-To może przyjedziecie do nas na trening i pogracie z nami, co?- Usłyszałam cichy głos środkowego.
-Poczekaj spytam Maryś- powiedziała spokojnie moja współlokatorka. Pokazałam jej, że ma mi podać telefon.- Albo wiesz co... Sam ją zapytaj...- Po tych słowach wydarłam się na Marcyniaka.-Wiesz co Ci powiem?! Jesteś skończonym idiotą i kretynem! No porostu debil! I wiesz co Ci jeszcze powiem?! Że mam w dupie ten trening! Mam to gdzieś! Jak chcesz to bierz Polcie i sobie jedźcie, na mnie nie licz. Nie chcę cię na razie widzieć. I dla własnego bezpieczeństwa lepiej omijaj mnie szerokim łukiem bo Cię tak spiorę, że rodzona matka cie nie pozna, a najlepsi chirurdzy nie poskładają!- Wydarłam się i wróciłam do oglądania filmu.
Byłam wkurzona jak nie powiem co. Miał szczęście, że nie stał koło mnie bo by tak od mnie dostał... I nie ważne jak by to śmiesznie wyglądało, że dziewczyna nie całe 170 cm daje w łeb gościowi około 205 cm...
Ale wracając... Przemyślałam i jednak stwierdziłam, że pójdę na ten trening, bo mnie szlag w domu trafi. Poszłam do pokoju i spakowałam ciuchy do torby, jakieś zamienne dresy, ochraniacze, koszulkę termoaktywną z długim rękawem, której już tak dawno nie miałam na sobie, jakieś skarpetki i halówki...
Kiedy tylko wyszłam z pokoju z torbą zobaczyłam jak Polcia się pakuje.
- Ja idę na hale, ty rób co chcesz- burknęłam i wyszłam z mieszkania.
Kiedy tylko dotarłam na hale poszłam się przebrać i weszłam na boisko. Zaczęłam się rozciągać, potem przebiegłam 10 kółek i zaczęłam odbijać ze ścianą. Wiecie, odbicie górą, plas, ściana i tak cały czas. Byłam sama więc wystraszyłam jak ktoś się odezwał.
- Wow, ale pani fajnie odbija- usłyszałam głos jakiegoś dziecka, więc się odwróciłam i kogo zobaczyłam? No Arka Wlazłego!
- Dziękuję, a nie powinieneś być z tatą?- Zapytałam kucając przy nim.
- Tata jest w szatni z wujkiem Michałem i wujkiem Liskiem.
- Aha...
- A pani kim jest? Bo nigdy tu pani nie widziałem...
- Wybacz, nie przedstawiłam się, jestem Marysia Błaszczyk, koleżanka twojego taty i twoich wujków- odpowiedziałam i podałam mu rękę.
- Arek Wlazły- powiedział i ją uścisnął.- A na jakiej grasz pozycji?
- Jestem rozgrywającą.
- A od zawsze?- Dopytywała kserokopia Szampona. Jaki słodki i ciekawski dzieciak.
- Nie, przedtem byłam na libero...
- Jak wujek Kacper i Robert?- Przerwał mi blondynek.
- Tak, jak wujek Kacper i Robert- odpowiedziałam ze śmiechem.
- Ciociu?
- Taaaaak???
- A poodbijasz ze mną?- Zapytał robiąc maślane oczka. To był tak słodki widok, że grzech by było odmówić.
- Oczywiście- powiedziałam i lekko postrzępiłam mu włoski.
Ustawiliśmy się naprzeciwko siebie. Dałam małemu piłkę i to on zaczął. Nie powiem, dobrze mu szło. Pewnie Szampon odbijał z nim codziennie. Kilka razy musiałam wrócić do roli libero bo posyłał mi takie piłki, że musiałam się ostro rzucać. Mały też próbował, ale nie miał ochraniacza i troszkę zdarł sobie kolanko, więc podeszłam do niego.
- Boli?- Zapytałam, a on tylko pokiwał główką, że tak.
Arek pokazał mi to kolanko. Było lekko zdarte, ale tylko skóra, nie lała się krew, tylko było lekko czerwone. Delikatnie się schyliłam i pocałowałam czerwone miejsce.
- Lepiej?- Zapytałam patrząc na chłopca.
- Tak. Dziękuję ciociu- odpowiedział i dał mi buziaka w policzek.
Poczułam pod powiekami gorzkie łzy... Zamknęłam oczy i ciężko nabrałam powietrza.
