środa, 11 lipca 2018

26

(Nico)
Nie powiem, byłem przeszczęśliw,y kiedy Mery wreszcie ustąpiła i zgodziła się ze mną zamieszkać. Oczywiście pomogłem się jej spakować, mimo że kilka razy zostłem zdzielony po rękach z komentarzem "Zostaw, poradzę sobie". To była cała Mery, w 100% ale w końcu za to ją kochałem. Była sobą, nikogo nie udawała, nawet jeśli by to miało znaczyć, że mam się z nia męczyć.
Następnego dnia po porannym treningu podjechałem razem z Mariuszem pod mieszkanie dziewczyn. Kiedy weszliśmy, dziewczyny bawiły się ze szczeniaczkiem i musiałem przyznać, że był to uroczy widok. Mery siedziała na ziemi, a kiedy ta mała kulka wskoczyła na nią dziewczyna położyła się na plecy, a piesek stał na niej i wesoło merdał ogonkiem. Nie chciałem im przeszkadać, ale do akcji wkroczył Mario, niszcząc tą piękną chwilę.
- Ooooooo... Normalnie zaraz będę żygał tęczą- powiedział wchodząc do salonu.
- A goń się mamucie. Pozatym Żygało tu nie gra, tylko z szejkami sobie siedzi gdzieś tam, nikt nie wie gdzie- odparła mu Pola i pokazała język.
Pokręciłem z dezaprobatą głową. Uwielbiałem tą dwójkę, ale czasem byli tak nieznośni, że miałem ochotę im głowy pourywać. Podszedłem do Mery i pomogłem jej wstać za co zostałem nagrodzony buziakiem w policzek. Tylko się uśmiechniąłem i spojrzałem na blondynkę.
- To co, gotowa?
- Powiedzmy- odpowiedziała lekko zdenerwowana.
Cmoknąłem ją w czubek nosa i poszedłem do jej pokoju po walizkę, którą zaniosłem do samochodu. Kiedy blondynka usiadła obok mnie ruszyliśmy do mojego mieszkania. Oczywiście nie było się bez drobnych spięć odnośnie tego, że sama wniesie swoją walizkę. Udało mi jednak ją namówić, żeby zabrać jej walizkę na górę. Kiedy otworzyłem drzwi Bianka odrazu wybiegła wesoło merdając ogonem, poszczekując i stając na dwóch łapkach i lekko doskakując do nas. Zobaczyłem jak na twrzy dziewczyny maluje się uśmiech, żeby już po chwili kucnąć i zacząć głaskać tą małą, białą kulkę.
- Chcesz herbaty?- Spytałem kierując się w stronę kuchni. W ramach odpowiedzi blondynka energicznie pokiwała głową.
Postawiłem na stole w salonie dwa kubki z parującym napjem. Dziewczyna bez zastanowienia oparła głowę o moje ramie kiedy usiadłem obok niej. Na mojej twarzy zagośił uśmiech, bo przynajmniej wiedziałem, że może się to wszystko jakoś ułożyć, nie wiedziałem jeszcze jak, ale miałem nadzieję, że się ułoży.
- To co robimy?
- A co byś chciała? Możemy zobaczyć jakiś film, przejść się na spacer...
- Nico, wiesz, że nie o to mi chodzi- przerwała mi Mery.
- Słonko, co będzie to będzie, nie mamy się co zamartwiać na zapas, grunt, że wszystko jest dobrze z tobą i z maluszkiem. A co ma być to będzie- odpowiedział i pocałem ją w czoło, po czym oplotłem ramieniem przyciągając ją do siebie.

(Mery)
Zamieszkaj z nim, mówili. Będzie fajnie, mówili. To nic takiego, mówili. Jasne, nigdy nie ufaj siatkarzą, a zwłaszcza Marcyniakowi i Poli. Nie no, nie powiem, że jest źle, nie narzekam, tylko, że ten "okres próbny" trwa już trzeci miesiąc. Co za tym idzie, wszyscy wiedzą, co jest grane, nie z tego powodu, że im powiedzieliśmy, po prostu nie są ślepi, a mojego brzuszka już raczej nic nie zakryje, dodatkowo biorąc pod uwagę, że okazało się, że mamy mieć bliźniaki. Tak, bliźniaki, a w zasadzie to bliźniaczki. Był to szok i to nie mały, powiedziałabym wręcz ogromny, no ale co zrobisz, no nic nie zrobisz. Nawet mi to nie przeszkadza, pomijając fakt, że wyglądam jak pączek.
Dzisiejszego dnia wybrałam się na spacer, pogoda może nie była najlepsza bo był mróz i wszystko było przykryte puchem, ale i tak była to najlepsza pogoda od kilku ostatnich dni. Wiedziałam, że jeśli Francuz się dowie o tym, że wyszłam zrobi awanturę, ale przecież lekarz powiedział, że mam na siebie uważać, nie, że mam cały czas leżeć. Pozatym, odrabina świerzego powietrza jeszcze nikomu nie zaszkodziła, biorąc pod uwagę, że jeszcze tak pięknie świciło słońce.
Z dziecinną wręcz radością usiadłam na jednej z ławek na placu Narutowicza i wyciągnęłam łapczywie twarz w stronę słońca jak małe dziecko, które nie widziało go od wieków. Ostatnim razem byłam na polu po Sylwku u Miśka i nie, nie wychodziłam temu, że mi się nie chciało, tylko temu ten cały przyjmujący zachowuje się jak baba w ciąży, a to podobno ja nią jestem.
Ale kiedy tak siedziałam poczułam jak ktoś się do mnie dosiada, z jednej i drugiej strony. Powoli, bez gwałtownych ruchów otworzyłam oczy, bo raczej nie mogli to być jacyś złodzieje albo porywacze, no bo jest biały dzień i na placu kręci się pełno ludzi. Kiedy tylko otworzyłam oczy zobaczyłam Miśka i Szampona. Teatralnie złapałam się za serce udając przerażenie.
- Matko kochana, wy chcecie żebym palpitacji serca dostała?- Zapytałam teatralnie na co dwójka przyjaciół wybuchła śmiechem.
- Nie no coś ty, zobaczyliśmy Cię i stwierdziliśmy, że się przysiądziemy, co nie Misiek?
- No jasne Szampon. Pozatym, twój amore idzie i nie chcielibyśmy, żeby zszedł na zawał widząc cię samą.
- Ej, jeszcze przez ponad 5 miesięcy nie będę w stanie nigdzie wyjść sama, więc dajcie spokój.
- Jasne, jasne. A imię już macie?
- Jasne Winiar, Michał Mariusz.
- Serio???
- Nie, ty imbecylu, opanuj się- Szampon trzepnął swojego przyjaciela w głowę i zaczęli przekomarzać się jak małe dzieci. Miałam wrażenie, że za chwilę stoczą bitwę na śnieżki w centrum placu.
- Cześć- powiedziałam z szerokim uśmiechem widząc stojącego przedemną Nico z zagniewaną miną.- I jak tam trening?
- Nawet dobrze- odparł lekko wytrącony z tematu tym pytaniem.- Nie jest Ci zimno?
- Nie no, coś ty- odpowiedziałam mu i wtuliłam się w jego ramie kiedy usiadł obok mnie.- Oni na pewno mają piątą klepkę?- Zapytałam patrząc na przyjmującego i atakującego, którzy akutalnie tarzali się w śniegu.
- Gdybyś dostała tyle razy piłką w łep ile oni, też by brakowało tej piątej klepki.
- Też dostałam dużo razy piłką w głowę, mimo że jestem rozgrywającą- zamyśliłam się  i spojrzałam na swojego chłopaka, który tylko się uśmiechnął i musnął moje usta.
- Wracamy?
- Jasne- odpowiedziałam i wstałam otrzepując dół płaszczu i instynktownie go poprawiając, żeby jak najbardziej osłonił brzuszek.
Podczas powrotu do domu jak zwykle rozmawialiśmy. Po prostu o wszysktim i o niczym. Poraz pierwszy w swoim życiu miałam wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu. Za trzy miesiące mieli przylecieć nasi Włosi, bo dosłonie oszaleli na wiadomość, że jestem w ciąży, jak jeszcze usłyszeli, że to mają być dwie dziewczynki to już całkowicie oszaleli i zaczęli już wymyślać imiona i to, jak bardzo będą je rozpieszczać. Po długim czasie wreszcie był sopokój, taki spokój, który przyniósł mi ukojenie, spokój który miał potrwać jeszcze względnie ponad 5 miesięcy.

* Pola
Od kiedy Maryś mieszka z Nico, ja siedziałam sama (no dobra był ze mną mój pies i pewnie chcecie go zobaczyć. haha nie ma tak dobrze. nie no nie będę mendą rusejską.
A macie mojego słodkiego Logana). Codziennie siedział u mnie Mariusz, a na noc jechał do siebie. Czasami zostawał na noc, kiedy nie miał treningu rano i wychodził z psem rano biegać, bo mi się za Chiny nie chciało.
Więc tak, dowiedziałłam się, że Maryś będzie mieć bliźniaczki. nieźle se to wymyślił żabojad. Nie wiem czemu, ale fajnie się to mówi od kiedy go tak ochrzciłam. Zaczęłam studia, denerwuje mnie trochę, że muszę dojeżdżać na uczelnie do Łodzi, ale lepsze to niż nic. Ale to tylko w weekeny. W tygodniu to ja trenuję i do tego jeszcze uczę do mini siatkówki.
Dzisiaj przez to, że miałam dzień wolny, bo siłownie już odbębniłam razem z Mariuszem, stwierdziłam, że pójdę do Marysi zobaczyć co u niej słychać. Niko zbyt, a może janak nawet za bardzo do zaleceń lekarza, że Mery ma odpoczywać, chociaz ja mu się nie dziwie, ale z drugiej strony, że nie mogła zbyt bardzo wychodzić sama, bo zaraz jest wojna 30-letnia. Więc kiedy się ogarnęłam i założyłam na siebie czyste ciuchy, wzięłam Logana na smycz i poszłam w kierunku mieszkania mojej psiapsi. Przy okazji wzięłam kawałek ciasta, które upiekłam. Tak ludzie, ja upiekłam cisto. Dobre, co nie? Pierwszy próbował Mario. Nie zatruł się, a nawet stwierdził, że jest pyszne. Te zgredy miały trenig akurat, więc tym bardziej się nudziłam.
Nie dzwonilam do niej i to był mój błąd. Bo jak się okazało pocałowałam klamkę. No nic. Tak więc obróciłam się na pięcie i poszłam sobie, ale wcześniej zostawiłam jej ładną wiadomość...
Nie miałam co za bardzo ze sobą zrobić, więc stwierdziłam, że pójdę pod hale po Marcynego. A co niech sie cieszy. Usiadłam sobie na ławece i czekałam na nigo. Troszkę piźdźiło, ale dało się wytrzymać. Patrzyłam jak mój pies bawi się w śniegu. Gryzie, tarza się w nim. Było to takie uroczę, że nawet nie wiem kiedy pojawił się mój mamut. Oplotł mnie w tali, a ja cicho pisnęłam. Automatycznie Logan zaczął warczeć, ale po chwili dotarło do niego, że nie ma czym się przejmować i zaczął dalej bawić się w śniegu. Wzięłam i ulepiłam śnieżkę. Spojrzałam i pocelowałam w rozgrywającego, który w ostatniej chwili się uchylił i dostał pięknie w twarz Kłos. Szybko schowałam się za Marcyniaka, a chłopaki płakali ze śmiechu.
- Pola! Mendo ruska- zaczął krzyczeć. - Ja wiem, że nie musze pytać, czy to ty , bo wiem, ze tylko Ty masz takie pomysły jako jedyna.
- A skąd wiesz, że to ja?!
- Pola, Pola, Pola... Moja kochana Polusia... Powiedz mi tylko jedno.
- Co?
- Kto wybija tylko takie akcje?
- No na pewno nie ja...
- A kto?
- Marcyniak...
Odpowiedziałam po chwili i zaczęłam uciekać.
- Ty franco mała...
I tak zaczeliśmy się gonić, a chłopki zaczęli się z nas śmiać, aż do momentu, kiedy nie wyrobiłam zakrętu obok Uriarte i się wyrżnełam, ale razem z nim. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam. Wtedy to dopero chłopaki wybuchnęli.
-Widzisz Poluś, karma działa...
- Wolałabym dostać z śnieżki niż lezeć na zimnej posadzce.
Kłos pomógł mi wstać, a Marcyniak wziął Logana. Przełożył mnie przez bark i stwerdził, że idziemy do domu, bo musimy porozmawiać. Nie obeszło sie bez zbędnych kometarzy ze strony chłopaków, ale pokazałam im śrdokowego i poszliśmy. Oczywiście ciasto zostało na ławce, więc poprosiłam, żeby Mariusz pożyczył mi teelfon, bo musze zadzwnić. Podał mi go, ale miał kod.
- Maniek, jaki masz kod?
- 1505.
- Czy to jest...
- tak...
- Czemu?
- A czemu nie...
- yhm...
Wykręcziłam do Chudego i poinformowalam go, że zostawiłam ciasto na ławce i jak chce to se może wziąć. Zaśmiał się, że jeśli będzie chory to moja wina. Po małej wymianie zdań zakończyłam rozmowę, oddałam telefon chłopakowi i wisiałam sobie dalej w najlepsze. Kiedy dostarliśmy do mieszkania Mariusza, postawił mnie i pomógł mi się rozebrać. Wytarł psu łapy, dał mu wody oraz kość do gryzienia. Ja poszłam do kuchni i w tym czasie zarzałam mleko na kakałko. Gdy zrobiłam napoje, jeden postawiłam na stół, a drugi trzymałam. Myślałam nad tym, o co może mu chodzić...

*Mariusz
Byłem zdzwiony jak zobaczyłem Pole pod halą. Stała tyłem, więc nie spodziewała się mnie i tym samy dziewczyna się wytraszyła. Później Pola jak to Pola zaczęła się wygłuppiać i zamiast w rozgrywającego oberwał Kłos. Potem pozbierałem Pole z ziemi, a następnie wzięłam psa i zaniosłem ją do mieszkania, mojego. Musiałem z nią porozmawiać. Usiadłem przy stoliku i patrzyłem na nią.
- Więc... O czym będziemy rozmawiać?
- O nas...
- Może tak jaśniej... Bo nie rozumiem.
- Pola, bo ja sobie wszytsko przemyślałem i myślę, że...
- Aha tak... Znalazłeś sobie lepszą, tak? No tak, bo po co Ci jakaś dziewczyna z dupy urwana. - odstawiła kubek. - Zabawiłeś się to fajnie, wręcz super...
- Pola! - wstałem i złapałem dziewczynę za ramiona. - Dasz mi do kończyć...
- A co Ty chcesz jeszcze kończyć? Jesteś skończo... - no musiałem jej przerwać i ją pocałowałem. - Ty jesteś... - no to jeszcze raz ją chwyciłem i znowu pocałowałem. Wzięłam ją na rękę i poszedłem z nią tak na krześle.
- Chce byś ze mną mieszkała, patałaszku. W życiu mi nie przyszło, by zerwać. Kocham Cię i marzę byś kiedyś została moją żoną, matką moich dzieci.
- Ty się nie rozpedzaj..
- I bądź tu romantyczny...
- To jak?
- Nie wiem Marcyś, muszę się zastanowić nad tym.
- Pola, a co Ty będziesz robić sama w domu, hm? Marysia mieszka z Nico, a raczej szybko nie wróci do domu, bo pewnie Marechal zaraz wymyśli pokoik dla bliźniaczek.
- Mariusz, nie to, że nie chce, ale muszę to przemyśleć na spokojnie.
- Dobrze...
Pocałowałem dziewczynę w czoło i rozsiedliśmy się na kanapie. Więcej nie miałem dzisiaj treningu, a Pola zasnęła ogladając tak jak przez nas uwielbiany program jak Trudne Sprawy. Tak to był sarkazm. Po prostu nie było co olądać. Spojrzałam na Logana i stwierdziłem, że w sumie możemy iść pobiegać. Psu przyda się troche rucha jak i mnie. Wstałem powoli, by nie obudzić Poli. Przykryłem ją kocem i poszdłem przebrać się w inne rzeczy poprostu. Wzięłem psiaka i poszliśmy na długi i dość intesywny spacer. Ale wcześniej zostawiłem Poli karteczkę, że pozdłem z Loganem biegać oraz zamknąłem mieskzanie. Po 2h bieganie wróciłem, a Pola siedziła jak zawsze na parapecie i piła herbatę w mojej bluzie. Mogbym patrzeć na nią tak cały czas. Wiecznie. Jest boska taka trochę rozczochrana, zadużej bluzie z kubkiem w dłoniach i grubaśnych skarpetach. Jednak tą chwile przerwał nam zwierzątko, które domagało się jedzenia jak i picia. Dziewczyna zeskoczyła na ziemie i poszła przywitać się z jej pupilkiem. Czasami czuję się zazdrosny, bo zwraca więcej uwagi na Logana niż na mnie, ale to pies i to jeszcze mały. Więc niech tak będzie. Pola powiedziała, że zrobiła kanapki i stoją w lodowce. Zrobiła mi herbatę, a potem zajęła się futrzakiem. Kiedy była tyłem wykorzystałem moment i pociągnąłem ją do siebie na kolana. Spojrzała na mnie trochę oburzona, ale kiedy ją do siebie przytuliłem i pocałowałem w czoło przeszło jej. Na szczęście, bo na kanapie nie zamierzam spać, a Logan z nią w łóżku. Bo tak jest, kiedy nie ma mnie u niej. Chociaż nawet tak jest, jak jestem u niej, albo ona u mnie. Ten pies jest lepszy niż BBC. Serio. Gdzie ona idzie, to on za nią. Nawet jak idzie do łazienki, to leży pod drzwiami. Jest to mega śmieszne, ale czasami irytujące.
- Idź się wykąpać, a ja poczekam na Ciebie. - zaczęła mi ziewać.
- Lepiej to idź się połóż spać, a ja do Ciebie przyjdę. - zaśmiałem się z niej, bo zaczęła mi zasypiać już na kolanach.
- Nie no... Jest ok.
- Ok, czyli się nie dogadamy.
Pocałowałem Pole w czoło i zaniosłem ją do łóżka. Delikatnie połoyłem blondynę i ją przykryłem kołdrą. Pocałowałem ją w policzek i poszedłem się szybko wykąpać. Kiedy wróciłem dziewczyna już spała, a Logan w jej npgach. Położyłem się obok niej i wtuliłem się w jej plecy. Fajnie by było, gdyby Pola zamieszkała ze mną. Mógłbym tak z nią żyć codzeinnnie, aż do końca mojego życia. Z takimi myślami zasnąłem. Rano obudził mnie pies, który zaczął piszczeć. Czułem jak dziwczyna zaczyna wstawać, ale chwyciłem ją za rękę.
- Daj spokój, ja z nim pójdę. - powiedziałem zaspany.
- Mariusz, śpij. Masz treningi dzisiaj. Ja mam tylko z dziećmi zajęcia o 16.00, a potem swój, więc spokojnie.
- Ale Po...- przerwała moją wypowiedź pocałunkiem.
- Cicho bądź i śpij dalej. Nie marudź.
- Hyyy... No dobra no...
Patrzyłem jak Pola ubiera spodnie dresowe na piżamę, bierze swoją czapeczkę, rękawiczki i wychodzi z sypialni. Poleżałem jeszcze może z 10 minut i przejrzałem portale społecznościowe, po czym wstałem i poszedłem do kuchni przygotować śniadanie oraz herbatę z miodem i cytryną dla mojej dziewczyny. Haha... Jak to pięknie brzmi, nadal. Kończyłem pić kawę, kiedy do domu wleciała Pola. Była cała... mokra?
- Co się stało?
- Trafiłam w zaspe śnieżną...
- A tak serio?
- Odśnieżali drogę, a Logan zoabczył ptaka i mnie pociągnął, a jest lodowisko na chodniku no i temu.
- Idź się szybk oprzebież.
- No już idę.
Kiedy poszła do łazienki się ogarnąć, ja poszukałem jakieś ciepłej bluzy, żeby mogła ubrać na siebie, ale ta się uparła, że może chodzić w tej mojej, którą dostała. Jedynie wzięła moje skarpetki do latania po mieszkaniu. Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy jeszcze poleżeć w łóżku. Po prostu leżeliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy. Kiedy zostało mi jakieś 45 minut do treningu, Pola wyrzuciła mnie z łóżka, bym pojechał trochę wcześniej, bo może być dzisiaj ślisko. Poszedłem do łazienki się ogarnąć, a Pola spakowała mnie na trening. Czy ona nie jest kochana? No oczywiście, że jest. Pocałowałem ją i wyszedłem. Wcześniej pokazałam jej, gdzie są zapasowe klucze.

