środa, 11 lipca 2018

26

(Nico)
Nie powiem, byłem przeszczęśliw,y kiedy Mery wreszcie ustąpiła i zgodziła się ze mną zamieszkać. Oczywiście pomogłem się jej spakować, mimo że kilka razy zostłem zdzielony po rękach z komentarzem "Zostaw, poradzę sobie". To była cała Mery, w 100% ale w końcu za to ją kochałem. Była sobą, nikogo nie udawała, nawet jeśli by to miało znaczyć, że mam się z nia męczyć.
Następnego dnia po porannym treningu podjechałem razem z Mariuszem pod mieszkanie dziewczyn. Kiedy weszliśmy, dziewczyny bawiły się ze szczeniaczkiem i musiałem przyznać, że był to uroczy widok. Mery siedziała na ziemi, a kiedy ta mała kulka wskoczyła na nią dziewczyna położyła się na plecy, a piesek stał na niej i wesoło merdał ogonkiem. Nie chciałem im przeszkadać, ale do akcji wkroczył Mario, niszcząc tą piękną chwilę.
- Ooooooo... Normalnie zaraz będę żygał tęczą- powiedział wchodząc do salonu.
- A goń się mamucie. Pozatym Żygało tu nie gra, tylko z szejkami sobie siedzi gdzieś tam, nikt nie wie gdzie- odparła mu Pola i pokazała język.
Pokręciłem z dezaprobatą głową. Uwielbiałem tą dwójkę, ale czasem byli tak nieznośni, że miałem ochotę im głowy pourywać. Podszedłem do Mery i pomogłem jej wstać za co zostałem nagrodzony buziakiem w policzek. Tylko się uśmiechniąłem i spojrzałem na blondynkę.
- To co, gotowa?
- Powiedzmy- odpowiedziała lekko zdenerwowana.
Cmoknąłem ją w czubek nosa i poszedłem do jej pokoju po walizkę, którą zaniosłem do samochodu. Kiedy blondynka usiadła obok mnie ruszyliśmy do mojego mieszkania. Oczywiście nie było się bez drobnych spięć odnośnie tego, że sama wniesie swoją walizkę. Udało mi jednak ją namówić, żeby zabrać jej walizkę na górę. Kiedy otworzyłem drzwi Bianka odrazu wybiegła wesoło merdając ogonem, poszczekując i stając na dwóch łapkach i lekko doskakując do nas. Zobaczyłem jak na twrzy dziewczyny maluje się uśmiech, żeby już po chwili kucnąć i zacząć głaskać tą małą, białą kulkę.
- Chcesz herbaty?- Spytałem kierując się w stronę kuchni. W ramach odpowiedzi blondynka energicznie pokiwała głową.
Postawiłem na stole w salonie dwa kubki z parującym napjem. Dziewczyna bez zastanowienia oparła głowę o moje ramie kiedy usiadłem obok niej. Na mojej twarzy zagośił uśmiech, bo przynajmniej wiedziałem, że może się to wszystko jakoś ułożyć, nie wiedziałem jeszcze jak, ale miałem nadzieję, że się ułoży.
- To co robimy?
- A co byś chciała? Możemy zobaczyć jakiś film, przejść się na spacer...
- Nico, wiesz, że nie o to mi chodzi- przerwała mi Mery.
- Słonko, co będzie to będzie, nie mamy się co zamartwiać na zapas, grunt, że wszystko jest dobrze z tobą i z maluszkiem. A co ma być to będzie- odpowiedział i pocałem ją w czoło, po czym oplotłem ramieniem przyciągając ją do siebie.

