Więc kiedy przyjechałyśmy, Pola mnie obudziła i poszłyśmy pod hale. Oczywiście ten przeszczep zwany dozorcą nie chciał nas wpuścić. Kłóciłyśmy się z nim, puki nie przyszedł Marcyniak i ten jołop w końcu nas wpuścił... Boziu, nie było go widać zza tego sadła, przeszczep jeden, borsuk pieprzony...
Kiedy w końcu nas wpuścił poszliśmy na sale. Oddałam mojemu "koledze" jego sprzęt, swoją drogą bardzo dobry, ale to tam...
Podeszłam do niczego nie świadomego chłopaka.
- Cześć- powiedziałam z uśmiechem po angielsku. Francuz spojrzał na mnie i odwzajemnił uśmiech.
- Cześć.
- Mam coś twojego.
- Co?- zapytał zdezorientowany chłopak, a ja wyciągnęłam zza pleców jego sprzęt.
Na twarzy Francuza pojawił się gigantyczny uśmiech. Chłopak zmiażdżył mnie w uścisku, kilka razy się obrócił wokół własnej osi i cały czas krzyczał "Thank you". Oczywiście od razu go zbeształam.
-Dobra, bo mnie zgnieciesz bażancie...- powiedziałam ledwo łapiąc powietrze, bo siły to on ma i dosłownie mnie zgniatał.
-Co?- zapytał jakby lekko urażony.
-Puść mnie...- powtórzyłam z nadzieją, że to zrobi
-Teraz na pewno nie...- odpowiedział mi ten przeszczep jeden i przerzucił mnie przez bark i nosił mnie tak po całym korytarzu.
Oczywiście mu się wyrywałam, wyzywałam go, ale nie, łaskiewie jaśnie pan, nie chciał mnie puścić. Kiedy nikogo nie było, postanowiłam jeszcze raz podjąć walkę z Francuzem.
- Bażancie, przeszczepie, raku, borsuku, jołopie ty jeden, PUSZCZAJ MNIE!!!- wydarłam się na cały głos.
- Po pierwsze, ani jedno z tych przezwisk to nie jest moje imię, po drugie, jesteś niegrzeczna, więc cie nie puszcze.
- Człowieku, ja nawet nie wiem jak masz na imię, więc trudno mi powiedzieć po imieniu, żebyś mnie puścił!- powiedziałam wściekła i stało się coś, czego bym się w życiu nie spodziewała po tym przeszczepie jednym. Puścił mnie na ziemie i postawił na wprost siebie.
- Więc, skoro mnie nie znasz, wypadało by się przedstawić. Nicolas Marechale, ale wszyscy mówią na mnie Nico lub Nicola- powiedział spokojnie i wyciągnął do mnie rękę.
- Marysia Błaszczyk, ale wszyscy mówią na mnie Mery- odpowiedziałam i podałam mu rękę i wtedy stało się coś, czego bym się po nikim nie spodziewała. Zamiast po prostu ją uścisnąć, on ją uniósł i pocałował.
Nie powiem, lekko się speszyłam. Czemu? Pamiętam mojego tatę przez mgłę, ale pamiętam, że zawsze jak witał kobiety, to całował je w rękę.
Lekko się rozproszyłam a ten bażant znowu przerzucił mnie przez ramie. Przysięgam, że jak tylko mnie puści to go ukatrupię!
I tak szłam z tym przeszczepem, rakiem, bażantem i borsukiem. W końcu miałam dość zwisania.
- Nicola puścisz mnie w końcu?
- Pod jednym warunkiem.
- Jakim?- zapytałam i zaczęłam się trochę bać...
- Że pójdziesz ze mną na kawę.
- Śnij aż do śmierci!- Zwołałam na cały głos.
- No to sobie jeszcze po zwisasz- powiedział obojętnie Marechale.
- A ramie cie nie boli?- zapytałam przyjmującego. To była moja ostatnia deska ratunku.
