(Pola)
Co się zmieniło przez te dwa miesiące? Już Wam mówię, najważniejsze jest to, że NIE MAM JUŻ GIPSU!!! OH YEA BABY... A co z Marcyniakiem? A dobrze, przekaże mu, że się zainteresowaliście... Ale tak na serio to układa nam się świetnie, no jest po prostu bosko, ale że wiecie, jako para i nie, moi drodzy nie chodzi mi o sprawy łóżkowe... Ale o to, że jest takim romantykiem, że zabiera mnie na pizze i jemy ją razem, biegamy razem, ale wiecie w jaki sposób, kto pierwszy w łazience lub w kuchni, czy do pilota. I pewnie teraz myślicie, Boziu, ale oni są trzepnięci lub oni to mają szczęści... Po pierwsze my jesteśmy zdrowo kopnięci i tak mamy szczęście, że na siebie trafiliśmy. Ale najlepszego newsa zostawiam na koniec... Uwaga, Uwaga!!! Wszyscy cicho... Ale słuchacie mnie prawda? Jak coś tylko sprawdzam. Ale dobra, więc Uwaga! Uwaga!!!... ale serio mnie słuchacie? No dobra dobra już mówię... Więc Uwaga, Uwaga... Zmieniłam studia. Tak dokładnie wróciłam na studia fizjoterapeutyczne i co najważniejsze chcę od przyszłego sezonu znowu grać. Więc za zgodą trenerów i prezesa mogę ćwiczyć z chłopakami, ale dopiero jak przejdę wszystko i dostanę zgodę od lekarza, że mogę już ćwiczyć w pełnej formie, bo narazie to tylko ćwiczę indywidualnie, ale z chłopkami. A co u Mery i Nico? No wiecie... Po tym incydencie co miał miejsce, no to oni... Jak to powiedz po mojemu i tak byście zrozumieli... Chyba prosto z mostu, nie? No to te głąby nadal nie widzą, że siebie nawzajem ranią- to raz, dwa- żadne nie potrafi się odezwać jako pierwsze, że tak powiem nie mają jaj... Więc, że ja mam i Mariusz (ale ten od urodzenia, więc łaski nie robi), stwierdziliśmy, że zrobimy coś by ich swatać, a że ja jestem mózgiem całej tej operacji to zacznę działać... Więc, że mam małe wtyki i te bandę mamutów, to stwierdziły, że nam pomogą. He.. No ale dobra. Więc jako mózg całej operacji, trzeba było coś zrobić. Więc może czas to zrobić, więc wstałam rano i się ubrałam,
poszłam zrobić śniadanie i je zjadłam, a potem przyszła Maryś (niczego jeszcze nie świadoma) i jadła kanapki (a raczej ja je w nią wmuszałam, bo oczywiście, nie jest głodna, a potem znowu nam zasłabnie...). Ja w tym czasie poszłam do jej pokoju, tak by nie zobaczyła i wybrałam sukienkę (co prawda ona była już przezemnie upatrzona, ale trzeba było ją wziąć). Spakowałam ją do torebki i wzięłam do tego szpilki. Poszłam do łazienki, by się ogarnąć, czyli mianowicie umyć zęby, ale przy okazji wzięłam też parę kosmetyków, by mogła się umalować. Wróciłam do kuchni, a ta siedziała i piła kawkę.
-Marycha, no co se pijesz te kawkę, już się ruszaj, bo na trening się spóźnimy...
-Jeśli dobrze wiem, to Ty ćwiczysz, a ja siedzę...
-Nie... Grasz dzisiaj z chłopakami, bo Janusz się przeziębił.
-Skąd to niby wiesz?
-Bo dzwonił do mnie wczoraj mój jełop i mówił, że zawlókł go siłą do lekarza?
-No dobra, ale czemu Ty nie zagrasz?
-Maryś, przerabiałyśmy to już... Gdybym mogła, to wiesz, żeby już grała...
-No dobra, masz rację... Idę się spakować.
-Zuch dziewczynka.
Po czym poszła. Posprzątałam po śniadaniu i zaczęłam ogarniać z grubsza mieszkanie. Po 1h wychodziłyśmy już z domu. Usiadłam za kółkiem rzucając torbę na tył fotela. Podjechałyśmy pod hale Energia, po czym udałyśmy się do środka. Poszłyśmy do naszej szatni, gdzie za nim doszłam, zawołał mnie Tomek (on jest wtajemniczony i miał mi pomóc).