- Coś się stało ciociu?- Zapytał i otarł mi jedną zabłąkaną łzę, którą niechcący uroniłam.
- Nie, wszystko jest dobrze- odpowiedziałam cicho, żeby nie było słychać jak bardzo łamie mi się głos.
I wtedy stało się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Tak po prostu mnie przytulił. A raczej dosłownie rzucił mi się na szyję i dosłownie objął jakby się bał, że zrobię coś głupiego.
- Ciociu co jest?- Zapytał ponownie chłopiec tuląc mnie z całych sił.
- Naprawdę Arek nic się nie stało...
- Nie kłam- przerwał mi blondynek.- Mam już sześć lat i taki kit to se możesz wujkowi Winiarowi i wujkowi Facu wciskać, ale nie mi- powiedział patrząc mi w oczy.- Tata mi trochę mówił o Tobie...
- A konkretnie co?
- Że wychowywałaś się w domu dziecka... Tylko tyle...
- To prawda...
- A powiesz mi czemu?- Dopytywał z maślanymi oczkami... Jaki on dociekliwy...
- A nie powiesz nikomu?
- Obiecuje, na mały paluszek- powiedział i złapaliśmy się za małe palce.
- No dobrze... Kiedy byłam o rok młodsza od ciebie moi rodzice z moim bratem zginęli w wypadku samochodowym...
- Czyli jak miałaś tyle lat ile ma teraz Mikołaj od wujka Pawła?- przerwał mi mały.
- Tak... Wtedy trafiłam do domu dziecka... Kiedy byłam w twoim wieku poznałam Polę, moją przyjaciółkę...
- Tą która jest dziewczyną wujka Mariusza?
- Tak, dokładnie tą... Teraz wiesz, czemu wychowywałam się w domu dziecka...
- A nie miałaś babci, dziadka albo wujka i cioci?
- Nie miałam babci ani dziadka, bo umarli zanim się urodziłam, a mój ojciec chrzestny był siatkarzem jak twój tatuś i nie mógł mnie adoptować...
- A kto był twoim ojcem chrzestnym?- Dopytywał malec. Ale on ciekawski...
- Arek Gołaś...
- Ten kolega wujka Krzyśka Ignaczaka, który zginął 10 lat temu?
- Tak, dokładnie ten...- odpowiedziałam poczułam kolejne łzy pod powiekami...
Młody znowu mnie przytulił. Teraz już nie wytrzymałam i poleciały mi łzy... Pomyśleć, że teraz miałby ponad cztery lata... Przytuliłam go jeszcze mocniej... On tak go przypominał...
- Arek, daj cioci spokój, ciocia musi być spokojna, bo gra dzisiaj z nami- usłyszałam głos Szampona.
- Ale tato...
- Nie ma tato, już do mamy- powiedział spokojnie, ale dosadnie Mario.
Młody pożegnał się ze mną i poleciał do Pauli, sama chciałam iść po wodę ale zatrzymał mnie atakujący.
- Mogę iść po wodę?
- Jak mi powiesz co się stało i czemu płaczesz.
- Mariusz...
- Nie Mariusz, coś nie jest ok, ale nikomu nie chcesz powiedzieć co...
- To są moje problemy i to tylko moja wina, że nie daję sobie rady z samą sobą...
- Ale jakbyś chciała pogadać, to wal śmiało... A jak będzie jakiś większy problem to zadzwonię po Igłę.
- Ojca i Duszpasterza Krzysztofa Ignaczaka?
- Dokładnie.
- Super, to mogę iść po tą wodę?- Zapytałam, a Szampon niechętnie od torował mi drogę.
Kiedy weszłam do szatni zalazłam się łzami. Nie wytrzymałam... Nie umiałam... Nagle poczułam jak ktoś mnie obejmuje ramieniem i przytula do siebie.
- Co się stało?- Usłyszałam głos przyjmującego.
(Nico)
Zobaczyłem chyba najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek ujrzałem na oczy... Mery odbija z Arkiem. Mały sobie świetnie radził, ale testował też rozgrywającą. Umiała się świetnie rzucać, była idealna. Mały też się kilka razy rzucił, ale nie miał ochraniaczy i zdarł sobie lekko kolanko. Mery podeszła do niego i o coś zapytała, nie słyszałem o co, bo stali za daleko... Wracając, mały Wlazły tylko przytaknął głową. Mery pochyliła się i dała mu buziaka w zdarte kolanko, po czym znowu coś powiedziała, Arek jej odpowiedział i pocałował w policzek. Zobaczyłem, że coś nie gra. Arek ją przytulił, potem chwycili się za małe paluszki i Maryś zaczęła mu coś tłumaczyć, następnie przyszedł Szampon, Arek pobiegł chyba do Pauli, a Mariusz maglował Marysię, coś mu powiedziała i poszła do szatni. Bałem się, więc poszedłem za nią.