(Mery)
Zamieszkaj z nim, mówili. Będzie fajnie, mówili. To nic takiego, mówili. Jasne, nigdy nie ufaj siatkarzą, a zwłaszcza Marcyniakowi i Poli. Nie no, nie powiem, że jest źle, nie narzekam, tylko, że ten "okres próbny" trwa już trzeci miesiąc. Co za tym idzie, wszyscy wiedzą, co jest grane, nie z tego powodu, że im powiedzieliśmy, po prostu nie są ślepi, a mojego brzuszka już raczej nic nie zakryje, dodatkowo biorąc pod uwagę, że okazało się, że mamy mieć bliźniaki. Tak, bliźniaki, a w zasadzie to bliźniaczki. Był to szok i to nie mały, powiedziałabym wręcz ogromny, no ale co zrobisz, no nic nie zrobisz. Nawet mi to nie przeszkadza, pomijając fakt, że wyglądam jak pączek.
Dzisiejszego dnia wybrałam się na spacer, pogoda może nie była najlepsza bo był mróz i wszystko było przykryte puchem, ale i tak była to najlepsza pogoda od kilku ostatnich dni. Wiedziałam, że jeśli Francuz się dowie o tym, że wyszłam zrobi awanturę, ale przecież lekarz powiedział, że mam na siebie uważać, nie, że mam cały czas leżeć. Pozatym, odrabina świerzego powietrza jeszcze nikomu nie zaszkodziła, biorąc pod uwagę, że jeszcze tak pięknie świciło słońce.
Z dziecinną wręcz radością usiadłam na jednej z ławek na placu Narutowicza i wyciągnęłam łapczywie twarz w stronę słońca jak małe dziecko, które nie widziało go od wieków. Ostatnim razem byłam na polu po Sylwku u Miśka i nie, nie wychodziłam temu, że mi się nie chciało, tylko temu ten cały przyjmujący zachowuje się jak baba w ciąży, a to podobno ja nią jestem.
Ale kiedy tak siedziałam poczułam jak ktoś się do mnie dosiada, z jednej i drugiej strony. Powoli, bez gwałtownych ruchów otworzyłam oczy, bo raczej nie mogli to być jacyś złodzieje albo porywacze, no bo jest biały dzień i na placu kręci się pełno ludzi. Kiedy tylko otworzyłam oczy zobaczyłam Miśka i Szampona. Teatralnie złapałam się za serce udając przerażenie.
- Matko kochana, wy chcecie żebym palpitacji serca dostała?- Zapytałam teatralnie na co dwójka przyjaciół wybuchła śmiechem.
- Nie no coś ty, zobaczyliśmy Cię i stwierdziliśmy, że się przysiądziemy, co nie Misiek?
- No jasne Szampon. Pozatym, twój amore idzie i nie chcielibyśmy, żeby zszedł na zawał widząc cię samą.
- Ej, jeszcze przez ponad 5 miesięcy nie będę w stanie nigdzie wyjść sama, więc dajcie spokój.
- Jasne, jasne. A imię już macie?
- Jasne Winiar, Michał Mariusz.
- Serio???
- Nie, ty imbecylu, opanuj się- Szampon trzepnął swojego przyjaciela w głowę i zaczęli przekomarzać się jak małe dzieci. Miałam wrażenie, że za chwilę stoczą bitwę na śnieżki w centrum placu.
- Cześć- powiedziałam z szerokim uśmiechem widząc stojącego przedemną Nico z zagniewaną miną.- I jak tam trening?
- Nawet dobrze- odparł lekko wytrącony z tematu tym pytaniem.- Nie jest Ci zimno?
- Nie no, coś ty- odpowiedziałam mu i wtuliłam się w jego ramie kiedy usiadł obok mnie.- Oni na pewno mają piątą klepkę?- Zapytałam patrząc na przyjmującego i atakującego, którzy akutalnie tarzali się w śniegu.
- Gdybyś dostała tyle razy piłką w łep ile oni, też by brakowało tej piątej klepki.
- Też dostałam dużo razy piłką w głowę, mimo że jestem rozgrywającą- zamyśliłam się  i spojrzałam na swojego chłopaka, który tylko się uśmiechnął i musnął moje usta.
- Wracamy?
- Jasne- odpowiedziałam i wstałam otrzepując dół płaszczu i instynktownie go poprawiając, żeby jak najbardziej osłonił brzuszek.
Podczas powrotu do domu jak zwykle rozmawialiśmy. Po prostu o wszysktim i o niczym. Poraz pierwszy w swoim życiu miałam wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu. Za trzy miesiące mieli przylecieć nasi Włosi, bo dosłonie oszaleli na wiadomość, że jestem w ciąży, jak jeszcze usłyszeli, że to mają być dwie dziewczynki to już całkowicie oszaleli i zaczęli już wymyślać imiona i to, jak bardzo będą je rozpieszczać. Po długim czasie wreszcie był sopokój, taki spokój, który przyniósł mi ukojenie, spokój który miał potrwać jeszcze względnie ponad 5 miesięcy.