*********************************************************************************

Siema ludziska, jak dawno mnie tutaj nie było xd

Co tam słychać? 
Jak tam wakacje?

U mnie trochę pracowicie...
Mogą być małe błędy, bo dzisiaj coś kiepsko widzę, 
a chciałam już tak bardzo wstawić rozdział, no że musiałam. 
Więc przepraszam jeśli coś jest...
Całują w policzusie Zuzia & Tosia

niedziela, 6 maja 2018

25

* Pola
Więc kiedy przyszliśmy na tą kolacje to było widać cień mordu ze strony Mary za ten pomysł. A ja mówiłam, że z tego będą dzieci. Marechal, co chwile spoglądał to na Maryś, to na mnie. Sorry gościu, ja jej dziecka nie zrobiłam, więc teraz sam się martw. Ale mogę coś dla Ciebie zrobić i się ulotnić. Po zjedzeniu kolacji, która jak zawsze jest genialna (no bo Marysi), wzięłam swojego mamuta i poszłam z nim na spacer. Oczywiście poinformowałam o tym współlokatorkę i wyszliśmy. Spacerowaliśmy obok parku, potem jednak Mario skręcił i wylądowaliśmy przy rzece. Mariusz zaczął nie pewnie:
- Myślisz, że co się stanie?
- Nie wiem, Mariusz... To jest Maryś. Ona nigdy nie wie, czego chce. Czasami jest tak, że się zgodzi, a czasami nie.
- Pola, nie owijaj  tylko odpowiedź tak, czy nie...
- Nie, bo to wjedzie na jej dumę. Mary mało komu przyznaje rację. W głębi duszy wie, że robi źle, ale też nie potrafi się do tego przyznać. Widziałeś jak to wyszło między nią a Marechalem. Teraz też tak będzie.
- A jeśli się zgodzi to co?
- Przyjdę na wasz trening przebrana w ten wasz strój osy...
- Na mecz...
- Zakład?
- Tak...
- Dobra... Jeśli się zgodzi przyjdę na wasz mecz przebrana za pszczołę i będę paradować w nim, pasi?
- Pasi...
- Ale jeśli ja wygram to... - zamyśliłam się. - Będziesz musiał zgolić nogi.
- Dobra... - zatrzymałam się i podał mi rękę - Zakład?
- Zakład.
Uścisnęłam jego dłoń. Po czym szłam dalej, ale on mnie dogonił. Obrócił się w moją stronę i spojrzałam w jego oczy. On też zrobił.
- Pola, co jest?
- Co? Nic.. Zamyśliłam się.
- Hej... Co Cię gnębi?
- Nic... - uśmiechnęłam się.
- Polaa... - spojrzał na mnie tym wzrokiem swoim, który mnie łamie (ale nie tym razem), a ręce położył na biodra.
- Noo cooo? Człowieku, nie możesz mi uwierzyć?
- W tym wypadku powinienem?
- Jeśli tak mówię, to znaczy, że tak...
- Niech Ci będzie...
- No dzięki łaskawco...
Ominęłam go, poprawka, próbowałam, bo po chwili znalazłam się w jego rękach. Po czym wymusił na mnie, bym na niego wskoczyła. Oplotłam go nogami w pasie i spojrzałam w jego oczy. Kocham w nie patrzeć w takiej odległości. Drażnił mnie nosem o mój nos. Położyłam czoło na jego i przymknęłam oczy. Po chwili poczułam jego wargi na moich. Uwielbiam, gdy on mnie całuje. Po mimo iż taki mamut, potrafi być czuły i delikatny. Robi wszystko tak powoli, nie śpieszy się. Usłyszałam coś, więc zesztywniałam i się oderwałam od niego.

*Mariusz
Kiedy chciała mnie obejść, złapałem ją szybko w niedźwiedzia, a potem wymusiłem, by na mnie wskoczyła. Ona mnie oplotła nogami i patrzyła prosto w moje oczy. Bosko jest być z nią na tej samej wysokości i móc patrzeć w jej oczy. Mieć ją tak blisko. Kiedy oparła się czołem o moje, odnalazłem jej usta. Naszą błogość przerwała Pola. Spojrzałem na nią, a ona zeskoczyła z moich objęć i poszła w stronę rzeki. Poszedłem za nią, a ta mnie oczywiście zaczęła uciszać. Stanąłem, ale oczywiście po nie całych trzech minutach już mnie woła. Zdecyduj się, czy mam iść za Tobą, czy nie... Chociaż tak wiadomo, że pójdę nawet na koniec świata.
- Mariusz, do cholery jasnej... Ruszaj dupę... Tu coś jest...
- O czym Ty mówisz?
- No patrz...
Wskazała na jakiś worek.
- Pola może to są jakieś śmieci...
- Tak jasne, który piszczy... No słuchaj...
Miała rację. Jak chce to potrafi usłyszeć, a jak ja ją o coś proszę, to nie słyszy... Nie dobra powaga. Podszedłem do tego worka, które przyczepiło się o gałąź w rzece. Oczywiście Pola powiedziała, że tam wejdzie, jak to ona, ale ja jej na to nie pozwoliłem.
- Ty zostajesz, ja idę...
- Mariusz...
- Nie i nie kłóć się.
I poszedłem w tamtym kierunku. Chwyciłem za worek, powili by nic nie zrobić. Kiedy udało mi się wyciągnąć worek, od razu je otworzyła. Miała rację były tam szczeniaki. Niestety żaden nie przeżył. Oddaliłem się i zadzwoniłem po policje. Między czasie zastanawiałem się czy dobrze zrobiłem zostawiając Pole samą z nimi. Kiedy wróciłem, klęczała nad tym workiem. Podszedłem do niej i oparłem rękę na jej ramieniu.
- Pola, mamy nic nie ruszać, one nie żyją. Nic nie możemy zrobić.
- Mariusz, to nie prawda... Jeden żyje.
- Jak to?
- No patrz...
Ukazała mi małego szczeniaka. Faktycznie jakiś przeżył. Wziąłem go na ręce i podałem Poli. A ta jakby nic usiadła na ziemi i trzymała szczeniaka. Było to taki uroczy widok, że patrzyłem na nią, aż do przyjazdu policji. Przedstawiliśmy całą sytuacje, a oni, że dziękują za informacje, ale zza dużo raczej nie zdziałają, a to jedno oddadzą do schroniska. Na słowo schronisko Pola poderwała się z miejsca.
- Ale jak to?
- No to bez pański pies, więc trafi do schroniska.
- Ale ja go nie mogę zatrzymać?
- Szczerze to chyba tak...
- Pola... A co na to Maryś?
- No ona się nim nie będzie zajmować...
- Wiesz co chcesz zrobić? Wiesz, że to znaczą dodatkowe obowiązki?
- Czyli na twoją pomoc nie mogę liczyć?
- Pola... Nie oto mi chodzi...
- Proszę się nie martwić, zaopiekuję się tym psiakiem, a co do Ciebie - spojrzała na mnie wzrokiem żądnym morderstwa. - Dam sobie radę i nie potrzebuje twojej pomocy...
Po czym się obróciła i pobiegła. Chciałam biec za nią, ale policjanci chcieli jeszcze kontakt do mnie. Podałem im potrzebne rzeczy i przeprosiłem, bo musiałem biec za dziewczyną, bo jak się fochnie to już koniec.
Próbowałem się z nią skontaktować, ale to na nic. Coś mnie podkusiło, by pobiec na ten mostek, gdzie przyszedłem z Polą. Punkt dla Marcyniaka. Była tam... Podchodziłem powoli. Siedziała oparta o barierki, a na kolanach siedział pies. W głowie miałem plan, który chciałem jej powiedzieć, ale kiedy stanąłem na przeciwko jej, to zapomniałem co chciałem jej powiedzieć. A wiecie dlaczego? Bo jej piękne niebieskie oczy... Heee jak ona to robi. Przykucnąłem  na przeciwko jej. Chciałem coś powiedzieć, ale ona mnie uprzedziła.
- Jestem złą dziewczyną... Nie powinnam Cię stawiać w takiej sytuacji... Przepraszam.
- Pola... - znowu mi przerwała.
- Nie... Wiem, że chciałeś dobrze, że myślałeś o mnie, ale nie chce też pozwolić by to maleństwo przechodziło to samo co ja. Nie zostało zaakceptowane przez kogoś to wyrzucają. Takich ludzi to bym za gacie powiesiła na drzewie, a potem poucinała wszystkie kończy, przyszyła, znowu urwała i spaliła, a resztki dała na pożarcie rekinowi, chociaż nie one niczemu nie są winne, ale no... - musiałem jej przerwać, bo jak się jej załączyć tryb morderstwa, to bez kija bejsbolowego nie pochodź. A jak ją uciszyłem? To bardzo proste, zamknąłem jej usta swoimi. Najlepszy sposób dla mnie.
- Pola... Hej... Przepraszam sam nie pomyślałem, tylko chodzi mi o to, że teraz będziesz mieć dużo na głowie... Studia, klub, ja i teraz on, a miałaś mieć jeszcze jedną propozycje od Skry razem z Mary.
- Jaką propozycje?
- Klub chce ma pod sobą taką mini siatkówkę i chcą byś wspomogła ich, pomagała. Wiedzą, że lubisz dzieci jak i siatkówkę, a że będziesz potrzebować praktyk to klub chce też Ci je zapewnić.
- Co?
- Tak słyszałem, ale mieli do Ciebie dzwonić w poniedziałek, bo są takie plany.
- Dlaczego mi o tym teraz mówisz?
- Bo to miała być niespodzianka. Ja nie miałem z tym nic wspólnego. Spytali się mnie tylko na którym roku jesteś i czy lubisz dzieci, a potem dowiedziałem się tego przez przypadek.
- Yhm... Ale i tak chce zatrzymać go.
- No dobrze, to chodź do domku teraz, wykąpiemy pieska razem i pojedziemy do weterynarza sprawdzić czy z nim wszystko w porządku, a potem do zoologicznego wskoczymy? Co Ty na no to?
- Nie jesteś na mnie zły?
- Nie... Nie jestem zły...
- Ja to mam szczęście będąc z Tobą...
- No fakt i to bardzo duże szczęście... Chodź.
Podałem jej rękę by wstała. Przytuliłem ją i objąłem potem w pasie i wróciliśmy do domu, gdzie było słychać ładną wymianę zdań. Pola weszła do salonu, gdzie znajdowała się para, a ja po chwili dołączyłem.
- Nico, zrozum, że ja nie pójdę do Ciebie mieszkać...
- Ale dlaczego? Podaj jeden konkretny powód czemu?
- Nie chce być od Ciebie uzależniona, dobrze sobie poradzę z Polą...
- Mary... Proszę... Chociaż na miesiąc, jeśli Ci się to nie spodoba to odpuszczę. Tylko jeden miesiąc.
Marysia patrzyła na niego przez chwile, myślałem, że się już zgodzi, ale to co usłyszałem zbiło mnie z tropu.
- Pójdę pod warunkiem, jeśli Pola będzie razem z nami mieszkać...
- Co?! - odezwała się sama zainteresowana.
A wtedy odwrócili się w jej stronę, a ta stała w szoku, tak samo jak i ja.

*Nico
Podczas kolacji było czuć, że jest nie swoją. Błagałem w myślach, by blondynka się odezwała, ale ta chyba nie miała tego zamiaru. Ale moje spojrzenie zdziałało coś... A dokładnie to, że Pola się odezwała, ale nie tak jak oczekiwałem. Ona powiedziała, że wychodzą na spacer i poprosiła  byśmy się nie pozabijali. Jak zobaczyła mój wzrok to tylko się uśmiechnęła. Powiedziała "pa" i zniknęła. Czasami ta dziewczyna mnie zaskakuje. Nie wiem skąd ona bierze te pomysły, ale chyba może lepiej, że nie wiem... Więc zapanowała cisza. Nie wiedziałam jak mam rozpocząć z nią rozmowę. Przecież to cykająca bomba. Jak mi zaraz wystrzeli z wiązanką to od razu będę mieć pogrzeb. Zaczęła zbierać naczynia, więc jej pomogłem.
- To, że jestem w ciąży... - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Nie znaczy, że jesteś chora... Głuchy nie byłem. - chyba ją zatkało. - No co?
- Nie musisz mi pomagać...
- Ale chce...
Pomogłem jej pozmywać, potem ogarnęliśmy stół. Usiedliśmy na kanapie.
- Chcesz herbaty? - zapytałem jej, a ona kiwnęła.
Poszedłem do kuchni i wstawiłem wodę na czajnik. Przygotowałem kubki i torebki herbaty. Kiedy czekałem, poczułem ręce, które oplatały mnie wokół talii. Nie musiałem zgadywać, kto to jest, bo wiem, że to Mary. Raz jej perfumy, dwa byliśmy sami. Nalałem nam herbaty. Potem oplotłem ją również i pocałowałem w czoło. Wziąłem ją na ręce i położyłem na kanapie. Przykryłem kocykiem i wróciłem po nasze herbaty, by po chwili usiąść i mieć kobietę w swoim ramionach. siedzieliśmy tak przez długi czas, co jakiś czas popijając herbatę. Wole poczekać, aż wybije gorący napój i zacznę z nią rozmawiać. Tak więc wpatrywaliśmy się w okno i widoki po za nim. Kiedy wypiliśmy, odniosłem kubki i wróciłem do niej. Usiadłem i spojrzałem na nią.
- Czemu się tak mi przyglądasz?
- Mary, możemy porozmawiać?
- Co jest?
- Wiesz, że musimy dokończyć rozmowę na temat tego mieszkania...
- Nico...
- Mary, czuję się za Ciebie odpowiedzialny, za co się stało...
- Cieszę się, ale to nie znaczy, że od razu muszę się do Ciebie przeprowadzać...
- Mary, ale będzie to łatwiejsze... Będę mieć na Ciebie oko i na naszego maluszka...
- Nie! Ja sobie świetnie poradzę... Nie chce by Tobą grało tylko uczucie odpowiedzialności, znaczy fajnie, że weźmiesz za nas odpowiedzialność, ale nie ukrywajmy, że to będzie uciążliwe.
- Mary, to nie tak... - uklęknąłem przed nią. - Kocham Cię, nasze dziecko też... I dlatego chce byś zamieszkała ze mną!
- Nie! Zrozum, że nie chce byś ciężarem!
- Mary...
- Nico, posłuchaj mnie...
- Nie! Mary, czy to chociaż raz dasz sobie pomóc?!
- Ale ja sobie sama świetnie daje radę... Zanim się łaskawie pojawiłeś dawałam sobie świetnie radę...
- Aha... Czyli jestem tutaj nie potrzebny?
- Nico, zrozum, że ja nie pójdę do Ciebie mieszkać...
- Ale dlaczego? Podaj jeden konkretny powód czemu?
- Nie chce być od Ciebie uzależniona, dobrze sobie poradzę z Polą...
- Mary... Proszę... Chociaż na miesiąc, jeśli Ci się to nie spodoba to odpuszczę. Tylko jeden miesiąc.
 - Pójdę pod warunkiem, jeśli Pola będzie razem z nami mieszkać...
- Co?! - odezwała się... Pola?!
Odwróciliśmy się w jej kierunku, która stała i patrzyła na nas z buzią otwartą, a obok niej Marcyniak.
- Pola?
- Co powiedziałaś?