Kiedy wszedłem do szatni dziewczyna siedziała pod ścianą i płakała. Usiadłem koło niej, objąłem ją ramieniem i przytuliłem do siebie.
- Co się stało?- Zapytałem spokojnie blondynki.
- Przepraszam, muszę pojechać w jedno miejsce- odpowiedziała spokojnie i zarwała się na równe nogi.
Chwyciłem ją za rękę i odwróciłem przodem do siebie. Miała łzy w oczach.
- Nico...
- Nie ma Nico. Nie pozwolę Ci samej nigdzie jechać w tym stanie. Jeszcze coś Ci się stanie i co wtedy?- Zaprotestowałem spokojnie.
Zobaczyłem jak na jej twarzy maluje się konsternacja. Nie wiedziała co ma zrobić i chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewała... Biła się z myślami ale w końcu się odezwała.
- Nico, ale ja muszę...
- To pojadę z tobą- odpowiedziałem spokojnie.
- A trening?- Od razu zaprotestowała.
Było widać, że chce jechać sama, ale w takim stanie jej nie puszczę. Jeszcze coś jej się stanie, a tego bym sobie nie darował...
- To nic, Mery, to tylko jeden trening, nic strasznego się nie stanie, jeśli raz nie pójdę na niego- odpowiedziałem z lekkim uśmiechem chcąc dodać jej otuchy.- Przebież się i czekaj na mnie przed wyjściem, a ja idę do trenera- dokończyłem i pocałowałem ją w czoło.
Więc wyszedłem i skierowałem się na salę gdzie był trener. Jak mi nie pozwoli to chyba coś sobie zrobię. Ale dobra, raz kozie śmierć.
- Trenerze?- Zapytałem, kiedy tylko do niego podeszłam.
- Co się stało Nico?
- Czy mógłbym się zwolnić z dzisiejszego treningu?
- A dlaczego?- Zapytał i dopiero teraz oderwał swój wzrok od kartki i spojrzał na mnie.
- Bo...
- Bo to sprawa życia i śmierci naszej przyjaciółki. Dziewczyna zaczyna mieć problemy, a tylko przy nim się uspakaja. To tylko jeden trening, obiecuję- odpowiedział za mnie Szampon.
- I chłopaki nie mają sprzeciwu?
- No nie- odpowiedział kapitan.
- A kto zagra za Nico?
- Ja zagram za niego- odpowiedziała tym razem Polcia, która właśnie weszła na halę.
- No dobrze, ale tylko ten jeden raz- odpowiedział trener i posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. Jak dobrze, że jutro był tylko popołudniowy.
Więc szybko pobiegłem się przebrać i ruszyłem w stronę wyjścia gdzie czekała na mnie Mery.
- To gdzie jedziemy?- Zapytałem niepewnie jak już wsiedliśmy do samochodu.
- Na pewno chcesz ze mną jechać? Bo to nie będzie przyjacielska ani miła wizyta -powiedziała spokojnie blondynka.
- Na pewno. To gdzie w końcu jedziemy?
- Do Ostrołęki- odpowiedziała spokojnie rozgrywająca.
- Nie ma problemu- odpowiedziałem i obrałem drogę na to miejsce.
Przez cały czas dziewczyna patrzyła przez boczne okno. Od czasu do czasu widziałem jak pojedyncze łzy spływały po jej policzku. Nie miałem pojęcia czemu akurat chce jechać do Ostrołęki... Kiedy tylko przekroczyliśmy granice docelowego miasta dziewczyna kierowała mnie gdzie mam jechać. Oczywiście nie znałem miasta więc pilot był mi bardzo potrzebny, a zwłaszcza, że nie czytałem w jej myślach.
Kiedy skierowała mnie na mały parking nie wiedziałem gdzie jesteśmy. Domyśliłem się, że to cmentarz po tym, że było pełno ludzi ubranych na czarno. W sumie ona też miała ubrany czarne spodnie i czarną koszulkę...
