Kiedy chciałem już wychodzić, planowałem pocałować Pole w policzek, ale ta obróciła głowę, więc chciałem ją obróciła i tak przez przypadek nasze usta się złączyły, zdziwiłem się, że nawet go pogłębiła. Kiedy się odsunąłem, bo zabrakło mi powietrza, złożyłem jeszcze jeden taki przelotny i wyszedłem. Byłem taki jakiś inny. Od kąt zerwałem ze swoją byłą, nie potrafiłem się skoncentrować na żadnej innej tylko na tym co trzymało mnie przy życiu, czyli siatkówce. Kiedy poznałem Pole to coś się zmieniło, było inaczej... Zupełnie inaczej. zachciało mi się żyć... Ale to jest najgorsze, że ona chce zostać zakonnicą... Muszę coś zrobić, bo widać, że nie chce nią zostać, coś musiało się stać, że teraz tak postanowiła. Poszedł szybko do szatni, gdzie wziąłem szybki prysznic i się ubrałem, słyszałem jej wycie z boku, coś mi się zdaje, że coś to będzie coś gorszego. Pobiegłem jeszcze do trenera, by go oznajmić, że jadę z Polą do szpitala, kiedy dowiedział się, to od razu się zgodził, nawet mnie sam wyganiał, co za jeden. Szybko wróciłem do pokoju lekarzy i zabrałem ją na ręce, widziałem w jej oczach ból, okropny ból... Zaniosłem ją do mojego samochodu i położyłem na tylne siedzenie, by mogła się wyciągnąć. Usiadłem szybko na miejscu kierowcy i dobrze, że nie spotkałem nikogo z policji, by chyba by mi zabrali prawko. Zaniosłem ją do środka i posadziłem ją na krześle.
(Pola)
Mariusz zabrał mnie do szpitala, posadził mnie na jakiś siedzeniu i poszedł załatwić wszystko, kiedy przyszedł miał dziwaczną minę. Wziął mnie na ręce, pomimo iż pielęgniarka mówiła, że weźmie mnie wózkiem, ten był nie ugięty. Poszliśmy pod skazany gabinet, a pielęgniarka powiedziała, że mnie zawoła. Więc tak siedzę i modlę się, by jak najszybciej stąd wyjść i słyszę głos pielęgniarki, niby wybawienie, ale to co usłyszałam, to myślałam, że się przekręcę.
-Zapraszamy narzeczoną Pana Marcyniaka...
-Chodź kochanie, zaniosę Cię.
Siedziałam jak wryta. Marcyniak wziął mnie na ręce i zaniósł, a później złożył pocałunek na moim czole i wyszedł. Chirurg wysłał mnie na zdjęcie, żeby ocenić stan kostki. Po 20 minutach czekania w gabinecie dowiedziałam się, że złamałam dosyć poważnienie nogę. Wsadzili mnie w gips, a potem kazali przyjść za 2 tygodnie sprawdzić, czy wszystko się dobrze zrasta. Środkowy zabrał mnie z powrotem do swojego samochodu i pojechaliśmy pod hale. Okazało się, że już skończyli trening. Więc zadzwoniłam do Maryś. Gdzie jest... No i gdzie? Z Marechalem... Super. Środkowy powiedział, że zabierze mnie do siebie, więc przystanęłam na jego propozycji... Pojechaliśmy pod jego blok i tak się rozsialiśmy. Mariusz zrobił mi herbaty i tak siedzieliśmy i gadaliśmy w najlepsze, do kiedy nie zaburczało mi w brzuchu na co się zaśmiał. Stwierdził, że to bez sensu teraz robić obiad, więc zamówiliśmy chińskie. Po 15 minutach byliśmy najedzeni. Potem nastała niezręczna cisza. Wiem o co chodziło, ale nie potrafiłam nawiązać słów. Dobrze, że on zaczął.
-Pola, słuchaj chce pogadać o tym... No wiesz...
-Pocałunku?
-Tak dokładnie... Ja nie wiem co mam o tym myśleć...
-Mariusz a ja? Za jakieś 10 miesięcy miałam wstąpić do zakonu. A teraz to ja mam mętlik
w głowie... Nie wiem co mam robić.