- Nie, a jak będzie bolało, to cie przerzucę na drugie ramie- odpowiedział chłopak, a we mnie już się gotowało.
- Dobra, przejdę się z tobą na tą kawę, ale masz mnie puścić.
- Obiecujesz?- zapytał stawiając mnie na ziemi, ale dalej trzymając mnie nadal z obawą, że ucieknę.- Jutro o 10:30 w Olimpii przy STAR BAKSIE?
- Obiecuje- odpowiedziałam mu spokojnie.
Dopiero teraz mnie puścił i w milczeniu wróciliśmy na sale gdzie byli już wszyscy. Usiadłam koło Polci, a ona jak gdyby nigdy nic, oświadczyła mi, że będę grała z tymi mamutami.
- Że co?! Ty sobie jaja robisz!!! Ja nie zagram z tymi przeszczepami!!!
- Zagrasz, zagrasz. Rozgrywającego nie mają, zlituj się nad nimi, Janusz jest chory.
- Ale stroju nie mam, nawet butów, albo nakolanników lub rękawków!!! Jak ty sobie to wyobrażasz?!
- Normalnie. Dasz radę.
- Nie dam rady! Przecież ja już tak dawno nie grałam...- powiedziałam lekko, ba, całkowicie załamana.
Spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem. I w tym momencie przyszedł do nas Szampon i podał mi jakieś ciuchy, a na górę dał buty, nakolanniki, rękawki i dwa stabilizatory na staw skokowy.
- Po co mi to?
- No nie będziesz grała w sandałkach i jeansowych spodenkach.- powiedział jakby to była najprostsza oczywistość.
- Nie będę grała w ogóle- powiedziałam dosadnie patrząc na kapitana.
- Pójdziesz po dobroci czy nie?- zapytał spokojnie Mario.
- Nigdzie nie idę- powiedziałam odkładając ciuchy i zakładając nogę na nogę.
- Czyli trzeba inaczej- powiedział spokojnie i przerzucił mnie przez bark.
- SZAMPON-wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Ten przeszczep nie chciał mnie puścić. Zrobił to dopiero w szatni.
- Masz pięć minut. Jak nie przyjdziesz, będziesz biegać karne kółka- powiedział i wyszedł.
Nie miałam innego wyboru... Zabije tego, który mnie w to wkręcił...
(Nicolas)
Wróciłem i nie mogłem w to uwierzyć. Obiecała mi, że przejdzie się ze mną na tą kawę. To jest coś wspaniałego! No fakt faktem, śliczna to ona jest, nie powiem...
Gadałem z chłopakami przed rozgrzewką, aż tu nagle...
- SZAMPON, ZABIJE CIE!!!- zawołała znajoma mi osoba.
Odwróciłem się i kogo zobaczyłem? Mery, przebraną jak na trening...
Jej włosy były spięte w wysokiego kucyka, miała wysokie buty i stabilizatory na obu nogach, nakolanniki, rękawki i... Zaraz, czy to jest moja koszulka meczowa z Ligi Mistrzów?! Skąd ona ją ma?! Ale fakt faktem, że wygląda w niej pięknie, mimo że jest jej do połowy uda i praktycznie nie widać jej spodenek.
Było widać, że się w niej gotuje. Podeszła do naszego kapitana i już mu chciała wygarnąć, ale w tym momencie zaczęliśmy rozgrzewkę. Widziałem ulgę na twarzy Maria. No w sumie, z nią zadrzeć... Nie znam jej, ale wygląda na taką, która nie da sobie w kasze dmuchać...
Była szybka, potrafiła nie męczą się dublować osoby typu Winiar, Israel, Piechu, Wrona czy Lisu, co było dziwne, bo zazwyczaj to oni wszystkich dublowali. Kiedy podbiegła do mnie starałem się jej dotrzymać tempa.
- Czemu powiedziałeś, że mnie puścisz dopiero kiedy się z tobą umówię?- Zapytała prosto z mostu kiedy biegliśmy razem.