- Jak nie chcesz to nie musisz iść, za chwilę przyjdę- powiedziała, kiedy zacząłem razem z nią wysiadać z samochodu.
Nawet nie zdążyłem nic powiedzieć, bo dziewczyny już nie było. Dostrzegłem ją przy kwiatach jak kupuje białe róże. Kiedy tylko zapłaciła poszła, a raczej prawie pobiegła w stronę bramy cmentarnej. Poszedłem za nią. Niestety zgubiłem ją z pola widzenia. Przemierzałem alejki cmentarne.
Już chciałem zrezygnowany wrócić do samochodu, ale ją zobaczyłem. Siedziała na kolanach przy jednym z grobów. Zobaczyłem na niej marmurową piłkę do siatkówki. To musiał być grób jej chrzestnego. Podszedłem bliżej i usłyszałem jej głos.
- I co ja teraz mam zrobić? Boję się. O wszystko. Przeraża mnie moja bezsilność i uczucie do niego. Boję się, że nie dam sobie z tym wszystkim rady... To znowu się powtarza... Arek błagam... Daj mi jakiś znak co mam robić, bo nie daje rady.... Nawet nie wiesz jak mi cię brakuje...- przerwała i zobaczyłem jak po policzkach płyną jej łzy.- Zawsze będę Cię kochać, bez względu czy jesteś czy nie- dokończyła i odłożyła kwiaty na grób.
Podszedłem do niej i przytuliłem ją. Dziewczyna zaczęła płakać jeszcze bardziej.
- Jutro minie już dziesięć lat...- wyszeptała ledwo słyszalnie.- Tak długo już go nie ma... Jak ja tak długo wytrzymałam...
- To oznacza tylko tyle, że jesteś silną osobą- odpowiedziałem spokojnie.
Nie mam pojęcia ile tak staliśmy. Odeszliśmy od grobu dopiero jak zaczęło się ściemniać. Do połowy drogi milczeliśmy, a potem odezwał się telefon Mery. Dziewczyna spojrzała na niego i bezgłośnie zaklęła...
- Co się stało?- Zapytałem zatrzymując się na światłach.
- Pola zostaje u Mariusza, a ja nie mam klucza- odpowiedziała zrezygnowana.
- To możesz przecież zostać u mnie.
- Nico...
- Nie ma Nico... Zostajesz i już. Nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu- powiedziałem spokojnie.
Kiedy tylko dojechaliśmy do Bełchatowa zaprosiłem blondynkę do siebie.
(Mariusz)
Kiedy zostałem wyzwany przez Marysie, namówiłem Polę by przyszła. Powiedziała, że się postara przyjść. Przez to, że mi się nudziło , to nie zgadnięcie, ale ja zacząłem sprzątać w mieszkaniu. Na serio na łeb, chyba mi odwala. Za długo chyba przebywam z Polą. No ale jak tu z nią nie przebywać. No... Potem spakowałem się i byłem w szoku, że tak szybko poszedłem na trening i że jestem na czas. Ale na serio. Co ta dziewczyna ze mną robi. Po prostu nie wierze. Winiar z Szamponem robili sobie ze mnie jaja, no ale to normalne... Oni nawet z samych siebie się śmieją i z kim ja żyje? Więc może odpowiedź sami ustalcie, bo może ja zostawię swoją dla siebie. Więc posiedziałem sobie chwile z chłopakami, no dobra trochę dłużej niż trochę. Kiedy wędrowałem w stronę hali, obok mnie przeleciała Maryś, chwile później Nico, a potem zobaczyłem Polcie. Od razu poszedłem do niej.
-Pola, wiesz może co się dzieje z Maryś?
-Nie... nie wiem... Ale żałuję, że ich tak zostawiliśmy... Nie chce stracić Maryś, jest jedyną dla mnie bliską osobą. To ona wie o mnie wszystko, nawet lepiej niż ja sama o sobie.- po jej policzku spłynęła łza. Bez zastanowienia przyciągnąłem ją do siebie.
-Pola... Nie stracisz jej, zobaczysz, przejdzie jej... Chodź, pójdziesz się przebrać, zagrasz z nami, co?
-Nie wiem czy powinnam...
-Nie wiesz? No to ja wiem...
Chwyciłem ją na ręce i zaniosłem do szatni.
-Masz 10 minut na przebranie, bo inaczej ja to zrobi i wiesz, że jestem gotowy to zrobić.
-Jesteś zboczony!- krzyknęła.