* Pola
Od kiedy Maryś mieszka z Nico, ja siedziałam sama (no dobra był ze mną mój pies i pewnie chcecie go zobaczyć. haha nie ma tak dobrze. nie no nie będę mendą rusejską.
A macie mojego słodkiego Logana). Codziennie siedział u mnie Mariusz, a na noc jechał do siebie. Czasami zostawał na noc, kiedy nie miał treningu rano i wychodził z psem rano biegać, bo mi się za Chiny nie chciało.
Więc tak, dowiedziałłam się, że Maryś będzie mieć bliźniaczki. nieźle se to wymyślił żabojad. Nie wiem czemu, ale fajnie się to mówi od kiedy go tak ochrzciłam. Zaczęłam studia, denerwuje mnie trochę, że muszę dojeżdżać na uczelnie do Łodzi, ale lepsze to niż nic. Ale to tylko w weekeny. W tygodniu to ja trenuję i do tego jeszcze uczę do mini siatkówki.
Dzisiaj przez to, że miałam dzień wolny, bo siłownie już odbębniłam razem z Mariuszem, stwierdziłam, że pójdę do Marysi zobaczyć co u niej słychać. Niko zbyt, a może janak nawet za bardzo do zaleceń lekarza, że Mery ma odpoczywać, chociaz ja mu się nie dziwie, ale z drugiej strony, że nie mogła zbyt bardzo wychodzić sama, bo zaraz jest wojna 30-letnia. Więc kiedy się ogarnęłam i założyłam na siebie czyste ciuchy, wzięłam Logana na smycz i poszłam w kierunku mieszkania mojej psiapsi. Przy okazji wzięłam kawałek ciasta, które upiekłam. Tak ludzie, ja upiekłam cisto. Dobre, co nie? Pierwszy próbował Mario. Nie zatruł się, a nawet stwierdził, że jest pyszne. Te zgredy miały trenig akurat, więc tym bardziej się nudziłam.
Nie dzwonilam do niej i to był mój błąd. Bo jak się okazało pocałowałam klamkę. No nic. Tak więc obróciłam się na pięcie i poszłam sobie, ale wcześniej zostawiłam jej ładną wiadomość...
Nie miałam co za bardzo ze sobą zrobić, więc stwierdziłam, że pójdę pod hale po Marcynego. A co niech sie cieszy. Usiadłam sobie na ławece i czekałam na nigo. Troszkę piźdźiło, ale dało się wytrzymać. Patrzyłam jak mój pies bawi się w śniegu. Gryzie, tarza się w nim. Było to takie uroczę, że nawet nie wiem kiedy pojawił się mój mamut. Oplotł mnie w tali, a ja cicho pisnęłam. Automatycznie Logan zaczął warczeć, ale po chwili dotarło do niego, że nie ma czym się przejmować i zaczął dalej bawić się w śniegu. Wzięłam i ulepiłam śnieżkę. Spojrzałam i pocelowałam w rozgrywającego, który w ostatniej chwili się uchylił i dostał pięknie w twarz Kłos. Szybko schowałam się za Marcyniaka, a chłopaki płakali ze śmiechu.
- Pola! Mendo ruska- zaczął krzyczeć. - Ja wiem, że nie musze pytać, czy to ty , bo wiem, ze tylko Ty masz takie pomysły jako jedyna.
- A skąd wiesz, że to ja?!
- Pola, Pola, Pola... Moja kochana Polusia... Powiedz mi tylko jedno.
- Co?
- Kto wybija tylko takie akcje?
- No na pewno nie ja...
- A kto?
- Marcyniak...
Odpowiedziałam po chwili i zaczęłam uciekać.
- Ty franco mała...
I tak zaczeliśmy się gonić, a chłopki zaczęli się z nas śmiać, aż do momentu, kiedy nie wyrobiłam zakrętu obok Uriarte i się wyrżnełam, ale razem z nim. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam. Wtedy to dopero chłopaki wybuchnęli.
-Widzisz Poluś, karma działa...
- Wolałabym dostać z śnieżki niż lezeć na zimnej posadzce.
Kłos pomógł mi wstać, a Marcyniak wziął Logana. Przełożył mnie przez bark i stwerdził, że idziemy do domu, bo musimy porozmawiać. Nie obeszło sie bez zbędnych kometarzy ze strony chłopaków, ale pokazałam im śrdokowego i poszliśmy. Oczywiście ciasto zostało na ławce, więc poprosiłam, żeby Mariusz pożyczył mi teelfon, bo musze zadzwnić. Podał mi go, ale miał kod.
- Maniek, jaki masz kod?
- 1505.
- Czy to jest...
- tak...
- Czemu?
- A czemu nie...
- yhm...
Wykręcziłam do Chudego i poinformowalam go, że zostawiłam ciasto na ławce i jak chce to se może wziąć. Zaśmiał się, że jeśli będzie chory to moja wina. Po małej wymianie zdań zakończyłam rozmowę, oddałam telefon chłopakowi i wisiałam sobie dalej w najlepsze. Kiedy dostarliśmy do mieszkania Mariusza, postawił mnie i pomógł mi się rozebrać. Wytarł psu łapy, dał mu wody oraz kość do gryzienia. Ja poszłam do kuchni i w tym czasie zarzałam mleko na kakałko. Gdy zrobiłam napoje, jeden postawiłam na stół, a drugi trzymałam. Myślałam nad tym, o co może mu chodzić...