-Pola!!!- Zawołał a ja się obróciłam.
-Tak?!
-Chodź, miałaś przyjść na sprawdzenie kostki!!!- Tak darliśmy się przez pół korytarza, bo jemu się nie chciało przyjść, ani mi.
-Aaa... Zapomniałam, już idę!!!- Spojrzałam na Maryś, która przyjęła, że muszę iść. Więc poszłam do Tomka, gdzie ten zamknął drzwi i jak się obróciłam to zobaczyłam wszystkie Skrzaty oprócz Nica.
-A co Wy tu?
-A nic... Czekamy na rozkazy- odpowiedział mi Szampon.
-Więc tak, idziecie na normalny trening, tylko Ty Marcin zostajesz tutaj, bo powiedziałam, że jesteś chory i Mery będzie z Wami grała. W tym czasie ja zabiorę Wasze ciuchy do innej szatni byście się przebrali, a dla Marechala zostawicie swoją, a moją i Maryś, tam też zostawię. Powiem jej, że dzisiaj idę na siłkę z Tomkiem, a tak na serio będziemy urządzać z chłopakami dla nich obiad. Dokładnie to już przygotowany, ale to już nawias. Tutaj mam potrzebne rzeczy, które są dosyć ciężkie.
-Daj, kocha... Pola, pomogę Ci...- no ładnie, jeśli to zaczaili to się dowiedzą, że jesteśmy razem, a nie chcę by wiedzieli o nas. Znaczy kiedyś im powiemy, ale nie teraz jeszcze. Puki co kryjemy się nawet dobrze.
-Daję se radę. Dobra, więc potem Kłos, Wrona, Winiar, Wlazły i Lisinac lecicie po pistolety z wodą, które będą leżeć przy drzwiach i zaczniecie się polewać, jakieś wiadra jeszcze Wam podrzucę...
-A ja? Mogę też?- zapytał Piechu, a ja próbowałam nie wybuchnąć śmiechem.
-Tak, dla Ciebie też się znajdzie.
-Jej... Dzięki!
-Spoko.... Ale wracając. Macie porządnie zlać Nico i Maryś, ale Wy też macie być mokrzy, ale nie tak mocno, bo będziecie mieć tylko 15 minut na ewakuacje z tego miejsca. Kiedy dam Wam sygnał, lecicie po nie...
-Ale jaki sygnał?
-No wejdę do Was, będę udawać, że gadam z Falascą...
-No ok... A jak się ulotnisz?
-Normalnie... Wejdę, a kiedy wyjdę to polecicie za mną i weźmiecie ten sprzęt.
-No dobra... I co dalej?
-No nic... Wy się ulotnicie, czyli pójdziecie do szatni, do której Wam powiem, jak wybiegniecie, a Nico i Maryś zamkniemy w pomieszczeniach. A potem się ich przekieruję do gabinetu Tomka.
-Pola...
-Tak?
-Jesteś genialna...
-Sie wie...
-Dobra Panowie uciekamy...
-Operacja swatać francuskie gołąbeczki, uważam za otwartą.- powiedział Winiar i wszyscy spojrzeli na niego.- No co? Trzeba jakąś nazwę im wymyśleć, nie?
-Yyy... Dobra to chłopaki do boju...
-Kto pięknie swat ich?!-krzyknął Szampon.
-SKRA i Pola!!!-odkrzyknęli, a ja na nich patrzę jak na upośledzonych umysłowo.
-Dobra idźcie już.
(Mariusz)
Kiedy ogłosiliśmy nasz okrzyk, Pola spojrzała na nas, jakbyśmy mieli coś z głowami, ale za to ją kocham. Podszedłem do niej, jak chłopaki zaczęli wychodzić. Przytuliłem się do niej.
-I jak tam Misia?- Nadal nie lubi tego przezwiska, a ja nadal kocham ją tym denerwować.
-Przypominam, że nie jestem Winiarem...- powiedziała przez zęby.
-Oj no wiesz jak kocham się z Tobą droczyć?
-He... Ale ja jestem dla Ciebie bardzo miła, dobra...- zaczęła wyliczać, a ja się zaśmiałem.
-Tak i to bardzo...
