niedziela, 2 października 2016

17

(Pola)
Siedzieliśmy z Mariuszem i oglądaliśmy trudne Sprawy. Coś jednak nie dawało nam spokoju. Jakbyśmy o czymś zapomnieli.
-Pola...-zaczął Mariusz.
-Mam wrażenie, że o czymś zapomnieliśmy...- stwierdziłam od razu, by nie wybił mnie z tropu.
-Czyli nie tylko mi się to zdaje...
Siedzieliśmy przez chwile i krzyknęliśmy razem:
-Cholera jasna, nasze francuskie gołąbeczki!
Kiedy to powiedzieliśmy zaczęliśmy lecieć do naszych butów, które ubieraliśmy w biegu. Spędzili ze sobą dobre 5h. Mam nadzieję, że się nie pozabijali. Coś czuję, że dzisiaj będę mieć przejebane... Przepraszam za takie brzydkie słowo, ale nie wiem jak to inaczej ująć i prawdziwie... I jeśli jest to sorry, ale ja polonistą nie jestem. Podjechaliśmy pod hale i ruszyliśmy do gabinetu Tomka, gdzie miał być ten wspaniały obiad naszych gołąbeczków. Spojrzałam na Mariusza.
-Ej, a może zostawimy ich jeszcze trochę, przyjdziemy w nocy, jak będa spać...
-Pola...
-No co?! Tak sobie myślę, wiesz... Ja lubię nawet swoje życie...
-Kochanie, nie denerwuj się. Chyba tak źle nie będzie... Zobaczysz...
-A jak będzie?
-To Ciebie obronie...
-Dzięki... Papa, piękny świecie...- powiedziałam, a Mariusz mnie zmierzył.- No co?! Źle mówię...
-Dzięki za wiarę...
-Zawsze do usług...
Prze kluczyłam drzwi i delikatnie je uchyliłam. Było coś cicho, aż nawet za cicho. Więc wchodzimy głębiej, a tam co? Nasze gołąbeczki śpią do siebie przytulone. Więc ja jak to ja, zrobiłam im zdjęcie i chciałam je porozsyłać do innych i w ogóle na snapa wstawić, a tu głos Maryś.
-Spróbuj to tylko gdzieś wysłać, a ja urwę Ci łeb.
Po tym jak to usłyszałam, to upadł mi telefon. Spokojnie nic mi się z nim nie stało. Przeżył tyle upadków i tyle razy utopił mi się... Że szkoda liczyć... Podniosłam go i na szczęście zdjęcie się zapisało. Po czym zaczęłam się powoli wycofywać z Mariuszem do tyłu, co ja gadam, ja się wycofywałam...
-To ten... My będziemy się zbierać, co nie Mariusz?- Wlepiłam w niego błagalny wzrok.
-Chyba też tak uważam.
Czemu zmienił zdanie? Hm... Może zobaczył moją minę i zmienił zdanie? Ta... Jasne... A tak serio to zobaczył miny Maryś i Nico. Wiecie mord w oczach. No to zaczęliśmy się wycofywać. Żeby po tym wziąć nogi w zapas i wiać przed siebie. Uciekaliśmy szybciej niż  zagrywki Szampona po 120 km/h.  Więc wlecieliśmy do domu Mariusza i zamknęliśmy drzwi, po czym później dobijała się ta dwójka.
-Pola, masz mi w tej chwili otworzyć drzwi... Liczę do 10 i mają być otwarte, albo wszystkie twoje rzeczy łącznie z pamiętnikami i innymi twoimi gaciami będą leżeć za oknem!
-Mariusz! I co ja mam zrobić?!
-1... 2... 3...
-Myślę, że powinnaś otworzyć...
-5... 6... 7...
Zastanowiłam się chwile i no co?! No musiałam jej otworzyć, bo wiedziałam, że jest do tego zdolna. I nie zdążyłam dobrze otworzyć, a ta już wleciała z jakiś butem (chyba Nico, albo jej szpilką, nie widziałam więc nie jestem w stanie dokładnie stwierdzić) i walnęła mi w rękę.
-Aua... Za co?!
-Za twoją głupotę! Co Ty masz w tej mózgownicy?!
No i się zaczęło... O czym ja myślę, gdzie ja mam głowę (wiecie ona nadal jest w tym samym miejscu czyli na głowie). Kiedy się skończyło, była cała czerwona na twarzy, wiecie ze złości. Ale jakby się ją obrócić to do góry nogami to jak flaga Polski.
-Pola, czy Ty mnie słuchasz?
-Jak zawsze...- dobra serio to nie słuchałam.
-Dobra, idziemy...
-Tak jest Kapitanie- zasalutowałam i wyszłam, a dokładnie to bardzo szybkim krokiem.