*Mary
- Co powiedziałaś? - powiedziała Pola, skąd ona ma psa?
- No... - zaczęłam się drapać nerwowo po karku...
- Nie ma żadnej, kurwa, opcji, że będę mieszkać pod jednym dachem z Żabojadem... Sorry, Nico, bez obrazy, ale nie...
- Widzisz, Pola nie idzie, to ja też nie... - próbowałam wyjść z tej sytuacji.
- Hola, hola... Od mojej dziewczyny wara... - do akcji wkroczył środkowy, a Pola na niego spojrzała. - Nie patrz tak na mnie... Dlaczego masz brać odpowiedzialność za nich...
- Maryś, wiesz o tym, że jesteś dla mnie jak siostra, ale nie tym razem... Sama nie wierzę, że to mówię, ale Mariusz ma rację. Sami musicie sobie poradzić... - po czym spojrzała na środkowego i wzięła go za rękę. - Chodź wykąpiemy psa i poszukamy jakieś weterynarza...
- Jasne Misiek... - pocałował ją w czoło.
- Maryś, dogadajcie się, bo ja na serio mam dosyć bycia między młotek a kowadłem... Czy mogłabyś chodź raz schować swoją dumę do kieszeni i dać sobie pomóc... A on nie jest, aż taki zły...- powiedziała po czym wyszła. Pierwszy raz widziałam Polę tak zdenerwowała. No ma rację... Powinniśmy się dogadać, a nie się kłócić... Spojrzałam na Nico, a on patrzył na mnie. Dlaczego ona ma zawsze rację...
- Miesiąc?- Zapytał chcąc się upewnić.
- Tylko jeden...
- Dobra, niech Ci będzie...
- Na prawdę?
- Tak, ale po miesiącu mnie nie ma...
- Ale...
- Nico, miesiąc to miesiąc... Nie więcej...
- No dobrze...
Po mimo, że patrzył na mnie to się uśmiechał. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Przyjmujący podszedł do mnie i mnie pocałował, po czym wtuliłam się  w niego. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować... Po czym usłyszeliśmy krzyki Poli i Maria. Zaczęliśmy się śmiać z nich. Oboje są pokręceni do końca, oboje mają podobny charakter i swoje pomysły, jak i humorki. Więc czemu ja, mam takie głupie pomysły? Czemu nie mogę się sobie choć raz sprzeciwić i zrobić to co mi serce mówi... Mam nadzieję, że źle się nie skończy...
- To kiedy się do mnie wprowadzasz?
- A kiedy byś chciał?
- No najlepiej od zaraz, ale pewnie chcesz się spakować i więc może jutro rano do południa?
- No ok...
- To puki jestem, może Ci pomogę?
- A co jakaś upośledzona jestem?
-Nie, ale chcę Ci pomóc...
- Oj, Nicolas, Nicolas...
- Oj no.... Chodź idziemy....
 Chwycił mnie za rękę i pociągnął do mojego pokoju.

***
Hej, cześć i czołem!
Wiem, trochę nas nie było...
Chciałam przerosić te osoby które zostały bo to tylko i wyłącznie moja wina, nie wiedziałam co pisać, miałam jednym słowem poważny kryzys weny (który mam w sumie nadal), ale dzięki Tośce ten rozdział już jest...
(Miał być wczoraj, ale przyznaję się, że pomimo iż minęły prawie dwa tygodnie, dalej jestem w rozsypce po premierze INFINITY WAR)
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze w ogóle jest, jeśli tak to niech da o sobie znać, jakkolwiek, komentarz, może być nawet kropka, bylebyśmy tylko wiedziały, że ktoś jeszcze jest i mamy dla kogo to pisać. 
KOLEJNY ROZDZIAŁ pojawi się (miejmy nadzieję) przed wakacjami, byłby może w przyszłym tygodniu, ale wyjeżdżam na wycieczkę i mnie nie będzie.
Błagam, niech ktoś da znać, że w ogóle tutaj jest...
Jeszcze raz przepraszam i, miejmy nadzieję, do zobaczenia.
Całuski ;*

piątek, 7 lipca 2017

24

(Mariusz)
Z rozmyśleń wyrwał mnie Nico, który spytał się, czy jedziemy, bo zaraz trening. Ja tylko kiwnąłem głową i poszedłem za nami. Cały czas miałem w głowie słowa Poli. Musimy na ten temat pogadać. Podjechałem pod blok mając nadzieje, że będzie w mieszkaniu, ale się myliłem. Wziąłem swoją torbę i pojechałem na hale. Wszedłem jakoś nie chętnie, nie darłem się przez całą szatnie tylko gestem ręki się przywitałem i usiadłem na swoje miejsce i się przebrałem. Po czym z wodą w ręku ruszyłem na boisko. Kiedy rozpoczął się trening musiałem się wyłączyć, bo nawet nie wiadomo, kiedy się skończył. Ja jak z automatu zrobiłem to co zawsze po treningu, czyli kąpiel i potem się ubrałem. Z nadzieją pojechałem, że Pola już jest, ale nadal nic... Wszedłem do kuchni i zobaczyłem na lodówce karteczkę:
"Zrobiłam zakupy, 
kolację masz w lodówce, 
nic mi nie jest, 
ale dzisiaj chce być sama. 
Nie dzwoń, nie pisz... 
Pola 
PS. daj mi czas..."

Zjadłem to, co Pola przygotowała i usiadłem na kanapie. Włączyłem telewizor, żeby nie było aż tak cicho. Lecz nie interesowało mnie nic, co w nim leci. Spojrzałem na wyświetlacz, gdzie było ukazane połączenie od Janusza. Odebrałem, chociaż przyznaję, że się przez chwile zawiesiłem.
-Tak?
-No siemaneczko Mario, co Ty na to byśmy wyskoczyli na jakiegoś browarka? Jeśli Pola Ci pozwoli, oczywiście...
-Ależ Ty dowciapny Marcin, że aż nie wiem co powiedzieć...
-Haha... No wiadomo... Więc jak? Idziesz czy najpierw się pytasz?
-Nie, no przestań... Idę...
-A Pola nie będzie zła?
-A co Ty, żeś się uparł tak na nią...
-Z ciekawości...
-Nie będę jej pytał, bo i tak jej nie ma...
-Aha... i wszystko jasne... - zaczął się śmiać.
-Ty bo zaraz sam se pójdziesz na te piwo.
-Oj no... Maniek nie obrażaj się... To co... Tam, gdzie zawsze?
-Ok. Będę za 20 minut.
-Ok. Nareczka.
-No cześć.
Odłożyłem telefon. Przebrałem się i wyszedłem z mieszkania. Droga zajęła mi może 10 minut? Nawet nie wiem, bo nadal w myślach błądziłem, gdzie może być Pola. Wszedłem do baru. Tam już czekał na mnie mój przyjaciel. Podszedłem do niego i zamówiliśmy se piwko. Zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy, ale kiedy weszło na temat Poli odruchowo spojrzałem na telefon, gdzie na wygaszaczu była ona.
-Dobra Marcyniak, w bambuko możesz robić Winiara i Szampona, ale mnie nie oszukasz. Dobra, o co pokłóciłeś się z Polą?
-No co mam Ci powiedzieć... No Pola zaczęła coś mówić, potem ugryzła się w język i nie chciała powiedzieć... No co mam Ci więcej powiedzieć?
-A o co chodziło?
-O Marysie...
-Marcyniak Ty tępaku!!! Miałeś Kasie, prawdę?
-Nie wspominaj mi o niej...
-Dobra to inaczej, ale teraz pomyślisz, błagam... Jeśli obiecałeś mi, że nigdy ale to nigdy nie powiesz jej o jakieś tajemnicy, czy powiedziałbyś jej?
-No nie...
-No to pomyśl sobie, że może Pola coś obiecała Marysi i nie może powiedzieć, jeśli ona nie chce by ktoś wiedział. Ale jeśli dobrze wiem, to one są z bidula, tak?- kiwnąłem głową, że się to zgadza. - To teraz pomyśl, co one ze sobą przeszły i nie chcą wspominać, bo chyba to nie był jakiś dobry czas, więc?
-Janusz... Co ja bym zrobił bez Ciebie...
-Na pewno byś się zgubił i wiadomo, czemu ja sypie, a Ty środek...
-No dzięki...
-Spoko... No leć do niej...
Wstałem i zacząłem biec, ale się cofnąłem...
-Marcyniak, pomyśl... Gdzie ona mogła by być?
-No właśnie nie wiem...
-Może u siebie w domu?
-Ale ja nie mam kluczy...
-Jedź do Marysi i weź od niej klucze...
-Ale co...
-Powiedz, że Pola chciała wziąć jakieś buty czy kurtkę, wysil się... Mariusz... Nie załamuj mnie..
-Dzięki...
Pojechałem do Marysi, oczywiście nie obeszło się bez pytań po co i na co, ale w końcu mi dała. od razu pojechałem do ich domu. Prze kluczyłem zamek i wszedłem powoli do mieszkania. Zapaliłem światło i skierowałem się do jej pokoju, ale jej tam nie było, potem do sypialni Marysi, ale też jej tam nie było, a potem do salonu, ale w końcu znalazłem ją śpiącą na parapecie, a obok stała nutella i masło orzechowe. Ale co najlepsze obok tego były jeszcze tabletki przeciwbólowe i alkohol?
-Jezus Maria, Pola?!
-Czego się kurwa drzesz?!
-Czy Ty?
-No a kurwa nie?!
-Czy Ty?!
-Nie, kurwa... Taka głupia nie jestem, żeby mieszać tabsy z alkoholem... Nawet tego nie tknęłam, a tabsy dlatego, że mam swoje dni i mnie brzuch napierdala, ale jeśli dobrze wiem, miałeś mi dać spokój...
- Pola ale zrozum, że ja nie umiem bez Ciebie  żyć...
-To może się naucz...
-Czekaj, co?!
-Nadal głuchy?! Jeśli nie umiesz uszanować tego, że chce być sama to masz problem, al teraz wyjdź!!!
-Nidzie nie wyjdę!!! Musimy porozmawiać!
-A co teraz kurwa robimy?!
-Jeśli dobrze wiem to drzemy japę!!!
-Ale to Ty zacząłeś!!!
-I ja to zakończę!!!
W swoje dłonie wziąłem jej twarz i złożyłem na pocałunek ja jej słodkich jeszcze od nutelli ustach.  Może i trwał krótko, ale za to się uspokoiliśmy. Przytuliłem ją do siebie bardzo mocno, a ona zaczęła płakać... Gładziłem ją po plecach. PO czym wyszeptałem do jej ucha:
-Przepraszam, że tak naciskałem... Przepraszam, że teraz przez ze mnie płaczesz... Jeśli chcesz mogę stąd wyjść i dać Ci czas, tyle ile będziesz chciała... Tylko coś powiedź...
Czekałem aż się uspokoi. Kiedy zaczęła płytko oddychać, spojrzałem na nią a ona zasnęła. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do ją do pokoju. Delikatnie położyłem i przykryłem kołdrą. Pocałowałem w czółko i chciałem wyjść, lecz mnie zatrzymała.
-Mariusz, proszę... Zostań... Proszę...
Obróciłem się i zobaczyłem, że po jej policzkach znowu spływają łzy. Wróciłem do niej i położyłem się obok niej i mocno przytuliłem do siebie.
-Zostanę, jeśli tylko będziesz chciała...
-Chcę... Proszę nie zostawiaj mnie...
-Nie zostawię... Nigdy...
Po czym pocałowałem jej czoło i czekałem aż zaśnie. Długo to nie trwało, gdyż po chwili odpłynęła. Poszedłem ogarnąć kuchnie i wziąłem ze sobą tabletki i wodę. Rozebrałem się z ciuchów i położyłem się obok niej. Przytuliłem się do niej, a ona tylko cicho się spytała, czy mam tabletki, a ja kiedy brała ostatni razem a ona ze 2 godziny temu... Nie chętnie wstałem i podałem je i wodę. Wzięła dwie, a ja na nią spojrzałem...
-No co? Gdyby Ciebie tak bolało, to też byś tak brał...
-I nic z tym nie zrobisz?
-No nie...
-A takie bóle masz?
-Od kiedy mam okres... Czasami jest mocniejszy taki jak dzisiaj, albo boli i da się wytrzymać... I spokojnie to tylko taki jeden dzień lub dwa nie dłużej...
-To czemu dzisiaj Ciebie aż tak boli?
-Nie dzisiaj Mariusz...- przytuliła się do mnie.- Teraz mam słabsze przeciwbólowe, a tak to zawsze mam mocniejesz i w ogóle jakbym była na haju i zazwyczaj Ciebie nie ma, więc jest lepiej, że nie widzisz mnie w takim stanie... I uprzedzam... Nic nie da się z tym zrobić...
-Dobra... A teraz cicho, idziemy spać...
-Yhm...
Przytuliłem ją do siebie i chwile później spała w najlepsze, a ja wpatrywałem się w nią, przy okazji zastanawiałem się, dlaczego aż tak mocno kobiety muszą cierpieć... Ale no nic nie zrobisz... Wtuliłem się w nią i zasnąłem. Czułem jak wstaje parę razy i pytałem czy wszystko ok. A ona jak zawsze, że tak i że idzie do łazienki ale słyszałem jak się faszeruje tabletkami i pije wodę... Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem że jest już 6.00, a trening jest na 9.00... Poleżałem z nią jeszcze chwile i wstałem. Zrobiłem śniadanie i po czym je zjadłem, a Pola się męczyła. Poprosiłem by została w domu i leżała, jak skończy mi się trening, to po nią przyjadę i pojedziemy do mojego mieszkania, ale ta się uparła i powiedziała, że musi posprzątać mieszkanie, bo Maryś przyjedzie i w ogóle... Poprosiłem dziewczynę, by ta chociaż nie robiła nic, ale znając życie i tak zrobi po swojemu...

(Pola)
Wiedziałam, kto wszedł, po pierwsze, bardzo dobrze znałam jego chód i charakterystyczne zamykane drzwi, ale wiecie co go najbardziej zdradziło? Perfumy... Ten boski zapach, który uwielbiam... Dobra Pola siedź cicho to może nie przyjdzie do Ciebie, ale gdzie tam... Musiał mnie znaleźć... Po czym zaczął się drzeć... No to ładną wymianę zdań przerwał całując mnie... Jak mi tego brakowało... Po czym przytulił mnie, a ja co? No się rozryczałam, jak małe dziecko... A on wyszeptał mi do ucha słowa, które dały mi do myślenia...
-Przepraszam, że tak naciskałem... Przepraszam, że teraz przez ze mnie płaczesz... Jeśli chcesz mogę stąd wyjść i dać Ci czas, tyle ile będziesz chciała... Tylko coś powiedź...
Kiedy się uspokoiłam zamknęłam oczy, bo znowu poczułam ten cholerny ból... On musiał uznać, że zasnęłam. Wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Przykrył i chciał wyjść, ale ja nie chciałam, potrzebowałam go...
-Mariusz, proszę... Zostań... Proszę...
Obrócił się i chwile później leżał obok mnie i cicho mówił.
-Zostanę, jeśli tylko będziesz chciała...
-Chcę... Proszę nie zostawiaj mnie...
-Nie zostawię... Nigdy...
Leżeliśmy wtuleni w siebie, ale w końcu mi się chociaż na chwile przysnęło. Ale nie na długo, bo znowu poczułam ten straszny ból.
-Mariusz, mógłbyś przynieść mi tabletki i wodę?
-Jaki czas temu je brałaś?
-2h temu...
Musiałam skłamać, bo by mi ich nie dał... Chyba nie do końca uwierzył, ale mi je dał. Mierzył mnie, ale ja mu tylko powiedziałam, żeby sam brał, jakby go bolało. Po czym jak na grzeczną dziewczynkę przystało, odpowiadałam na pytania. Po czym znowu zasnęłam ale wstawałam i co chwile do łazienki, a potem dalej się faszerowałam tym. Kiedy dochodziła podajże 7.30 Mariusz wstał i poszedł do kuchni. Po czym ja też wstałam i znowu do łazienki. Poszłam do kuchni, a tam były przygotowane kanapki, żeby nie martwić go zjadłam na siłę jedną. Później chłopak uświadomił mnie o tym, że zabierze mnie po treningu do siebie, ale ja mu odmówiłam, że muszę posprzątać mieszkanie, co wynikło małymi wymianami zdań na ten temat, ale w końcu odpuścił i mnie po prosił, żebym chociaż na niego poczekała... No ale ja jak to ja nie miała w tego w planach. Kiedy wyszedł włączyłam muzykę na lapku i poszłam się ogarną i potem wzięłam się za sprzątanie. Oczywiście za nim Mariusz przyszedł, większość była już posprzątana, tylko została mi kuchnia i mój pokój. Więc kiedy zaczęłam sprzątać kuchnię przyszedł i po jego minie było widać, że mu się to nie podoba, ale no cóż... Życie... Podeszłam i dałam mu buziaczka i wróciłam do obowiązków, a jego wysłałam, żeby się umył. Kiedy się ogarnął, pomógł mi skończyć sprzątać kuchnię i ruszyliśmy do mojego pokoju. Mariusz ścierał kurze, a ja zaczęłam myć szyby, a kiedy skończyliśmy wzięliśmy się za moją szafę. Kiedy skoczyliśmy, rzuciliśmy się na moje łóżko. nie miałam sił i chwile później spałam. Obudziło nas dopiero małe krzyki w mieszkaniu...
Mariusz poszedł sprawdzić kto to, a ja leżałam dalej.
-Kurwa mać, Marcyniak, wiesz jak mnie wystraszyłeś?! Miałam już ochotę urwać łep Poli, że nie zamknęła drzwi!!!
-Maryś nie krzycz, Pola śpi...
Po czym wstałam i wyszłam.
-Nie prawda, nie śpię...
Dziewczyna mnie zmierzyła. Ale ja podeszłam i przybiłam piątkę z Nico i wróciłam do Mariusza, żeby się przytulić, ale Marysia zaczęła się pytać, co się mi stało.
-Mania, nic mi nie jest... Po prostu trochę źle się... Jestem niedysponowana, a Ty wiesz jak ja to znoszę...
-Aha... I wszystko jasne...
-Nom...
Po czym chciała wziąć swoją torbę, ale Nico ją uprzedził i znowu się zaczęło... To samo... Zostaw nie ruszaj, ja jestem tylko w ciąży i bla, bla, bla.... Nie mogła tego słuchać i poszłam się położyć... Po czym przyszedł do mnie Maniek. Położył się obok mnie i tak se leżeliśmy. Kiedy dochodziła 19.00 wstałam i poszłam zrobić kolację. Ale tam już urzędowała Marysia z Nico, którzy nadal rozmawiali na temat tego mieszkania i żeby się nie przemęczała. Więc jak się tam pojawiałam tak też zniknęłam. Poszłam do pokoju, ale najpierw zahaczyłam o łazienkę. Maniula spał w najlepsze, więc tylko się położyłam obok niego i wzięłam się za książkę. Potem przyszła Marysia i oznajmiła, że jest kolacja. Obudziłam środkowego i poszliśmy do nich.