Po czym wpiłem się w jej usta, bo nie ukrywam, że się jeszcze ze mną nie przywitała. No ale takim sposobem wpadliśmy...
-I Wy się nie chwalicie?
-Mariusz...
-Oj mogliście uważać, że nic nie widzieliście, bo teraz podpadłem...
-No wiecie co... Nam nie powiedzieć to szczyt...
-Nie... Bo do Sudetów nam daleko...
-No wiecie o co chodzi...
-Ale nie chcieliśmy nic jeszcze mówić... Zrozumcie nas...
-Oj no jasne... -powiedział Kłosik i się rzucił na nas.- Pola, jak będzie przeginał to mu przywal... Masz nasze błogosławieństwo...
-Jesteście trzepnięci, ale za to Was uwielbiam... A teraz sio na trening... Bo się skapną...
-No już idziemy szefowo...
-Więc buzi buzi dzieciaki i już Was nie ma...
-No dobra...
Pocałowałem ją i poleciałem z chłopakami do szatni. Gdzie czekał na nas już Marechal. Wymyśliliśmy na poczekaniu, że byliśmy u trenera spytać się jaki jest na dzisiaj plan. Chyba nam uwierzył. Wzięliśmy swoje butelki i ruszyliśmy na parkiet. Trening przemijał normalnie, ale kiedy pojawiła się Pola to spojrzeliśmy na siebie i wiedziałem, że muszę zacząć.
-Kochanie, proszę no... Odezwij się...
Jej mina? Mrugnąłem do niej, więc zaczaiła o co chodzi. Posłała mi serdecznego palca (wiecie to jest ten sam ruch jak środkowym, tylko, że ona mam w naturze pokazywać serdeczny) po czym wyszła, a ja pobiegłem do niej, a za mną brygada.
-No Mariusz no... Wracaj nam tu zaraz...
Po czym wzięliśmy nasz bronie i zaczęliśmy wszystkich lać wodą. Najbardziej to chodziło, żeby ich zlać ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy i siebie samych nie polali. Ale była akcja. Po czym udaliśmy się do szatni, do której mieliśmy się udać, a Marechal niczego nie świadomy został wepchnięty do szatni i zamknięty.
(Mery)
Trumna, dzwony, tłum ludzi... Po prawej mam Agę, a po lewej... Pustkę... Siedzimy w kościele, ale nikt nie chce wierzyć w to co się stało... Spoglądam na wszystkich. Dużo znajomych ludzi, wielu siatkarzy i ja... Samotna dziewczynka, siedząca obok młodej wdowy, która tak samo jak ja, nie ma już nikogo...
Cmentarz i ludzie nad grobem. Wszyscy słuchają księdza. Nie umiem się opanować i tak jak Aga cały czas płaczę. Ciągle ją przytulam i mimo że moje serce samo pękło nieodwracalnie i nie ma dla kogo żyć podtrzymuję ją na duchu i staram się jej pokazać, że jestem tu, przy niej...
Krzysiek kładzie na trumnę niebieską koszulkę z numerem 16... Trumna zostaje zesłana do grobu... Podchodzą do nas Łukasz, Piotrek, Krzysiek, Mariusz, Michał, Wojtek, Paweł i inni, których nie za bardzo kojarzę z imion... Mój świat poraz kolejny się załamuje... Znowu tracę najważniejszą osobę w swoim życiu, tylko, że tym razem, nie mam już nikogo. Po śmierci rodziców miałam jeszcze jego... Mogłam zawsze zadzwonić do niego... Teraz, sama się przyłapywałam na nieświadomym wykręcaniu jego numeru. Nie raz tego nie przerywałam, bo przynajmniej słyszałam jego radosny głos, który mówił, że nie ma go teraz i mam zostawić wiadomość...
Może kwiatów i pełno zniczy. Rozłożone szaliki AZS-u Częstochowy i jak na boisku "Arek Gołaś, Arek"... Pierwszy raz od tak dawna, od roku kiedy zginął Młody płakałam jak szalona... Bolało jak cholera... Spojrzałam na Agę... Starałam ją się pocieszać, ale wiedziałam jakie to trudne... Ona nie chciała tłumaczeń, nie chciała pocieszenia, chciała jego... Do tego się obwiniała o wszystko, będzie miała sprawę w sądzie, jakby nie wystarczyła jej świadomość, że już nigdy nie zobaczy ukochanego...
