Po buziaczku poszedłem do szatni, gdzie się przebrałem i wtedy uświadomiłem sobie, że przecież mój telefon ma Pola, a miała do mnie pisać Magda, moja siostra. Jestem bardzo z nią zżyty, bardzo za nią tęsknie, tak samo jak za rodzicami. Dzisiaj miałem przedstawić moim rodzicom Pole. Wiedziałem, że to ta jedyna, dlatego chciałem ją postawić przed faktem dokonanym. Nawet spakowałem ją, bo wiedziałem, że by na coś takiego się nie zgodziła, ale jak już tam będziemy to, na początku mnie wyzwie od różnych, potem się troszkę pofoczy, ale potem będzie już cycuś - glancuś... Oczywiście chłopki się ze mnie śmiali, że bez Poli nie potrafię funkcjonować, co po części jest prawdą... Nie mogłem ich słuchać więc wyszedłem,a oni za mną. Weszliśmy na parkiet i zauważyłem Pole, która miała dziwną twarz. Mam nadzieję, że Magda nie wysłała wiadomości. Jeśli tak to będę mieć przechlapane... No nie musiałem długo czekać... Pola zeszła i zaczęła czytać SMS... Dzięki Magda...
-ILE MOŻNA CZEKAĆ NA CIEBIE? RUSZAJ SWÓJ ZADEK I PRZYJEŻDŻAJ, TĘSKNIE I BUZIACZEK... Do jasnej cholery wytłumacz mi kim jest Magda!!! Co może kuzynka?! Marcyniak jesteś świnią... Myślałam, że mnie kochasz, że szanujesz... A Tobie chodziło tylko o jedno, by mieć kurę domową, prawda?! By kogoś po bzykać, gdy nadzieje ochota, a że teraz nie chce dać Ci dupy, to chodzisz po jakiś kurwach, tak?! Wiesz idź się lecz chłopie na nogi bo na głowę już dawno za późno...
Po czym rzuciła we mnie telefonem i wybiegła. Odblokowałem i miałem rację, że to moja siostra. W tym momencie chciałem ją zabić i to serio... Po czym krzyknąłem, że to moja siostra, ale mnie nie usłyszała. Więc poleciałem i jej już nie było. Próbowałem do niej dzwonić, ale to na nic... nie odbierze od mnie teraz telefonu... Jak znam życie to zaraz wleci Maryś i ona zrobi mi gnój... Obracam się i kogo widzę? No Maryś...
-Powiesz mi o czym mówiła Pola?!
-Maryś uwierz mi Magda to moja siostra... Naprawdę... Napisała tak, bo miałem przyjechać dzisiaj z Polą do moich rodziców... Proszę Cię pomóż mi...
-Nie kłamiesz?
-No nie... Zobacz to ona...
Pokazałem jej nasze zdjęcie, które mam w telefonie.
-Faktycznie, jesteście do siebie podobni, ale chce usłyszeć jej głos...
-Maryś...
-No co... Chce się upewnić, że nie kłamiesz... Raz miałam taką sytuacje, że o mało nie straciłam jej... Więc chce mieć pewność stu procentową...
No co miałem zrobić... No zadzwoniłem i włączyłem na głośno mówiący.
-Cześć Młody, kiedy będziecie?
-Cześć, słuchaj jest sprawa...
-Co jest?
-Bo wyszła mała niespodziewana sytuacja...
-Co masz na myśli?
Wytłumaczyłem jej co się stało.
-Sorry Młody... Nie chciałam...
-Nie ok... Ale jest tutaj koleżanka i chciała by coś Ciebie spytać, może?
-Jasne... Cześć, jestem Magda Marcyniak, siostra tego bałwana...
-Dzięki Magda...
-Do usług...
-Hej, jestem Maryś, przyjaciółka Poli...
-Miło mi Ciebie poznać, spokojnie jestem siostrą tego bałwana i nie masz o co się martwić... Nie chciałabym nigdy tej mendy, nawet nie wiadomo jak bogaty by był, czy jedynym facetem, kijem bym go nie tykała i nie mówię to jako siostra tylko kobieta, bo jednak żyłam z nim dobre 17 lat więc serio...
-Magda... Dzięki, Ty wiesz jak mnie pocieszyć...
-Dobra... Dasz mi numer do Poli? Może uda mi się do niej dodzwonić i z nią pogadać...
-Nie wiem czy odbierze... Ale spróbować możesz...
Podałam jej numer i czekałam na odpowiedź...
(na potrzeby tej historii perspektywa Magdy, siostry Mariusza)
Kiedy odpowiedziałam na parę pytań, które zadała mi ta laska, po prosiłam o numer do tej dziewczyny... No troszkę nabroiłam, ale skąd mogłam wiedzieć, że ten bałwan da jej swój telefon... No cóż trudno... może odbierze od mnie, więc poprosiłam, by podał mi jej numer telefonu i będę próbować... Kiedy dostałam zadzwoniłam parę razy, ale bez żadnego skutku. Zadzwoniłam jeszcze do brata i przekazałam mu, że będę próbować za chwile jeszcze raz bo dziewczyna nie odpowiada...
