec świata.
- Mariusz, do cholery jasnej... Ruszaj dupę... Tu coś jest...
- O czym Ty mówisz?
- No patrz...
Wskazała na jakiś worek.
- Pola może to są jakieś śmieci...
- Tak jasne, który piszczy... No słuchaj...
Miała rację. Jak chce to potrafi usłyszeć, a jak ja ją o coś proszę, to nie słyszy... Nie dobra powaga. Podszedłem do tego worka, które przyczepiło się o gałąź w rzece. Oczywiście Pola powiedziała, że tam wejdzie, jak to ona, ale ja jej na to nie pozwoliłem.
- Ty zostajesz, ja idę...
- Mariusz...
- Nie i nie kłóć się.
I poszedłem w tamtym kierunku. Chwyciłem za worek, powili by nic nie zrobić. Kiedy udało mi się wyciągnąć worek, od razu je otworzyła. Miała rację były tam szczeniaki. Niestety żaden nie przeżył. Oddaliłem się i zadzwoniłem po policje. Między czasie zastanawiałem się czy dobrze zrobiłem zostawiając Pole samą z nimi. Kiedy wróciłem, klęczała nad tym workiem. Podszedłem do niej i oparłem rękę na jej ramieniu.
- Pola, mamy nic nie ruszać, one nie żyją. Nic nie możemy zrobić.
- Mariusz, to nie prawda... Jeden żyje.
- Jak to?
- No patrz...
Ukazała mi małego szczeniaka. Faktycznie jakiś przeżył. Wziąłem go na ręce i podałem Poli. A ta jakby nic usiadła na ziemi i trzymała szczeniaka. Było to taki uroczy widok, że patrzyłem na nią, aż do przyjazdu policji. Przedstawiliśmy całą sytuacje, a oni, że dziękują za informacje, ale zza dużo raczej nie zdziałają, a to jedno oddadzą do schroniska. Na słowo schronisko Pola poderwała się z miejsca.
- Ale jak to?
- No to bez pański pies, więc trafi do schroniska.
- Ale ja go nie mogę zatrzymać?
- Szczerze to chyba tak...
- Pola... A co na to Maryś?
- No ona się nim nie będzie zajmować...
- Wiesz co chcesz zrobić? Wiesz, że to znaczą dodatkowe obowiązki?
- Czyli na twoją pomoc nie mogę liczyć?
- Pola... Nie oto mi chodzi...
- Proszę się nie martwić, zaopiekuję się tym psiakiem, a co do Ciebie - spojrzała na mnie wzrokiem żądnym morderstwa. - Dam sobie radę i nie potrzebuje twojej pomocy...
Po czym się obróciła i pobiegła. Chciałam biec za nią, ale policjanci chcieli jeszcze kontakt do mnie. Podałem im potrzebne rzeczy i przeprosiłem, bo musiałem biec za dziewczyną, bo jak się fochnie to już koniec.
Próbowałem się z nią skontaktować, ale to na nic. Coś mnie podkusiło, by pobiec na ten mostek, gdzie przyszedłem z Polą. Punkt dla Marcyniaka. Była tam... Podchodziłem powoli. Siedziała oparta o barierki, a na kolanach siedział pies. W głowie miałem plan, który chciałem jej powiedzieć, ale kiedy stanąłem na przeciwko jej, to zapomniałem co chciałem jej powiedzieć. A wiecie dlaczego? Bo jej piękne niebieskie oczy... Heee jak ona to robi. Przykucnąłem  na przeciwko jej. Chciałem coś powiedzieć, ale ona mnie uprzedziła.
- Jestem złą dziewczyną... Nie powinnam Cię stawiać w takiej sytuacji... Przepraszam.
- Pola... - znowu mi przerwała.
- Nie... Wiem, że chciałeś dobrze, że myślałeś o mnie, ale nie chce też pozwolić by to maleństwo przechodziło to samo co ja. Nie zostało zaakceptowane przez kogoś to wyrzucają. Takich ludzi to bym za gacie powiesiła na drzewie, a potem poucinała wszystkie kończy, przyszyła, znowu urwała i spaliła, a resztki dała na pożarcie rekinowi, chociaż nie one niczemu nie są winne, ale no... - musiałem jej przerwać, bo jak się jej załączyć tryb morderstwa, to bez kija bejsbolowego nie pochodź. A jak ją uciszyłem? To bardzo proste, zamknąłem jej usta swoimi. Najlepszy sposób dla mnie.
- Pola... Hej... Przepraszam sam nie pomyślałem, tylko chodzi mi o to, że teraz będziesz mieć dużo na głowie... Studia, klub, ja i teraz on, a miałaś mieć jeszcze jedną propozycje od Skry razem z Mary.
- Jaką propozycje?
- Klub chce ma pod sobą taką mini siatkówkę i chcą byś wspomogła ich, pomagała. Wiedzą, że lubisz dzieci jak i siatkówkę, a że będziesz potrzebować praktyk to klub chce też Ci je zapewnić.
- Co?
- Tak słyszałem, ale mieli do Ciebie dzwonić w poniedziałek, bo są takie plany.