Dotarłam do mieszkania i poleciałam do kuchni. Nastawiłam wodę na kawę. Może uda mi się udobruchać ją i kawałkiem ciasta jej ulubionego. Błagam, niech to pomoże.
(Mariusz)
Po szybkiej ucieczce do mojego mieszkania, Maryś zrobiła wykład Poli o jej zachowaniu, a Nico? Nico stał jakiś przybity. Niby wesoły, ale z drugiej jednak przygaszony. Kiedy Maryś skończyła swój bardzo ciekawy monolog, którego uważnie słuchałem (nie...), dziewczyny wyszły. Zaprosiłem Marechala do siebie na kawę, bo chyba biedny chciał pogadać. Zerknąłem przez okno to zobaczyłem jak Pola zapieprza przed siebie, normalnie mogłaby wziąć udział w zawodach chodzenia. Uśmiechnąłem się i wróciłem do robinia kawy. Po czym zacząłem rozmowę.
-Nico, co jest?
-A nic... Wyjaśniliśmy sobie wszystko...
-Czyli co mam przez to rozumieć?
-No, że z Mery doszliśmy do porozumienia i znowu jest tak jak wcześniej...
-A mógłbyś dokładniej?
-Jesteśmy przyjaciółmi... A co Ty myślałeś?
-Nie chcesz wiedzieć o czym myślę...
-Szczerze no tak... Lepiej nie...
Po czym rozmawialiśmy już na luźniejsze tematy. Po czym się pozbierał i poszedł do siebie. Ja zadzwoniłem do Poli, czy przeżyła zamach. Ja nadal twierdzę, że przesadza.
-Halo?- Usłyszałem jej głos.
-A sprawdzam, czy moja dziewczyna żyje...
-Dzięki za wsparcie... A co chciałeś tak na serio?
-No na serio chciałem się spytać, czy żyjesz...
-Wiesz co... Jeszcze żyje... Ale serio mi się nudzi...
-To czemu nic nie zrobisz? Obejrzysz filmu czy coś w tv...
-Bo Maryś ogląda, a ja się boję odezwać...
Jak to usłyszałem to nie wytrzymałem i się zaśmiałem.
-To nie jest śmieszne!- Powiedziała do mnie, a ja próbowałem się uspokoić, ale mi nie wychodziło.- Jak się ogarniesz to zadzwoń.
-Nie, czekaj... Już jestem spokojny. A co robisz wieczorem?
-Omijam Marysie, żebym uszła z życiem, a czemu?
-To może przyjedziecie do nas na trening i pogracie z nami, co?
-Poczekaj spytam Maryś... Albo wiesz co... Sam ją zapytaj...
Po czym usłyszałem głos Marysi.
(Mery)
Siedzieliśmy i gadaliśmy z Nico. Nie powiem, było nawet ok, ale zatłukę jak spotkam... No w sumie, to zaczęliśmy sobie wszystko wyjaśniać... Nie była to łatwa rozmowa, a zwłaszcza z mojej strony... Musiałam mu tłumaczyć coś czego sama nie rozumiałam... To było jakby czteroletnie dziecko tłumaczyło dziewięcioletniemu czemu trawa jest zielona, a ani jedno, ani drugie nie wiedziało czemu tak jest... Czyli jednym słowem, kobieta nie pewna swoich uczuć ma je wytłumaczyć facetowi... No ludzie! Za co?! Ja wiem, byłam głupia i nadal jest, ale bez przesady...
No ale wyjaśniliśmy sobie wszystko i było git, tylko, że minęły trzy godziny a ich nie było... Niestety moja senność dała mi się we znaki, bo zaczęłam ziewać. Oczywiście, Nico, jak to Nico odrazu wiedział, że coś nie gra.
- Jesteś zmęczona?- Zapytał przejęty przyjmujący.
- Spoko... Po prostu...
- Po prostu?
- Nie sypiam najlepiej ostatniej i to wszystko...
- To może się kimniemy? Bo raczej wątpię, że nas szybko wypuszczą...- powiedział spokojnie Francuz.
No w sumie co mi szkodziło... Może w końcu trochę pośpię... Spuściłam głowę i pokiwałam nią, że się zgadzam.
Przyjmujący położył na dywanie koc i ułożyliśmy się na nim wygodnie. Przytuliłam się do Nico i momentalnie odpłynęłam. Przy tej drzemce nie męczyły mnie żadne koszmary, spałam spokojnie, jak nigdy dotąd...