*Mariusz
Byłem zdzwiony jak zobaczyłem Pole pod halą. Stała tyłem, więc nie spodziewała się mnie i tym samy dziewczyna się wytraszyła. Później Pola jak to Pola zaczęła się wygłuppiać i zamiast w rozgrywającego oberwał Kłos. Potem pozbierałem Pole z ziemi, a następnie wzięłam psa i zaniosłem ją do mieszkania, mojego. Musiałem z nią porozmawiać. Usiadłem przy stoliku i patrzyłem na nią.
- Więc... O czym będziemy rozmawiać?
- O nas...
- Może tak jaśniej... Bo nie rozumiem.
- Pola, bo ja sobie wszytsko przemyślałem i myślę, że...
- Aha tak... Znalazłeś sobie lepszą, tak? No tak, bo po co Ci jakaś dziewczyna z dupy urwana. - odstawiła kubek. - Zabawiłeś się to fajnie, wręcz super...
- Pola! - wstałem i złapałem dziewczynę za ramiona. - Dasz mi do kończyć...
- A co Ty chcesz jeszcze kończyć? Jesteś skończo... - no musiałem jej przerwać i ją pocałowałem. - Ty jesteś... - no to jeszcze raz ją chwyciłem i znowu pocałowałem. Wzięłam ją na rękę i poszedłem z nią tak na krześle.
- Chce byś ze mną mieszkała, patałaszku. W życiu mi nie przyszło, by zerwać. Kocham Cię i marzę byś kiedyś została moją żoną, matką moich dzieci.
- Ty się nie rozpedzaj..
- I bądź tu romantyczny...
- To jak?
- Nie wiem Marcyś, muszę się zastanowić nad tym.
- Pola, a co Ty będziesz robić sama w domu, hm? Marysia mieszka z Nico, a raczej szybko nie wróci do domu, bo pewnie Marechal zaraz wymyśli pokoik dla bliźniaczek.
- Mariusz, nie to, że nie chce, ale muszę to przemyśleć na spokojnie.
- Dobrze...
Pocałowałem dziewczynę w czoło i rozsiedliśmy się na kanapie. Więcej nie miałem dzisiaj treningu, a Pola zasnęła ogladając tak jak przez nas uwielbiany program jak Trudne Sprawy. Tak to był sarkazm. Po prostu nie było co olądać. Spojrzałam na Logana i stwierdziłem, że w sumie możemy iść pobiegać. Psu przyda się troche rucha jak i mnie. Wstałem powoli, by nie obudzić Poli. Przykryłem ją kocem i poszdłem przebrać się w inne rzeczy poprostu. Wzięłem psiaka i poszliśmy na długi i dość intesywny spacer. Ale wcześniej zostawiłem Poli karteczkę, że pozdłem z Loganem biegać oraz zamknąłem mieskzanie. Po 2h bieganie wróciłem, a Pola siedziła jak zawsze na parapecie i piła herbatę w mojej bluzie. Mogbym patrzeć na nią tak cały czas. Wiecznie. Jest boska taka trochę rozczochrana, zadużej bluzie z kubkiem w dłoniach i grubaśnych skarpetach. Jednak tą chwile przerwał nam zwierzątko, które domagało się jedzenia jak i picia. Dziewczyna zeskoczyła na ziemie i poszła przywitać się z jej pupilkiem. Czasami czuję się zazdrosny, bo zwraca więcej uwagi na Logana niż na mnie, ale to pies i to jeszcze mały. Więc niech tak będzie. Pola powiedziała, że zrobiła kanapki i stoją w lodowce. Zrobiła mi herbatę, a potem zajęła się futrzakiem. Kiedy była tyłem wykorzystałem moment i pociągnąłem ją do siebie na kolana. Spojrzała na mnie trochę oburzona, ale kiedy ją do siebie przytuliłem i pocałowałem w czoło przeszło jej. Na szczęście, bo na kanapie nie zamierzam spać, a Logan z nią w łóżku. Bo tak jest, kiedy nie ma mnie u niej. Chociaż nawet tak jest, jak jestem u niej, albo ona u mnie. Ten pies jest lepszy niż BBC. Serio. Gdzie ona idzie, to on za nią. Nawet jak idzie do łazienki, to leży pod drzwiami. Jest to mega śmieszne, ale czasami irytujące.
- Idź się wykąpać, a ja poczekam na Ciebie. - zaczęła mi ziewać.
- Lepiej to idź się połóż spać, a ja do Ciebie przyjdę. - zaśmiałem się z niej, bo zaczęła mi zasypiać już na kolanach.
- Nie no... Jest ok.
- Ok, czyli się nie dogadamy.
Pocałowałem Pole w czoło i zaniosłem ją do łóżka. Delikatnie połoyłem blondynę i ją przykryłem kołdrą. Pocałowałem ją w policzek i poszedłem się szybko wykąpać. Kiedy wróciłem dziewczyna już spała, a Logan w jej npgach. Położyłem się obok niej i wtuliłem się w jej plecy. Fajnie by było, gdyby Pola zamieszkała ze mną. Mógłbym tak z nią żyć codzeinnnie, aż do końca mojego życia. Z takimi myślami zasnąłem. Rano obudził mnie pies, który zaczął piszczeć. Czułem jak dziwczyna zaczyna wstawać, ale chwyciłem ją za rękę.
- Daj spokój, ja z nim pójdę. - powiedziałem zaspany.
- Mariusz, śpij. Masz treningi dzisiaj. Ja mam tylko z dziećmi zajęcia o 16.00, a potem swój, więc spokojnie.
- Ale Po...- przerwała moją wypowiedź pocałunkiem.
- Cicho bądź i śpij dalej. Nie marudź.
- Hyyy... No dobra no...
Patrzyłem jak Pola ubiera spodnie dresowe na piżamę, bierze swoją czapeczkę, rękawiczki i wychodzi z sypialni. Poleżałem jeszcze może z 10 minut i przejrzałem portale społecznościowe, po czym wstałem i poszedłem do kuchni przygotować śniadanie oraz herbatę z miodem i cytryną dla mojej dziewczyny. Haha... Jak to pięknie brzmi, nadal. Kończyłem pić kawę, kiedy do domu wleciała Pola. Była cała... mokra?
- Co się stało?
- Trafiłam w zaspe śnieżną...
- A tak serio?
- Odśnieżali drogę, a Logan zoabczył ptaka i mnie pociągnął, a jest lodowisko na chodniku no i temu.
- Idź się szybk oprzebież.
- No już idę.
Kiedy poszła do łazienki się ogarnąć, ja poszukałem jakieś ciepłej bluzy, żeby mogła ubrać na siebie, ale ta się uparła, że może chodzić w tej mojej, którą dostała. Jedynie wzięła moje skarpetki do latania po mieszkaniu. Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy jeszcze poleżeć w łóżku. Po prostu leżeliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy. Kiedy zostało mi jakieś 45 minut do treningu, Pola wyrzuciła mnie z łóżka, bym pojechał trochę wcześniej, bo może być dzisiaj ślisko. Poszedłem do łazienki się ogarnąć, a Pola spakowała mnie na trening. Czy ona nie jest kochana? No oczywiście, że jest. Pocałowałem ją i wyszedłem. Wcześniej pokazałam jej, gdzie są zapasowe klucze.