Po moich policzkach spłynęły łzy, a on przyklęknął przy mnie i otarł je i spojrzał w moje oczy. A ja zatoczyłam się w jego zielonych oczach... Nasze twarzy się do siebie zbliżały. On mnie po prostu hipnotyzował nimi. Nasze usta dzieliły milimetry. Nie potrafiłam się przed tym bronić. Coś mówiło mi, że mam zaryzykować i dać mu szanse.
(Mariusz)
Kuźwa, co się ze mną dzieje? Wiem, że ma zostać zakonnicą, ale ja nie potrafię tego sobie uświadomić, coś mówi mi, że mam jej pomóc, tylko nie wiem jak... Zatopiłem się w jej niebieskich oczach. Było można odczytać w nich smutek, żal i rozpacz, ale kiedy spojrzałem głębiej to jakby zakłopotanie. Nie wiem co mnie pod korciło bym ją pocałował, ale ona nie była mi dłużna.
Naparłem na nią, ale ona mnie nawet nie odepchnęła, wręcz przeciwnie jeszcze mnie bardziej do siebie przybliżała. Trzymała mnie mocno w swoich objęciach. Za pragnąłem jej bliżej, lecz coś mnie blokowało, u niej tez to już wyczuwałem, bo przestała się angażować w to. Oparłem czoło o je i patrzyłem w jej oczy.
-Przepraszam.- zesztywniała i odsunęła się od mnie.
-Nie, to ja przepraszam, ale ja nie wiem co się ze mnę dzieje...
-A ja? Kilka dni temu nie potrafiłam ufać facetom? A teraz?
-A ja? Nie potrafiłem ufać kobietom... A teraz to chciałbym Ciebie poznać bliżej... Co Ty ze mną zrobiłaś?
-I Vice Versa... Mariusz?
-Tak?- wyprostowała się i stanęła przy futrynie drzwi.
-Mógłbyś zrobić to jeszcze raz?- stanąłem obok niej i spojrzałem w jej oczy.
-Ale co?
-To co przed chwilą...
Spojrzałem w jej oczy. Były takie ciepłe teraz, ale nadal tak zakłopotane. Stanąłem przed nią i patrzyłem co zrobi. Była niższa od mnie. Ale i tak se nieźle poradziło, gdyż pociągnęła za moją koszulkę i wbiła się w moje usta. Ale potem ja przejąłem pałeczkę i zacząłem ją całować z namiętnością... Brakował mi takiego zbliżenia od dobrych 9 miesięcy. Przyparłem ją do ściany i pogłębiałem pocałunek. Ona zarzuciła na moją szyje swoje ręce tym sposobem jeszcze bardziej mnie do siebie przybliżając. Gdyby nie jej telefon, chyba to inaczej by się potoczyło.
(Mery)
Zaczęliśmy rozgrzewkę, a potem dobraliśmy się w składy. Byłam w drużynie z Winiarem, Wlazłym, Rodrigezem, Wroną, Lisinacem i Milczarem, a graliśmy przeciwko Kłosowi, Uriarte, Conte, Marechalowi, Gromadowskiemu, Marcyniakowi i Piechockiemu. Czy się bałam? Jak cholera! To są zawodnicy najlepszego klubu w Polsce, ja im nawet do pięt nie dorastam, a mam pełnić najważniejszą funkcję na boisku, mam rozgrywać, mam kierować grą... Przecież ja nie dam rady!
Moją wewnętrzną walkę z sobą ukrywałam głęboko, ale jedna osoba, którą ją zauważyła- był to Wlazły. Podszedł do mnie zaniepokojony, kiedy przed rozegraniem takiego małego meczyku zaczęłam nerwowo odbijać piłkę o ścianę.
Kiedy uderzyłam w piłkę z całej siły przelobowała mnie i złapał ją Mariusz.
- Mała, spokojnie, przecież grasz bardzo dobrze- powiedział z uśmiechem kapitan.
- Nie wystarczająco dobrze, żeby kopnął mnie taki zaszczyt grania z wami. Przecież ja wszystko spieprzę, nie dam rady, to jest za dużo- zaczęłam panikować ze łzami w oczach.
- Ej, spokojnie- powiedział atakujący i mnie przytulił.- To tylko trening, nie mecz o mistrzostwo. Spokojnie, na pewno sobie poradzisz- dokończył i popatrzył na mnie.