(Mery)
No nie powiem, zdziwiła mnie reakcja przyjmującego. W sumie sama nie wiem czemu. Miałam takie dziwne przeczucie, że jego reakcja będzie zupełnie inna, a tu proszę. Moje przeczucie po raz pierwszy mnie zawiodło. No ale cóż... Kiedy Nico wyszedł wpadła do mnie Polcia i wiecie, jak to ona wypytywała o jego reakcję. Kiedy wszystko jej powiedziałam wywaliła ją pielęgniarka, że niby potrzebowałam odpoczynku! Jeszcze czego, mam zostać sama, z moimi nieposkładanymi myślami?! No jeszcze czego! Ale nie, ona wie lepiej co dla mnie najlepsze... Jak ja nie cierpię polskiej służby zdrowia...
No ale co miałam zrobić... Siedziałam i myślałam nad tym wszystkim... Nie, nie spałam, tylko myślałam. Przez całą noc nie zmrużyłam oka bo bałam się co będzie... No dobra, może dramatyzuje, ale już straciłam jednego maluszka, nie chcę żeby to się powtórzyło... Wiem, Nico to nie Damian, ale świadomość tego co się stało nadal siedziała mi gdzieś z tyłu głowy... Wiecie, jak klątwa Pucharu Polski, że jeśli się go wygra, nie wygrywa się PlusLigi.
Ale wracając. Kiedy się otrząsnęłam? Kiedy lekarz poinformował mnie o swoim przybyciu. A kiedy? gdzieś tak około 9:15. Fajnie co nie? Więc, poinformował mnie, że zrobią mi jeszcze badania i w najbliższym czasie mnie wypuszczą, czyli jutro wieczorem. Ludzie, jeszcze jedna noc w tym okropnym sterylnie białym pomieszczeniu! Jak ja nienawidzę takich rzeczy... Nie cierpię wręcz.
- A nie mogę się wypisać na własne życzenie?
- Niestety nie. To są obowiązkowe badania, a biorąc pod uwagę pani anemię muszę przyznać, że bardzo nie rozsądnie byłoby się wypisywać nie tylko z uwagi na pani stan, ale również z uwagi na dobro dziecka.
- Ale ja się dobrze czuję.
- To, że pani się dobrze czuje, nie znaczy, że wszystko jest w początku.
- Dobrze- odpowiedziałam zrezygnowana i odwróciłam głowę w stronę okna.
Nie miałam nic ciekawszego niż przyglądanie się temu co dzieje się na zewnątrz. To jedyne co mogłam robić. Nie było mowy żebym nawet wyszła z łóżka dalej niż do łazienki. Traktują mnie jak obłożnie chorą, a taka nie jestem. Ludzie, ciąża to nie choroba. Najpierw tłumaczyłam to temu  Igle a teraz muszę jeszcze lekarzom i pielęgniarkom za każdym razem jak chcę wyjść z pokoju...
Więc kiedy w końcu mogłam wyjść ze szpitala to się ucieszyła, a kto na mnie czekał? No Nico, yeah.... Pojechaliśmy od razu do mnie, ale nadal rozmawialiśmy temat tego mieszkania razem. Ja rozumiem, że się martwi, że jego dziecko, no ale chłopie no... Kiedy przyjechaliśmy już na miejsce, poszłam do góry i przestraszyłam się, że Pola znowu nie zamknęła drzwi.
-Czekaj, ja pójdę pierwszy.... - powiedział Nico i szedł, aż wyłonił się środkowy.
-Kurwa mać, Marcyniak, wiesz jak mnie wystraszyłeś?!- powiedziałam, chyba dosyć głośno. -  Miałam już ochotę urwać łep Poli, że nie zamknęła drzwi!
-Maryś nie krzycz, Pola śpi...
Kiedy mówił blondynka była już za nim.
-Nie prawda, nie śpię...
Zmierzyłam Pole, bo chyba coś nie swoja, ale chyba nic z tego nie zrobiła, tylko podeszła i przybiła piątkę z Nico i wróciła do Mariusza, żeby się przytulić. Dobra, coś jest nie tak.
-Pola, co jest? Coś się stało? Wszystko w porządku? Może chora jesteś?
-Mania, nic mi nie jest... Po prostu trochę źle się... Jestem niedysponowana, a Ty wiesz jak ja to znoszę...
-Aha... I wszystko jasne...
-Nom...
Kiedy chciałam wziąć swoją torbę, bym mogła się rozpakować, przyjmujący uprzedził mnie mówiąc:
- Nie będziesz dźwigać! O nie na pewno nie...
-Bo co?
-No jesteś w ciąży!
-Ale to nie choroba! Ile razy mam wszystkim powtarzać!
-Ale nie możesz się przemęczać! Więc chce, byś się do mnie wprowadziła!
-Niby czemu?! - Pola miała nas najwyraźniej dosyć i wyszła.
-Ej... Uspokójcie się! Marysia nie może się denerwować!
-I Ty też! Ciekawe czemu tego nie robicie, jak nie jesteśmy w stanie błogosławionym, tylko leżycie a kanapach i tylko EJ MAŃKA PRZYNIEŚĆ MI PIWO!
-Ale ja tak jeszcze nie powiedziałem do Ciebie!
-Uderz w stół na nożyce się odezwą. - skomentował nas środkowy i se poszedł do Poli.
-To był przykład!
-Coś nie trafny...
-Jezu... Dobra skończ... - poszłam do kuchni.
-Nie! Musimy porozmawiać!
-A co robimy?
-Dobra nie o to mi chodziło!
-To o co?
-Byś się do mnie wprowadziła! Chce mieć Cię na oku!
-A co ja jakaś niepełno sprawna jestem, żebyś się mną zajmował?
-Nie, ale nosisz moje dziecko!
-i to jest tego powód tak?
-Nie tylko, Maryś, Ja Ciebie kocham i marzę z Tobą założyć rodzinę, czy Ty tego nie wiesz! Mieć dzieci...
-Jedno masz już w drodze.
-Dwoje, a może troje...
-Jak sam se urodzisz!
-I urodzę! razem z Tobą!
-Chcę to zobaczyć!
- I zobaczysz...
-Dobra, weź...
I wyszłam. Poszłam zawołać parę poloniową na kolacje. Było chyba widać, że jesteśmy nabuzowani, ale nikt nie ważył się odezwać.

*********************************************************************************

Cześć wszystkim!
Dawno nie pisałam do Was ;)
Sorki... Nie mam czasu na nic...
Nawet teraz...
Więc dodaje szybko 24 
i życzę miłego czytania :)
Mam nadzieję, że się podoba!
Piszcie co myślicie o tym wszystkim ;)
Do zobaczenia niebawem...
Aaa... Jak ktoś czyta bloga o Nico i Ali

To chce powiedzieć, 
że zaczęłam wrzucać znowu rozdziały 
i chce byście zwrócili uwagę na notatki jakie napisałam 
i proszę o odpowiedzi na nie...

Z góry dzięki ;*
całuski (w policzka xd) Zuśka&Tośka 

wtorek, 4 kwietnia 2017

23

(Mery)
Obudziłam się w szpitalu. Czułam jakby moja głowa ważyła tonę.
- Witamy panią w śród żywych. Jak się pani czuje?- Zapytał lekarz, który był na mojej sali i świecił mi w oczy latarką.
- Wie pan, bywało lepiej...- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Mam pani wyniki badań krwi...
- Już? Przecież dość długo trwa coś takiego- przerwałam mężczyźnie.
- To prawda, widzę, że pani chyba z KPP... Ale wracając, była pani przez ponad dwie godziny nie przytomna.
- Ile?
- Ponad dwie godziny, więc tak jak mówiłem mam pani wyniki- kontynuował a co usłyszałam potem zwaliło mnie z nóg, nie dosłownie bo leżałam, ale gdybym stała pewnie bym usiadła.
Po tym co mi powiedział tak po prostu wyszedł, a ja siedziałam nie wiedząc co zrobić...
- Przymknijcie się na chwilę. Marysia, moja kochana, co się stało?- zapytał materializując się koło mnie ni z tąd ni z owąt Igła.
- Wcale nie taka twoja, bo moja też...- odparł oburzony Ziomek.
- Ale to ja jestem jej rodziną.- dodała Aga.
Patrzyłam na nich zdezorientowana i nie wiedziałam co powiedzieć.
- Dajcie spokój. Mery, co się stało?- Zapytała Polcia siadając po drugiej stronie bo jedną już zajął duszpasterz Igła.
- Ja sama nie wiem...- odpowiedziałam nie wiedząc jak im  to wyjaśnić.
- Może to ci pomoże...- stwierdziła Aga i podała mi jakąś kopertę.
Otworzyłam ją i zaczęłam czytać w myślach.
Mała!
Jeśli to czytasz to znaczy, że masz 23 lata, więc nie będę owijał w bawełnę i hamował ze słownictwem ;)
Więc pewnie teraz mam pod czterdziestkę, jestem stary, gruby i brzydki, ale kij z tym ;P
A czemu? Bo mam obok siebie dwie najwspanialsze kobiety na świecie.
Ciebie i Agę.
Chcę, żebyś wiedziała, że kocham Cię nad życie i zrobię dla Ciebie wszystko.
Zaadoptowałbym Cię, ale ten pieprzony bidul mi na to nie pozwala, bo niby nie mam warunków...
Ale chcę, żeby to było jasne. Jesteś, byłaś i będziesz w moim życiu najważniejsza...
Nie chcę wyjeżdżać teraz do Włoch do Maceraty... To znaczy cieszę się, że tam jadę, ale nie chcę tam być bez Ciebie Mycha...
Bo co ja tam bez Ciebie zrobię? 
Kto mnie będzie tak denerwował?
Kto mnie będzie tak fajnie budzić zimną wodą?
No powiedz mi kto?
Wiem, że pewnie jesteś na mnie wściekła za to, że pojechałem...
Naprawdę przepraszam... Krzysiek z Ziomkiem obiecali mi, że będą mieć na Ciebie oko, więc jak coś przeskrobiesz to odrazu się o tym dowiem ;)
Sandra na pewno by chciała, żebyś była szczęśliwa, więc posłuchaj mnie uważnie Myszka, masz żyć na całego, bez ograniczeń, zakochać się, poznać tego jedynego, mieć gromadkę dzieciaków, robić to co kochasz, żebyś na koniec życia mogła powiedzieć "Żyłam na prawdę i nie żałuję ani jednej sekundy tego co mnie spotkało".
Mam nadzieję, że mieliśmy kaca giganta po twojej 18-stce razem z Igłą i Ziomkiem ;D
Myszka pamiętaj, żyj na całego i nigdy nie mów nie, jeśli serduszko podowiada Ci tak.
Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa i nie ma z tobą żadnych problemów.
Pamiętaj, zawsze będę Cię kochał.
Na zawsze Twój Arczi ;*
Po moich policzkach spływały gorzkie łzy... Mój Arczi... Chciał mieć kaca po mojej 18-stce, chciał mnie zabrać ze sobą, powiedział, że zawsze będzie mnie kochać, że mam słuchać mojego serduszka, że mam niczego nie żałować... I wtedy coś we mnie pękło i powiedziałam nieświadomie na głos:
- Jestem w trzecim tygodniu ciąży- wydukałam zanim zdążyłam ugryźć się w język.- I przez to pogłębiła mi się anemia- dokończyłam, żeby już nie było pytań o wszystko i o nic.
- Ale jak to?
- Wiesz co Krzysiek, komu jak komu, ale tobie naprawdę nie powinnam tłumaczyć skąd się biorą dzieci, bo chyba wiesz skoro masz aż dwójkę- odpowiedziałam rzeszowskiemu libero.
- Ale i tak jak to możliwe?! Przecież Ty jesteś z tym gościem od trzech tygodni...
- A co, Ty mi może powiesz, że taki grzeczniutki byłeś, że z Iwonką do ślubu nic nie było?
- Igła, ona ma rację, zresztą, proszę Cię, wiesz jak teraz jest i lepiej, że to z nim, a nie z kimś innym, bo jemu naprawdę na niej zależy.- poparł mnie Ziomek.
- I Ty Brutusie przeciwko mnie?- Zapytał oburzony Igła.
- Możecie się zamknąć? Bo kłótnie na pewno jej teraz nie pomogą- odezwała się w końcu Polcia.
- Ona ma rację.- poparła ją Aga.- Więc z łaski swojej zamknijcie się i zastanówmy się co zrobić z tym fantem.
- Jak to co, nic- odezwałam się w końcu, a Igła popatrzył na mnie jak bym powiedziała największą głupotę na świecie.- Nie patrz tak na mnie, bo to nie jest Damian.
- Mysza, a co jeśli...
- Igła nic... Jestem dorosła i na 100% tego nie zrobię! Już za dużo straciłam, tyle bliskich osób odeszło, tyle części mnie, nie pozwolę, żeby teraz kolejna odeszła!- Niemalże wykrzyczałam ze łzami w oczach.
- Przepraszam, po prostu się o Ciebie martwię.- wyszeptał przytulając mnie.- Obiecałem mu, że będę Cię pilnował, już raz zawiodłem i do dzisiaj mam z tego powodu wyrzuty sumienia, nie chcę, żeby teraz też tak było- skończył jeszcze ciszej niż wcześniej mówił.
- Jak myślisz, jak zareaguje?
- Nie wiem Ziomek. Ale bez względu na wszystko nie zmienię mojej decyzji.
- I tak powinno być.- poparła mnie jednocześnie Aga z Polcią.
Nie wiem, ile jeszcze siedzieli, ale atmosfera się trochę poluźniła. Igła z Ziomkiem zaczęli się tak wygłupiać, że aż brzuch mnie rozbolał ze śmiechu. Z resztą, oni tak zawsze...
Więc kiedy poszli, stałem przed najtrudniejszym zadaniem... Jak mam to powiedzieć Nico i jaka będzie jego reakcja...
Nie musiałam długo czekać, aż mnie odwiedzi. Kiedy tylko wszedł odrazu skierował się do mnie jakby się bał, że mu ucieknę i nic nie powiem. Chłopak usiadł na końcu łużka i spojrzał na mnie.
- Wszystko w pożątku Mycha?- Zapytał, a ja poczułam pod powiekami łzy co oczywiście nie umknęło uwadze Francuza.
- Po części tak...
- Po części?- Powtórzył zaniepokojony moją odpowiedzią.
- Nico, bo ja...- zaczęłam i nie wiedziałam jak to powiedzieć.
(Nico)
- Mycha, co jest?- Dopytywałem coraz bardziej zmartwiony i zaniepokojony jej zachowaniem.