(Mariusz)
*kilka godzin później
Zaczynałem się martwić co się dzieje z Polą, bo mi się to wcale już nie podobało, coraz bardziej się denerwowałem, nie odbierała od nikogo telefonu. Nawet od Maryś... Siedzimy wszyscy razem i dostajemy szału.
-Może pojadę do mieszkania, bo może tam jest...- powiedziała Maryś.
-Poczekaj pojadę z Tobą... Nie powinnaś prowadzić...- odezwał się Francuz.
Nic nie odpowiedziała tylko kiwnęła głową. Zostałem sam... No dobra nie tak sam, bo był ze mną Janusz... Siedziałem na podłodze i wpatrywałem się w okno. Ciszę przerwał mój telefon, który leżał obok mnie. Spojrzałem na wyświetlacz "MAMA" nie miałem ochoty z nikim rozmawiać.
-Marcin proszę odbierz i wymyśl coś, nie mam siły teraz z nimi gadać, a potem napiszę do Magdy by mnie kryła...
Nic nie odpowiedział, tylko wziął telefon i odebrał telefon.
-Dzień Dobry Pani Marcyniak... A leży tutaj z Polą bo się trochę rozchorowali, miałem właśnie dzwonić do Pani i przekazać, że nie dadzą rady przyjechać... Spokojnie nie muszą państwo przyjeżdżać, ja już się nimi zająłem... Tak, byli u lekarza mają leżeć w łóżkach przez parę dni i wszystko będzie dobrze... Tak na prawdę nie ma czym się martwić, jest wszystko pod kontrolom... Do widzenia, życzę miłego dnia...
Po czym położył mój telefon na szafkę.
-Dzięki, że odebrałeś...
-Spoko... Ale wiesz, że prędzej, czy później będziesz musiał odebrać i powiedzieć wszystko?
-Wiem, ale chociaż teraz dadzą mi spokój... Podasz mi telefon po proszę Magdę by mnie kryła...
-Jasne...
Podał mi urządzenia a ja zadzwoniłem do Magdy i szybko ją poinformowałam o wszystkim i po prosiłem by trzymała rodziców w domu, by nie przyjeżdżali do mnie do puki wszystko się nie ułoży...
Siedziałem tak dobre kolejne kilka godzin, zadzwoniłem do Maryś, czy może Pola coś się odzywała, ale nie... Powiedziała, że jedzie do Łodzi zobaczyć jeszcze czy tam gdzieś jej nie ma...
Zaczynam się nie pokoić, gdzie ona może być... Proszę Pola!!! Odezwij się... Błagam...
Nie wiem ile tak siedziałem, ale dosyć długo, że ścierpłem, spojrzałem na zegarek i dochodziła 22.38. Wstałem i poszedłem się umyć, kiedy wracałem do kuchni, zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na niego i był tam zastrzeżony numer. Wziąłem telefon i go odebrałem.
-Halo?
(Pola)
A potem była ciemność. Nie pamiętam nic, odkąd wyszłam z budynku. Jakiś worek chyba na głowie i mocne walnięcie w brzuch i chusta usypiająca, zrobiła swoje...
Więc obudziłam się, nawet nie wiem po jakim czasie... Siedziałam cicho, by chociaż dowiedzieć się gdzie jestem, by wezwać pomoc... I po chwili wiedziałam, że jestem w samochodzie, wiecie jeśli macie oczy zakryte to nic nie widać... Raczej siedziałam. Nie zmieniałam pozycji, gdyż wolałam nie wiedzieć co mnie czeka jakbym się ruszyła.
-Czemu się nie budzi?-usłyszałam, dziwnie znany mi głos.
-Poczekaj jeszcze chwile, zaraz się obudzi...- odpowiedział mu inny głos i też dziwnie znany...
What the fuck?! O co tu chodzi... Albo ja zwariowałam, albo słyszę tego idiotę Damiana i tego kretyna odmiany idiotów Pawła. Miałam ochotę ich zabić... Niech tylko mnie rozplączą, to zabije na miejscu. Chyba się zatrzymaliśmy bo czuje, że się ruszali. Ktoś otwiera drzwi i bierze mnie na ręce. To był Paweł... Wszędzie rozpoznam ten obrzydliwy zapach... Siłą woli próbowałam nie zrzygać się na niego... Szyliśmy chwile a potem zostałam rzucona na kanapę... Potem odwiązali mi oczy...
-Może tak grzeczniej? Nie łaska?!
-O i nasza księżniczka się obudziła... Witamy, witamy...- powiedział z sarkazmem Damian.
-Miło nam widzieć śliczną buzinkę... - dodał Paweł po czym mnie pocałował w policzek, a ja go oplułam, za co dostałam po twarzy.
-A mi nie... Czego chcecie od mnie debile...
-A może grzeczniej?
-Haha... Nie doczekanie twoje..