*********************************************************************************

Siema ludziska, jak dawno mnie tutaj nie było xd

Co tam słychać? 
Jak tam wakacje?

U mnie trochę pracowicie...
Mogą być małe błędy, bo dzisiaj coś kiepsko widzę, 
a chciałam już tak bardzo wstawić rozdział, no że musiałam. 
Więc przepraszam jeśli coś jest...
Całują w policzusie Zuzia & Tosia

niedziela, 6 maja 2018

25

* Pola
Więc kiedy przyszliśmy na tą kolacje to było widać cień mordu ze strony Mary za ten pomysł. A ja mówiłam, że z tego będą dzieci. Marechal, co chwile spoglądał to na Maryś, to na mnie. Sorry gościu, ja jej dziecka nie zrobiłam, więc teraz sam się martw. Ale mogę coś dla Ciebie zrobić i się ulotnić. Po zjedzeniu kolacji, która jak zawsze jest genialna (no bo Marysi), wzięłam swojego mamuta i poszłam z nim na spacer. Oczywiście poinformowałam o tym współlokatorkę i wyszliśmy. Spacerowaliśmy obok parku, potem jednak Mario skręcił i wylądowaliśmy przy rzece. Mariusz zaczął nie pewnie:
- Myślisz, że co się stanie?
- Nie wiem, Mariusz... To jest Maryś. Ona nigdy nie wie, czego chce. Czasami jest tak, że się zgodzi, a czasami nie.
- Pola, nie owijaj  tylko odpowiedź tak, czy nie...
- Nie, bo to wjedzie na jej dumę. Mary mało komu przyznaje rację. W głębi duszy wie, że robi źle, ale też nie potrafi się do tego przyznać. Widziałeś jak to wyszło między nią a Marechalem. Teraz też tak będzie.
- A jeśli się zgodzi to co?
- Przyjdę na wasz trening przebrana w ten wasz strój osy...
- Na mecz...
- Zakład?
- Tak...
- Dobra... Jeśli się zgodzi przyjdę na wasz mecz przebrana za pszczołę i będę paradować w nim, pasi?
- Pasi...
- Ale jeśli ja wygram to... - zamyśliłam się. - Będziesz musiał zgolić nogi.
- Dobra... - zatrzymałam się i podał mi rękę - Zakład?
- Zakład.
Uścisnęłam jego dłoń. Po czym szłam dalej, ale on mnie dogonił. Obrócił się w moją stronę i spojrzałam w jego oczy. On też zrobił.
- Pola, co jest?
- Co? Nic.. Zamyśliłam się.
- Hej... Co Cię gnębi?
- Nic... - uśmiechnęłam się.
- Polaa... - spojrzał na mnie tym wzrokiem swoim, który mnie łamie (ale nie tym razem), a ręce położył na biodra.
- Noo cooo? Człowieku, nie możesz mi uwierzyć?
- W tym wypadku powinienem?
- Jeśli tak mówię, to znaczy, że tak...
- Niech Ci będzie...
- No dzięki łaskawco...
Ominęłam go, poprawka, próbowałam, bo po chwili znalazłam się w jego rękach. Po czym wymusił na mnie, bym na niego wskoczyła. Oplotłam go nogami w pasie i spojrzałam w jego oczy. Kocham w nie patrzeć w takiej odległości. Drażnił mnie nosem o mój nos. Położyłam czoło na jego i przymknęłam oczy. Po chwili poczułam jego wargi na moich. Uwielbiam, gdy on mnie całuje. Po mimo iż taki mamut, potrafi być czuły i delikatny. Robi wszystko tak powoli, nie śpieszy się. Usłyszałam coś, więc zesztywniałam i się oderwałam od niego.