Może i mam 13 lat, ale wiem co przeżywa... Łzy leciały mi strumieniami... Zaczął padać deszcz. Nie wyciągnęłam parasola, bo nie chciałam... Nie chciała żyć, bo nie miałam dla kogo... Czułam jak kolejne krople deszczu moczą moje włosy... Stałam tam do samego końca, aż do momentu jak wszyscy zaczęli wychodzić...
Poczułam silne ramie, które mnie otoczyło i przytuliło mnie do siebie...
- Maryś, będzie dobrze- powiedział mężczyzna przytulając mnie mocniej.
- Co będzie dobrze Łukasz? Nic nie będzie dobrze... Ja już nie chce żyć... Czemu zabiera mi wszystkich, których kocham? Ponoć jest miłosierny, ale tego nie umiem zrozumieć... Czym oni mu zawinili? Oddałabym wszystko, żeby tu teraz był... Tak bardzo chciałabym być teraz na jego miejscu...
- Nawet tak nie mów- przerwał mi rozgrywający.- Marysia, ty nie wiesz co mówisz...
- Wiem- odpowiedziałam cicho.- Po mnie nikt by nie płakał... Na co komuś ktoś taki jak ja? On przynajmniej był kimś ważnym, nie tylko w życiu wielu osób... Powiedz, że to jest zły sen, a jak się obudzę to zadzwoni do mnie, że już dojechał do Maceraty i nic mu nie jest... Łukasz, powiedz, że to jest sen, błagam- powiedziałam zalewając się jeszcze większym płaczem i dostając napadu chisteri.
Rozgrywający milczał. Wiedział, że nie może mi tego powiedzieć. Sama poczułam jego łzę na moim ramieniu... Wiedział, że nie może mi pomóc, bo nie ma jak... Wiedział, że jedyny sens mojego życia, to było poczucie, że mam jeszcze kogoś na tym świecie, a teraz kiedy Arczi odszedł, nie miałam już takiego poczucia...
- Marysia...
- Powiedz, że to sen- błagałam przez łzy rozgrywającego.- Powiedz, że on żyje, a to tylko paskudny, zły sen- załkałam w marynarkę Łukasza...
- Mery...- Zaczął a ja podniosłam na niego moje oczy. Zapuchnięte, wypłakane oczy, które miały w sobie tylko ból, smutek i żałość...- To tylko sen... Jeszcze go spotkasz- powiedział spokojnie i pocałował mnie w czubek głowy...
Czemu mi to znowu zrobiłeś? Nie wystarczy, że zabrałeś mi mamę, tatę, brata, wszystkich, to teraz jeszcze zabierasz Arka?! Czemu?! Co ja Ci zrobiłam?! I czemu nadal pozwalasz mi żyć, skoro nie mam dla kogo?!
Łukasz przytulił mnie jeszcze mocniej, poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę, to był Krzysiek. Staliśmy tak w trójkę. Krzysiek, ja i Łukasz... Chłopaki starali się zachować kamienne twarze, ale słabo im to szło. Skoleji ja płakałam jak najęta... Nie chciałam nikogo... Chciałam, żeby mnie przytulił, pogłaskał po głowie i powiedział, że jest wszystko ok...
- Najbliższy tydzień zostajesz u nas- powiedział cicho libero.
- Nie mogę, Krzysiek, ja będę dla was tylko ciężarem, zresztą... Jak dla wszystkich...
- Nawet tak nie myśl- powiedział i przytulił mnie.
Znowu byłam słaba... Jak małe dziecko... Nie umiałam nic powiedzieć tylko płakałam... Po chwili poczułam jeszcze jedne ramiona i zrozumiałam, że jeszcze przytula mnie Łukasz...
- Boże nienawidzę cię...- wyszeptałam w koszule libero i zaczęłam łkać jak małe dziecko...
Siedziałam na łóżku, cała zapłakana... To znowu wróciło... Spojrzałam na zegarek. 2:23... Wstałam z łóżka i sięgnęłam do najgłębszych zakątków mojej szafy... Wyciągnęłam z niej dużego, białego misia i koszulkę z numerem 16 i nazwiskiem GOŁAŚ. Ubrałam na siebie koszulkę i przytuliłam mocno misia...