-Mówisz? Żebyś się nie zdziwiła...
-Zostawiam Cię na chwile... Zaraz wrócę... Do zobaczenia księżniczko...
-Nara idioto! Żeby coś Cię przejechało...
-Ależ Ty zabawna...
Po czym wyszedł ten idiota Damian. Zostałam sama z tym drugim idiotą... Szczerze to wolałabym tamtego, bo temu jeszcze mogłam jakoś nastukać, a ten jest nie obliczalny...
-Może mnie rozwiążesz?
-A po co? Żebyś mi uciekła księżniczko? Nie ma opcji...
-Szczerze to muszę do łazienki, ale jak chcesz to mogę się zesikać... Więc jak wolisz...
-No dobra...
Rozwiązałam mi nogi, a ręce trochę rozluźnił. Zobaczyłam, że jakiś telefon leży na stole... A przed nim jest wazon, może jakoś uda mi to tak zrobić nie zauważył...
Szłam blisko tego wazonu. Strąciłam go tracąc niby równowagę, a ten się wkurzył.
-Co robisz idiotko?!
-Nie dawno było księżniczko...
-Nie wkurwiaj mnie...
-Oczywiście... Poprawię swoje zachowanie... Ale wiesz miałam w gipsie nogę i nie doszła jeszcze do siebie... A że teraz była nieruchoma to tym bardziej nie mogę złapać równowagi...
Kiedy ten zbierał kwiaty z wazonu, które były nawet ładne, bo lubię czerwone róże, ale wracajmy do akcji... Chwyciłam szybko telefon i schowałam go do spodni i przykryłam koszulką. Kiedy już ogarnął w miarę, zaprowadził mnie do łazienki.
-Czy mógłbyś mi przynieść bluzę? Bo wiesz zimno mi.. Ciepło tu nie macie...
-No dobra... Tylko bez numerów...
-Przypominam, że w łazience nie ma okna i mam związane ręce...
-Niech Ci będzie...
Więc kiedy weszłam do łazienki zamknęłam drzwi od łazienki na klucz. Na szczęście nie był na zamek, żeby mógł go otworzyć. Wybrałam szybko numer do Maryś, bo go znałam na pamięć.
-Błagam odbierz. - odebrała jak na zawołanie.
-Ha..- przerwałam jej.
-Maryś to ja Pola, słuchaj zostałam porwana, proszę zgłoś to gdzieś... Telefon będzie włączony. Proszę pośpiesz się, za nim coś mi zrobią... Niech też będą cicho, bo jak się dowiedzą, że zadzwoniłam to na bank coś mi się stanie, proszę, błagam...
Po czym się rozłączyłam, akurat kiedy zapukał do drzwi Paweł.
-Mam bluzę, ile można sikać?
-Bo wiesz... to grubsza sprawa... Zaraz wyjdę... Dokładnie to za chwilkę, poczekasz tu na mnie? Bo mnie noga boli i nie mogę jakoś stanąć na niej...
-No dobra...
Usunęłam ostatnie połączenie i zostawiłam włączony telefon, żeby nie było... Po czym szybko wsadziłam go do spodni i od kluczyłam łazienkę i wyszłam.
-Czemu się zakluczyłaś?
-Skąd mogę wiedzieć co przyjdzie do tej twojej łepetynki.
-Jak zawsze skromna...
-Nie jestem sobą, taką za nim mnie zmieniłeś.
-Przestań...
-Nie... wcale... zbierałam się tyle lat po Tobie! Chciałam nawet zostać zakonnicą, zjebałabym se życie... Ale się cieszę, że wszystko wróciło... Spotkałam fantastycznego mężczyznę, który mnie kocha i szanuje, dba...
-Przestań! Nie mam zamiaru tego słuchać... Jesteś tu po to, aby teraz nam się odpłacić...
-Niby czym? To Wy powinniście się nam odpłacać...
-Jak tak bardzo chcesz...
Po czym rzucił mnie na kanapę...
-Mówiłam, żebyś kład mnie delikatniej...
-Oczywiście księżniczko, czego se tylko życzysz... Pozwól, że ładnie przeproszę...
-No mógłbyś... Przynieś mi szklankę wody...
-Ja mam coś lepszego...
-Nic mi nie możesz zaoferować...
-Myślisz? Chcesz się przekonać?
-Ja nie muszę myśleć ja to wiem...
-No to się zdziwisz...
Po czym wyszedł, a ja w tym czasie odłożyłam telefon na miejsce i wróciłam na miejsce. Chwile później wrócił z szklanką wody i mi ją dał. A jego uśmiech na twarzy sprawiał dziwne wrażenie.
-Masz...
-Yyy... Dzięki...
Mam w naturze, że wącham coś za nim się napije i wyczułam, że ta woda jest jakaś dziwna...
-Czemu nie pijesz? A no tak najpierw trzeba powąchać bo mogę Cię zatruć... Taa... Bo nieżywa bardziej mi się przydasz niż nie żywa...
-Czego Ty odemnie chcesz?