- Nicolas- powiedziała dziewczyna, a ja byłem coraz bardziej zdenerwowany, bo nie pamiętam kiedy tak do mnie ostatnim razem mówiła.- Proszę Cię, bez względu na to co powiem...
- Nic się między nami nie zmieni, obiecuję.- przerwałem jej i chwyciłem ją za rękę.- Więc powiesz mi w końcu co się stało?- Zapytałem, a dziewczyna ciężko nabrała powietrza.
- Nico, jestem w ciąży- po tych czterech słowach najpierw usłyszałem głuchy pisk, a potem zalała mnie fala radości.- W trzecim tygodniu.- dokończyła spokojnie.
- Mery...- zacząłem, ale nie umiałem wydusić z siebie niczego innego niż tylko jej imienia.
Przytuliłem ją najmocniej jak tylko umiałem i pocałowałem. Blondynka spojrzała na mnie zdezorientowana z łzami w oczach.
- Nie, nie jestem zły... Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Świecie. I tak, może jestem troszkę przerażony, ale jestem pewien, że na 1000% sobie poradzimy. Myszka, tyle szczęścia, ile przydarzyło mi się z tobą przez te prawie pięć miesięcy... Ja nawet przez całe życie nie miałem tyle szczęści ile spotkało mnie z Tobą- powiedziałem z uśmiechem i pierwszy raz od tylu lat, poczułem pod powiekami łzy szczęścia.
Kiedy wyszedłem od dziewczyny mój mózg przestał kontaktować po angielsku i polsku, byłem w takim szoku, że jedyne co pamiętałem to francuski, a i tak miałem z tym jeszcze problemy...
Więc Polcia jeszcze raz poleciała do Mery, a ja siedziałem i po prostu nad tym myślałem. Boże, zostanę ojcem... Będę tatą... Moja Marysia jest w ciąży. Moja Marysia, moja Myszka, moje Kochanie... Nadal nie mogę w to uwierzyć...
Kiedy Pola wyszła podrzuciłem ją do domu i w sumie tam zostaliśmy w trójkę. Oczywiście ja nadal tylko miałem na języku francuski, przez co Mario się trochę wnerwiał, ale Polcia go zgasiła, po czym środkowy poszedł pod prysznic. Usiadłem z atakującą na kanapie.
- Nico, to wy teraz zrobicie?- zagaiła nagle Polcia.
- Szczerze? To nie mam zielonego pojęcia... Teraz najważniejsze, żeby nic nie stało się Mery i tej małej kruszynce.
- Tu masz rację- poparła mnie blondynka.- A potem?
- Naprawdę nie wiem Pola... Już samo to, że Mery jest w ciąży jest dla mnie szokiem, ale oczywiście tym pozytywnym... A co będzie dalej...? Zobaczymy... Wszystko zależy od niej, bo chcę żeby była szczęśliwa...
- Popieram Cię w tym- opowiedziała dziewczyna.- Za dużo już przeszła, żeby jeszcze teraz tracić to co ma...
- Właśnie...- spojrzałem na telefon, który zaczął wibrować.- Dasz mi chwilkę?
- Jasne, odbierz- dopowiedziała z uśmiechem dziewczyna.
Więc tak zrobiłem. Dzwonił Kevin, chwilę z nim pogadałem i wróciłem do kuchni. Zrobiłem z Polcią kolację, po czym ją zjedliśmy, posprzątaliśmy z Mariem, Polcia poszła się myć, a kiedy wróciła pożegnałem się z nią i ze środkowym i pojechałem do siebie.
Kiedy tylko otworzyłem drzwi przywitała mnie Bianka. Uśmiechnąłem się do niej i weszliśmy do środka. Usiadłem na kanapie i nadal nie mogłem uwierzyć, że już za osiem miesięcy nie będziemy sami...
(Mariusz)
Nie wierzyłem własnym uszom... To było niesamowite... Cały czas miałem to w uszach... Ale jaja... No dobra nie aż takie ale jednak. Kiedy poszedł od nas Nico, położyłem się obok Poli i od razu odpłynąłem. A co było tego skutkiem? No nic... Po prostu spać... A rano zostałem brutalnie wywalony przez Pole.
-Mariusz, Ty leniu śmierdzący! Wstawaj, jedziemy do Maryś! Więc ruszaj swoje sexi-flexi literki i do kuchni na śniadanie, a potem do łazienki! Masz na to wszystko 25 minut, a jeśli przekroczysz to będą kółka karne, czyli biegniesz do szpitala za samochodem!
Po czym zostałem zwalony z łóżka, ona zniknęła w łazience. Więc musiałem wstać i poszedłem zrobić to o co prosić. Znaczy rozkazała, bo prośbą raczej to nie było... Ale cóż. Poszedłem i to zrobiłem, a Pola... Nie uwierzycie chodziła i śpiewała... Kurde, takiego happy baer jeszcze nie widziałem. Kiedy się ogarnąłem, zostało mi jeszcze 10 minut, więc chciałem se jeszcze posiedzieć, ale niestety moja ukochana raczej nie chciała. Jak to powiedziała; mam zwijać manatki i jedziemy do szpitala. Więc zamknęliśmy mieszkanie i poszliśmy w kierunku samochodu, a potem Pola poleciała jak na skrzydłach do Marysi. Poszedłem za nią i wszedłem nie pewnie. Dziewczyny gadały ze sobą jak na jęte, że nawet nie zauważyły jak wszedłem. Siedziałem i się zastanawiałem, kiedy mnie zauważą... Jednak na nic... Serio... A wiecie po czym? Po Polci , która jak stwierdziła:
- No i gdzie jest ta menda leniowata... No ile można iść...
- Kochanie, siedzę tu  jakiś dobrych 20 minut... Tylko jesteś tak bardzo zagadane, że nawet mnie nie zauważyłyście...
-Cześć Mario! Miło Cię widzieć...
-Cześć Maryś! Mi Ciebie też, kiedy Cię wypuszczają?
-Prawdopodobnie jutro wieczorem, a co?
-Tak pytam i co teraz będzie?
- No nic... Wrócę do domu, będę na siebie uważać, no i będzie trzeba zrobić pokoik dla dziecka...
-Ale, że jakiego domu...
-No do mojego, a którego?- znikąd pojawił się Nico.
-A kto tak powiedział?
-Ja... Nie chce byś sama z tym została, zrozum...
-Nico, ale ja...
-To może my pójdziemy po coś do jedzenia?- wystrzeliła Pola i pociągnęła mnie za sobą.
Poszliśmy do bufetu i żadne się z nas nie odzywało. Woleliśmy ciszę i wpatrywanie się w siebie lub coś co znajduję się przy nas. Nie wiedziałem jak mam się odezwać. Ale w końcu ma się jaja, więc trzeba...
-O czym myślisz?- powiedziała Pola, no serio kochanie... Zawsze musisz mi przeszkodzić?
-Ja?
-No św. Elżbieta, no raczej, że Ty...
-O Marysi...
-Mam być zazdrosna?- powiedziała lekko obrażona.
-Tak i to bardzo! Oczywiście, że nie... Kocham Ciebie i tylko Ciebie... Ale myślę o innym znaczeniu, co teraz będzie...
-Yhm...
-Pola, Ciebie też to męczy, przecież widzę...
-No dobra... to prawda... męczy mnie to... Zastanawiam się czy będzie tak samo jak...
-Jak?- spytałem, kiedy się zacięła i przez parę minut się nie odzywała. -Pola? O cho chodzi?
-Przepraszam Mariusz, ale nie mogę Ci powiedzieć.
Po czym wstała i chciała wyjść, ale ją zatrzymałem i stanąłem na przeciwko niej.
-Pola, dlaczego? Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko...
-Nie, tego nie mogę powiedzieć...
Próbowała się wydostać się z mojego uścisku, ale sorry jestem silniejszy...
-Pola, do jasnej cholery... O co chodzi?! Jeśli mnie kochasz to mi powiedz...- no ej... mamy mówić sobie wszystko, to chyba logiczne, że muszę postawić warunek.
-Mariusz, wiesz o tym bardzo dobrze, że Cie kocham - oho... zaraz się rozpłaczę, ale ja nie lubię kiedy płacze, ale muszę wiedzieć o co chodzi i co ją tak martwi...
-To mi to powiedz...- podeszłem jeszcze bliżej i spojrzałem w jej oczy.- Pola, ,proszę... O co chodzi?
Próbowałem wyczytać z jej oczu cokolwiek, ale znalazłam tylko bezradność, smutek i żal w oczach...
-Przepraszam nie mogę...
Spuściła wzrok i wybiegła z bufetu. A ja stałem przez chwile i zastanawiałem się o co chodzi. Dlaczego, przecież obiecywaliśmy sobie mówić prawdę, a on coś za mną zataja? No nie może tak być... Coś jest nie tak... Ale jeśli nie chce mówić to nie będę się prosić...
(Pola)
Wstałam wcześniej i poszłam się ogarnąć, bo bardzo chciałam jechać do Marysi. Zrobiłam śniadanie i zjadłam je, a potem przygotowałam kanapki dla Mariusza. Poszłam obudzić tego lenia. Poszłam i wzięłam kołdrę na ziemie i po czym delikatnie go zwaliłam z wyra i mówiąc co ma zrobić, ja w tym czasie uciekłam do łazienki i wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, ubrałam się i zrobiłam delikatny makijaż, poprawiłam włosy i zaczęłam nucić piosenkę, która chodzi od jakiegoś czasu po głowie. Kiedy zobaczyłam, że mój bażant jest gotowy, poinformowałam go, że jedziemy już. Kiedy znaleźliśmy się pod szpitalem poleciałam do Marysi. Zaczęłyśmy plotkować, tak się zagadałyśmy, że nawet nie zauważyłyśmy, że Mariusz już jest i se tak jakoś ładnie go skomentowałam:
- No i gdzie jest ta menda leniowata... No ile można iść...
- Kochanie, siedzę tu  jakiś dobrych 20 minut... Tylko jesteś tak bardzo zagadane, że nawet mnie nie zauważyłyście...
-Cześć Mario! Miło Cię widzieć...
-Cześć Maryś! Mi Ciebie też, kiedy Cię wypuszczają?
-Prawdopodobnie jutro wieczorem, a co?
-Tak pytam i co teraz będzie?
- No nic... Wrócę do domu, będę na siebie uważać, no i będzie trzeba zrobić pokoik dla dziecka...
-Ale, że jakiego domu...
-No do mojego, a którego?- znikąd pojawił się Nico.
-A kto tak powiedział?
-Ja... Nie chce byś sama z tym została, zrozum...
-Nico, ale ja...
-To może my pójdziemy po coś do jedzenia?- wypaliłam na poczekaniu, a Maryś mnie spojrzała, tylko pytanie, czy z wdzięczności czy miała ochotę mnie zabić. No ale trudno...
Szyliśmy powoli, bo do końca nie wiedzieliśmy gdzie iść, ale co tam... W końcu znaleźliśmy i usiedliśmy przy stoliku. Zaczęła myśleć co będzie z Marysią... Mam nadzieję,  że Nico  nie okaże się takim draniem... Wiem, że zrobię wszystko by było teraz inaczej... Zaczęłam się zastanawiać o czym on myśli...
-O czym myślisz?
-Ja?
-No św. Elżbieta, no raczej, że Ty...
-O Marysi...
-Mam być zazdrosna?- powiedziałam niby obrażona...
-Tak i to bardzo! Oczywiście, że nie... Kocham Ciebie i tylko Ciebie... Ale myślę o innym znaczeniu, co teraz będzie...
-Yhm...
-Pola, Ciebie też to męczy, przecież widzę...
-No dobra... to prawda... męczy mnie to... Zastanawiam się czy będzie tak samo jak...- ugryzłam się w język, gdyż on nie wiedział nic o Dominiku...
-Jak?- spytał, kiedy się nie odzywałam. -Pola? O co chodzi?
-Przepraszam Mariusz, ale nie mogę Ci powiedzieć.
Chciałam wyjść, żebym nie powiedziała, bo nie mogłam.. Nie chciałam. Zatrzymał mnie i stanął na przeciwko mnie.
-Pola, dlaczego? Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko...
-Nie, tego nie mogę powiedzieć...
Próbowałam się wydostać z jego uścisku, ale no nie jestem, aż taka silna...
-Pola, do jasnej cholery... O co chodzi?! Jeśli mnie kochasz to mi powiedz...- kuźwa, jak ja nie lubię takich warunków.. Mariusz no!!!
-Mariusz, wiesz o tym bardzo dobrze, że Cie kocham - czułam, że zaraz się rozryczę i wszystko mu wykrzyczę, ale nie mogłam...
-To mi to powiedz...- podszedł jeszcze bliżej i spojrzał w moje oczy.- Pola, proszę... O co chodzi?
Biłam się dosyć długo, czy mu powiedzieć, ale nie mogłam... Jeśli Maryś nie powie, to ja tym bardziej nie mogę...
-Przepraszam nie mogę...
Po czym wybiegłam z szpitala. Poszłam do parku i usiadłam na ławce, gdzie akurat była jakaś rodzinka. Kuźwa, czemu ja mam takie szczęście!!! No do cholery jasne... Siedziałam i patrzyłam jak rodzice zajmą się swoim synkiem. Źle się z tym czułam... Więc wstałam z tej ławki i poszłam do sklepu... Kupiłam potrzebne produkty i poszłam do Mańka mieszkania. Ogarnęłam trochę mieszkanie i zrobiłam mu kolacje. Napisałam mu kartkę, żeby czasami się nie martwił, bo chce być teraz sama. Poszłam do siebie. Kiedy byłam na klatce schodowej poczułam okropny ból na dole brzucha... O nie tylko nie teraz... Doczołgałam się do mieszkania i od razu do łazienki i co?
-Kurwa mać... Jebany okres...
Poszłam do pokoju wzięłam ciuchy i poszłam się umyć, po czym zrobiłam wszystko to co trzeba zrobić i błagałam w myślach, żeby Maryś miała coś przeciwbólowego... I znalazłam... Niby Ibum, ale on mi nie pomaga... Daje na chwile spokój, ale no co zrobić... Zrobiłam sobie herbatę po czym, kiedy ją opróżniłam, poszłam na swoje ulubione miejsce do rozmyśleń, czyli parapet... Zjadłam trochę Nutelli bo akurat miałam na nią ochotę i myślałam o nas... Zamknęłam oczy, żeby skupić się... Po czym usłyszałam, że ktoś wchodzi...