"-Nie płacz Mała... Przecież wrócę na święta i zabiorę cię do siebie... zobaczysz...
- Nie jedź, zostań jeszcze jeden dzień, błagam... Mam złe przeczucia- łkałam w koszulkę środkowego.
- Hej, nic mi nie będzie, zobaczysz... A tu masz coś, żebyś pamiętała o mnie kiedy będzie ci źle- powiedział i dał mi ogromnego białego misia z jego koszulką meczową.- No już, uśmiechnij się. Zobaczysz, nim się obejrzysz znowu się spotkamy..."
Kolejne łzy... 15 września 2005r, kiedy wszystko jeszcze było ok... Spojrzałam na szafkę nocną. Na zdjęcie z nim, Agą, Młodym i rodzicami...
Obudziła mnie policja i powiedziała, że musi ze mną porozmawiać w cztery oczy. Dyrektorka nie chciała wierzyć, że zrobiłam coś karalnego. Miałam mętlik w głowie.
- Pani Maria Błaszyk?- Zapytał wyższy mężczyzna. Nie cierpiałam kiedy mówiono do mnie pełnym imieniem.
- Tak-odpowiedziałam niepewnie.- Coś się stało.
- Niestety, pani chrzestny, Arkadiusz Gołaś zginął dzisiaj rano w wypadku samochodowym w Austrii. Przykro nam- powiedział ten drugi i tyle ile ich widziałam...
To nie może być prawda... Nie, tylko nie to...
Wzięłam telefon i zadzwoniłam do niego. Poczta. Drugi raz, to samo... Trzeci, czwarty, piąty, szósty... Nadal tylko poczta...
Usiadłam na schodach i zalałam się łzami. Po chwili poczułam jak ktoś mnie obejmuje ramieniem i przytula do siebie.
- Spokojnie Mała...- Powiedział znajomy głos...
- Krzysiek on żyje, prawda? Powiedz, że to tylko głupi żart, że to nie porozumienie- łkałam w czarną koszulkę libero.
Mężczyzna milczał...
Kolejne tragiczne wspomnienie... Przytuliłam najmocniej jak tylko mogłam misia i płakałam dalej jak małe dziecko... 16 września 2005 roku... Znienawidzone przezemnie dzień i to z dwóch powodów...To była pierwsza taka noc i przez następny miesiąc (czyli do teraz) nic się nie zmieniło...
Poza tym? Nic ciekawego... No wyniki mi skaczą i są zmienne jak pogoda w Tatrach i Beskidach, jestem idiotką, znowu męczą mnie koszmary, które dały mi spokój rok po każdym z wydarzeń (śmierć rodziców, śmierć Arka, gwałt, śmierć Dominisia)... Mocno się to na mnie odbija... Wyglądam jak zombie i to dosłownie... Jestem bledsza niż zwykle, mam podkrążone oczy... Jak śpię cztery godziny to jest max... Mało jem, czasem Pola wdusza we mnie jedzenie. Czasem (czyli bardzo często) cały dzień ciągnę na jednym kubku kawy, który wypiję rano... Jeszcze praktycznie nie rozmawiam z Nico... Jestem uparta jak osioł i nie umiem do niego normalnie zagadać. Co dzień zastanawiam się czy nie założyć tego pięknego naszyjnika, który od niego dostałam... Ale nie umiem... Coś mnie cały czas blokuje i to nie jest coś z mojego serca, tylko z mojego rozumu... I co jest najgorsze, nie umiem złamać "tego czegoś" co mnie blokuje, nawet teraz...
Dobra, skup się... Przebrałam się i poszłam na hale. Nikogo nie było więc zaczęłam się rozgrzewać. Zaczęłam od biegania a potem rozgrzewałam ręce i palce. No mało to pomogło... Ręce nadal miałam jak z lodu. No cóż... Wyniki jak mówiłam, raz rewelacyjne, raz tragiczne, a do tego doszło teraz słabe krążenie... No lepiej być nie mogło... Coś wspaniałego...
Podeszłam do ściany i zaczęłam w nią odbijać. Najpierw odbicie palcami, plas o ścianę, potem znowu palcami, plas, ściana i tak cały czas... Przynajmniej się trochę rozładowałam, bo ostatnimi czasy miałam spore huśtawki nastrojów... No zdarza się i nic na to nie poradzę...