-Jak to co... Kasy od tego twojego chłoptasia... Myślisz, że nie widziałem co on z Tobą robi?
-Obserwowałeś nas?
-Ph... Chcesz zobaczyć co robi teraz twój chłoptaś?
-Że co?
Po czym włączył laptop i pokazał mi Mariusza... Kiedy go zobaczyłam, rozpłakałam się... Biedny nie wiedział co ma ze sobą zrobić, zobaczyłam tam jeszcze Marcina, Mary i Nico... Teraz uświadomiłam sobie jak bardzo mnie kocha i że nie mógłby tego mi zrobić...
-Dlaczego mi to pokazujesz?
-A tak sobie, wiesz...
Zapomniałam nawet o tej wodzie i się jej napiłam. Po czym on zabrał mi lapka i położył na stolik, ale cały czas widziałam go. A ten tak na pstryknięcie mnie położył. Nie opierałam się bo nie miałam sił... Do tego kręciło mi się w głowie, ale byłam świadoma... jeszcze chwile...
Zaczął mnie rozbierać. Starałam się jakoś go od mnie odciągnąć, odepchnąć, ale coraz bardziej na mnie napierał... Nie wiedziałam co mam zrobić... Błagałam, żeby ktoś coś zrobił. Nie musiałam długo czekać bo usłyszałam tylko krzyk:
-Policja, zostaw ją!
Po tym straciłam jakikolwiek kontakt...
(Mery)
Po wyjaśnieniu całej sytuacji z Mariuszem zaczęłam się naprawdę martwić... Może będzie w mieszkaniu... Miejmy nadzieję...
-Może pojadę do mieszkania, bo może tam jest...- powiedziałam spokojnie.
-Poczekaj pojadę z Tobą... Nie powinnaś prowadzić...- odezwał się Francuz.
Nie protestowałam, wiedziałam, że ma rację. Ręce tak mi się trzęsły, że nie dałabym rady nawet prosto prowadzić samochodu...
Więc najpierw pojechaliśmy do naszego mieszkania.
- Ja sprawdzę nasze pokoje i łazienkę a ty gościnny, kuchnie i salon ok?!- Zawołałam do Nico jak tylko weszliśmy do mieszkania.
Przeszukaliśmy całe mieszkanie w zdłóż i w szerz... Pudło, nie było jej... Polcia gdzie ty możesz być?! Boże, gdyby Łukasz tu był... ŁUKASZ! Przecież ona może być u niego!
- Nico!- Przyjmujący odrazu pojawił się koło mnie.- Jedziemy do Łodzi.
- Myślisz, że może tam być?
- Tak myślę, a jak nie, jest tam osoba, która nam może pomóc- odpowiedziałam, po czym wyszliśmy, zamknęłam mieszkanie i pojechaliśmy do Łodzi.
Pokazałam Nico gdzie ma jechać. Kiedy tylko podjechaliśmy pod dom naszego znajomego z Bidula. Kiedy zobaczyłam jego dom powróciły te nieliczne miłe wspomnienia z bidula... Podeszłam do bramy nie czekając na Marechala i zadzwoniłam. Chwilę czekałam i nagle w domofonie odezwał się głos jakiejś kobiety.
- Słucham.
- Dzień dobry, jest może Łukasz Ciechociński?
- Oczywiście, proszę wejść- odpowiedziała i otworzyła się bramka.
Weszłam na posesję dawnego kolegi... Swoją drogą nawet nie wiem czy mnie pamięta... Najgorzej jeśli mnie nie pamięta...
Ale wracając, kiedy byłam w połowie drogi drzwi wejściowe otworzyły się i zobaczyłam wysokiego blondyna ubierającego pośpiesznie skórzaną kurtkę. Na moją twarz wkradł się nikły uśmiech.
- Marysia, rany Boskie, ile ja cię już nie widziałem, coś się stało?- Zapytał odrazu na powitanie i zamknął mnie szczelnie w swoim uścisku.
- Ciebie też miło widzieć Ciechan, powiedz mi, nie ma u ciebie Polci?
- Nie, a co się stało?
- Wybiegła z hali i przepadła jak kamień w wodę...
- To może poszła do domu?
- Byłam tam, nie ma jej. Nie ma też możliwości, że na piechotę uciekła tak daleko w tak krótkim czasie, a żadne autobusy tam nie jeżdżą o tej godzinie...
- Spokojnie, wejdź...- zaciął się kiedy zobaczył mojego towarzysza.- Wejdźcie do środka, coś wymyślimy- odpowiedział z uśmiechem i zaprowadził nas do salonu.
Kiedy tam weszliśmy zamurowało mnie...
- Jesteś detektywem?
- Powiedzmy- odpowiedział z uśmiechem chłopak.- A my się chyba nie znamy- teraz zwrócił się do Nico.- Łukasz Ciechociński- powiedział podając przyjmującemu rękę.
- Nicolas Marechal- odpowiedział Francuz odwzajemniając uścisk ręki.
