- Czemu nie dasz rady?- Zapytała spokojnie Polcia. Moje oczy zaszły łzami.
- Bo... Bo to jest... To jest sukienka po mamie... Dostałam ją od Arka, 15 września, przed jego wyjazdem do Włoch...- powiedziałam a po moich policzkach popłynęły łzy...
- Dasz radę... Jesteś silna...
- Nie dam rady!- Krzyknęłam i schowałam twarz w dłoniach.- Od dwóch miesięcy nie mogę zasnąć, bo albo śni mi się pogrzeb mamy, taty, Młodego albo Arka, albo ten cały gwałt, albo śmierć Dominisia...- zalałam się kolejnymi łzami.
- Potrafisz, rozumiesz? Potrafisz, słyszysz? Potrafisz- powiedziała przytulając mnie.
Chwilę jeszcze posiedziałyśmy i kiedy się ogarnęłam zaprowadziła mnie do gabinetu Tomka. Po drodze oczywiście zdążyłyśmy się pokłócić, że nie chce mi powiedzieć po co ja mam tam iść, ale mniejsza z tym... Wiecie kogo tam zobaczyłam? Nico! Myślałam, że mnie pognie!
Stał tam jak... No właśnie jak... Myślałam że się poraz kolejny dzisiaj popłaczę, ale moje łzy chyba już się skończyły... Stał tam jak zaczarowany w tej białej koszuli i tych wyjściowych, ciemnych jeansach... Boziu jaki on przystojny... CO?! Opanuj się! Kobieto, potrzebujesz snu, bo nie myślisz trzeźwo...
Stał jak wryty, no a ja sama się zatrzymałam w pół kroku... Bo jego widok jednocześnie bolał i dawał mi ukojenie... A ja tak cholernie teraz potrzebowała spokoju i ukojenia jaki dawał mi jego obraz...
Nim się zorientowałam zostałam sama z przyjmującym. Bolało to, że jest takim świetnym facetem, a ja nie umiem się przełamać... Tylko czemu on się tak przy mnie upiera... Przecież może mieć każdą na skinienie, ładniejsze, mądrzejsze, szczuplejsze i przede wszystkim normalniejsze... Z normalną psychiką, z normalną przeszłością... Nie rozumiałam go... Tyle przed nim ukrywam a on nic...
- Ładnie wyglądasz- wydusił po dłuższej chwili.
Spojrzałam na niego i miałam wrażenie, że robię się czerwona...
- Dziękuję- powiedziałam cicho i zapanowała taka niezręczna cisza.
- Nawet nie wiesz jak mi Cię brakowało- wyszeptał brunet po francusku ze spuszczoną głową.
- Uwierz, że wiem- odpowiedziałam w tym samym języku. Przyjmujący spojrzał na mnie z niedowierzaniem.- Wiesz co to są bariery językowe? Kiedy umiesz jakiś język, wiesz jak się wymawia wyrazy, jak się czyta, jak się pisze, jak się rozmawia... Ale nie umiesz bo masz blokadę w głowię? Ja tak miałam z francuskim. Mówiłam, że go nie umiem, bo bałam się odezwać w tym języku, a od pewnego czasu, to już nie ma dla mnie znaczenia- oznajmiłam spokojnie w jego ojczystym języku, a on nadal wyglądał jakby kosmitę zobaczył.
Jego oczy przypominały 5 złotych. Musiałam się powstrzymywać ze śmiechu. Wyglądał tak zabawnie, a zarazem tak uroczo... Uśmiechnęłam się i spuściłam głowę.
- Wiedziałem, że umiesz francuski- wydusił z siebie po chwili.
- Niby skąd?
- Jak śpiewała u Mariusza. Nikt kto się nie uczył tego języka nie zaśpiewał by tak perfekcyjnie po francusku- odpowiedział mi spokojnie.- Poza tym, mało kto zna te piosenki Kednji'ego, które ty śpiewałaś... Tutaj naprawdę trzeba się zagłębić w jego muzykę...
- Wiem, ale go bardzo lubię... Ma fajne piosenki, przyjemne do śpiewania, łatwo wpadające w ucho...- powiedziałam spokojnie.
Rozejrzeliśmy się po gabinecie. Był tam zastawiony stół i obiad podany na talerzach... Zaśmiałam się w głębi ducha, bo wiedziałam, że Polcia i ta banda zwana siatkarzami ma z tym wiele, a nawet wszystko wspólnego...
- Wiesz co oni kombinują?- Zapytałam i wskazałam na stół z obiadem.
- Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia- odpowiedział z lekkim śmiechem.
Podeszliśmy do stołu. Nico znalazł jakąś karteczkę. Oderwał ją i przeczytał po czym podał mi. Spojrzałam i mimowolnie się uśmiechnęłam...
Oto obiadek dla was.
Mam nadzieję, że się spodoba.