- Bo chce cie lepiej poznać- odpowiedziałem.
- Ale czemu?- Dopytywała dziewczyna.
- Bo jesteś dla mnie zagadką, co jest w moim wypadku rzadkością. Zawsze ludzie byli dla mnie jak otwarte książki, a ty taka nie jesteś. Nie umiem cię rozszyfrować- powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Nie chcesz tego robić- powiedziała cicho blondynka.
- Jako przyjaciółka byłabyś świetna- odpowiedziałem jej, a ona spojrzała na mnie zaskoczona.- Widziałem cię u tych dzieci. Byłaś dla nich jak siostra, albo mama. Nie każdy taki potrafi być. A kiedy twoja przyjaciółka wybiegła pobiegłaś zaraz za nią. Nie każdy jest takim wspaniałym przyjacielem, inni by na to nawet nie zwrócili uwagi- dokończyłem, a ona zamilkła.
- Naprawdę, nie chcesz mnie bliżej poznawać. Tak będzie najlepiej jeśli zostaniemy po imieniu- odpowiedziała i przyspieszyła tak, że nie byłem w stanie jej dogonić...
Ona już skończyła, a nam zostały jeszcze dwa kółka. Zaczęła już się rozciągać. W życiu nie sądziłem, że potrafię się na kogoś tak zagapić, że dopiero oberwanie piłką w łep, ocudziło mnie z zamyślenia...
(Mariusz)
Gdyby nie Mary, chyba byśmy nie zagrali. Więc kiedy weszła, zaczęła krzyczeć na nich, ale po tym normalnie zaczęła się rozgrzewać... Szczerze nawet nie zła jest. Co jakiś czas zwracałem uwagę na przyszłą zakonnice. Albo mi się zdaję, albo ona czasami się tak wciągał w grę, że nawet czasami wyciągała ręce tak jakby odbierała. Kiedy mieliśmy przerwę, podszedłem do niej i zobaczyłem łzy. Podbiegłem do niej i przykucnąłem przed nią.
-Ej, co się stało?
-Co? Nie nic...
-No przecież widzę...
-Zdaje Ci się... Zaraz wrócę, tylko pójdę do łazienki...
-Jasne...
-Ale ten, bo ja nie wiem gdzie jest...
-Chodź zaprowadzę Cię...
-Dzięki.
Wstaliśmy i poszliśmy kawałek i po chwili usłyszałem jak ktoś krzyczy "UWAGA" i krzyk Poli. Obróciłem się i zobaczyłem ją leżącą. Trzymała się za kostkę. Podbiegłem do niej i przykucnąłem.
-Ej co jest?
-Kuźwa, moja kostka...
-Ale jak to się stało?
-Kiedy usłyszałam "uwaga" chciałam się odsunąć, ale Ty szedłeś, więc chciałam ją zatrzymać. Zaplątałam się o suknie i się wywaliłam i źle upadłam i coś strzeliło...
-Dobra, idziemy do fizjo...
-Nic mi nie będzie...
-Yhm... A w dupie były szwedy... Chodź sprawdzimy to... Dasz radę wstać?
-Nie wiem... Ale spróbuję.
Kiedy próbowała wstać, to nie dała rady tylko znowu prawię się wywróciła, gdybym jej nie asekurował.
(Pola)
Kiedy ich oglądałam jak grają, to coś we mnie pękło... Gdyby nie tamto, teraz może bym grała nieźle... Może udało by mi się być w reprezentacji? Nie potrafiłam utrzymać emocji... Przyłapywałam się do tego, że momentami ustawiałam się do przyjęcia, ale potem szybko siadałam, by nikt tego nie zauważył. Nie wiem jak to się stało, ale zaczęłam płakać (wiem jak się płacze, ale chodziło o uczucia). Zauważył to młody środkowy i próbował ze mną rozmawiać... Lecz chciałam uciec od tego. Wymyśliłam na poczekaniu, że muszę do łazienki. Kiedy już mieliśmy wychodzić, ktoś krzyknął "UWAGA" no to co pierwsze instynkt mi podpowiedział, to była obrona. Tylko Bóg chciał, że ja miałam na sobie długą suknie i zaplątałam się o nią, ale podbiłam. Poczułam mocny i cholerny ból oraz tak jakby coś mi strzeliło. Od razu koło mnie znalazł się Mariusz. Zaczął wypytywać co się stało. Opowiedziałam mu to.