- Przepraszam- powiedziałam cicho i wyszłam z pokoju, bo rozdzwonił mi się telefon...
-Ha...- nie skończyłam bo ktoś mi przerwał.
-Maryś to ja Pola, słuchaj zostałam porwana, proszę zgłoś to gdzieś... Telefon będzie włączony. Proszę pośpiesz się, za nim coś mi zrobią... Niech też będą cicho, bo jak się dowiedzą, że zadzwoniłam to na bank coś mi się stanie, proszę, błagam...- powiedziała moja przyjaciółka się rozłączyła.
Wiedziałam co mam zrobić. Wróciłam szybko do salonu.
- Łukasz, jesteś w stanie namierzyć pewien numer telefonu?
- Jasne, a co, masz jakieś podejrzenia?
- Nie teraz jestem pewna jednej rzeczy- odpowiedziałam i podyktowałam blondynowi numer telefonu.
- Proszę, to jest adres. Polcia tam jest?
- Dzwoniła mi z tego numeru. Powiedziała, że ktoś ją porwał i nie wie co mogą z nią zrobić i że mamy być dyskretni, bo nie wiadomo co knują.
- To zróbmy tak, wy pojedziecie na spokojnie do Bełchatowa, ja wezmę kilku chłopaków i zajmiemy się tą akcją, jak wszystko będzie opanowane to po was zadzwonimy ok?
- No sama nie wiem...- powiedziałam bez przekonania. Bałam się o nią i o to, że policja coś spaprze...
- Mycha, zaufaj mi, obiecuję, że wszystko będzie dobrze- powiedział blondyn chwytając mnie za ręce.
Wiedziałam, że czeka mnie trudna rozmowa z Nico na temat naszej skomplikowanej relacji, ale teraz było dla mnie ważniejsze to, żeby znaleźć Polcię całą, żywą i zdrową...
Po skończonej rozmowie pożegnaliśmy Łukasza i poszliśmy do samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera i czekałam kiedy przyjmujący rozpocznie swój wywód... Nie musiałam długo czekać, bo kiedy tylko opuściliśmy osiedle na, którym mieszkał Ciechan...
- Powiesz mi kto to był?- zapytał "lekko" poirytowany Nico.
- Łukasz Ciechociński...
- Tyle to sam wiem- odburknął brunet, czyli mam przechlapane...- I nic więcej mi nie powiesz?
- To co chcesz wiedzieć?
- Czemu jakiś gościu cię przytulał i traktował jak swoją dziewczynę...
- Nico...- zaczęłam niepewnie, bo wiedziałam, że ciężko mu to będzie wytłumaczyć.- Łukasza poznałam w bidulu... Był odemnie i od Polci starszy o dwa lata... Na początku się go bałyśmy, bo wiadomo, starszy, silniejszy, zawsze chciał zostać policjantem... Zmieniło się to wtedy kiedy pewnego dnia nasi "koledzy" chcieli się zabawić naszym kosztem a Łukasz nas obronił. I od tamtego czasu się zaprzyjaźniliśmy... Ciechan jest dla Polci jak Teo dla mnie... Czyli on jest dla niej jak starszy braciszek, dla tego tu byliśmy, a przytulał mnie temu, że nie widzieliśmy się od czasu pogrzebu Dominisia... Mogło ci się wydawać, że traktuje mnie jak dziewczynę, bo jesteśmy dla siebie trochę jak rodzeństwo i po prostu jak przystało na starszego brata martwi się o mnie i troszczy- odpowiedziałam swojemu chłopakowi.
Oczywiście nie doczekałam się odpowiedzi... Francuz był wpatrzony w drogę przed sobą, a z jego twarzy nie dało się nic wyczytać, była jak u rzeźby albo jakby była z kamienia... W samochodzie ciążyła by całkowita cisza gdyby nie radio i piosenka Céline Dion - That's The Way It Is... W sumie, taka troszkę pasowała do tej sytuacji... Bo w sumie, ja go kocham, on mnie, jest "to coś" między nami, ale ciągle coś jest pod górkę...
- Przepraszam- powiedział Francuz zatrzymując się na skrzyżowaniu i opierając głowę o kierownicę.- Traktuję cię jak swoją własność a nie mam do tego najmniejszego prawa bo jesteś wolnym człowiekiem i żołądkuję o to co jest teraz najmniej ważne... Jestem skończonym kretynem...
- Nico nie mów tak...
- A jak się inaczej mam nazwać? Mam do ciebie wąty o twojego przyjaciela, który przeszedł z tobą więcej niż ja, a tak na prawdę powinienem się skupić na znalezieniu Poli...
- Nico, w życiu bym o tobie tak nie pomyślała...
- To jak byś mnie nazwała w takim razie?
- Osobą zazdrosną- odpowiedziałam i zobaczyłam nikły uśmiech na jego twarzy.
- Może rzeczywiście jestem o ciebie za bardzo zazdrosny... A przecież nawet nie mamy do końca wyjaśnione tego czy jesteśmy razem czy nie... Ale to nie jest kwestia na teraz, teraz najważniejsza jest Pola...