******************************************************************************************************************

Siemka wam wszystkim!
Przepraszamy za zwłokę, rozdział miał być w niedzielę,
ale wiecie, te emocje po meczu z Effectorem ;)
Więc mamy kolejny rozdział...
Trochę się rozjaśniło ale i znowu pojawiły się jakieś tajemnice...
Piszcie co sądzicie :)
Następny rozdział pojawi się pod koniec tygodnia, bo teraz to ja muszę się troszkę spiąć...
Jak do końca niedzieli go nie będzie macie oficjalne pozwolenie na 
potrzepanie moją osobą xD
Dobra kochani, miłego czytania i czekamy na komentarze ;)
Całują, Zuśka&Tośka ;***

niedziela, 12 lutego 2017

22

* trzy tygodnie później
(Mery)
Więc, wszystko jest piękne, różowe i w ogóle. Skrzaty wygrywają, Damian z Pawłem zostali skazani na trzy lata, a Damian jeszcze będzie miał procesy za gwałt i zabójstwo... Mam nadzieję, że posadzą go na dożywocie...
Między Polcią i Mariem znowu wszystko gra i wszystko jest ok. Między mną a Nico też jakoś się o dziwo układa. U Polci jest różowo, owszem, a my... No cóż... Często się kłócimy, ale niemalże zaraz po kłótni jest ok...
Ale muszę wam powiedzieć nowinę, więc uwaga. Słuchanie mnie? Nie no, to był taki żart, ale na pewno mnie słuchacie? Dobra, dość tych tajemnic, po wielu latach, a konkretniej po prawie czterech latach odnowiłam kontakty z tymi dwoma jełopami Igłą i Ziomkiem. W zasadzie nie wiem co się stało, że urwał nam się kontakt... Ale można powiedzieć, że jest dobrze, a nawet lepiej niż było...
Więc aktualnie siedziałam w swoim pokoju i kłóciłam się na Skypie z Teo kto ma do kogo przylecieć na sylwka. Oczywiście Pianuś wyciągał swoje argumenty, że Luca, Filippo, Dragan czy Ivan przyjeżdżają na sylwka do Włoch, ale ja miałam jeden podstawowy argument.
- Misiek organizuje sylwka- powiedziałam środkowemu na co ten zatarł ręce.
- Wiesz co, może jeszcze przedyskutuję to z chłopakami, bo jak Misiek robi imprezę to grzech nie skorzystać- odpowiedział ze śmiechem chłopka.
- No widzisz- odparłam i usłyszałam jak ktoś wchodzi do mojego pokoju, na sam jego widok na mojej twarzy zagościł jeszcze większy uśmiech.- Wiesz co, zgadamy się jeszcze potem bo mam gościa- dokończyłam patrząc na przyjmującego.
- Aha... Siemka Nico!- Zawołał chłopak po angielsku.
- Siema Teo- odpowiedział Francuz stając obok mnie.- Nie miej mi za złe ale porywam ci koleżankę.
- Jasne, a potem na chrzestnych będą pytać- powiedział udając oburzonego.
- Spoczko, tylko na trening, obiecuję, że wróci w stanie nieruszanym- odparł ze śmiechem brunet i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- No dobrze, tylko jej tam nie zabijecie...
- No ej, jestem na rozegraniu, nie przyjmuję ani nie bronię więc spokojnie.
- No niech ci będzie. Dobra, to trzymajcie się tam, a z tobą młoda damo jeszcze sobie pomówię.
- Tak jest ojcze- powiedziałam ze śmiechem.- Pozdrów tam wszystkich i trzymaj się.
- No ty też. Buziaczki pa.
- Pa- odpowiedziałam i się rozłączyłam.
Spojrzałam na Francuza który bacznie mi się przyglądał.
- No już mamusiu- powiedziałam zrezygnowana i ruszyłam swoje szlachetne cztery litery po torbę treningową.
Nico tylko się zaśmiał i bacznie mnie obserwował czy rzeczywiście biorę moją torbę. Kiedy tylko się spakowałam ruszyliśmy na halę. Co prawda byliśmy wcześniej, dużo wcześniej ale chciałam do porządku się rozgrzać, bo z tą rozgrzewką w towarzystwie tych ułomów to różnie bywa. Więc przebrałam się w mój strój, założyłam ochraniacze i z butami w ręce wyszłam na halę. Oczywiście ja, jak to ja usiadłam na podłodze i zaczęłam się "wczuwać" w miejsce. Kiedy chwilę posiedziałam zawiązałam buty i zaczęłam rozgrzewkę. Nie wiem ile się rozgrzewałam sama i kiedy Nico do mnie dołączył razem z Polcią. Cieszyłam się, że moja psiapsi znowu gra, bo wszyscy w końcu wiemy ile sprawia jej to radości. Ale wracając. Atakującą odrazu zauważyłam, ale byłam tak zamyślona, że dopiero kiedy przez przypadek wderzyłam w Francuza to oprzytomniałam.
- Sorki...
- Spokojnie Myszka, nic się nie stało.
- Na pewno?- Zapytałam, żeby się upewnić, bo wiem jaki jest Nico.
- Na 300%- odpowiedział i musnął moje usta, ale coś, a raczej ktoś musiał nam przeszkodzić.
- Ooooooooooooo... Jak słodko- powiedzieli równocześnie Misiek, Szampon, Kłosiu i Wronka.
Panie, daj mi do nich cierpliwość... Oboje tylko westchnęliśmy nad ich głupotą. Więc kiedy przyszła reszta była, dla mnie druga, dla nich pierwsza, rozgrzewka. Po podstawowych ćwiczeniach trener stwierdził, że zagramy sobie meczyk, a ponieważ nie chciał przemęczać Szampona i Uriarte to za tą dwójkę weszłyśmy z Polcią. Oczywiście grałyśmy po przeciwnych stronach siatki. Ja grałam z Wronką, Miśkiem, Facu, Marcelem, Piechem i Lisinacem a Polcia z Milczarem, Kłosiem, swoim kochanym Mańkiem, moim Nico, Marcinem i Cakim.
No nie powiem, nieźle był pomieszany pierwszy skład z drugim, ale jakoś udawało nam się grać bez najmniejszych przeszkód. Do czasu...
Kiedy mieliśmy przerwę miałam zamiar iść do Polci i z nią pogadać żeby pomogła mi przekonać Teo odnośnie tego sylwka, ale coś mi pokrzyżowało mój plan. A to coś to była ciemność przed oczami i to jest to, co pamiętam jako ostatnie...
(Nico)
Rozstaliśmy się z Mery przy wejściach do szatni. Stwierdziłem, że skoro mamy jeszcze trochę czasu to na spokojnie się przebiorę, więc tak zrobiłem... Na spokojnie przebrałem się w strój treningowy, założyłem ochraniacze i kiedy wiązałem buty akurat przyszła reszta zespołu.
- A ty co tak wcześnie Nico?
- A wiesz Misiek... Tak jakoś- odpowiedziałem przyjmującemu w ostatniej chwili gryząc się w język, że przyszedłem z Mery.- Wiecie co, ja już idę się rozgrzewać- dokończyłem i wyszedłem z szatni kierując się na halę.
Zobaczyłem, że rozgrywająca akurat się rozciąga więc pomyślałem, że może trochę pobiegam. Kiedy robiłem chyba dziesiąte kółko blondynka przyłączyła się do biegu. Trochę się zmartwiłem bo dosłownie nie kontaktowała, była tak jakby myślami gdzieś indziej, nie na hali, tylko w zupełnie innym miejscu. Coś nie było ok...
Dziewczyna "otrząsnęła się" dopiero kiedy przez przypadek wderzyła do mnie. Oczywiście, musiałem jej tłumaczyć, że na 300% się nic nie stało. Cała Maryś... Na potwierdzenie, że wszystko jest ok lekko ją pocałowałem ale musiały nam przeszkodzić te tłumoki jedne... No ludzie no, z kim ja żyję...
Ale wracając, po rozgrzewce podzieliliśmy się na dwa teamy, oczywiście znowu grałem przeciwko Mery. No ale nie powiem, dostałem od niej kilka czap. Dziewczyna bardzo lubi grać na granicy żółtej kartki. Wiecie, przedłużone spojrzenia w moim kierunku, które z zresztą sam odwzajemniałem. Kiedy była przerwa dziewczyna skierowała się do nas, ale nie udało jej się do nas przyjść bo w połowie drogi straciła przytomność.
Na całe szczęście na hali byli akurat Wojtek i Tomek, więc Wojtek się nią zajął, ale to nie oznaczało, że siedziałem spokojnie. Odrazu podbiegłem do blondynki. Była strasznie blada... Oczywiście nie obyło się bez wezwania pogotowia przez Tomka, na całe szczęście chociaż wcześnie przyjechało.
Kiedy tylko ją zabrali jeszcze w strojach treningowych pojechaliśmy razem z Mariem i Polcią do szpitala.
- Ale jak to nie może nam pani nic powiedzieć?!- Żołądkowaliśmy się w recepcji z rejestratorką kiedy usłyszeliśmy, że nie może nam udzielić żadnych informacji.
- Przykro nam, nie są państwo rodziną pani Błaszczyk, więc bardzo mi przykro, ale nie mogę udzielać informacji osobą spoza rodziny- tłumaczyła nam spokojnie pani w rejestracji.
- Ale ona jest sierotą, nie ma nikogo, ani rodziców, ani rodzeństwa, żadnej cioci, wujka, dziadków czy kuzynów, rozumie pani? Nic, zero, nul, jest całkowicie sama!
- Ja rozumiem pani zdenerwowanie ale naprawdę, musi to być ktoś z rodziny.
- Była żona jej chrzestnego, albo świadek z wesela chrzestnego może być?- Zapytała z nadzieją w głosie atakująca.
- Jeśli pani Błaszyk ma taką a nie inną sytuację to może być- odpowiedziała zrezygnowana rejestratorka.
- Dziękuję- odpowiedziała Polcia i zadzwoniła do kogoś.
Siedziałem jak na szpilkach... Nie miałem pojęcia co się dzieje, ani nie mogłem się dowiedzieć co się stało, bo jestem spoza rodziny. No co za non sens!!!
- Stary, będzie dobrze- powiedział Mariusz klepiąc mnie po ramieniu.
- Co będzie dobrze? Przecież my nawet nie wiemy co się z nią dzieje...- odparłem chowając twarz w dłoniach.
Przecież wszystko było ok, nic nie wskazywało na to, żeby coś się miało stać... Albo wcale wszystko nie było tak ok, a ja byłem kretynem i tego nie widziałem... Jak coś jej się stanie to nie daruję sobie tego.
- Może pani nie owijać w bawełnę tylko powiedzieć co się z nią dzieję?!- Usłyszałem znajomy głos po około godzinie czekania.- Nie, ale jestem przyjacielem jej świętej pamięci chrzestnego.
- Krzysiek... Ja jestem byłą żoną jej zmarłego chrzestnego, czy to pani wystarczy?- Nasłuchiwaliśmy z Mańkiem odpowiedzi ale jej nie usłyszeliśmy.- Dobrze, 316, możemy tam pójść?- Znowu cisza.- Rozumiem, a gdzie możemy go spotkać?... Czyli powinien tam być. Dziękujemy i przepraszam za kolegę- skończyła kobieta i usłyszeliśmy kroki w naszym kierunku.
No i kogo zobaczyliśmy? Krzyśka Ignaczaka, Łukasza Żygadło i jakąś kobietę, którą już gdzieś widziałem, ale nie wiem gdzie.
- Siema Igła, cześć Ziomek- przywitał się z nimi Mario.- Pani pozwoli, że się przedstawię, Mariusz Marcyniak, środkowy PGE SKRY, a to Nicolas Marechal, nasz przyjmujący.
- Miło mi was poznać, Agnieszka Gołaś- kiedy usłyszałem to nazwisko wszystko stało się jasne... Przecież to jest żona od jej kuzyna, czyli jej mogą powiedzieć wszystko, bo w sensie prawnym są rodziną.
- Nicolas Marechal- przedstawiłem się kiedy przyszła moja kolej. Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem ale nic nie powiedziała.
Więc kiedy wszyscy byli już ze wszystkimi po imieniu ruszyliśmy w poszukiwaniu wyznaczonego pokoju. Kiedy tam dotarliśmy akurat wychodził z niego lekarz. Agnieszka odrazu do niego podbiegła.
- Przepraszam, ja jestem kuzynką Marysi, co z nią?- Zapytała odrazu lekarza.
- Witam panią. Ogólny stan pacjentki jest stabilni, odzyskała przytomność, mamy również wyniki badań- kiedy usłyszałem, że już jest przytomna omal nie pokładałem się z radości.
- To wie pan czemu straciła przytomność?
- Owszem, ale to chyba sama pani wyjaśni. Jak pani chce, to może pani do niej wejść.
- A mogę zabrać jeszcze trzy osoby?- Zapytała brunetka a lekarz tylko spuścił głowę.- Proszę, to są osoby bardzo ważne dla niej, osoby które były z nią zawsze w najtrudniejszych momentach, jestem pewna, że ich wsparcie psychiczne bardzo jej pomoże w wyjaśnieniu tego, czemu straciła przytomność.
- No dobrze, niech pani będzie- odpowiedział zrezygnowany lekarz widząc, że nie zmieni decyzji pani Gołaś.
- Dziękuję- odparła z uśmiechem.- Igła, Ziomek, Polcia, chodźcie- powiedziała do trójki i zniknęli za drzwiami.
Czekanie na  moment kiedy wyjdą było katorgą... W mojej głowie snuły się najczarniejsze myśli... Po prostu bałem się o nią, i to bardzo... Po około dwóch godzinach wyszli z sali, cała czwórka.
- I co z nią?- Zapytałem zrywając się na równe nogi.
- Sama ci powie co się stało- odparła Polcia z uśmiechem.
Bez namysłu ruszyłem do jej sali. Dziewczyna leżała pod oknem bawiąc się naszyjnikiem, który dostał odemnie. Odrazu do niej podszedłem i usiadłem na brzegu łóżka.
- Wszystko w porządku Mycha?- Zapytałem widząc jej załzawione oczy.
- Po części tak...
- Po części?- Powtórzyłem zaniepokojony jej odpowiedzią.
- Nico, bo ja...
(Pola)
Siema kochani! Tęskniliście za mną? Co za głupie pytanie, no raczej że tak... Może wszystko po kolej, wiec tak... Wszystko sobie z Mariuszem wyjaśniliśmy i jest cacy majonez, oczywiście kłócimy się jak to w starych małżeństwach bywa  (nie, nie braliśmy ślubu, tak jakoś mi się powiedziało), ale szybko się godzimy, bo nie ma sensu i czasu na jakieś strojenie fochów i wielkie obrażanie księżniczki, księcia czy majestatu... sorry... to nie z nami...
Wiec tak leżę sobie beztrosko na łóżku i śpię, kiedy do pokoju wbija mi Mario... Zabiera mi kołdrę, co moja reakcja była jednoznaczna...
-Maniek, Ty pało jedna... Oddawaj mi tą kołdrę. Dzisiaj śpię i nawet nie próbuj mi przeszkodzić- ale na nic moje słowa, gdyż on se wyszedł z nią z pokoju i poszedł dalej.
No myślałam, że go uduszę... Poszłam za nim dopiero, gdy ubrałam na siebie jego bluzę i swoje babcine skarpetki... Wchodzę do salonu, gdzie leżała zabrana przez mojego pacana rzecz, po która sięgnęłam i chciałam iść ale on mi to uniemożliwił... a jaki sposobem? No a takim ze przerzucił mnie przez bark tak po prostu... I chyba dobrze ze byliśmy przed kanapa bo się zaplątał i jak by tu grzecznie powiedzieć... hm... Wywalił orla ale oczywiście razem ze mną... Zaczęliśmy się z tego śmiać. Po czym wstał, przykrył mnie i poszedł do kuchni, by po chwili wrócić z talerzem naleśników oraz z kakałkiem i Nutellą i dżemem wiśniowym i jeszcze z serkiem... nie no ja go uwielbiam...
- Czy ja mówiłam, że jesteś najlepszym boyem i ze Cie kocham?
-Teraz Boy tak? A przedtem jak to było? Pało jedna?
-Wiesz ze ten komentarz był nie potrzebny, prawda?
-Teraz już tak... Ja Ciebie też...
-Ale co Ty mnie też?
- No... Kocham a co?
-Aaa... Ja Ciebie też...- Po czym chciał mnie pocałować ale ja mu wepchłam do buzi naleśnika, na co zrobił zdziwioną minę, a ja mu wysłałam buziaka i wzięłam się za jedzenie...
Kiedy już je zjedliśmy, Maniek kazał mi się zwijać bo idziemy se pograć... Wiec ja jak z procy poleciałam do pokoju by się spakować, ubrać i szybko do łazienki i do kuchni.
- A Ty czego jeszcze nie gotowy? Już się ruszaj a nie... Dawaj, dawaj... Szybciej to już się moja babcia 90-cio letnia szybciej rusza niż Ty... - Po czym poszłam ubrać kurtkę i buty a on po chwili dołączył do mnie i pojechaliśmy na hale, gdzie spotkaliśmy chłopaków...
Poszłam się przebrać i zobaczyłam ze jest Maryś, wiec szybko się przebrałam i poszłam na hale. Dołączyłam do rozgrzewki. Potem zostaliśmy podzieleni, na moje nieszczęście grałam przeciwko Maryś. No ej no... hyhym... To nie fair... Wiec grałyśmy sobie i była przerwa i poszłam se usiąść, napiłam się wody i czekałam aż wejdziemy z powrotem na boisko ale raczej już nie, gdyż Maryś się rozjechała... No super no... Wystraszyłam się i pobiegłam do niej i próbowałam ja obudzić ale na nic... Wojtek próbował ją ocudzić, a Tomek wezwał karetkę, która przyjechała szybko i od razu pojechaliśmy za nimi. Oczywiście Mariusz prowadził, kiedy dolecieliśmy do recepcji by spytać się o Maryś wystąpiło pytanie
-Czy państwo z rodziny?
I zaczęły się schody... Nie mogła pojąć ze ona i ja nie ma rodziny... Że wychowywałyśmy się w bidulu. W końcu się wkurzyłam i spytałam:
- Była żona jej chrzestnego, albo świadek z wesela chrzestnego może być?
- Jeśli pani Błaszyk ma taką, a nie inną sytuację to może być- odpowiedziała zrezygnowana rejestratorka.
- Dziękuję.
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Krzyśka, on jest ostatnią nadzieją, bo jak nie to ja już nie wiem nic... Odebrał dopiero za 3 razem, kiedyś to ja go uduszę za ten telefon.
-Przepraszam, ale ja...
-Igła, ja Ci zaraz dam nie odbierać od mnie telefonu. Guzik mnie to obchodzi masz 30 minut by znaleźć się w szpitalu na Czaplinieckiej, tego wojewódzkiego im. Jana Pawła II, bo mamy problem...
-Co się dzieje?
-Maryś jest w szpitalu i te ćwoki nie rozumieją, że straciła swoich rodziców i nie chcą nam udzielić informacji o niej... Igła ja tu zaraz wykituje...
-Pola ale ja nie jestem członkiem rodziny...
-Możesz bo byłeś świadkiem na ślubie Arka...
-Ok... dobra już jadę....
-Igła?
-Tak Polu?
-Czy Ty przywieziesz Age?
-Skąd wiedziałaś?
-Przeczucie... Masz 1h nie dłużej...
Oczywiście potem napisałam by jechał ostrożnie, bo nie chce by mu coś się stało...
Za nim przyjechał próbowałam się coś dowiedzieć ale na nic moje próby... Gdyby nie Mariusz chyba bym rozniosła ten szpital. Wyszłam ochłonąć a tu podjeżdża Igła z Ziomkiem i Aga... Podleciałam do nich i mocno przytuliłam.
- Dziękuję, że przyjechaliście... Jeszcze chwila a bym rozniosła to wszystko...
-Wiesz te korki, a tak bylibyśmy szybciej...- powiedział Ziomek.
Kiedy chciałam coś powiedzieć, czyli ze są głupi i maja szczęście, że ich nie złapała policja, zobaczyłam ze nie ma Krzyśka... Spojrzałam jednoznacznie na Age, która razem ze mną zaczęła biec od razu w kierunku wejścia. Jak się wcale nie myliłam był tam Igła, który zaczął się kłócić z ta babką... Ziomek odciągnął go, gdyż Aga nie miała jak go uspokoić. Jej przekazali na szczęście informacje gdzie jest i kto się nią zajmuje oraz gdzie go aktualnie znajdziemy... Po czym szybka akcja przedstawienia się kto i co i z językiem na wierzchu polecieliśmy do lekarza, który ja prowadził. Wypytaliśmy o wszystko i potem mogłam wejść do niej razem z Aga, Igła i Ziomkiem. A on to co nam przekazała to potem nie mogłam uwierzyć... Pytałam ja chyba z 100 razy czy to prawda, a odpowiedz była taka sama... Igła oczywiście zrobił się jakiś przewrażliwiony ale Ziomek stanął w obronie Marysi i przez dłuższy czas nikt się nie odzywał. Aga z nią rozmawiała i wszystko wypytywała, a potem wszystko wróciło do normy i zaczęli się śmiać i żartować. Ja chyba pierwsza raz od dawana nie wiedziałam co powiedzieć... Wyszłam z tam tąd zamurowana. Nico od razu mnie dopadł i chciał wiedzieć co z nią jest, nic mu nie powiedziałam gdyż Maryś sama musi mu powiedzieć... Wiec poszedł niepewnie a ja co, no nic wtuliłam się w Mario
(Mariusz)
Kiedy Pola wyszła wiedziałem, że jest coś nie tak... ale kiedy się we mnie wtuliła to już się wystraszyłem. Zacząłem ja pocieszać.
-Hej Misia, wszystko będzie dobrze...
-Mariusz zamknij się i mnie po prostu przytul... Bo gadasz bez sensu...- odpowiedziało a mnie wcięło.
Czekałem tak długo aż mi powie co się dzieje, ale się chyba nie doczekam, kiedy Nico wyszedł to Pola wleciała do niej jeszcze... Nico był taki sam jak Pola kiedy wyszła za pierwszym razem, tylko, że do niej docierały moje słowa a do niego ani trochę... Zaczął mówić coś po swojemu... A ja nic nie rozumiałem... I trzeba było się uczyć jak kazali a nie teraz stoisz jak kolek i nie wiesz o co chodzi... Dałem sobie spokój, potem wyszedł Igła z Ziomkiem... A Ci to dopiero jak na haju... Boże... O co chodzi... Dopiero z kim mogłem chociaż trochę porozmawiać to była Agnieszka ale dowiedziałam się tyle co z tąd do Portugalii... A tak serio to nic, tylko rada BĄDŹ CIERPLIWY... No kurde... Całe życie jestem... Po jakieś 1h wyszła Pola, a dokładnie to została wyrzucona przez pielęgniarkę, gdyż skończył się czas odwiedzin... Nico powoli wstał i ruszył do samochodu, Pola tylko cicho wyszeptała czy idziemy i czy mógłbym ja podwieść do mieszkania. No oczywiście, że to zrobiłem. Kiedy byliśmy już poszliśmy wszyscy razem na górę. Nico dalej śnił na jawie, Pola zaczęła nucić pod nosem... WTF?! Nie wiem co mam robić... A najgorsze jest to ze Pola mówi po francusku... Zapomniałem powiedzieć Pola interesuje się językami (tymi do mówienia jak coś) i zna już niemiecki, grecki, koreański, no francuski i angielski ale to jak mówiła były najgorsze których mogła uczyć ale trudno i zna też olaboga rosyjski... Życie nie wybiera, teraz uczy się hiszpańskiego i portugalskiego... Nie wiem po co ale dobra... No i ja tak siedzę w kuchni, a Pola nagle zaczyna śpiewać sobie... Ja na nią patrze i takie o co chodzi, a ona, że powie mi wkrótce albo Maryś mi powie... No to ok... Ale spojrzałem na nią a ona z tekstem:
- Tak ze mnie tego nie wyciągniesz, wiec możesz śnic, a Nico zapomniał języka wiec jedynie to francuski, wiec życzę powodzenia...- No i takim sposobem moja własna dziewczyna mnie zgasiła.
Poszedłem do łazienki żeby się umyć i kiedy wychodziłem podsłuchałem kawałek rozmowy i to co usłyszałem ścięło mnie z nóg... Wpadłem do tej kuchni i takie
-To prawda?!
-Ale co?- spytała Pola.
-To, że Mery jest...
-Tak...- przewała mi Pola. - Jeśli komuś powiesz to gwarantuje ze urwę Ci jaja i przywieszę do czoła...
-Obiecuje nikomu nie powiedzieć...
-Mam nadzieje...- odpowiedziałem, po czym pomogłem przy kolacji, oczywiście ją zjeść i posprzątałem razem z Nico, bo Pola poszła się kąpać...