-Nie, tylko przyspieszam twoje ruchy.- puściłem jej buziaczka i wyszedłem.
Po 10 minutach (równych, bo mierzyłem stoperem) wszedłem do środka. Pola ubierała buty.
-No zuch dziewczyna.- pocałowałem ją w policzek i wziąłem na ręce.
-Co Ty robisz?
-No niosę moją kobietę, a co nie mogę?
-No wiesz... Mam nogi...
-Oj wiem, że masz nóżki i to bardzo ładne, ale i tak wolę Cię nosić...
-I powiedz mi... Ale tak szczerze...
-Jeśli znam odpowiedź, to zawsze...
-Po kim jesteś taki głupi?
-No wiesz będziesz miała szanse się przekonać za tydzień w niedziele...
-Poczekaj, że co?!
-To co słyszysz...
Chyba ją zamurowało, albo przyswaja tą informację teraz. Kiedy szedłem tak z Polą w ciszy, obok nas przebiegł Marechal. Ten chyba dzisiaj pobije jakiekolwiek rekordy w bieganiu.
Wszedłem na sale, bo Pola poprosiła, że musi iść po wodę, bo zapomniała. Stanąłem obok chłopaków.
- A kto zagra za Nico?-zapytał trener
- Ja zagram za niego.- powiedziała nie wiadomo skąd Pola... Ta ma wyczucie czasu jak zawsze.
- No dobrze, ale tylko ten jeden raz- odpowiedział Blain.
Ten jak to usłyszał to poleciał tak szybko, że nie wiem do czego to porównać. Nie no... Serio dzisiaj powinien iść biegać na czas. I wcale bym się nie zdziwił, jak by wygrał złoto i pobił rekord świata. Więc po czym ustawiliśmy się i zaczęliśmy grać.
(Pola)
Mam do siebie żal za to... No i to bardzo... Jeśli przez moją głupotę spieprzę to wszystko to chyba sobie tego nie wybaczę. Po tym jak mi Mariusz powiedział o tej niedzieli to mnie tak zatkało, że jedynie co mi przyszło na myśl to woda. Najgłupsza wymówka jaką wymyśliłam kiedykolwiek... Więc kiedy dotarło do mnie to co miało dotrzeć, to zaczęłam panikować. Ale na tyle że moje nogi od razu skierowały na hale. Tak jak za dawnych czasów no i teraz. Kiedy weszłam usłyszałam trenera:
- A kto zagra za Nico?
- Ja zagram za niego.- powiedziałam bez namysłu.
- No dobrze, ale tylko ten jeden raz- odpowiedział Blain, ale było widać, że mu się nie podoba ten pomysł.
Więc zaczęłam się rozgrzewać, a te jełopy się na mnie patrzyły. Biegałam tak sobie jakiś czas, nawet nie wiem ile, do puki nie wpadłam na jakiś nie zlikwidowany obiekt. Po czym spojrzałam w górę i zobaczyłam Szampona. Po jego oczach było widać, że ma do mnie sprawę i to bardzo ważną...
-Mamy do pogadania...
-Dzisiaj z debilami nie rozmawiam.
-Wiem, ale ze mną możesz...
-Ty też się w to włączasz...
-No wiesz co... Tak dzisiaj nie rozmawiamy...
Chwycił mnie debil i przerzucił przez bark.
-Szampon jełopie saksoński!!!! Puść mnie do kurwy jędzy...
-Eee.. Hamuj się tu są dzieci...
-W końcu się przyznałeś, ile trzeba było czekać...
-Ja mówiłem o moim synu...
-Ale i tak jesteś dzieckiem...
-No i se mogę być...
-No i se bądź... Ale mnie postaw...
-Nie, bo musimy pogadać...
-Ale mówiłem, że z debilami dzisiaj nie gadam...
-Ale ja jestem wyjątkiem...
-Tak, Ty jesteś dzieckiem debili...
-Wiesz co...
-Wiem, że jestem, mądrzejsza... Możesz mnie puścić...
-Ale i tak rozmowa Ciebie nie minie...
-No dobra...
-No to jesteśmy umówieni u Mariusza...
-Ale co u mnie?- zapytał jak zwykle nie kumaty.
-Nie interesuj się...
-Bo kociej mordy dostaniesz, a tak na serio to dzisiaj wbijam do Was bo mamy do pogadania...
-No dobra...