Tylko spokojnie mi tam, bo na ciocie
to jestem za młoda xD
Bawcie się dobrze ;***
Ta... Polcia... Moja kochana Polcia... Zatłukę jak spotkam....(Nico)
Boże... Czemu mi ją zesłałeś skoro nie mogę z nią być? Poprawka, mogę ale ona nie jest gotowa...
Każda część mojego ciała krzyczała, że mam do niej podejść, przytulić ją i pocałować, a ja się bałem, że zrażę ją tym od siebie... Bałem się, że zrozumie to inaczej i nie będzie chciała mnie znać... Wiem też, że jest mądra i może zrozumieć to zupełnie inaczej, tak jak ja, czyli, że to robię ze względu na uczucie, bo chcę jej pokazać, że jest dla mnie bardzo ważna... Chciałbym jej to powiedzieć, ale nie wiem czemu, nie umiem, zawsze te słowa zostają mi w gardle, a poza tym, nie chcę na nią naciskać, bo wiem, że to mi w niczym nie pomoże...
- Ładnie wyglądasz- wykrztusiłem z siebie po chwili... Chociaż słowo ładnie niczego nie oddawało, wyglądała zjawiskowo, jak jakaś bogini... Była wspaniała, tylko jak już wspominałem, te oczy... Nie takie piękne jak zawsze...
- Dziękuję- odpowiedziała spokojnie i zobaczyłem na jej twarzy lekki rumieniec. Jak on jej pasował... Był taki śliczny...
- Nawet nie wiesz jak mi tego brakowało- powiedziałem cicho do siebie po francusku pewny w 100%, że tego nie zrozumie.
- Uwierz, że wiem- odpowiedziała w tym samym języku i mnie wcięło.
Potem zaczął się jej wywód o barierze jaką miała przy francuskim... W sumie, mało mnie to obchodziła, najważniejsze jest to, że tu była, cała i "zdrowa", bo jak gadałem z Polą to mówiła, że jej wyniki skaczą jak nie wiem co...
- To chyba nam nie dają spokoju- powiedziałem jak podałem jej karteczkę ze stołu.
- Chyba nie...- odpowiedziała zrezygnowana Mery.
Gestem ręki pokazałem, że ma się rozgościć. Odsunąłem jej krzesło a ona na nim usiadła. Szczerze? Nie pamiętam co jedliśmy... Pamiętam naszą rozmowę, taką jak sprzed ponad dwóch miesięcy... Taką o wszystkim i o niczym, całkowicie na luzie... Potrzebowałem takiej rozmowy jak powietrza, jak znaku, że wszystko nadal jest ok... I tak było... Do tego chyba nie tylko u mnie...
(Mariusz)
Kiedy zostały nasze "francuskie gołąbeczki" same, to zabrałem Polcie na spacer do parku. Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy sobie tego nie uprzykrzali, czyli w grę wchodzi podkładanie nóg, wskakiwanie na barana (tak Pola to robiła, czyli chowała się za mną, a potem wskakiwała na mnie i tak za to ją kocham), czy ja przerzucałem ją przez bark, leżenie na trawie. Kiedy dotarliśmy do placu zabaw, usiedliśmy na ławce i obserwowaliśmy dzieci bawiące się i ich rodziców. Wziąłem Polcie na kolana i ją do siebie przytuliłem.
-Pola, o czym myślisz?
-O tym, czy Maryś mnie za tą akcje zabije, ale taka śmierć szybką czy od noża z masłem...
-Co?!- zacząłem się śmiać.
-No tak, powiedziała kiedyś, że jeśli odwinę jej jakąś akcję to zabije mnie nożem od masła, niby wtedy śmierć jest wolniejsza i bolesna.
-Skąd to wie?
-A tego to już nie wiem...
- Jak coś to moje mieszkanie czeka na Ciebie...
-Wo kurde... Są lepsze propozycję?- zaśmiała się.
-Tak, u mnie... - powiedział jakiś mi nie znany męski głos, ale za to Pola napięła się jak struna.
(Pola)
Rozmawiałam se spokojnie z Mario, a tu nagle ten głos. Myślałam, że go więcej nie spotkam. A tu proszę jaka niespodzianka. Napięłam się cała, kiedy to usłyszałam, chyba Mariusz to zauważył, bo złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
-No co już mnie nie pamiętasz? To ja Paweł, twój chłopak...
Nie wytrzymałam. Wstałam i zrobiłam to co chciałam zrobić już od dawna, czyli strzeliłam mu w pysk.
-Jeśli dobrze wiem, to nie jesteśmy parą już od kilku lat, jeśli nadal nie dotarło do tej twojej głupiej łepetyny to już twój problem...
-Hoho... Jaka odważna, zmieniłaś się kochanie...- zaczął się zbliżając na niebezpieczną odległość.
-Ile razy mam powtarzać, że masz mi dać spokój?! Za mało Ci?
-Ciebie zawsze... - po czym objął mnie i złapał za tyłek.