Po chwili przyszli "panowie" (czujecie ten sarkazm?) i zaczęli rozgrzewkę. A ja? A ja dalej odbijałam ze ścianą... Tylko zastanawiało mnie jedno...
- Mario!- Zwołałam na całą salę.
- Słucham cię- odezwał się Wlazły.
- Nie ty Szampon, ten drugi- odpowiedziałam spokojnie.
- No co się stało Mała?- Zapytał podchodząc do mnie. Wiedział jak nie cierpię tego przezwiska.
- Ile razy mam ci powtarzać, że wzrost to nie wszystko? Zresztą, nieważne, wiesz gdzie jest Polcia?
- Z Tomkiem na siłowni, a co?
- Nic, bo nigdzie jej nie widzę i temu się pytam- odpowiedziałam środkowemu i poszłam dalej się rozgrzewać.
Szczerze? Nie miałam ochoty na żaden trening... Chciała wrócić do domu, położyć się do łóżka i chociaż chwilę się zdrzemnąć... Jestem śpiąca i nawet kawa mi nie pomaga! Coś sobie kiedyś zrobię, obiecuję...
Oczywiście Pola uważa, że to przez moją głupotę... Nawet nie wie, jak często chcę założyć ten wisiorek, jak często chce mu powiedzieć, że tak, że chcę ale... Właśnie, zawsze jest to pierdolone ale... Nie umiem... Chciałabym, ale zawsze jak chce coś powiedzieć to słowa wiążą mi się w gardle... Teo miał rację... Gdybym była taka jak we Włoszech na tej wymianie to pewnie bym mu wszystko powiedziała i już dawno bylibyśmy razem, ale nie! Czemu musiałam się tak zmienić?! Zachowuję się teraz gorzej niż Pola z tym zakonem...
Wiem, jestem głupia, uparta itp, ale mnie nie zmienisz... Jestem jaka jestem, niestety, charakterek mam po mamci, czyli jestem uparta gorzej niż osioł...
Wracając, trening przebiegał normalnie do puki nie weszła Polcia. Maniek odrazu do niej podbiegł, o coś pytał, ale ta mu tylko pokazała serdecznego i wyszła, a on poszedł za nią. Dalszej części nie widziałam, bo zagadał mnie Nico Uriartę takimi pytaniami, typu gdzie uczyłam się rozgrywać, mój pierwszy klub, w miarę to rozumiałam, bo pewnie chciał się dowiedzieć, kto nauczył mnie tak rozgrywać, bo to jest nie za często spotykane ułożenie rąk, a jak już jest, to zazwyczaj są to piłki niesione...
Nagle poczułam na swojej rozgrzanej skórze lodowatą wodę. Myślałam, że zabiję. Byłam cała mokra! Wściekła poszłam się przebrać do szatni i przy okazji wziąć szybki prysznic.
Weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic i poszłam się przebrać, a tam co? Polcia z moją torbą. Podziękowałam jej i poszłam się przebrać i to był mój błąd... W torbie nie miała moich dresów tylko taką oto sukienkę:
A do tego jakże wspaniałe obuwie:
Następnym razem muszę lepiej chować szpilki przed Polą...
Weszłam z łazienki do szatni i zgromiłam Polcię spojrzeniem.
- Nigdzie tak nie wyjdę i są dwa powody. Pierwszy to taki, że zabiję się w tych butach...
- Bzdura, ty w szpilkach jesteś urodzona- przerwała mi Adamczyk.
- A druga, nie wyjdę w tej sukience... Nie dam rady...- powiedziałam spokojnie i poczułam pod powiekami łzy...
(Nico)
Pustka... To jedno słowo, które opisuje ostatni miesiąc. Cały czas zerkam na Mery, czy aby przypadkiem nie ma mojego łańcuszka, ale niestety nie... Boli mnie to, ale nie umiem się przełamać... Przecież, co mam jeszcze zrobić skoro ona nie jest gotowa... Sama pojawia się rzadko na treningach, a jak już jest to zagaduje ją cały czas Szampon i Winiar...
Wracając, dzisiejszy trening zaczął się inaczej... To znaczy tak samo, ale inaczej, bo chłopaków nie było na początku w szatni. Powiedzieli, że niby byli u trenera, ale jakoś nie chciało mi się wierzyć, więc tylko przytaknąłem głową, że rozumiem.