*Mariusz
Kiedy chciała mnie obejść, złapałem ją szybko w niedźwiedzia, a potem wymusiłem, by na mnie wskoczyła. Ona mnie oplotła nogami i patrzyła prosto w moje oczy. Bosko jest być z nią na tej samej wysokości i móc patrzeć w jej oczy. Mieć ją tak blisko. Kiedy oparła się czołem o moje, odnalazłem jej usta. Naszą błogość przerwała Pola. Spojrzałem na nią, a ona zeskoczyła z moich objęć i poszła w stronę rzeki. Poszedłem za nią, a ta mnie oczywiście zaczęła uciszać. Stanąłem, ale oczywiście po nie całych trzech minutach już mnie woła. Zdecyduj się, czy mam iść za Tobą, czy nie... Chociaż tak wiadomo, że pójdę nawet na koniec świata.
- Mariusz, do cholery jasnej... Ruszaj dupę... Tu coś jest...
- O czym Ty mówisz?
- No patrz...
Wskazała na jakiś worek.
- Pola może to są jakieś śmieci...
- Tak jasne, który piszczy... No słuchaj...
Miała rację. Jak chce to potrafi usłyszeć, a jak ja ją o coś proszę, to nie słyszy... Nie dobra powaga. Podszedłem do tego worka, które przyczepiło się o gałąź w rzece. Oczywiście Pola powiedziała, że tam wejdzie, jak to ona, ale ja jej na to nie pozwoliłem.
- Ty zostajesz, ja idę...
- Mariusz...
- Nie i nie kłóć się.
I poszedłem w tamtym kierunku. Chwyciłem za worek, powili by nic nie zrobić. Kiedy udało mi się wyciągnąć worek, od razu je otworzyła. Miała rację były tam szczeniaki. Niestety żaden nie przeżył. Oddaliłem się i zadzwoniłem po policje. Między czasie zastanawiałem się czy dobrze zrobiłem zostawiając Pole samą z nimi. Kiedy wróciłem, klęczała nad tym workiem. Podszedłem do niej i oparłem rękę na jej ramieniu.
- Pola, mamy nic nie ruszać, one nie żyją. Nic nie możemy zrobić.
- Mariusz, to nie prawda... Jeden żyje.
- Jak to?
- No patrz...
Ukazała mi małego szczeniaka. Faktycznie jakiś przeżył. Wziąłem go na ręce i podałem Poli. A ta jakby nic usiadła na ziemi i trzymała szczeniaka. Było to taki uroczy widok, że patrzyłem na nią, aż do przyjazdu policji. Przedstawiliśmy całą sytuacje, a oni, że dziękują za informacje, ale zza dużo raczej nie zdziałają, a to jedno oddadzą do schroniska. Na słowo schronisko Pola poderwała się z miejsca.
- Ale jak to?
- No to bez pański pies, więc trafi do schroniska.
- Ale ja go nie mogę zatrzymać?
- Szczerze to chyba tak...
- Pola... A co na to Maryś?
- No ona się nim nie będzie zajmować...
- Wiesz co chcesz zrobić? Wiesz, że to znaczą dodatkowe obowiązki?
- Czyli na twoją pomoc nie mogę liczyć?
- Pola... Nie oto mi chodzi...
- Proszę się nie martwić, zaopiekuję się tym psiakiem, a co do Ciebie - spojrzała na mnie wzrokiem żądnym morderstwa. - Dam sobie radę i nie potrzebuje twojej pomocy...
Po czym się obróciła i pobiegła. Chciałam biec za nią, ale policjanci chcieli jeszcze kontakt do mnie. Podałem im potrzebne rzeczy i przeprosiłem, bo musiałem biec za dziewczyną, bo jak się fochnie to już koniec.
Próbowałem się z nią skontaktować, ale to na nic. Coś mnie podkusiło, by pobiec na ten mostek, gdzie przyszedłem z Polą. Punkt dla Marcyniaka. Była tam... Podchodziłem powoli. Siedziała oparta o barierki, a na kolanach siedział pies. W głowie miałem plan, który chciałem jej powiedzieć, ale kiedy stanąłem na przeciwko jej, to zapomniałem co chciałem jej powiedzieć. A wiecie dlaczego? Bo jej piękne niebieskie oczy... Heee jak ona to robi. Przykucnąłem  na przeciwko jej. Chciałem coś powiedzieć, ale ona mnie uprzedziła.
- Jestem złą dziewczyną... Nie powinnam Cię stawiać w takiej sytuacji... Przepraszam.
- Pola... - znowu mi przerwała.
- Nie... Wiem, że chciałeś dobrze, że myślałeś o mnie, ale nie chce też pozwolić by to maleństwo przechodziło to samo co ja. Nie zostało zaakceptowane przez kogoś to wyrzucają. Takich ludzi to bym za gacie powiesiła na drzewie, a potem poucinała wszystkie kończy, przyszyła, znowu urwała i spaliła, a resztki dała na pożarcie rekinowi, chociaż nie one niczemu nie są winne, ale no... - musiałem jej przerwać, bo jak się jej załączyć tryb morderstwa, to bez kija bejsbolowego nie pochodź. A jak ją uciszyłem? To bardzo proste, zamknąłem jej usta swoimi. Najlepszy sposób dla mnie.
- Pola... Hej... Przepraszam sam nie pomyślałem, tylko chodzi mi o to, że teraz będziesz mieć dużo na głowie... Studia, klub, ja i teraz on, a miałaś mieć jeszcze jedną propozycje od Skry razem z Mary.
- Jaką propozycje?
- Klub chce ma pod sobą taką mini siatkówkę i chcą byś wspomogła ich, pomagała. Wiedzą, że lubisz dzieci jak i siatkówkę, a że będziesz potrzebować praktyk to klub chce też Ci je zapewnić.
- Co?
- Tak słyszałem, ale mieli do Ciebie dzwonić w poniedziałek, bo są takie plany.
- Dlaczego mi o tym teraz mówisz?
- Bo to miała być niespodzianka. Ja nie miałem z tym nic wspólnego. Spytali się mnie tylko na którym roku jesteś i czy lubisz dzieci, a potem dowiedziałem się tego przez przypadek.
- Yhm... Ale i tak chce zatrzymać go.
- No dobrze, to chodź do domku teraz, wykąpiemy pieska razem i pojedziemy do weterynarza sprawdzić czy z nim wszystko w porządku, a potem do zoologicznego wskoczymy? Co Ty na no to?
- Nie jesteś na mnie zły?
- Nie... Nie jestem zły...
- Ja to mam szczęście będąc z Tobą...
- No fakt i to bardzo duże szczęście... Chodź.
Podałem jej rękę by wstała. Przytuliłem ją i objąłem potem w pasie i wróciliśmy do domu, gdzie było słychać ładną wymianę zdań. Pola weszła do salonu, gdzie znajdowała się para, a ja po chwili dołączyłem.
- Nico, zrozum, że ja nie pójdę do Ciebie mieszkać...
- Ale dlaczego? Podaj jeden konkretny powód czemu?
- Nie chce być od Ciebie uzależniona, dobrze sobie poradzę z Polą...
- Mary... Proszę... Chociaż na miesiąc, jeśli Ci się to nie spodoba to odpuszczę. Tylko jeden miesiąc.
Marysia patrzyła na niego przez chwile, myślałem, że się już zgodzi, ale to co usłyszałem zbiło mnie z tropu.
- Pójdę pod warunkiem, jeśli Pola będzie razem z nami mieszkać...
- Co?! - odezwała się sama zainteresowana.
A wtedy odwrócili się w jej stronę, a ta stała w szoku, tak samo jak i ja.