******************************************************************************************************************

Cześć wszystkim!
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś z nami jest...
 Przepraszamy za obsuwkę, ale wiecie, szkoła nie daje żyć...
Nie chcemy się zbytnio tłumaczyć, bo chyba każda osoba z LO nas zrozumieją, a jak się do tego jeszcze doda to, że Tośka chodzi do SMS'a, a ja jeszcze do muzycznej, to tego czasu jest naprawdę nie wiele... 
Ale dobrze, nie wiemy kiedy pojawi się następny rozdział... 
Trzeba po prostu śledzić bloga.
Nie wiemy czy to będzie jeszcze w tym miesiącu czy w marcu, kwietniu, czy kiedy...
Naprawdę nie mamy zielonego pojęcia...
JEŚLI KTOŚ TU JESZCZE JEST PROSIMY PO PRZECZYTANIU O KOMENTARZ CZY MAMY PISAĆ DALEJ!
Więc miejmy nadzieję, że do zobaczenia w następnym rozdziale.
Buziaki Tośka&Zuśka ;*

sobota, 31 grudnia 2016

21

(Mariusz)
Po buziaczku poszedłem do szatni, gdzie się przebrałem i wtedy uświadomiłem sobie, że przecież mój telefon ma Pola, a miała do mnie pisać Magda, moja siostra. Jestem bardzo z nią zżyty, bardzo za nią tęsknie, tak samo jak za rodzicami. Dzisiaj miałem przedstawić moim rodzicom Pole. Wiedziałem, że to ta jedyna, dlatego chciałem ją postawić przed faktem dokonanym. Nawet spakowałem ją, bo wiedziałem, że by na coś takiego się nie zgodziła, ale jak już tam będziemy to, na początku mnie wyzwie od różnych, potem się troszkę pofoczy, ale potem będzie już cycuś  - glancuś... Oczywiście chłopki się ze mnie śmiali, że bez Poli nie potrafię funkcjonować, co po części jest prawdą... Nie mogłem ich słuchać więc wyszedłem,a oni za mną. Weszliśmy na parkiet i zauważyłem Pole, która miała dziwną twarz. Mam nadzieję, że Magda nie wysłała wiadomości. Jeśli tak to będę mieć przechlapane... No nie musiałem długo czekać... Pola zeszła i zaczęła czytać SMS... Dzięki Magda...
-ILE MOŻNA CZEKAĆ NA CIEBIE? RUSZAJ SWÓJ ZADEK I PRZYJEŻDŻAJ, TĘSKNIE I BUZIACZEK... Do jasnej cholery wytłumacz mi kim jest Magda!!! Co może kuzynka?! Marcyniak jesteś świnią... Myślałam, że mnie kochasz, że szanujesz... A Tobie chodziło tylko o jedno, by mieć kurę domową, prawda?! By kogoś po bzykać, gdy nadzieje ochota, a że teraz nie chce dać Ci dupy, to chodzisz po jakiś kurwach, tak?! Wiesz idź się lecz chłopie na nogi bo na głowę już dawno za późno...
Po czym rzuciła we mnie telefonem i wybiegła. Odblokowałem i miałem rację, że to moja siostra. W tym momencie chciałem ją zabić i to serio... Po czym krzyknąłem, że to moja siostra, ale mnie nie usłyszała. Więc poleciałem i jej już nie było. Próbowałem do niej dzwonić, ale to na nic... nie odbierze od mnie teraz telefonu... Jak znam życie to zaraz wleci Maryś i ona zrobi mi gnój... Obracam się i kogo widzę? No Maryś...
-Powiesz mi o czym mówiła Pola?!
-Maryś uwierz mi Magda to moja siostra... Naprawdę... Napisała tak, bo miałem przyjechać dzisiaj z Polą do moich rodziców... Proszę Cię pomóż mi...
-Nie kłamiesz?
-No nie... Zobacz to ona...
Pokazałem jej nasze zdjęcie, które mam w telefonie.
-Faktycznie, jesteście do siebie podobni, ale chce usłyszeć jej głos...
-Maryś...
-No co... Chce się upewnić, że nie kłamiesz... Raz miałam taką sytuacje, że o mało nie straciłam jej... Więc chce mieć pewność stu procentową...
No co miałem zrobić... No zadzwoniłem i włączyłem na głośno mówiący.
-Cześć Młody, kiedy będziecie?
-Cześć, słuchaj jest sprawa...
-Co jest?
-Bo wyszła mała niespodziewana sytuacja...
-Co masz na myśli?
Wytłumaczyłem jej co się stało.
-Sorry Młody... Nie chciałam...
-Nie ok... Ale jest tutaj koleżanka i chciała by coś Ciebie spytać, może?
-Jasne... Cześć, jestem Magda Marcyniak, siostra tego bałwana...
-Dzięki Magda...
-Do usług...
-Hej, jestem Maryś, przyjaciółka Poli...
-Miło mi Ciebie poznać, spokojnie jestem siostrą tego bałwana i nie masz o co się martwić... Nie chciałabym nigdy tej mendy, nawet nie wiadomo jak bogaty by był, czy jedynym facetem, kijem bym go nie tykała i nie mówię to jako siostra tylko kobieta, bo jednak żyłam z nim dobre 17 lat więc serio...
-Magda... Dzięki, Ty wiesz jak mnie pocieszyć...
-Dobra... Dasz mi numer do Poli? Może uda mi się do niej dodzwonić i z nią pogadać...
-Nie wiem czy odbierze... Ale spróbować możesz...
Podałam jej numer i czekałam na odpowiedź...
(na potrzeby tej historii perspektywa Magdy, siostry Mariusza)
Kiedy odpowiedziałam na parę pytań, które zadała mi ta laska, po prosiłam o numer do tej dziewczyny... No troszkę nabroiłam, ale skąd mogłam wiedzieć, że ten bałwan da jej swój telefon... No cóż trudno... może odbierze od mnie, więc poprosiłam, by podał mi jej numer telefonu i będę próbować... Kiedy dostałam zadzwoniłam parę razy, ale bez żadnego skutku. Zadzwoniłam jeszcze do brata i przekazałam mu, że będę próbować za chwile jeszcze raz bo dziewczyna nie odpowiada...
(Mariusz)
*kilka godzin później
Zaczynałem się martwić co się dzieje z Polą, bo mi się to wcale już nie podobało, coraz bardziej się denerwowałem, nie odbierała od nikogo telefonu. Nawet od Maryś... Siedzimy wszyscy razem i dostajemy szału.
-Może pojadę do mieszkania, bo może tam jest...- powiedziała Maryś.
-Poczekaj pojadę z Tobą... Nie powinnaś prowadzić...- odezwał się Francuz.
Nic nie odpowiedziała tylko kiwnęła głową. Zostałem sam... No dobra nie tak sam, bo był ze mną Janusz... Siedziałem na podłodze i wpatrywałem się w okno. Ciszę przerwał mój telefon, który leżał obok mnie. Spojrzałem na wyświetlacz "MAMA" nie miałem ochoty z nikim rozmawiać.
-Marcin proszę odbierz i wymyśl coś, nie mam siły teraz z nimi gadać, a potem napiszę do Magdy by mnie kryła...
Nic nie odpowiedział, tylko wziął telefon i odebrał telefon.
-Dzień Dobry Pani Marcyniak... A leży tutaj z Polą bo się trochę rozchorowali, miałem właśnie dzwonić do Pani i przekazać, że nie dadzą rady przyjechać... Spokojnie nie muszą państwo przyjeżdżać, ja już się nimi zająłem... Tak, byli u lekarza mają leżeć w łóżkach przez parę dni i wszystko będzie dobrze... Tak na prawdę nie ma czym się martwić, jest wszystko pod kontrolom... Do widzenia, życzę miłego dnia...
Po czym położył mój telefon na szafkę.
-Dzięki, że odebrałeś...
-Spoko... Ale wiesz, że prędzej, czy później będziesz musiał odebrać i powiedzieć wszystko?
-Wiem, ale chociaż teraz dadzą mi spokój... Podasz mi telefon po proszę Magdę by mnie kryła...
-Jasne...
Podał mi urządzenia a ja zadzwoniłem do Magdy i szybko ją poinformowałam o wszystkim i po prosiłem by trzymała rodziców w domu, by nie przyjeżdżali do mnie do puki wszystko się nie ułoży...
Siedziałem tak dobre kolejne kilka godzin, zadzwoniłem do Maryś, czy może Pola coś się odzywała, ale nie... Powiedziała, że jedzie do Łodzi zobaczyć jeszcze czy tam gdzieś jej nie ma...
Zaczynam się nie pokoić, gdzie ona może  być... Proszę Pola!!! Odezwij się... Błagam...
Nie wiem ile tak siedziałem, ale dosyć długo, że ścierpłem, spojrzałem na zegarek i dochodziła 22.38. Wstałem i poszedłem się umyć, kiedy wracałem do kuchni, zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na niego i był tam zastrzeżony numer. Wziąłem telefon i go odebrałem.
-Halo?
(Pola)
A potem była ciemność. Nie pamiętam nic, odkąd wyszłam z budynku. Jakiś worek chyba na głowie i mocne walnięcie w brzuch i chusta usypiająca, zrobiła swoje...
Więc obudziłam się, nawet nie wiem po jakim czasie... Siedziałam cicho, by chociaż dowiedzieć się gdzie jestem, by wezwać pomoc... I po chwili wiedziałam, że jestem w samochodzie, wiecie jeśli macie oczy zakryte to nic nie widać... Raczej siedziałam. Nie zmieniałam pozycji, gdyż wolałam nie wiedzieć co mnie czeka jakbym się ruszyła.
-Czemu się nie budzi?-usłyszałam, dziwnie znany mi głos.
-Poczekaj jeszcze chwile, zaraz się obudzi...- odpowiedział mu inny głos i też dziwnie znany...
What the fuck?! O co tu chodzi... Albo ja zwariowałam, albo słyszę tego idiotę Damiana i tego kretyna odmiany idiotów Pawła. Miałam ochotę ich zabić... Niech tylko mnie rozplączą, to zabije na miejscu. Chyba się zatrzymaliśmy bo czuje, że się ruszali. Ktoś otwiera drzwi i bierze mnie na ręce. To był Paweł... Wszędzie rozpoznam ten obrzydliwy zapach... Siłą woli próbowałam nie zrzygać się na niego... Szyliśmy chwile a potem zostałam rzucona na kanapę... Potem odwiązali mi oczy...
-Może tak grzeczniej? Nie łaska?!
-O i nasza księżniczka się obudziła... Witamy, witamy...- powiedział z sarkazmem Damian.
-Miło nam widzieć śliczną buzinkę... - dodał Paweł po czym mnie pocałował w policzek, a ja go oplułam, za co dostałam po twarzy.
-A mi nie... Czego chcecie od mnie debile...
-A może grzeczniej?
-Haha... Nie doczekanie twoje..
-Mówisz? Żebyś się nie zdziwiła...
-Zostawiam Cię na chwile... Zaraz wrócę... Do zobaczenia księżniczko...
-Nara idioto! Żeby coś Cię przejechało...
-Ależ Ty zabawna...
Po czym wyszedł ten idiota Damian. Zostałam sama z tym drugim idiotą... Szczerze to wolałabym tamtego, bo temu jeszcze mogłam jakoś nastukać, a ten jest nie obliczalny...
-Może mnie rozwiążesz?
-A po co? Żebyś mi uciekła księżniczko? Nie ma opcji...
-Szczerze to muszę do łazienki, ale jak chcesz to mogę się zesikać... Więc jak wolisz...
-No dobra...
Rozwiązałam mi nogi, a ręce trochę rozluźnił. Zobaczyłam, że jakiś telefon leży na stole... A przed nim jest wazon, może jakoś uda mi to tak zrobić nie zauważył...
Szłam blisko tego wazonu. Strąciłam go tracąc niby równowagę, a ten się wkurzył.
-Co robisz idiotko?!
-Nie dawno było księżniczko...
-Nie wkurwiaj mnie...
-Oczywiście... Poprawię swoje zachowanie... Ale wiesz miałam w gipsie nogę i nie doszła jeszcze do siebie... A że teraz była nieruchoma to tym bardziej nie mogę złapać równowagi...
Kiedy ten zbierał kwiaty z wazonu, które były nawet ładne, bo lubię czerwone róże, ale wracajmy do akcji... Chwyciłam szybko telefon i schowałam go do spodni i przykryłam koszulką. Kiedy już ogarnął w miarę, zaprowadził mnie do łazienki.
-Czy mógłbyś mi przynieść bluzę? Bo wiesz zimno mi.. Ciepło tu nie macie...
-No dobra... Tylko bez numerów...
-Przypominam, że w łazience nie ma okna i mam związane ręce...
-Niech Ci będzie...
Więc kiedy weszłam do łazienki zamknęłam drzwi od łazienki na klucz. Na szczęście nie był na zamek, żeby mógł go otworzyć. Wybrałam szybko numer do Maryś, bo go znałam na pamięć.
-Błagam odbierz. - odebrała jak na zawołanie.
-Ha..- przerwałam jej.
-Maryś to ja Pola, słuchaj zostałam porwana, proszę zgłoś to gdzieś... Telefon będzie włączony. Proszę pośpiesz się, za nim coś mi zrobią... Niech też będą cicho, bo jak się dowiedzą, że zadzwoniłam to na bank coś mi się stanie, proszę, błagam...
Po czym się rozłączyłam, akurat kiedy zapukał do drzwi Paweł.
-Mam bluzę, ile można sikać?
-Bo wiesz... to grubsza sprawa... Zaraz wyjdę... Dokładnie to za chwilkę, poczekasz tu na mnie? Bo mnie noga boli i nie mogę jakoś stanąć na niej...
-No dobra...
Usunęłam ostatnie połączenie i zostawiłam włączony telefon, żeby nie było... Po czym szybko wsadziłam go do spodni i od kluczyłam łazienkę i wyszłam.
-Czemu się zakluczyłaś?
-Skąd mogę wiedzieć co przyjdzie do tej twojej łepetynki.
-Jak zawsze skromna...
-Nie jestem sobą, taką za nim mnie zmieniłeś.
-Przestań...
-Nie... wcale... zbierałam się tyle lat po Tobie! Chciałam nawet zostać zakonnicą, zjebałabym se życie... Ale się cieszę, że wszystko wróciło... Spotkałam fantastycznego mężczyznę, który mnie kocha i szanuje, dba...
-Przestań! Nie mam zamiaru tego słuchać... Jesteś tu po to, aby teraz nam się odpłacić...
-Niby czym? To Wy powinniście się nam odpłacać...
-Jak tak bardzo chcesz...
Po czym rzucił mnie na kanapę...
-Mówiłam, żebyś kład mnie delikatniej...
-Oczywiście księżniczko, czego se tylko życzysz... Pozwól, że ładnie przeproszę...
-No mógłbyś... Przynieś mi szklankę wody...
-Ja mam coś lepszego...
-Nic mi nie możesz zaoferować...
-Myślisz? Chcesz się przekonać?
-Ja nie muszę myśleć ja to wiem...
-No to się zdziwisz...
Po czym wyszedł, a ja w tym czasie odłożyłam telefon na miejsce i wróciłam na miejsce. Chwile później wrócił z szklanką wody i mi ją dał. A jego uśmiech na twarzy sprawiał dziwne wrażenie.
-Masz...
-Yyy... Dzięki...
Mam w naturze, że wącham coś za nim się napije i wyczułam, że ta woda jest jakaś dziwna...
-Czemu nie pijesz? A no tak najpierw trzeba powąchać bo mogę Cię zatruć... Taa... Bo nieżywa bardziej mi się przydasz niż nie żywa...
-Czego Ty odemnie chcesz?
-Jak to co... Kasy od tego twojego chłoptasia... Myślisz, że nie widziałem co on z Tobą robi?
-Obserwowałeś nas?
-Ph... Chcesz zobaczyć co robi teraz twój chłoptaś?
-Że co?
Po czym włączył laptop i pokazał mi Mariusza... Kiedy go zobaczyłam, rozpłakałam się... Biedny nie wiedział co ma ze sobą zrobić, zobaczyłam tam jeszcze Marcina, Mary i Nico... Teraz uświadomiłam sobie jak bardzo mnie kocha i że nie mógłby tego mi zrobić...
-Dlaczego mi to pokazujesz?
-A tak sobie, wiesz...
Zapomniałam nawet o tej wodzie i się jej napiłam. Po czym on zabrał mi lapka i położył na stolik, ale cały czas widziałam go. A ten tak na pstryknięcie mnie położył. Nie opierałam się bo nie miałam sił... Do tego kręciło mi się w głowie, ale byłam świadoma... jeszcze chwile...
Zaczął mnie rozbierać. Starałam się jakoś go od mnie odciągnąć, odepchnąć, ale coraz bardziej na mnie napierał... Nie wiedziałam co mam zrobić... Błagałam, żeby ktoś coś zrobił. Nie musiałam długo czekać bo usłyszałam tylko krzyk:
-Policja, zostaw ją!
Po tym straciłam jakikolwiek kontakt...
(Mery)
Po wyjaśnieniu całej sytuacji z Mariuszem zaczęłam się naprawdę martwić... Może będzie w mieszkaniu... Miejmy nadzieję...
-Może pojadę do mieszkania, bo może tam jest...- powiedziałam spokojnie.
-Poczekaj pojadę z Tobą... Nie powinnaś prowadzić...- odezwał się Francuz.
Nie protestowałam, wiedziałam, że ma rację. Ręce tak mi się trzęsły, że nie dałabym rady nawet prosto prowadzić samochodu...
Więc najpierw pojechaliśmy do naszego mieszkania.
- Ja sprawdzę nasze pokoje i łazienkę a ty gościnny, kuchnie i salon ok?!- Zawołałam do Nico jak tylko weszliśmy do mieszkania.
Przeszukaliśmy całe mieszkanie w zdłóż i w szerz... Pudło, nie było jej... Polcia gdzie ty możesz być?! Boże, gdyby Łukasz tu był... ŁUKASZ! Przecież ona może być u niego!
- Nico!- Przyjmujący odrazu pojawił się koło mnie.- Jedziemy do Łodzi.
- Myślisz, że może tam być?
- Tak myślę, a jak nie, jest tam osoba, która nam może pomóc- odpowiedziałam, po czym wyszliśmy, zamknęłam mieszkanie i pojechaliśmy do Łodzi.
Pokazałam Nico gdzie ma jechać. Kiedy tylko podjechaliśmy pod dom naszego znajomego z Bidula. Kiedy zobaczyłam jego dom powróciły te nieliczne miłe wspomnienia z bidula... Podeszłam do bramy nie czekając na Marechala i zadzwoniłam. Chwilę czekałam i nagle w domofonie odezwał się głos jakiejś kobiety.
- Słucham.
- Dzień dobry, jest może Łukasz Ciechociński?
- Oczywiście, proszę wejść- odpowiedziała i otworzyła się bramka.
Weszłam na posesję dawnego kolegi... Swoją drogą nawet nie wiem czy mnie pamięta... Najgorzej jeśli mnie nie pamięta...
Ale wracając, kiedy byłam w połowie drogi drzwi wejściowe otworzyły się i zobaczyłam wysokiego blondyna ubierającego pośpiesznie skórzaną kurtkę. Na moją twarz wkradł się nikły uśmiech.
- Marysia, rany Boskie, ile ja cię już nie widziałem, coś się stało?- Zapytał odrazu na powitanie i zamknął mnie szczelnie w swoim uścisku.
- Ciebie też miło widzieć Ciechan, powiedz mi, nie ma u ciebie Polci?
- Nie, a co się stało?
- Wybiegła z hali i przepadła jak kamień w wodę...
- To może poszła do domu?
- Byłam tam, nie ma jej. Nie ma też możliwości, że na piechotę uciekła tak daleko w tak krótkim czasie, a żadne autobusy tam nie jeżdżą o tej godzinie...
- Spokojnie, wejdź...- zaciął się kiedy zobaczył mojego towarzysza.- Wejdźcie do środka, coś wymyślimy- odpowiedział z uśmiechem i zaprowadził nas do salonu.
Kiedy tam weszliśmy zamurowało mnie...
- Jesteś detektywem?
- Powiedzmy- odpowiedział z uśmiechem chłopak.- A my się chyba nie znamy- teraz zwrócił się do Nico.- Łukasz Ciechociński- powiedział podając przyjmującemu rękę.