- Czyli jedziemy do Maria?
- Myślę, że tak...- odpowiedział przyjmujący i nastała cisza, ta cisza, której tak nie znoszę...
Ale ze względu na to, że oboje nie wiedzieliśmy jak ją przerwać po prostu milczeliśmy... Więc kiedy minęliśmy znak z napisem BEŁCHATÓW byłam uradowana. Podjechaliśmy pod blok Marcyniaka i poszliśmy do jego mieszkania.
Kiedy go zobaczyliśmy łzy stanęły mi w oczach. Siedział na sofie taki bezradny, jak małe dziecko... Nie wiedziałam czy mam mu powiedzieć o tym spotkaniu i telefonie czy se to darować i poczekać na telefon od Łukasza...
- Mariusz- zaczęłam cicho, ale przerwał mi środkowy...
- Jestem debilem... Zwykłym Idiotom...
- Nie mów tak- powiedziałam surowo siadając koło niego na kanapie.
- To jak mam się nazwać?! Gdybym miał choć trochę rozumu uprzedził bym ją, że moja siostra ma do mnie napisać... Może potoczyłoby się to inaczej i byłaby teraz tu z nami... Jestem zwykłym idiotą- powiedział chowając twarz w rękach.
Już chciałam mu coś powiedzieć, ale rozdzwonił mi się telefon... To był Łukasz. Szybko poszłam odebrać... To co usłyszałam niemalże zwaliło mnie z nóg...
(Nico)
Czy byłem na nią zły? Tak... Nawet nie wie jak trudno jest mi utrzymać nerwy na wodzy jeśli widzę jak jakiś obcy facet przytula ją i trzyma za ręce, ale mniej więcej mi to wyjaśniła... Niby jest ok, wiem, że nie powinienem jej tak traktować ale jestem o nią chorobliwie zazdrosny... Ale wracając, byliśmy u Maria i Mery już mu miała odpowiedzieć na jego samokrytykę ale rozdzwonił jej się telefon. Zostaliśmy sami... Ani Marcin ani ja nie mieliśmy pojęcie co powiedzieć... Mario był porządnie podłamany... Zawsze uśmiechnięty, a teraz taki bez życia, jakby ktoś pozbawił go duszy...
- Chłopaki chodźcie- powiedziała Mery wychodząc z kuchni.
- Nigdzie nie idę...- opowiedział zrezygnowany Marcyniak.
- Nawet do Polci?- Zapytała podnosząc brew.
Na to imię środkowy zerwał się z kanapy i zabrał kluczyki od auta, ale oczywiście zwinęła mu je Marysia, bo jak stwierdziła, Mario jest zbyt denerwowany, żeby prowadzić. Oczywiście, przez całą drogę chłopak ją pośpieszał. Kiedy dojechaliśmy na obrzeża miasta do jakiś starych domów wiedziałem, że coś jest nie tak...
Kiedy tylko "zaparkowaliśmy" dziewczyna ze środkowym wyskoczyli z samochodu i pognali do domu na przeciwko nas. Nie pozostało nam z Marcinem nic innego jak tylko pójść za nimi. Weszliśmy do tego domu i zobaczyliśmy jakiś dwóch mężczyzn skutych, kilku policjantów i Łukasza, który gadał z Polcią. Swoją drogą dziewczyna nie wyglądała dobrze. Była jakby obudzona w środku nocy, owinięta kocem, z poszarpaną koszulką... Nie wyglądała dobrze...
Spojrzałem na Marysię. Podbiegła do niej i ją mocno przytuliła, Polcia coś jej powiedziała do ucha a blondynka zmierzyła wzrokiem dwójkę mężczyzn którzy stali pod ścianą w kajdankach.
Pierwszy raz zobaczyłem w oczach rozgrywającej czystą nienawiść. Dziewczyna ruszyła w kierunku tych mężczyzn.
- Kochanie chcesz mnie uratować?- Powiedział ten wyższy.
- Oczywiście...- odpowiedziała przesłodzonym głosem i wymierzyła mu siarczystego policzka, tak mocnego, że aż na końcu budynku było słychać.- To za Polę- po tych słowach dostał drugiego policzka.- To za mnie- po tych słowach dostał jeszcze raz w ten sam policzek co na początku.- A to za Dominika- dokończyła przez zaciśnięte zęby. Normalnie byłem z niej dumny...
Zobaczyłem jak policjanci chcieli interweniować ale powstrzymał ich Łukach tylko kiwając głową, że nie warto. Dziewczyna wróciła do mnie mamrocząc coś pod nosem i trzymając się za prawy nadgarstek. Kiedy tylko do mnie podeszła zamknąłem ją w moich ramionach...
- Ostrzegam cię, to mała podstępna żmija i kurwa- powiedział w moją stronę chłopak którego spoliczkowała.
- Jak ją nazwałeś?!- Zawołałem po angielsku i już miałem do niego ruszyć i dać po raz kolejny po jego krzywej mordzie, ale powstrzymała mnie Maryś.