*Nico
Podczas kolacji było czuć, że jest nie swoją. Błagałem w myślach, by blondynka się odezwała, ale ta chyba nie miała tego zamiaru. Ale moje spojrzenie zdziałało coś... A dokładnie to, że Pola się odezwała, ale nie tak jak oczekiwałem. Ona powiedziała, że wychodzą na spacer i poprosiła  byśmy się nie pozabijali. Jak zobaczyła mój wzrok to tylko się uśmiechnęła. Powiedziała "pa" i zniknęła. Czasami ta dziewczyna mnie zaskakuje. Nie wiem skąd ona bierze te pomysły, ale chyba może lepiej, że nie wiem... Więc zapanowała cisza. Nie wiedziałam jak mam rozpocząć z nią rozmowę. Przecież to cykająca bomba. Jak mi zaraz wystrzeli z wiązanką to od razu będę mieć pogrzeb. Zaczęła zbierać naczynia, więc jej pomogłem.
- To, że jestem w ciąży... - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Nie znaczy, że jesteś chora... Głuchy nie byłem. - chyba ją zatkało. - No co?
- Nie musisz mi pomagać...
- Ale chce...
Pomogłem jej pozmywać, potem ogarnęliśmy stół. Usiedliśmy na kanapie.
- Chcesz herbaty? - zapytałem jej, a ona kiwnęła.
Poszedłem do kuchni i wstawiłem wodę na czajnik. Przygotowałem kubki i torebki herbaty. Kiedy czekałem, poczułem ręce, które oplatały mnie wokół talii. Nie musiałem zgadywać, kto to jest, bo wiem, że to Mary. Raz jej perfumy, dwa byliśmy sami. Nalałem nam herbaty. Potem oplotłem ją również i pocałowałem w czoło. Wziąłem ją na ręce i położyłem na kanapie. Przykryłem kocykiem i wróciłem po nasze herbaty, by po chwili usiąść i mieć kobietę w swoim ramionach. siedzieliśmy tak przez długi czas, co jakiś czas popijając herbatę. Wole poczekać, aż wybije gorący napój i zacznę z nią rozmawiać. Tak więc wpatrywaliśmy się w okno i widoki po za nim. Kiedy wypiliśmy, odniosłem kubki i wróciłem do niej. Usiadłem i spojrzałem na nią.
- Czemu się tak mi przyglądasz?
- Mary, możemy porozmawiać?
- Co jest?
- Wiesz, że musimy dokończyć rozmowę na temat tego mieszkania...
- Nico...
- Mary, czuję się za Ciebie odpowiedzialny, za co się stało...
- Cieszę się, ale to nie znaczy, że od razu muszę się do Ciebie przeprowadzać...
- Mary, ale będzie to łatwiejsze... Będę mieć na Ciebie oko i na naszego maluszka...
- Nie! Ja sobie świetnie poradzę... Nie chce by Tobą grało tylko uczucie odpowiedzialności, znaczy fajnie, że weźmiesz za nas odpowiedzialność, ale nie ukrywajmy, że to będzie uciążliwe.
- Mary, to nie tak... - uklęknąłem przed nią. - Kocham Cię, nasze dziecko też... I dlatego chce byś zamieszkała ze mną!
- Nie! Zrozum, że nie chce byś ciężarem!
- Mary...
- Nico, posłuchaj mnie...
- Nie! Mary, czy to chociaż raz dasz sobie pomóc?!
- Ale ja sobie sama świetnie daje radę... Zanim się łaskawie pojawiłeś dawałam sobie świetnie radę...
- Aha... Czyli jestem tutaj nie potrzebny?
- Nico, zrozum, że ja nie pójdę do Ciebie mieszkać...
- Ale dlaczego? Podaj jeden konkretny powód czemu?
- Nie chce być od Ciebie uzależniona, dobrze sobie poradzę z Polą...
- Mary... Proszę... Chociaż na miesiąc, jeśli Ci się to nie spodoba to odpuszczę. Tylko jeden miesiąc.
 - Pójdę pod warunkiem, jeśli Pola będzie razem z nami mieszkać...
- Co?! - odezwała się... Pola?!
Odwróciliśmy się w jej kierunku, która stała i patrzyła na nas z buzią otwartą, a obok niej Marcyniak.
- Pola?
- Co powiedziałaś?