- Nicolas Marechal- odpowiedział Francuz odwzajemniając uścisk ręki.
- Przepraszam- powiedziałam cicho i wyszłam z pokoju, bo rozdzwonił mi się telefon...
-Ha...- nie skończyłam bo ktoś mi przerwał.
-Maryś to ja Pola, słuchaj zostałam porwana, proszę zgłoś to gdzieś... Telefon będzie włączony. Proszę pośpiesz się, za nim coś mi zrobią... Niech też będą cicho, bo jak się dowiedzą, że zadzwoniłam to na bank coś mi się stanie, proszę, błagam...- powiedziała moja przyjaciółka się rozłączyła.
Wiedziałam co mam zrobić. Wróciłam szybko do salonu.
- Łukasz, jesteś w stanie namierzyć pewien numer telefonu?
- Jasne, a co, masz jakieś podejrzenia?
- Nie teraz jestem pewna jednej rzeczy- odpowiedziałam i podyktowałam blondynowi numer telefonu.
- Proszę, to jest adres. Polcia tam jest?
- Dzwoniła mi z tego numeru. Powiedziała, że ktoś ją porwał i nie wie co mogą z nią zrobić i że mamy być dyskretni, bo nie wiadomo co knują.
- To zróbmy tak, wy pojedziecie na spokojnie do Bełchatowa, ja wezmę kilku chłopaków i zajmiemy się tą akcją, jak wszystko będzie opanowane to po was zadzwonimy ok?
- No sama nie wiem...- powiedziałam bez przekonania. Bałam się o nią i o to, że policja coś spaprze...
- Mycha, zaufaj mi, obiecuję, że wszystko będzie dobrze- powiedział blondyn chwytając mnie za ręce.
Wiedziałam, że czeka mnie trudna rozmowa z Nico na temat naszej skomplikowanej relacji, ale teraz było dla mnie ważniejsze to, żeby znaleźć Polcię całą, żywą i zdrową...
Po skończonej rozmowie pożegnaliśmy Łukasza i poszliśmy do samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera i czekałam kiedy przyjmujący rozpocznie swój wywód... Nie musiałam długo czekać, bo kiedy tylko opuściliśmy osiedle na, którym mieszkał Ciechan...
- Powiesz mi kto to był?- zapytał "lekko" poirytowany Nico.
- Łukasz Ciechociński...
- Tyle to sam wiem- odburknął brunet, czyli mam przechlapane...- I nic więcej mi nie powiesz?
- To co chcesz wiedzieć?
- Czemu jakiś gościu cię przytulał i traktował jak swoją dziewczynę...
- Nico...- zaczęłam niepewnie, bo wiedziałam, że ciężko mu to będzie wytłumaczyć.- Łukasza poznałam w bidulu... Był odemnie i od Polci starszy o dwa lata... Na początku się go bałyśmy, bo wiadomo, starszy, silniejszy, zawsze chciał zostać policjantem... Zmieniło się to wtedy kiedy pewnego dnia nasi "koledzy" chcieli się zabawić naszym kosztem a Łukasz nas obronił. I od tamtego czasu się zaprzyjaźniliśmy... Ciechan jest dla Polci jak Teo dla mnie... Czyli on jest dla niej jak starszy braciszek, dla tego tu byliśmy, a przytulał mnie temu, że nie widzieliśmy się od czasu pogrzebu Dominisia... Mogło ci się wydawać, że traktuje mnie jak dziewczynę, bo jesteśmy dla siebie trochę jak rodzeństwo i po prostu jak przystało na starszego brata martwi się o mnie i troszczy- odpowiedziałam swojemu chłopakowi.
Oczywiście nie doczekałam się odpowiedzi... Francuz był wpatrzony w drogę przed sobą, a z jego twarzy nie dało się nic wyczytać, była jak u rzeźby albo jakby była z kamienia... W samochodzie ciążyła by całkowita cisza gdyby nie radio i piosenka Céline Dion - That's The Way It Is... W sumie, taka troszkę pasowała do tej sytuacji... Bo w sumie, ja go kocham, on mnie, jest "to coś" między nami, ale ciągle coś jest pod górkę...
- Przepraszam- powiedział Francuz zatrzymując się na skrzyżowaniu i opierając głowę o kierownicę.- Traktuję cię jak swoją własność a nie mam do tego najmniejszego prawa bo jesteś wolnym człowiekiem i żołądkuję o to co jest teraz najmniej ważne... Jestem skończonym kretynem...
- Nico nie mów tak...
- A jak się inaczej mam nazwać? Mam do ciebie wąty o twojego przyjaciela, który przeszedł z tobą więcej niż ja, a tak na prawdę powinienem się skupić na znalezieniu Poli...
- Nico, w życiu bym o tobie tak nie pomyślała...
- To jak byś mnie nazwała w takim razie?
- Osobą zazdrosną- odpowiedziałam i zobaczyłam nikły uśmiech na jego twarzy.
- Może rzeczywiście jestem o ciebie za bardzo zazdrosny... A przecież nawet nie mamy do końca wyjaśnione tego czy jesteśmy razem czy nie... Ale to nie jest kwestia na teraz, teraz najważniejsza jest Pola...
- Czyli jedziemy do Maria?
- Myślę, że tak...- odpowiedział przyjmujący i nastała cisza, ta cisza, której tak nie znoszę...
Ale ze względu na to, że oboje nie wiedzieliśmy jak ją przerwać po prostu milczeliśmy... Więc kiedy minęliśmy znak z napisem BEŁCHATÓW byłam uradowana. Podjechaliśmy pod blok Marcyniaka i poszliśmy do jego mieszkania.
Kiedy go zobaczyliśmy łzy stanęły mi w oczach. Siedział na sofie taki bezradny, jak małe dziecko... Nie wiedziałam czy mam mu powiedzieć o tym spotkaniu i telefonie czy se to darować i poczekać na telefon od Łukasza...
- Mariusz- zaczęłam cicho, ale przerwał mi środkowy...
- Jestem debilem... Zwykłym Idiotom...
- Nie mów tak- powiedziałam surowo siadając koło niego na kanapie.
- To jak mam się nazwać?! Gdybym miał choć trochę rozumu uprzedził bym ją, że moja siostra ma do mnie napisać... Może potoczyłoby się to inaczej i byłaby teraz tu z nami... Jestem zwykłym idiotą- powiedział chowając twarz w rękach.
Już chciałam mu coś powiedzieć, ale rozdzwonił mi się telefon... To był Łukasz. Szybko poszłam odebrać... To co usłyszałam niemalże zwaliło mnie z nóg...
(Nico)
Czy byłem na nią zły? Tak... Nawet nie wie jak trudno jest mi utrzymać nerwy na wodzy jeśli widzę jak jakiś obcy facet przytula ją i trzyma za ręce, ale mniej więcej mi to wyjaśniła... Niby jest ok, wiem, że nie powinienem jej tak traktować ale jestem o nią chorobliwie zazdrosny... Ale wracając, byliśmy u Maria i Mery już mu miała odpowiedzieć na jego samokrytykę ale rozdzwonił jej się telefon. Zostaliśmy sami... Ani Marcin ani ja nie mieliśmy pojęcie co powiedzieć... Mario był porządnie podłamany... Zawsze uśmiechnięty, a teraz taki bez  życia, jakby ktoś pozbawił go duszy...
- Chłopaki chodźcie- powiedziała Mery wychodząc z kuchni.
- Nigdzie nie idę...- opowiedział zrezygnowany Marcyniak.
- Nawet do Polci?- Zapytała podnosząc brew.
Na to imię środkowy zerwał się z kanapy i zabrał kluczyki od auta, ale oczywiście zwinęła mu je Marysia, bo jak stwierdziła, Mario jest zbyt denerwowany, żeby prowadzić. Oczywiście, przez całą drogę chłopak ją pośpieszał. Kiedy dojechaliśmy na obrzeża miasta do jakiś starych domów wiedziałem, że coś jest nie tak...
Kiedy tylko "zaparkowaliśmy" dziewczyna ze środkowym wyskoczyli z samochodu i pognali do domu na przeciwko nas. Nie pozostało nam z Marcinem nic innego jak tylko pójść za nimi. Weszliśmy do tego domu i zobaczyliśmy jakiś dwóch mężczyzn skutych, kilku policjantów i Łukasza, który gadał z Polcią. Swoją drogą dziewczyna nie wyglądała dobrze. Była jakby obudzona w środku nocy, owinięta kocem, z poszarpaną koszulką... Nie wyglądała dobrze...
Spojrzałem na Marysię. Podbiegła do niej i ją mocno przytuliła, Polcia coś jej powiedziała do ucha a blondynka zmierzyła wzrokiem dwójkę mężczyzn którzy stali pod ścianą w kajdankach.
Pierwszy raz zobaczyłem w oczach rozgrywającej czystą nienawiść. Dziewczyna ruszyła w kierunku tych mężczyzn.
- Kochanie chcesz mnie uratować?- Powiedział ten wyższy.
- Oczywiście...- odpowiedziała przesłodzonym głosem i wymierzyła mu siarczystego policzka, tak mocnego, że aż na końcu budynku było słychać.- To za Polę- po tych słowach dostał drugiego policzka.- To za mnie- po tych słowach dostał jeszcze raz w ten sam policzek co na początku.- A to za Dominika- dokończyła przez zaciśnięte zęby. Normalnie byłem z niej dumny...
Zobaczyłem jak policjanci chcieli interweniować ale powstrzymał ich Łukach tylko kiwając głową, że nie warto. Dziewczyna wróciła do mnie mamrocząc coś pod nosem i trzymając się za prawy nadgarstek. Kiedy tylko do mnie podeszła zamknąłem ją w moich ramionach...
- Ostrzegam cię, to mała podstępna żmija i kurwa- powiedział w moją stronę chłopak którego spoliczkowała.
- Jak ją nazwałeś?!- Zawołałem po angielsku i już miałem do niego ruszyć i dać po raz kolejny po jego krzywej mordzie, ale powstrzymała mnie Maryś.
- Nico, nie warto... Chcesz sobie przez takiego dupka zmarnować życie?- Zapytała łapiąc mnie za twarz i kierując tak, żebym na nią spojrzał.
To był jej plan, który poskutkował. Od razu się uspokoiłem i poraz kolejny zamknąłem ją w objęciach. Nie wiem jak to możliwe, że tak na mnie działała... Jedno spojrzenie, jeden maleńki gest, chociaż by dotknięcie mojej dłoni i przechodzi mi cała złość... Może temu, że ją kocham...
Więc, kiedy policja zawiozła tych idiotów na komisariat my pojechaliśmy do szpitala, bo Polcia miała mieć jakieś badania. Kiedy z jej sali wyszedł lekarz. Oczywiście odrazu Mario wystartował co z nią i takie tam... Kiedy okazało się, że wszystko jest ok, było błaganie czy może do niej wejśc... Doktor nie był przychylny ale w końcu się zgodził i wszedł do niej.
Mery odrazu podeszła do szyby ale tak żeby jej nie widzieli. Po chwili wróciła do mnie z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Co się stało?- Zapytałem zdezorientowany.
- Pogodzili się- odpowiedziała z jeszcze większym uśmiechem.
- To może wrócimy do domu, co ty na to?
- A co tam będziemy robić?- Zapytała zdziwiona dziewczyna.
- Dużo ciekawych rzeczy- wyszeptałem w jej usta i pocałowałem ją.
(Mariusz)
Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić... Chodziłem w te i we te. Boże, Pola proszę odezwij się... Chociaż powiedz że jesteś. Bardzo proszę... Boże zrób coś...
Siedziałem nieruchomo na kanapie aż przyszła Maryś. Obwiniałem się za to wszystko, Maryś próbowała mnie pocieszyć ale to na nic... Wiedziałem, że to moja wina... Wiedziałem, że coś zaraz mi zrobi ale uratował nas telefon Maryś... Dziewczyna poszła odebrać a ja myślałem, że się uduszę zaraz... Potem przyszła Maryś i zaczęła mówić że mam się zbierać, na co nie miałem ochoty... Ale jak powiedziała jeden konkretny wyraz, a dokładnie imię "Pola" to zerwałem się z miejsca i zaczęłam się ubierać w biegu. Chwyciłem kluczyki, ale po chwili zostały mi zabranie przez blondynkę. Popatrzyłem na nią zdziwiony.
  -Nie będziesz prowadził w takim stanie! Chcesz zobaczyć Pole ale w jednym kawałku? To lepiej daj ja poprowadzę.
Wiedziałem, że ma rację, wiec się nie odzywałem... W samochodzie siedziałem jak na igłach  (i nie chodzi mi o Ignaczaka), cały czas pospieszałem dziewczynę. Chciałem już zobaczyć moja Pole... Kiedy dotarliśmy na miejsce, była tam policja... Myślałem, że zaraz serce mi wyskoczy z piersi lub przejdzie gardłem... Kiedy tylko samochód się zatrzymał wsiadłem razem z Maryś i polecieliśmy. Zobaczyłem Pole, która rozmawiała z jakiś gościem. Była przykryta kocem. Jej koszulka była cała poszarpana.  I do tego cala blada... Moja Pola... Chciało mi się ryczeć jak dziecku... nie wiedziałem co mam zrobić...Obróciłem się i zobaczyłem jakiś gości pod ścianą to pewnie oni jej to zrobili. Miałam ochotę ich zabić... Ale uprzedziła mnie w tym Maryś... Podeszła i zdzieliła jednemu z nich. No no, ma przyłożenie... Po czym poszła do Marechala i się wtuliła. Nie wiedziałem czy mam podejść do niej czy nie. Stałem tak i patrzyłem na nią jak jakiś idiota... On też potem zobaczyła mój wzrok. Patrzyliśmy tak na siebie dobre kilka minut, do puki nie powiedzieli, że mamy Pole zabrać na badania czy wszystko jest na pewno w porządku.
Siedziałem chyba kolejny raz na szpilach  (żeby nie było że na igłach). Chociaż teraz bardziej spokojnie chociaż nie... Ale teraz wiem ze jest Pola nie daleko mnie i żadne niebezpieczeństwo jej już nie grozi... Kiedy wyszedł lekarz, od razu poleciałam i zacząłem wypytywać o Pole. Gdy powiedział mi ze jest z nią wszystko w porządku, poprosiłem bym mógł do niej wejść. Oczywiście się zgodził, więc bez zastanowienia pobiegłem do niej.
Wszedłem lekko speszony. Leżała na ostatnim łóżku, przy oknie. Dobra może i były dwa łóżka ale no... spojrzała w moim kierunku. Nie wiedziałem czy mam zacząć czy nie. Stałem w tym progu jak jakiś kretyn.
-Będziesz tak stał i się patrzył? Czy może ruszysz swój zgrabny zad i mnie pocałujesz?
Nie wierzyłem w to co usłyszałem od razu poleciałam i na początku delikatnie, bałem się, że mogę jej coś zrobić, ale potem pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny.
(Pola)
Prawie straciłam przytomność, gdyby nie Łukasz. Od razu go rozpoznałam. Chwilę jeszcze posiedziałam, kiedy Ci kuli jednego. Po czym przyjechał Damian. Zrobili małą zasadzkę na niego. Kiedy już to zrobili, podeszłam do Pawła. Przykucłam przed nim i chwile patrzyłam na niego.
- Czemu ja byłam taka głupia, ale muszę Ci podziękować, bo zrozumiałam swój błąd. Straciłabym faceta, na którym mi zależy bez granicznie... Jedyne do czego się przydałeś. Chociaż coś, nie?
Po czym uśmiechałam i podeszłam do Łukasza. Podziękowałam mu za wszytko. Po czym zjawiła się Maryś. Rzuciła się na mnie.
-Czy to oni Ci zrobili?- wyszeptała.
-Tak, doładowania to Paweł, Damian nie było...
Po czym się odsunęła i poszła do tych pacanów. Po czym to co zobaczyłam zszokowało mnie. Maryś w pięknym stylu zdzieliła temu idiocie w twarz. Byłam z niej dumna. Po czym poleciała do Marechala. Nie ukrywam byłam trochę zazdrosna, ale no cóż... Chociaż ciesze się ze jest wszytko między nimi dobrze. Widać, że się kochają.
Czułam wzrok na sobie i to bardo znany mi... Obróciłam się w jego stronę i patrzyliśmy sobie w oczy, dosyć długo. I dziękuję Bogu, że Łuki to przerwał, bo pewnie żaden z nas nie odważyła by się ruszyć jako pierwszy. Kazał mi jechać na badania, by sprawdzili, czy wszystko jest w porządku. Mówiłam mu, ze jest wszystko ok, ale nieeee... Dla świętego spokoju pojechałam. Oczywiście miałam racje. Po czym siedziałam i wpatrywałam się przez okno. Usłyszałam jak ktoś wchodzi.  Obróciłam głowę i widziałam ze stoi tam jak ciota, bo nie wie jak się zachować w tej sytuacji... Eh... znowu Pola musisz brać wszystko na siebie.
- Będziesz tak stał i się patrzył? Czy może ruszysz swój zgrabny zad i mnie pocałujesz?
Nie musiałam długo czekać na reakcję, bo po chwili był już przy mnie. Na początku muskał delikatnie moje usta, ale z czasem pogłębiał go. Ale wszystko przerwał lekarz. Mówiąc że ma dla mnie wypis i ze mogę się zbierać. Podziękowałam mu za opiekę tak samo jak Mario. Po czym ubrała się i wyszliśmy z szpitala. Stwierdziliśmy ze się przejdziemy bo i tak daleko on nie mieszkał. Kiedy byliśmy przed klatką, wziął mnie na ręce i niósł aż do samego mieszkania. Kiedy znajdowaliśmy się już u niego. Chwilę cieszyliśmy się sobą, dosłownie, a dlaczego chwile? Już mówię.  Przyszedł do nas Łukasz. Kiedy rozmawialiśmy opowiedziałam mu o kamerach i poprosiłam by je pousuwał. Wiec przyszedł to zrobić. Jaki kochany. Potem pojechaliśmy do mojego mieszkania i tam też znaleźliśmy parę. Po czym nas opuścił. Prosiłam by został ale ten, że musi wracać, wiec nie zatrzymywałam.
Przez to ze oboje jesteśmy leniami to zostaliśmy u mnie. Oglądaliśmy filmy i jedliśmy kanapki przygotowane przez nas. Po czym ładnie się wykąpaliśmy  (ale spokojnie osobno) i poszliśmy spać (ale tu już razem, i tylko spać... bez żadnych skojarzeń mi tu)...

******************************************************************************************************************

Hejka wszystkim.
Mamy nadzieję, że ktoś jeszcze tu jest...
Przepraszamy za taką przesuwkę, ale wiecie...
Szkoła jak i brak weny trochę nam to wszystko skomplikowało...
Mamy nadzieję, że się nie gniewacie...
KOMUNIKAT!!!
Nie mamy zielonego pojęcia kiedy pojawi się następny rozdział...
Może się okazać, że już jutro, za tydzień, albo dopiero za dwa,
a nawet w przyszłym miesiącu, bo inaczej nam przypadają ferie...
Więc czekamy na jakikolwiek komentarz, po tak długiej nie obecności...
Mamy nadzieję, że ktoś tu jeszcze w ogóle jest...
Jeśli ktoś czekał i się doczekał prosimy o komentarz, bo po tak długim czasie,
jest to nam bardzo potrzebne, żebyśmy wiedziały, że jeszcze w ogóle mamy dla kogo pisać...
Więc z góry dziękujemy i do zobaczenia (miejmy nadzieję, że już nie długo)
Buziaczki Tośka&Zuśka