-Dobra, idziemy do fizjo...
-Nic mi nie będzie...
-Yhm... A w dupie były szwedy... Chodź sprawdzimy to... Dasz radę wstać?
-Nie wiem... Ale spróbuję.
Poczułam cholerny ból, gdyby nie asekuracja Marcyniaka, to bym chyba nieźle upadła na dupę. Wziął mnie na ręce, ale jeszcze do nas podbiegł Wlazły z Piechockim.
-Jak? Jak Ty to odebrałaś? Ja mam problem, żeby to złapać, a jak mi się uda to mam problem, by to utrzymać, a Ty to był normalnie perfekcyjne.- mówił jak na jęty libero.
-Ale co się stało?- zapytał zaskoczony Mariusz.
-Zaplątała się w suknie i nie chyba skręciła kostkę...
-Matko Boska, ja naprawdę nie chciałem...
-Spokojnie nic się nie stało... Będę żyć...
-Zaniesiesz ją?
-Tak, właśnie idę.
Protestowałam, że mi nic nie będzie, ale w głębi duszy to wiedziałam, że jest coś nie tak... Uczyłam się kiedyś fizjoterapii, za nim poszłam na studia zakonne, i Wiedziałam, że to coś poważniejszego, ale nie chciałam im tego pokazać. Zaniósł mnie do gabinetu medycznego i ta też opowiedziałam, co się stało. Więc kiedy dotknęli miejsce bolące, to myślałam, że się zesram z bólu. Poprosiłam o jakiś ręcznik bym mogła za coś potrzymać i zakryć usta, bo darłam się nie miłosiernie głośno, chociaż tłumiłam to.
-Jedynie co możemy to usztywnić, niech jedzie do szpitala i zrobią zdjęcie, bo to poważnie wygląda, jest bardzo spuchnięta.
-Ok, dobra, to weźcie jej to usztywnicie, a ja skocze się przebrać i przekaże trenerowi.
-Ale to mogę później pojechać z Mary...
-Na pewno nie... Nie chce by coś Ci się stało... Za poważnie to wygląda...
-Mario, proszę Cię, idź na trening...
-Nie ma mowy... Zaraz będę.
Podszedł i chciał mnie pocałować w policzek, ale ja chciałam się obrócić, ale on przestawił mi twarz i znowu pocałował w usta. Nie reagowałam negatywnie, wręcz przeciwnie, nawet pogłębiłam ten pocałunek. Kiedy eis od mnie oderwał złożył jeszcze jeden szybki i wyszedł. A ja zostałam z nimi. Spaliłam buraka, bo kuźwa jestem przyszłą zakonnicą i coś takiego odwalam? Ale to było silniejsze od mnie... Unikałam ich wzroków. Dali mi paracetamol by mnie czuła aż takiego bólu, kiedy mi to usztywniali, ale to na nic, bo strasznie boli...
Kiedy skończyli akurat przyszedł Mariusz.
*********************************************************************************
Hej! Hej! Hej!
Mamy już cieplutką i gorącom trójeczkę...
Co sądziecie o niej?
Podoba się czy nie?
Gorąco zachęcamy do komentowania...
Dalsze część już w środę...
Do zobaczenia i po buziaczku (ale w policzek, tak jakoby xd)
od autorek Zuśka&Tośka...
Mamy nadzieje, że wakacje są jak na razie udane,,,
ba... nadal będą...