*Mary
- Co powiedziałaś? - powiedziała Pola, skąd ona ma psa?
- No... - zaczęłam się drapać nerwowo po karku...
- Nie ma żadnej, kurwa, opcji, że będę mieszkać pod jednym dachem z Żabojadem... Sorry, Nico, bez obrazy, ale nie...
- Widzisz, Pola nie idzie, to ja też nie... - próbowałam wyjść z tej sytuacji.
- Hola, hola... Od mojej dziewczyny wara... - do akcji wkroczył środkowy, a Pola na niego spojrzała. - Nie patrz tak na mnie... Dlaczego masz brać odpowiedzialność za nich...
- Maryś, wiesz o tym, że jesteś dla mnie jak siostra, ale nie tym razem... Sama nie wierzę, że to mówię, ale Mariusz ma rację. Sami musicie sobie poradzić... - po czym spojrzała na środkowego i wzięła go za rękę. - Chodź wykąpiemy psa i poszukamy jakieś weterynarza...
- Jasne Misiek... - pocałował ją w czoło.
- Maryś, dogadajcie się, bo ja na serio mam dosyć bycia między młotek a kowadłem... Czy mogłabyś chodź raz schować swoją dumę do kieszeni i dać sobie pomóc... A on nie jest, aż taki zły...- powiedziała po czym wyszła. Pierwszy raz widziałam Polę tak zdenerwowała. No ma rację... Powinniśmy się dogadać, a nie się kłócić... Spojrzałam na Nico, a on patrzył na mnie. Dlaczego ona ma zawsze rację...
- Miesiąc?- Zapytał chcąc się upewnić.
- Tylko jeden...
- Dobra, niech Ci będzie...
- Na prawdę?
- Tak, ale po miesiącu mnie nie ma...
- Ale...
- Nico, miesiąc to miesiąc... Nie więcej...
- No dobrze...
Po mimo, że patrzył na mnie to się uśmiechał. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Przyjmujący podszedł do mnie i mnie pocałował, po czym wtuliłam się  w niego. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować... Po czym usłyszeliśmy krzyki Poli i Maria. Zaczęliśmy się śmiać z nich. Oboje są pokręceni do końca, oboje mają podobny charakter i swoje pomysły, jak i humorki. Więc czemu ja, mam takie głupie pomysły? Czemu nie mogę się sobie choć raz sprzeciwić i zrobić to co mi serce mówi... Mam nadzieję, że źle się nie skończy...
- To kiedy się do mnie wprowadzasz?
- A kiedy byś chciał?
- No najlepiej od zaraz, ale pewnie chcesz się spakować i więc może jutro rano do południa?
- No ok...
- To puki jestem, może Ci pomogę?
- A co jakaś upośledzona jestem?
-Nie, ale chcę Ci pomóc...
- Oj, Nicolas, Nicolas...
- Oj no.... Chodź idziemy....
 Chwycił mnie za rękę i pociągnął do mojego pokoju.

***
Hej, cześć i czołem!
Wiem, trochę nas nie było...
Chciałam przerosić te osoby które zostały bo to tylko i wyłącznie moja wina, nie wiedziałam co pisać, miałam jednym słowem poważny kryzys weny (który mam w sumie nadal), ale dzięki Tośce ten rozdział już jest...
(Miał być wczoraj, ale przyznaję się, że pomimo iż minęły prawie dwa tygodnie, dalej jestem w rozsypce po premierze INFINITY WAR)
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze w ogóle jest, jeśli tak to niech da o sobie znać, jakkolwiek, komentarz, może być nawet kropka, bylebyśmy tylko wiedziały, że ktoś jeszcze jest i mamy dla kogo to pisać. 
KOLEJNY ROZDZIAŁ pojawi się (miejmy nadzieję) przed wakacjami, byłby może w przyszłym tygodniu, ale wyjeżdżam na wycieczkę i mnie nie będzie.
Błagam, niech ktoś da znać, że w ogóle tutaj jest...
Jeszcze raz przepraszam i, miejmy nadzieję, do zobaczenia.
Całuski ;*