- Nico, nie warto... Chcesz sobie przez takiego dupka zmarnować życie?- Zapytała łapiąc mnie za twarz i kierując tak, żebym na nią spojrzał.
To był jej plan, który poskutkował. Od razu się uspokoiłem i poraz kolejny zamknąłem ją w objęciach. Nie wiem jak to możliwe, że tak na mnie działała... Jedno spojrzenie, jeden maleńki gest, chociaż by dotknięcie mojej dłoni i przechodzi mi cała złość... Może temu, że ją kocham...
Więc, kiedy policja zawiozła tych idiotów na komisariat my pojechaliśmy do szpitala, bo Polcia miała mieć jakieś badania. Kiedy z jej sali wyszedł lekarz. Oczywiście odrazu Mario wystartował co z nią i takie tam... Kiedy okazało się, że wszystko jest ok, było błaganie czy może do niej wejśc... Doktor nie był przychylny ale w końcu się zgodził i wszedł do niej.
Mery odrazu podeszła do szyby ale tak żeby jej nie widzieli. Po chwili wróciła do mnie z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Co się stało?- Zapytałem zdezorientowany.
- Pogodzili się- odpowiedziała z jeszcze większym uśmiechem.
- To może wrócimy do domu, co ty na to?
- A co tam będziemy robić?- Zapytała zdziwiona dziewczyna.
- Dużo ciekawych rzeczy- wyszeptałem w jej usta i pocałowałem ją.
(Mariusz)
Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić... Chodziłem w te i we te. Boże, Pola proszę odezwij się... Chociaż powiedz że jesteś. Bardzo proszę... Boże zrób coś...
Siedziałem nieruchomo na kanapie aż przyszła Maryś. Obwiniałem się za to wszystko, Maryś próbowała mnie pocieszyć ale to na nic... Wiedziałem, że to moja wina... Wiedziałem, że coś zaraz mi zrobi ale uratował nas telefon Maryś... Dziewczyna poszła odebrać a ja myślałem, że się uduszę zaraz... Potem przyszła Maryś i zaczęła mówić że mam się zbierać, na co nie miałem ochoty... Ale jak powiedziała jeden konkretny wyraz, a dokładnie imię "Pola" to zerwałem się z miejsca i zaczęłam się ubierać w biegu. Chwyciłem kluczyki, ale po chwili zostały mi zabranie przez blondynkę. Popatrzyłem na nią zdziwiony.
-Nie będziesz prowadził w takim stanie! Chcesz zobaczyć Pole ale w jednym kawałku? To lepiej daj ja poprowadzę.
Wiedziałem, że ma rację, wiec się nie odzywałem... W samochodzie siedziałem jak na igłach (i nie chodzi mi o Ignaczaka), cały czas pospieszałem dziewczynę. Chciałem już zobaczyć moja Pole... Kiedy dotarliśmy na miejsce, była tam policja... Myślałem, że zaraz serce mi wyskoczy z piersi lub przejdzie gardłem... Kiedy tylko samochód się zatrzymał wsiadłem razem z Maryś i polecieliśmy. Zobaczyłem Pole, która rozmawiała z jakiś gościem. Była przykryta kocem. Jej koszulka była cała poszarpana. I do tego cala blada... Moja Pola... Chciało mi się ryczeć jak dziecku... nie wiedziałem co mam zrobić...Obróciłem się i zobaczyłem jakiś gości pod ścianą to pewnie oni jej to zrobili. Miałam ochotę ich zabić... Ale uprzedziła mnie w tym Maryś... Podeszła i zdzieliła jednemu z nich. No no, ma przyłożenie... Po czym poszła do Marechala i się wtuliła. Nie wiedziałem czy mam podejść do niej czy nie. Stałem tak i patrzyłem na nią jak jakiś idiota... On też potem zobaczyła mój wzrok. Patrzyliśmy tak na siebie dobre kilka minut, do puki nie powiedzieli, że mamy Pole zabrać na badania czy wszystko jest na pewno w porządku.
Siedziałem chyba kolejny raz na szpilach (żeby nie było że na igłach). Chociaż teraz bardziej spokojnie chociaż nie... Ale teraz wiem ze jest Pola nie daleko mnie i żadne niebezpieczeństwo jej już nie grozi... Kiedy wyszedł lekarz, od razu poleciałam i zacząłem wypytywać o Pole. Gdy powiedział mi ze jest z nią wszystko w porządku, poprosiłem bym mógł do niej wejść. Oczywiście się zgodził, więc bez zastanowienia pobiegłem do niej.
Wszedłem lekko speszony. Leżała na ostatnim łóżku, przy oknie. Dobra może i były dwa łóżka ale no... spojrzała w moim kierunku. Nie wiedziałem czy mam zacząć czy nie. Stałem w tym progu jak jakiś kretyn.
-Będziesz tak stał i się patrzył? Czy może ruszysz swój zgrabny zad i mnie pocałujesz?