W ramach odpowiedzi pokiwałam głową, a mężczyzna otarł moje łzy. Już dawno nie czułam takiej miłości. Rodzicielskiej miłości... W bidulu nie było takiego terminu jak miłość rodzicielska. Tam była tylko nędza... Jeśli się z kimś nie zgadałeś to nie miałeś przyjaciół i kończyło się tym, że gadałeś do jakieś przedmiotu. Zanim byłam z Pola moim jedynym przyjacielem była piłka do siatkówki. Moja mama zanim mnie urodziła grała, podobno nawet w pierwszej lidze, jako atakująca, a jak brakowało rozegrania to wchodziła na rozegranie. To po niej mam smykałkę do siatkówki, to przez nią ją pokochałam i jak gram. Mam wrażenie że to ona mną kieruje, że to ona gra, a nie ja...
Ustawiłam się na boisku, jako pierwszy zagrywał Misiek. Zagrywka poszła na Kacpra, Nico rozegrał do Conte, on zaatakował hakiem, chłopaki ustawili blok, Milczar obronił, ja rozegrałam drugą linię do Miśka i pierwszy punkt dla nas.
Na pierwszej "technicznej" prowadziliśmy jednym punktem. Zobaczyłam jak Mario śmieje się z czegoś z Nico. Po chwili kapitan mnie zawołał, więc podeszłam. Mariusz wziął mnie i Uriarte na boisko i posłał nam piłki do rozegrania. Cała drużyna się na nas patrzyła. Kiedy rozegraliśmy zaczęli się śmiać. Spojrzałam na nich zdezorientowana. Podszedł do mnie rozbawiony Misiek i poklepał mnie po ramieniu.
- Powiem ci jedno, nie wiem jak to robisz, ale jak rozgrywasz, to masz tak samo ułożenie dłoni jak Nico i tak samo się układasz jak rozgrywasz piłkę, ręce nie idą w górę tylko na boki- dokończył z uśmiechem i powiedział, że mamy koniec przerwy.
Wróciliśmy na boisko. Drużyna Uriarte wygrywała, bo nie umieliśmy obronić ich ataków, a jak ktoś bronił to ja i nie umieli wyprowadzić kontry. Kiedy była druga "techniczna" myślałam, że mnie pognie, chciało mi się ryczeć.
Kiedy wróciliśmy w końcu przełamaliśmy złą passę, bo dobrze przyjęli zagrywkę, a ja rozegrałam do Maria. W końcu punktowy atak, ale nie obronił go żaden z zawodników tylko Pola, która szła do wyjścia. Widziałam, że coś się stało, ale mnie do niej nie przepuścili. Chciałam do niej pójść, ale mi nie pozwolili.
Nie umiałam się skupić na dalszej grze. Cały czas myślałam o Poli. Kiedy tylko Marcyniak przyszedł spytałam go co jest, a on mi tylko odpowiedziała, że jedzie z nią do szpitala i mam się nie martwić, bo wszystko będzie dobrze.
Jakoś nie chciałam mu wierzyć, nie wiem czemu, ale miałam złe przeczucia... Jednak wróciłam do dalszej gry i starałam się wyładować, czego efektem było to, że gromiłam przeciwników zagrywką, albo nie utrzymywali przyjęcia, albo nie umieli wyprowadzić ataku.
Kiedy się przebrałam czekał na mnie już Francuz. Nie powiem, żołądek skręcał mi się w supeł. Bałam się sama nie wiem czemu... Jedyne osoby, którym ufałam to byli moi rodzice, których pamiętam zza mgły, mój starszy brat, którego pamiętaj lepiej, bo zmarł trochę później, ale też na skutek tego wypadku. Potem ufałam tylko Poli i jednej osobie, którą miło nie wspominam. Może nie wzięło mnie tak jak Polci, żeby od razu iść do zakonu, bo wiem, że człowiek zakochuje się wiele razy, nie zawsze szczęśliwie, ale pierwsza nie udana miłość nie jest powodem, żeby żyć całe życie w celibacie...
Nie, stop, nie myślę o tym! Teraz najważniejsze jest to, żeby nie wyjść na durnia, przed Nico. Tak, to moje zadanie na dziś, nie wyjść na durnia przed przyjmującym.