Kiedyś bym to przepuściła, ale teraz na pewno nie. Chwyciłam za jego ręce i je mu wykręciłam, w taki sposób, że miał ją z tyłu między łopatkami.
-Słuchaj, powtórzę to ostatni raz. Masz mnie zostawić spokoju!
-Bo?
-Bo wtedy będziesz miał ze mną do czynienia...- wtrącił się Mariusz.
-A Ty kto? Prawnik...- zaśmiał.
-Nie jej chłopak. Więc sorry chłopie twoja liga się skończyła dawno temu, więc albo zrozumiesz to po dobroci...
-Albo...- wtrącił się ten debil.
-Albo dziewczyna Ci urwie jaja- dokończyłam, a po minie Mariusza widziałam, że próbuję się nie śmiać.
-Ty?! Proszę Cię...-zaśmiał się.- Ty nawet muchy nie umiesz powalić...
-Chce zaznaczyć, że teraz jesteś tak jakby trzymany przez mnie...
-Ale tylko trzymany, chce zaznaczyć kochanie, że ja stoję...
-Czyli chcesz leżeć? No to proszę...
Podcięłam mu nogę i w tym czasie go puściłam. Poleciał na ziemię, a ja chwyciłam jego nogę lewą (pamiętam, że zawsze miał z nią problemy, bo naderwał kiedyś mięśnie) i prawą rękę i trzymałam.
-Ała, ała... Puść mnie...
-Przed chwilą mówiłeś, że nie potrafię skrzywdzić muchy... Fakt nie umiem, ale Ty nie jesteś muchą... Ty nawet nie jesteś żadnym zwierzęciem, ani człowiekiem, więc mówię Ci po raz ostatni zostaw mnie, bo inaczej będziemy już gadać i to na serio inaczej... Tylko mnie ciekawi czy szkoda mi obijać twój krzywy ryj, bo może być tak, że nawet pójdę do pudła, więc nie warto przez Ciebie się marnować, nic nie jest warte... Więc masz 10 sekund na zejście mi z oczu bo inaczej nie pójdziesz o własnych siłach... - zeszłam z niego i zaczęłam liczyć.- 1... 2... 3...
Po czym go nie było, a Mariusz się na mnie patrzył.
-Kto to był?
-Pewien idiota, który mnie tak ładnie załatwił, że prawie zepsułam życie...
-Yhm...
-Ale mam szczęście, że spotkałam Ciebie i mnie wyciągnąłeś z tego bagna... Dziękuję.
Po czym rzuciłam się na niego i mocno przytuliłam.
-Ja Tobie też dziękuję, że pokazałaś mi, że też mogę być szczęśliwy... - wyszeptał mi do ucha, a mi poleciała łza.
Spojrzałam w te jego oczy, a ten otarł moją łzę i opierając czoło o moje.
-A Ty?-zapytał.
-Ale co ja?- zapytałam, bo nie wiedziałam o co chodzi.
-Czy jesteś szczęśliwa?
-No wiesz... Zależy pod jakim względem... Bo jest parę rzeczy, które chciałabym zrobić, zmienić, wymienić... Np. w Tobie - pokazałam mu język i się zaśmiałam, a on mi wtórował.
-Wiesz jak Ciebie kocham?
-Nie...
-Wiesz co...
-Wiem, że mnie kochasz.
-Ej... - po czym złączył nasze usta.
-No co?
- To, że Cię kocham...
(Mariusz)
To co pokazała mi Pola w parku, byłem pod wrażeniem. Nie wiedziałem, że moja dziewczyna jest taka niebezpieczna. Nie no żartuję... Ale poważnie to mnie zaskoczyła. He... Jestem z niej taki dumny. Ale wracając to po tej całej sprawie, stwierdziliśmy, że lepiej będzie jak wrócimy do mojego mieszkania. Zrobiliśmy sobie obiad, a potem siedzieliśmy wtuleni w siebie i oglądaliśmy Trudne Sprawy. Coś mi nie dawało spokoju jakbyśmy o czymś zapomnieli. Pola też była zamyślona i to bardzo.
-Pola...
-Mam wrażenie, że o czymś zapomnieliśmy...
-Czyli nie tylko mi się to zdaje...
Siedzieliśmy przez chwile i krzyknęliśmy razem:
-Cholera jasna, nasze francuskie gołąbeczki!
*****************************************************************************************************************
Hejka wszystkim ;)
I jak w tym tygodniu? Ostatni weekend września...
Już prawie miesiąc szkoły i ponad miesiąc do PlusLigi XD
I jak w szkole? Jak wam się podoba?
Już jakieś sprawdziany, kartkówki, a może pytanka przy tablicy?
Więc, jak rozdział? Podoba się? Co o nim myślicie?
Piszcie i do zobaczenia za tydzień ;)
Całują (w policzek xD) Tośka&Zuśka ;****