Nie wierzyłem w to co usłyszałem od razu poleciałam i na początku delikatnie, bałem się, że mogę jej coś zrobić, ale potem pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny.
(Pola)
Prawie straciłam przytomność, gdyby nie Łukasz. Od razu go rozpoznałam. Chwilę jeszcze posiedziałam, kiedy Ci kuli jednego. Po czym przyjechał Damian. Zrobili małą zasadzkę na niego. Kiedy już to zrobili, podeszłam do Pawła. Przykucłam przed nim i chwile patrzyłam na niego.
- Czemu ja byłam taka głupia, ale muszę Ci podziękować, bo zrozumiałam swój błąd. Straciłabym faceta, na którym mi zależy bez granicznie... Jedyne do czego się przydałeś. Chociaż coś, nie?
Po czym uśmiechałam i podeszłam do Łukasza. Podziękowałam mu za wszytko. Po czym zjawiła się Maryś. Rzuciła się na mnie.
-Czy to oni Ci zrobili?- wyszeptała.
-Tak, doładowania to Paweł, Damian nie było...
Po czym się odsunęła i poszła do tych pacanów. Po czym to co zobaczyłam zszokowało mnie. Maryś w pięknym stylu zdzieliła temu idiocie w twarz. Byłam z niej dumna. Po czym poleciała do Marechala. Nie ukrywam byłam trochę zazdrosna, ale no cóż... Chociaż ciesze się ze jest wszytko między nimi dobrze. Widać, że się kochają.
Czułam wzrok na sobie i to bardo znany mi... Obróciłam się w jego stronę i patrzyliśmy sobie w oczy, dosyć długo. I dziękuję Bogu, że Łuki to przerwał, bo pewnie żaden z nas nie odważyła by się ruszyć jako pierwszy. Kazał mi jechać na badania, by sprawdzili, czy wszystko jest w porządku. Mówiłam mu, ze jest wszystko ok, ale nieeee... Dla świętego spokoju pojechałam. Oczywiście miałam racje. Po czym siedziałam i wpatrywałam się przez okno. Usłyszałam jak ktoś wchodzi. Obróciłam głowę i widziałam ze stoi tam jak ciota, bo nie wie jak się zachować w tej sytuacji... Eh... znowu Pola musisz brać wszystko na siebie.
- Będziesz tak stał i się patrzył? Czy może ruszysz swój zgrabny zad i mnie pocałujesz?
Nie musiałam długo czekać na reakcję, bo po chwili był już przy mnie. Na początku muskał delikatnie moje usta, ale z czasem pogłębiał go. Ale wszystko przerwał lekarz. Mówiąc że ma dla mnie wypis i ze mogę się zbierać. Podziękowałam mu za opiekę tak samo jak Mario. Po czym ubrała się i wyszliśmy z szpitala. Stwierdziliśmy ze się przejdziemy bo i tak daleko on nie mieszkał. Kiedy byliśmy przed klatką, wziął mnie na ręce i niósł aż do samego mieszkania. Kiedy znajdowaliśmy się już u niego. Chwilę cieszyliśmy się sobą, dosłownie, a dlaczego chwile? Już mówię. Przyszedł do nas Łukasz. Kiedy rozmawialiśmy opowiedziałam mu o kamerach i poprosiłam by je pousuwał. Wiec przyszedł to zrobić. Jaki kochany. Potem pojechaliśmy do mojego mieszkania i tam też znaleźliśmy parę. Po czym nas opuścił. Prosiłam by został ale ten, że musi wracać, wiec nie zatrzymywałam.
Przez to ze oboje jesteśmy leniami to zostaliśmy u mnie. Oglądaliśmy filmy i jedliśmy kanapki przygotowane przez nas. Po czym ładnie się wykąpaliśmy (ale spokojnie osobno) i poszliśmy spać (ale tu już razem, i tylko spać... bez żadnych skojarzeń mi tu)...
******************************************************************************************************************
Hejka wszystkim.
Mamy nadzieję, że ktoś jeszcze tu jest...
Przepraszamy za taką przesuwkę, ale wiecie...
Szkoła jak i brak weny trochę nam to wszystko skomplikowało...
Mamy nadzieję, że się nie gniewacie...
KOMUNIKAT!!!
Nie mamy zielonego pojęcia kiedy pojawi się następny rozdział...
Może się okazać, że już jutro, za tydzień, albo dopiero za dwa,
a nawet w przyszłym miesiącu, bo inaczej nam przypadają ferie...
Więc czekamy na jakikolwiek komentarz, po tak długiej nie obecności...
Mamy nadzieję, że ktoś tu jeszcze w ogóle jest...
Jeśli ktoś czekał i się doczekał prosimy o komentarz, bo po tak długim czasie,
jest to nam bardzo potrzebne, żebyśmy wiedziały, że jeszcze w ogóle mamy dla kogo pisać...
Więc z góry dziękujemy i do zobaczenia (miejmy nadzieję, że już nie długo)
Buziaczki Tośka&Zuśka