Obudziłam się kiedy usłyszałam jak ktoś wchodzi. Stwierdziłam, że nie będę otwierać oczu, po głosie poznałam, że to Polcia i Mario. Wiedziałam, że Polcia, jak to Polcia, pewnie zrobi nam zdjęcie. Kiedy tylko usłyszałam cichy sygnał, że zdjęcie zostało zrobione dałam o sobie znać.
-Spróbuj to tylko gdzieś wysłać, a ja urwę Ci łeb- powiedziałam spokojnie i podniosłam się do pozycji siedzącej a następnie wstałam.
Poli aż upadł telefon. Miałam nadzieję, że zdjęcie nie zdążyło się zapisać. Spojrzałam na nią z żądzą mordu w oczach. Naprawdę, moim szczerym pragnieniem było ją ukatrupić. No niby se wszystko wyjaśniliśmy, ale mimo wszystko byłam na nią wściekła, bo bez ich pomocy też by doszło do tej rozmowy...
-To ten... My będziemy się zbierać, co nie Mariusz?- Powiedziała Polcia wlepiając wzrok w Marcyniaka i wycofując się.
-Chyba też tak uważam- odparł Marcyniak i spieprzyli z pomieszczenia z szybkością zagrywki Wlazłego.
Spojrzałam na Nico i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Dobra, nie wiem jak ty, ale ja idę się rozprawić z Polcią.
- No przydałoby się...- odparł ze śmiechem przyjmujący.
Więc wyszliśmy za nimi, o dziwo dałam radę dojść na tych szpilkach do domu Maria. Kiedy tylko znaleźliśmy się pod drzwiami zaczęliśmy "pukać" w nie. Zero odzewu.
-Pola, masz mi w tej chwili otworzyć drzwi... Liczę do 10 i mają być otwarte, albo wszystkie twoje rzeczy łącznie z pamiętnikami i innymi twoimi gaciami będą leżeć za oknem!- Krzyknęłam mocno wnerwiona. Nic... Więc zaczęłam liczyć.-1... 2... 3...- nadal cisza i nic.-5... 6... 7...- w końcu drzwi się otworzyły, a ja tam wparowałam i walnęłam ją butem w rękę.
-Aua... Za co?!
-Za twoją głupotę! Co Ty masz w tej mózgownicy?! Czy ty w ogóle myślisz?! Bo ja mam wrażenie, że nie!- Zaczęłam się na nią drzeć a ta co? Myślami w ogóle gdzie indziej!- Pola, czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
-Jak zawsze...- odpowiedziała spokojnie. Nie no, ręce opadają...
-Dobra, idziemy...
-Tak jest Kapitanie- zasalutowała i poszłyśmy do domu.
Byłam zdziwiona, że umiem tak szybko chodzić w szpilkach. Kiedy tylko weszłyśmy do mieszkania poszłam do swojego pokoju i przebrałam się w dresy, a szpilki zakopałam głęboko w szafie (oby ich nie znalazła) po czym rozłożyłam się na kanapie i włączyłam pierwszy lepszy film. Padło na Piratów z Karaibów: Na Nieznanych Wodach. Uwielbiam ten film. Może chociaż trochę się uspokoję... Miejmy taką nadzieję...
Wracając, Pola zniknęłam w kuchni i nawet mi to trochę odpowiadało, bo miałam szczerą ochotę ją ukatrupić... Miała by poważny problem, bo miałaby wielki problem... Więc, po chwili wróciła z kawą i kawałkiem ciasta, mojego ulubionego. Myślała, że to coś pomoże, ale się myliła, po tej akcji jak zamknęła nas w gabinecie Tomka, kawa i kawałek ciastka mi nie pomogą. Najchętniej to bym teraz poszła na sale i zagrała najcięższy mecz jaki się da, chociaż nie wiem, czy nawet taki wysiłek mi pomoże...
No dobra, siedziałam i oglądałam film, kiedy temu przeszczepowi zadzwonił telefon. Z rozmowy wnioskowałam, że to Mario...
-To może przyjedziecie do nas na trening i pogracie z nami, co?- Usłyszałam cichy głos środkowego.
-Poczekaj spytam Maryś- powiedziała spokojnie moja współlokatorka. Pokazałam jej, że ma mi podać telefon.- Albo wiesz co... Sam ją zapytaj...- Po tych słowach wydarłam się na Marcyniaka.
(Nico)