Poszliśmy więc na boisko. Jako, że zdeklarowałam się być przyjmującą no to weszłam na przyjecie. Czy się bałam, kiedy zagrywali? Mało powiedziane... Bałam się jak cholera, że mnie zabiją zaraz tą zagrywką. Ale jak na razie bardzo dobrze mi szło. albo oni wstrzymywali rękę, ale ja zaczęłam nieźle przyjmować... Nie dobra oni wstrzymywali rękę, bo wiem, żeby mnie zabili, gdyby niewstrzymywani. Po czym sobie atakowałam. Chyba w pewnym momencie zapomniał się Uriarte i wystawił mi piłkę sytuacyjną, to wszyscy zaczęli krzyczeć, nawet Mariusz "Przebij to, przebij to". Dzięki za wiarę chłopaki... I jak skończyłam? W pięknym stylu... Normalnie środek boiska. Wszyscy patrzyli na mnie, a szczególnie mój Mariusz...
-Zamknij buzie, bo Ci muchy wlecą.
-Ale jak... Ty.. Ja nawet nie umiem takie coś wsadzić, to tylko jak już przy dobrych wiatrach,a Ty w sam środek i to za pierwszym razem...
-Wiesz... Ma się ten talent... Ale wierzyć też wypada, a nie patrzeć i krzyczeć... Powinieneś wiedzieć, że gram przecież...
-Ale to była motywacja...
Poklepałam go po policzku.
-Nie pogrążaj się, bo będziesz spał na kanapie...
-Uuu... czyżby coś grubszego?
-Pola, wstrzymaj się... Zastanów się czy chcesz by dzieci otrzymały takie geny po kimś takim jak ten...
-No wiesz...
-Wiesz, ale kogo mają odziedziczyć... O nie, nie, nie... Pas cnoty po ślubie... Nie ma tak dobrze...
Na co wybuchli śmiechem. Rozegraliśmy jeszcze z 5 setów i 4 tie-breaki. Oni na serio nie mają co robić. Więc kiedy skończyliśmy to ja po rozciąganiu (na którym leżałam, bo nie mogłam złapać oddechu) poszłam (na czworaka) do szatni. Potem się jakoś ubrałam i próbowałam złapać oddech. Wstałam i skierowałam się do wyjścia. W drzwiach spotkałam małego Arka.
-Cześć Młody, co jest?
-Tata z mamą musieli gdzieś pojechać i podobno Ty z wujkiem Mariuszem się mną zajmiecie...
-Czyli to była ta sprawa.- powiedziałam sobie pod nosem.
-Co ciociu mówiłaś?
-Nic... Masz rzeczy?
-Tutaj...- pokazał plecak leżący przy krześle.
-No to co? Zwijamy się...
-A nie czekamy na wujka?
-Mam klucze do jego domu, więc możemy się przejść, bo za nim wujek ruszy swoje cztery litery to szybciej dojdziemy.
-Skoro tak, to jasne...
Więc kiedy zawitaliśmy w mieszkaniu księcia i co tam zobaczyło ścięło mnie z nóg i to dosłownie...
*********************************************************************************
Witamy w 18!
W końcu udało mi się znaleźć trochę czasu i wstawić rozdział.
No niestety dużo czasu nie mam, treningi, szkoła... Masakra...
Ale wracając... Jak się podoba rozdział?
Jak miła rok szkolny?
Jak myślicie,co się tam wydarzyło?
Co zaskoczyło Polcie?
Więc piszcie w komentarzach...
Pozdrawiają i całują w policzek Zuśka&Tośka
Ojca i Duszpasterza Krzysztofa Ignaczaka XDD prawie z krzesła spadłam ten rozdział wygrał C: ta rozmowa Marysi z małym Wlazłym była mega słodka, a potem to, że z Nico pojechał z nią do Ostrołęki... no gdyby mu na niej nie zależało to by tego nie zrobił. Obstawiam, że Pola spotkała w mieszkaniu Maria jego rodziców... jak tak to wejście z dzieckiem to mamy mały przypał :* Pozdrówka laseczki :*
OdpowiedzUsuńOjciec i Duszpasterz Krzysztof Ignaczak się jeszcze pojawi ;) Wiem, że rozmowa słodka, w końcu ma się ten dar pisania (wiem, skromność ponad wszystko XD). Co do Nico, jeszcze się wszystko okaże co i jak. Polcia co zobaczyła to się przekonasz ;) A ja czekam na kolejny u Liska :) Trzymaj się ;*
Usuń