- Gotowa?- Zapytał jak tylko mnie zobaczył w drzwiach wyjściowych.
- Gotowa- odpowiedziałam pewnie.
Wsiedliśmy do białego Maserati Levante. Bałam się czegokolwiek porządnie dotknąć. Czerwone, skórzane fotele, drewniana płyta... Boże, ja o takim aucie w najśmielszych snach nie myślałam, ja się modliłam o jakiś w miarę przyzwoity samochód osobowy, a ten se Maserati jeździ! No i gdzie sprawiedliwość w tym świecie?!
- Mogę wiedzieć, gdzie mnie wywozisz?
(Nico)
Przez jakiś czas jechaliśmy w milczeniu. Zastanawiałem się, jak ona tak dobrze rozgrywa i jakim cudem ma takie samo ułożenie dłoni jak Uriarte. To rzadko się zdarza u mężczyzn, a u kobiet to widzę pierwszy raz.
Moje rozmyślanie przerwała ona.
- Mogę wiedzieć, gdzie mnie wywozisz?
- A co, boisz się?- Zapytałem patrząc na nią.
- Nie... Po prostu nie lubię jeździć gdzieś, jeśli nic o tym nie wiem.
- Czemu?- Dopytywałem, ale od razu zamilkłem kiedy zobaczyłem napływające łzy do jej oczu.- Przepraszam, nie powinienem- dokończyłem cicho.
- Nic się nie stało- zapewniła mnie blondynka.
Dalszą część podróży spędziliśmy słuchając radia. Rozumiałem tylko wtedy kiedy leciały angielskie piosenki, albo jakieś francuskie. Co jakiś czas zerkałem na dziewczynę i sprawdzałem, czy wszystko gra.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce chciałem pomóc jej wysiąść, ale mi na to nie pozwoliła, bo wysiadła wtedy, kiedy ja. Pokręciłem tylko głową i zaprowadziłem ją do małej kawiarenki z ogrodem na obrzeżach miasta.
- Zamów co chcesz, ja płace- powiedziałem spokojnie do dziewczyny.
- Nie, ja płace za siebie i nie zgadzam się na inne rozwiązanie- oświadczyła spokojnie dziewczyna i przystąpiła do składania zamówienia. Nie chciałem, żeby płaciła za siebie. Na całe szczęście płaciło się na samym końcu.
Zamówiliśmy po kawie i jakimś ciastku. Kiedy kelnerka nam przyniosła zamówienie dziewczyna się uśmiechnęła.
- A ty możesz jeść takie rzeczy?- Zapytała z uśmiechem patrząc na mój talerz, na którym znajdowało się czekoladowe ciastko z porzeczkami i bitą śmietaną.
- Trochę rozpusty od czasu do czasu nie zaszkodzi- odpowiedziałem jej i posłałem oczko, a na zaczęła się śmiać.
Miała piękny uśmiech, ale dojrzałem coś czego wcześniej nie zauważyłem. Miała aparat na zębach, ale on jej tylko dodawał uroku. Sam się mimowolnie uśmiechnąłem. Ten uśmiech jej pasował. Taki szczery i promienny.
- Kiedy zaczęłaś rysować?- Zapytałem kiedy upijała pierwszy łyk Latte.
- Jak miałam siedem lat zaczęłam rysować, potem szło mi to coraz lepiej...
- Pewnie rodzice są z ciebie dumni-powiedziałem i zaraz pożałowałem, bo zobaczyłem pojedynczą łzę na jej policzku.- Przepraszam, nie chciałem- powiedziałem przejęty.
- Nic się nie stało- powiedziała ocierając tą jedną łzę.- Moi rodzice nie żyją. Zginęli w wypadku jak byłam mała. Oni, a mój starszy brat zmarł później w szpitalu. Tylko ja wtedy przeżyłam. Temu nie lubię jeździć, jeśli nie wiem gdzie, bo oni wtedy mi też powiedzieli, że zobaczę, że to niespodzianka i na pewno mi się spodoba- dokończyła cicho i znowu zobaczyłem łzy na jej policzkach.
Podszedłem do niej, usiadłem obok i ją przytuliłem. Nie protestowała.