No nie powiem, byłem lekko wściekły za tę akcję, ale też wdzięczny bo w końcu sobie to wszystko wyjaśniliśmy, ale... Właśnie, zawsze to ale... Jesteśmy nadal przyjaciółmi... Nadal... Niby wszystko jest ok, rozmawiamy jak dawniej, ale jest taka jakby... No kurde, jak to nazwać... Jakby alla bariera... Niby wszystko jest jak dawniej, jakby nic się nie stało, ale cisza już nie jest tak samo miła, teraz ciąży i z każdą sekundą staje się coraz bardziej nie do wytrzymania...
No potem na chwilę się kimnęliśmy, a następnie przyszli Ci, którzy to wszystko wymyślili. Oczywiście kiedy tylko się wycofali poszliśmy z Mery pod mieszkanie środkowego. No cóż... W życiu bym nie pomyślał, że można kogoś tak ochrzanić jak zrobiła to Mery... Co jak co, ale cięty języczek to ona ma. No fakt, musiałem się powstrzymywać od śmiechu jak robiła kazanie Polci na temat gdzie ona ma głowę i czy w ogóle myśli. Po skończonym wykładzie zabrała niedoszłą zakonnice do domu.
- Napijesz się kawy?- Zaproponował mi właściciel mieszkania.
- W sumie, czemu nie- odpowiedziałem i weszliśmy do środka.
Usadowiliśmy się w salonie, po czym Mario poszedł do kuchni. Niedługo potem wrócił z dwoma kubkami parującego napoju. Wpatrzyłem się ślepo w kubek...
-Nico, co jest?- Zagaił w pewnej chwili Mario.
-A nic... Wyjaśniliśmy sobie wszystko...- odpowiedziałem spokojnie.
-Czyli co mam przez to rozumieć?
-No, że z Mery doszliśmy do porozumienia i znowu jest tak jak wcześniej...
-A mógłbyś dokładniej?
-Jesteśmy przyjaciółmi... A co Ty myślałeś?- Zapytałem zdziwiony.
-Nie chcesz wiedzieć o czym myślę...- powiedział ze śmiechem.
-Szczerze to tak... Lepiej nie...- przyznałem ze śmiechem.
Potem rozmowa była odnośnie sezonu i tego jak się zapowiada. No wiecie, pierwsze mecze, jak to ogólnie i będzie i takie tam...
Posiedziałem jeszcze chwilę u środkowego i zacząłem się zbierać do domu. Kiedy tylko tam przyszedłem moje pierwsze kroki skierowałem do łazienki, żeby wziąć zimny prysznic. Kiedy tylko wyszedłem do salonu spojrzałem na telefon. Kurde... 10 niedobranych połączeń... A od kogo? Oczywiście, że od Kevina...
Usiadłem na kanapie i oddzwoniłem do niego. Teraz oczywiście on nie odbierał. Do niego dodzwonić się to gorzej niż do prezydenta... Masakra jakaś...
Spojrzałem na szafkę koło TV i zobaczyłem karteczkę. Podszedłem i wziąłem ją do ręki. Trzy numery, a koło nich trzy imiona. Zadzwonić...? Może jeszcze nie... Niby wszystko się ułożyło...
O ludzie... Już 15:30? Trzeba by iść powoli na trening. Więc spakowałem się i stwierdziłem, że pójdę na piechtaka.
Więc tak zrobiłem, a kiedy już przyszedłem na trening, przebrałem się i wszedłem na hale. Zobaczyłem chyba najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek ujrzałem na oczy...

******************************************************************************************************************

Hejka! 
Z góry przepraszamy za to jednodniowe opóźnienie...
Wiecie, ja wczoraj byłam na imprezie a Tośka nie ma neta, więc...
Jak wam się podoba? Co myślicie?
Co zobaczył Nico jak wszedł na halę?
Piszcie a my widzimy się (mam nadzieję) w sobotę ;)
Całują (w policzek XD) Tośka&Zuśka ;***

2 komentarze:

  1. Na pewno zobaczył Mary, może bez któreś części garderoby XDD kurde liczyłam że przynajmniej się zejdą a tu dupa... ileż można czekać już chcę tą "francuską miłość" :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mery na 100%, ale czy byłby taki komentarz, jakby miała niepełną garderobę na hali... Wątpię XD Co do francuskiej miłości to sobie jeszcze poczekasz przynajmniej z trzy, cztery rozdziały ;P

      Usuń