- Dlaczego mi o tym teraz mówisz?
- Bo to miała być niespodzianka. Ja nie miałem z tym nic wspólnego. Spytali się mnie tylko na którym roku jesteś i czy lubisz dzieci, a potem dowiedziałem się tego przez przypadek.
- Yhm... Ale i tak chce zatrzymać go.
- No dobrze, to chodź do domku teraz, wykąpiemy pieska razem i pojedziemy do weterynarza sprawdzić czy z nim wszystko w porządku, a potem do zoologicznego wskoczymy? Co Ty na no to?
- Nie jesteś na mnie zły?
- Nie... Nie jestem zły...
- Ja to mam szczęście będąc z Tobą...
- No fakt i to bardzo duże szczęście... Chodź.
Podałem jej rękę by wstała. Przytuliłem ją i objąłem potem w pasie i wróciliśmy do domu, gdzie było słychać ładną wymianę zdań. Pola weszła do salonu, gdzie znajdowała się para, a ja po chwili dołączyłem.
- Nico, zrozum, że ja nie pójdę do Ciebie mieszkać...
- Ale dlaczego? Podaj jeden konkretny powód czemu?
- Nie chce być od Ciebie uzależniona, dobrze sobie poradzę z Polą...
- Mary... Proszę... Chociaż na miesiąc, jeśli Ci się to nie spodoba to odpuszczę. Tylko jeden miesiąc.
Marysia patrzyła na niego przez chwile, myślałem, że się już zgodzi, ale to co usłyszałem zbiło mnie z tropu.
- Pójdę pod warunkiem, jeśli Pola będzie razem z nami mieszkać...
- Co?! - odezwała się sama zainteresowana.
A wtedy odwrócili się w jej stronę, a ta stała w szoku, tak samo jak i ja.

*Nico
Podczas kolacji było czuć, że jest nie swoją. Błagałem w myślach, by blondynka się odezwała, ale ta chyba nie miała tego zamiaru. Ale moje spojrzenie zdziałało coś... A dokładnie to, że Pola się odezwała, ale nie tak jak oczekiwałem. Ona powiedziała, że wychodzą na spacer i poprosiła  byśmy się nie pozabijali. Jak zobaczyła mój wzrok to tylko się uśmiechnęła. Powiedziała "pa" i zniknęła. Czasami ta dziewczyna mnie zaskakuje. Nie wiem skąd ona bierze te pomysły, ale chyba może lepiej, że nie wiem... Więc zapanowała cisza. Nie wiedziałam jak mam rozpocząć z nią rozmowę. Przecież to cykająca bomba. Jak mi zaraz wystrzeli z wiązanką to od razu będę mieć pogrzeb. Zaczęła zbierać naczynia, więc jej pomogłem.
- To, że jestem w ciąży... - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Nie znaczy, że jesteś chora... Głuchy nie byłem. - chyba ją zatkało. - No co?
- Nie musisz mi pomagać...
- Ale chce...
Pomogłem jej pozmywać, potem ogarnęliśmy stół. Usiedliśmy na kanapie.
- Chcesz herbaty? - zapytałem jej, a ona kiwnęła.
Poszedłem do kuchni i wstawiłem wodę na czajnik. Przygotowałem kubki i torebki herbaty. Kiedy czekałem, poczułem ręce, które oplatały mnie wokół talii. Nie musiałem zgadywać, kto to jest, bo wiem, że to Mary. Raz jej perfumy, dwa byliśmy sami. Nalałem nam herbaty. Potem oplotłem ją również i pocałowałem w czoło. Wziąłem ją na ręce i położyłem na kanapie. Przykryłem kocykiem i wróciłem po nasze herbaty, by po chwili usiąść i mieć kobietę w swoim ramionach. siedzieliśmy tak przez długi czas, co jakiś czas popijając herbatę. Wole poczekać, aż wybije gorący napój i zacznę z nią rozmawiać. Tak więc wpatrywaliśmy się w okno i widoki po za nim. Kiedy wypiliśmy, odniosłem kubki i wróciłem do niej. Usiadłem i spojrzałem na nią.
- Czemu się tak mi przyglądasz?
- Mary, możemy porozmawiać?
- Co jest?
- Wiesz, że musimy dokończyć rozmowę na temat tego mieszkania...
- Nico...
- Mary, czuję się za Ciebie odpowiedzialny, za co się stało...
- Cieszę się, ale to nie znaczy, że od razu muszę się do Ciebie przeprowadzać...
- Mary, ale będzie to łatwiejsze... Będę mieć na Ciebie oko i na naszego maluszka...
- Nie! Ja sobie świetnie poradzę... Nie chce by Tobą grało tylko uczucie odpowiedzialności, znaczy fajnie, że weźmiesz za nas odpowiedzialność, ale nie ukrywajmy, że to będzie uciążliwe.
- Mary, to nie tak... - uklęknąłem przed nią. - Kocham Cię, nasze dziecko też... I dlatego chce byś zamieszkała ze mną!
- Nie! Zrozum, że nie chce byś ciężarem!
- Mary...