- Przepraszam- wyszeptała po chwili.- Powinnam się już z tym pogodzić- dodała równie cicho co poprzednie słowo.
- Nie masz za co przepraszać. Są rzeczy, z których się nigdy nie otrząśniemy.
- Ale ja już powinnam się z tym pogodzić i żyć dalej... Tak jak należy.
- Mery proszę cię, to byli twoi najbliżsi, masz pełne prawo cały czas to pamiętać, to normalne- powiedziałem patrząc w jej piękne stalowe oczęta.
W ramach odpowiedzi pokiwała tylko głową i otarła łzy.
- Jak się znalazłeś w Bełchatowie?- Zapytała nagle dla zmiany tematu.
- Grałem przedtem w JSW na polskim paszporcie więc na boisku byłem traktowany jak Polak i po prostu dostałem ofertę ze Skry- odpowiedziałem spokojnie dziewczynie.
Dalsze rozmowy ciągnęły się na najróżniejsze tematy, zaczynając od pogody kończąc na marzeniach z dzieciństwa. To byłam naprawdę luźna rozmowa. Pierwszy raz tak luźno z kimś rozmawiałem.
Kiedy kelnerka przyniosła nam rachunek, dziewczynie rozdzwonił się telefon, więc wyszła odebrać. Szybko zapłaciłem i ruszyłem za nią. Kiedy mnie zobaczyła była nie mniej zdziwiona, ale po chwili wszytko zrozumiała. Miała żądze mordu w oczach. Posłałem jej w powietrzu buziaczka i gestem ręki pokazałem, że ma wsiadać do auta.
Otwarłem jej drzwi, a ona wsiadła. Poprosiła mnie żebym odwiózł ją pod jej blok, bo musi jeszcze po Pole jechać do Marcyniaka. Więc ją odwiozłem i odprowadziłem pod same drzwi mieszkania.
- Zobaczymy się jeszcze kiedyś?- Zapytałem jak otwierała drzwi do mieszkania.
- Może, nic nie obiecuje- odpowiedziała spokojnie dziewczyna.
Kiedy już chciała wejść, nie potrafiłem, to było silniejsze od mnie. Chwyciłem ją za rękę przyciągnąłem do siebie i pocałowałem.
Spodziewałem się braku reakcji, tego, że mnie odepchnie i spoliczkuje, ale tego, że pogłębi ten pocałunek, w życiu bym się nie spodziewał. Nie wiem jak długo to trwało, ale jak się oderwałem od niej, bo zabrakło mi powietrza nie wiedziałem jak się nazywam.
Otrzeźwił mnie dopiero dźwięk zamykanych drzwi i cichy szloch zza nich... Brawo Marechale, znowu zawaliłeś na całej linii...
*********************************************************************************
Cześć! Hej! Czołem!
Wrzucamy cieplutką 4...
Mamy nadzieję, że się podoba
to co tutaj tworzymy...
Zapraszamy do komentowania tego i zapraszamy na 5
w sobotę, jakby ktoś się pytał to w tą sobotę co będzie,
czyli 6 sierpnia (tak dla pewności ;) )
Więc do zobaczenia w następnym rozdzielę...
Całuski (oczywiście w policzek)
Zuśka&Tośka ;*
Dziewczyny widzę równie chętne co nasi siatkarze hehe :D Może ta kontuzja wyjdzie jednak Poli na dobre, tak mi się wydaję. Mega mnie zastanawia czemu Marysia zaczęła płakać na końcu, bo raczej Marechal tak kiepsko nie całuje :D Czekam na następny! Dużo weny kochane :*
OdpowiedzUsuńDzięki laska ;* A co z kontuzji Poli wyjdzie na dobre to się przekonamy ;P Cieszymy się, że ktoś w ogóle to czyta ;) Do zobaczenia już wkrótce ;*
OdpowiedzUsuńKontuzja jak uprzedziła mnie Tośka, wyjdzie na dobre ;) Co do Maryś, dowiesz się po części w następnym, chociaż myślę, że się domyślisz co mogło się stać, że tak zareagowała. Fajnie, że jesteś ;*
UsuńZuśka, miałaś nic nie mówić co będzie dalej... Teraz sama będziesz czekać na kolejny wydarzenia i nic Ci już nie powiem ;P Ty moja mała małpko ;*
Usuń