Kiedy weszliśmy na salę Mery już się rozgrzewała... Więc gra z nami... Czyli Marcin chory... No po prostu super...
Zaczęliśmy rozgrzewkę a potem ćwiczyliśmy obronę i atak. Wszystko było ok, puki nie przyszła Pola.
Coś się stało i Maniek wybiegł za nią. Spojrzałem na panią Błaszczyk. Gadała z Nico, sądząc po luźności rozmowy po hiszpańsku... Szkoda, że nic nie rozumiałem... Ale trudno...
Nagle wleciała reszta zespołu i ni stąd, ni zowąd zaczęli lać wszystkich wodą. Nie powiem, uśmiałem się, ale jak poszedłem się przebrać to do śmiechu mi już nie było. Zamknęli mnie w szatni, a na przebranie dostałem białą koszulę i wyjściowe jeansy... Oni coś knują...
No ale co, miałem w mokrych ciuchach chodzić? Umyłem się i przebrałem po czym przyszedł po mnie Marcyniak.
- Mariusz, możesz mi powiedzieć o co chodzi?
- O nic- odpowiedziała i zaprowadził mnie do gabinetu Tomka...
Coś mi tu nie grało... Usłyszałem stukot obcasów i głosy dwóch kobiet. Po chwili się zorientowałem, że to Mery i Polcia. Kłóciły się, co jest do nich nie podobne. Kiedy weszły do gabinetu oniemiałem... Mery zatrzymała się w pół kroku i lustrowała mnie od dołu do góry. Widziałem, że toczy ze sobą walkę.
Wyglądała pięknie... Biała sukienka z koronkowymi rękawkami odkrywającymi ramiona, jasne szpilki, blond kosmyki opadające na plecy. Tylko te oczy... Inne niż zwykle... Już nie pełne życia i radości tylko smutne i przygaszone...
******************************************************************************************************************
Hejka wszystkim. I jak na dzisiaj?
Rozdział pojawił się akurat tego dnia, bo jest w nim dużo o osobie,
która kibicom polskiej siatkówki kojarzy się właśnie z dzisiejszym dniem...
Aż trudno uwierzyć, że to już 11 lat jak nie ma go z nami...
Sama mało co pamiętam bo miałam zaledwie nie całe pięć lat jak to się stało,
ale moi rodzice a zwłaszcza mama owszem, pamiętają...
Trudno w to uwierzyć, że w tak młodym wieku odeszła tak utalentowana osoba...
No ale cóż, życie toczy się dalej a my nigdy nie zapomnimy...
Więc niech każdy pamięta
"FRUŃ JAK NAJWYŻEJ PO MARZENIA"
i
"NIGDY NIE POZWÓL ABY KTOŚ ZNISZCZYŁ TWOJE MARZENIA"
Więc tą nutą wspomnień zostawiamy was z nowym rozdziałem
(mam nadzieję, że nie popadliście po nim w depresję czy jakieś załamanie).
Więc do zobaczenia w sobotę.
Całują Tośka&Zuśka
Ryczałam, naprawdę łzy mi ciekną po policzku a osobie z moim charakterem i usposobieniem zdarza to się rzadko. Wspomnienia Marysi naprawdę łapią za serce. Ale wierzę, że dzięki planowi Polci ona i Nico no... ten... będzie francuska miłość XDD Fajnie, że tak dużo tu Łukasza i Igły <3 Arek... czemu za każdym razem kiedy o nim myślę muszę płakać? Życie jest niesprawiedliwe... No więc ja czekam na następne co te wielkoludy odwalą i jak Nico z Mary <3 pozdrówka laski :*
OdpowiedzUsuńSama to pisałam przez łzy, bo szukałam dla Tośki czy zachowały się jeszcze jakieś materiały z jego meczów i tak się jakoś nakręciłam... No jak poprawiałam błędy to tak samo ryczałam a co potęgowało mój płacz to piosenka "Zawsze tam gdzie ty"... Więc płakałam podwójnie a jak znalazłam to zdjęcie na telefonie to już w ogóle ryczałam jak bóbr... No ale co zrobisz... Arka, Igły i Ziomka jeszcze będzie dużo, a najwięcej tego pierwszego... Sama mam nadzieję, że im się ułoży... Zobaczyny jak to będzie ;)
Usuń