- Nico, posłuchaj mnie...
- Nie! Mary, czy to chociaż raz dasz sobie pomóc?!
- Ale ja sobie sama świetnie daje radę... Zanim się łaskawie pojawiłeś dawałam sobie świetnie radę...
- Aha... Czyli jestem tutaj nie potrzebny?
- Nico, zrozum, że ja nie pójdę do Ciebie mieszkać...
- Ale dlaczego? Podaj jeden konkretny powód czemu?
- Nie chce być od Ciebie uzależniona, dobrze sobie poradzę z Polą...
- Mary... Proszę... Chociaż na miesiąc, jeśli Ci się to nie spodoba to odpuszczę. Tylko jeden miesiąc.
 - Pójdę pod warunkiem, jeśli Pola będzie razem z nami mieszkać...
- Co?! - odezwała się... Pola?!
Odwróciliśmy się w jej kierunku, która stała i patrzyła na nas z buzią otwartą, a obok niej Marcyniak.
- Pola?
- Co powiedziałaś?

*Mary
- Co powiedziałaś? - powiedziała Pola, skąd ona ma psa?
- No... - zaczęłam się drapać nerwowo po karku...
- Nie ma żadnej, kurwa, opcji, że będę mieszkać pod jednym dachem z Żabojadem... Sorry, Nico, bez obrazy, ale nie...
- Widzisz, Pola nie idzie, to ja też nie... - próbowałam wyjść z tej sytuacji.
- Hola, hola... Od mojej dziewczyny wara... - do akcji wkroczył środkowy, a Pola na niego spojrzała. - Nie patrz tak na mnie... Dlaczego masz brać odpowiedzialność za nich...
- Maryś, wiesz o tym, że jesteś dla mnie jak siostra, ale nie tym razem... Sama nie wierzę, że to mówię, ale Mariusz ma rację. Sami musicie sobie poradzić... - po czym spojrzała na środkowego i wzięła go za rękę. - Chodź wykąpiemy psa i poszukamy jakieś weterynarza...
- Jasne Misiek... - pocałował ją w czoło.
- Maryś, dogadajcie się, bo ja na serio mam dosyć bycia między młotek a kowadłem... Czy mogłabyś chodź raz schować swoją dumę do kieszeni i dać sobie pomóc... A on nie jest, aż taki zły...- powiedziała po czym wyszła. Pierwszy raz widziałam Polę tak zdenerwowała. No ma rację... Powinniśmy się dogadać, a nie się kłócić... Spojrzałam na Nico, a on patrzył na mnie. Dlaczego ona ma zawsze rację...
- Miesiąc?- Zapytał chcąc się upewnić.
- Tylko jeden...
- Dobra, niech Ci będzie...
- Na prawdę?
- Tak, ale po miesiącu mnie nie ma...
- Ale...
- Nico, miesiąc to miesiąc... Nie więcej...
- No dobrze...
Po mimo, że patrzył na mnie to się uśmiechał. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Przyjmujący podszedł do mnie i mnie pocałował, po czym wtuliłam się  w niego. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować... Po czym usłyszeliśmy krzyki Poli i Maria. Zaczęliśmy się śmiać z nich. Oboje są pokręceni do końca, oboje mają podobny charakter i swoje pomysły, jak i humorki. Więc czemu ja, mam takie głupie pomysły? Czemu nie mogę się sobie choć raz sprzeciwić i zrobić to co mi serce mówi... Mam nadzieję, że źle się nie skończy...
- To kiedy się do mnie wprowadzasz?
- A kiedy byś chciał?
- No najlepiej od zaraz, ale pewnie chcesz się spakować i więc może jutro rano do południa?
- No ok...
- To puki jestem, może Ci pomogę?
- A co jakaś upośledzona jestem?
-Nie, ale chcę Ci pomóc...
- Oj, Nicolas, Nicolas...
- Oj no.... Chodź idziemy....
 Chwycił mnie za rękę i pociągnął do mojego pokoju.

***
Hej, cześć i czołem!
Wiem, trochę nas nie było...
Chciałam przerosić te osoby które zostały bo to tylko i wyłącznie moja wina, nie wiedziałam co pisać, miałam jednym słowem poważny kryzys weny (który mam w sumie nadal), ale dzięki Tośce ten rozdział już jest...
(Miał być wczoraj, ale przyznaję się, że pomimo iż minęły prawie dwa tygodnie, dalej jestem w rozsypce po premierze INFINITY WAR)
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze w ogóle jest, jeśli tak to niech da o sobie znać, jakkolwiek, komentarz, może być nawet kropka, bylebyśmy tylko wiedziały, że ktoś jeszcze jest i mamy dla kogo to pisać. 
KOLEJNY ROZDZIAŁ pojawi się (miejmy nadzieję) przed wakacjami, byłby może w przyszłym tygodniu, ale wyjeżdżam na wycieczkę i mnie nie będzie.
Błagam, niech ktoś da znać, że w ogóle tutaj jest...
Jeszcze raz przepraszam i, miejmy nadzieję, do zobaczenia.
Całuski ;*